Nie wyspał się, w sumie, to czuł się okropnie, ale wiedział, że nie zaśnie z pustym brzuchem. Podniósł się z legowiska i rozciągnął, głośno ziewając. Podszedł do źródełka w jaskini i ochlapał chłodną wodą swój pysk w nadziei, że to pomoże zbyć się snu. Na chwilę podziałało, ale gdy wilk wyszedł z jaskini, a zimny wiatr owiał jego futro, Pandora natychmiast chciał wrócić do środka. Nieświadomie okrył się skrzydłami i ruszył przed siebie. Tylne kopyta, chociaż nie były czymś normalnym, w tej chwili bardzo mu pomagały odbijać się od zasp, jaki utworzył wiatr dzisiejszej nocy. Gdy przyzwyczaił się do temperatury, złożył skrzydła wzdłuż ciała i zaczął poszukiwać swej ofiary, starając się nie zwracać na burczenie brzucha. Przeszedł las i nie natrafił na żadne zwierzę, jakby pech, którym on sam miał być, właśnie mu towarzyszył i się z niego naśmiewał. Szedł dalej, aż natrafił na króliczą norę. Zaczął węszyć, gdzieś obok musiał się znajdować zwierzak. Kucnął, dzięki czemu był prawie niewidoczny dzięki swemu wzrostowi i odnalazł ofiarę, kiedy ta wyskoczyła zza drzewa. Szybko poruszała noskiem i uszkami, musiała wyczuć niebezpieczeństwo, a Pandora niestety był od niego za daleko, by zaatakować i zdążyć złapać, skoro ten już się domyśla, o co chodzi. Nim jednak ruszył do swej norki, wilk użył Tkania Krwi i sprawił, że zwierzak nie mógł się poruszyć. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że to jego koniec, a wróg dwoma machnięciami skrzydeł znalazł się za jego plecami i zadał mu bezbolesną śmierć. Chwycił zwierzaczka w zęby i odszedł z nim dalej od nory. Wybrał sobie miejsce pod starym dębem, w którym można się było skryć za wystającymi korzeniami. Wgryzł się w miękkie mięso, kiedy futerko łaskotało go w nos i zmusił do kichnięcia, które spłoszyła ptaka nad jego głową. Gdy nie zostały z zająca nawet kości, basior umył pysk w śniegu i ruszył z powrotem do jaskini. Chociaż sen już tak bardzo nie dawał mu się we znaki, nie miał nic innego do roboty, jak siedzenie w swoich czterech ścianach i oglądanie, jak woda spływa po skałach do jego wiecznego źródełka. Droga powrotna zawsze wydawała mu się krótsza, ale nie tym razem. Był zbyt krótko na tych terenach, by móc zrozumieć, gdzie się znajduje i jak wrócić do siebie. Jedyne co mu zostało, to pofrunięcie do góry, niestety dużo mu to nie dało. Wszystkie białe, zaśnieżone drzewa wyglądały tak samo. Przeleciał kawałek w jakimś kierunku, aż zobaczył w oddali pasmo górskie Shiba. Powrócił na ziemię i wiedząc już, którędy się kierować, truchtem ruszył do swej jaskini. Nie sądził, że po drodze trafi na wilka, który swoją drogą, nie przypadł mu do gustu. Wadera zadała za dużo pytań naraz, a tego nie cierpiał. Nie myślał odpowiadać na którekolwiek z pytań, jednak sytuacja wymagała wyjaśnienia, by samica przypadkiem nie pomyślała, że Pandora chciał jej zabrać łów.
- W sumie, to sama sobie przeszkodziłaś w tym śniadaniu, myśląc, że to ja chce ci przeszkodzić – stwierdził. Wilczyca przypominała mu jednych z tych ważniejszych wilków z dzieciństwa, które postanowiły się go nie bać i pokazać, kto tu rządzi; a jednak żadne z nich go nawet nie tknęło.
- Więc co tu robisz? - zapytała, mierząc go ostrym spojrzeniem.
- Według mnie to nieprofesjonalne pytanie. Pytasz ptaka, dlaczego siedzi na gałęzi? Albo królika, dlaczego siedzi w norze? - zadał retoryczne pytania, ponieważ wybuchowość wilka mu się nie spodobała. W tej sytuacji nie potrzeba było ani grama złości. - Po prostu idę do domu – dodał, nim ta zdążyła coś powiedzieć.
<Primrose?>
Słowa: 567
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz