Miał okropny sen, z którego nie mógł się wybudzić. Zasnął na swoim legowisku, a wylądował przy małym źródełku w jaskini, oddalonym od miejsca snu jakieś dwa metry. Śnił o powrocie smoków, które zostały dawno temu wygnane na Skaliste Ziemię, a teraz zapragnęły tego, co im się należało. Pandora śnił o ogniu zalewające białe tereny, o śniegu barwionym czerwonym kolorem krwi martwych wilków i innych zwierząt, o wielkich skrzydlatych bestiach, nie znających litości i o tym, że Bogowie postanowili ich tym razem zostawić. Basior oglądał to wszystko z boku, jakby był widzem rzezi. Gdy próbował pomóc, albo uciec, poruszał się w miejscu. Aż nagle przed nim pojawił się ogromny szary gad z czerwonymi rogami na łbie. Patrzył się na niego czarnymi jak noc oczami, uśmiechnął się paskudnie, ukazując ogień płonący między jego zębami, który czeka, aż pochłonie sierść Lerdisa. Zamknął oczy, wiedział, że zaraz się obudzi, wystarczy, że zostanie zaatakowany przez smoka. On jednak zamiast zionąć ogniem, odezwał się niskim głosem:
- Jeden z nas…
Wtedy Pandora się obudził przy źródełku. Podniósł głowę i zamrugał parę razy. Nie mogąc jeszcze dojść do siebie, zanurzył łeb w zimnej wodzie i wylazł na zewnątrz, co było złym pomysłem, ponieważ lodowaty wiatr natychmiast zamroził kropelki cieczy na pysku, nie pozwalając mu mrugnąć. Wrócił do środka i łapą zebrał kryształki lodu. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że to był tylko okropny koszmar, po wczorajszej lekturze Historii Silvarii. Miał zdecydowanie zbyt wybujałą wyobraźnię. Rozciągnął się, wyciągając łapy do przodu, kopyta do tyłu i skrzydła na boki… gdy przypomniał sobie o smoczych skrzydłach, które były pokryte białymi smoczymi łuskami, odskoczył na bok, jakby chciał od nich uciec.
- Zdecydowanie za bardzo panikuje – pokręcił głową, zażenowany swym zachowaniem i powrócił do legowiska, które było rozwalone od jego nocnej szamotaniny. Wtedy zobaczył napis, ułożony z niedużych kamyczków: Bal Zimowy. Pandora przypomniał sobie o dzisiejszym dniu, specjalnie go sobie zapisał, aby nie zapomnieć. Nie mógł się doczekać zabawy, bardzo chciał zobaczyć, jak wilki się bawią: nigdy w życiu nie był na żadnym balu, czy nawet małym przyjęciu, teraz miał okazję to zmienić. Droga do zamku trwała jakaś godzinkę, przy wietrze zajmie mu ona pół godziny dłużej, a jeszcze trzeba się przygotować; ale czy na pewno? Basior nie miał kompletnie pojęcia, jak się zachować i jak przyjść na jakąkolwiek zabawę. Zrezygnował ze strojenia się, stwierdził, że najpierw zobaczy, potem będzie robił w przyszłości. Mimo wszystko została jedna ważna sprawa: obiad. Musiał zjeść porządny, by mieć siłę na długą podróż w locie. Śniadanie przespał, ponieważ w nocy zamiast spać, wyszedł popatrzeć na gwiazdy.
Udało mu się złapać młodego jelenia, który był nieostrożny i niedoświadczony, by przebywać samemu. Pandora szybko go zabił, by nie cierpiał, a następnie zaciągnął go do jaskini, gdyby zostały jakieś resztki, miałby śniadanie na następny dzień. Po pożywieniu się mięsem, umył się pozbywając się krwi i wzleciał w powietrze kierując się do centrum, na południe. Wiatr spowalniał go tylko przez kawałek początkowej drogi, potem leciał spokojnie na rozpostartych skrzydłach. Gdy zobaczył na horyzoncie zarys zamku, serce zabiło mu mocniej. Nie mógł się doczekać, z tej ekscytacji nie czuł nawet zmęczenia podczas lotu, dopiero gdy wylądował na ziemi, poczuł, jak skrzydła go pieką.
Od zmierzchu dzieliło zamek tylko pół godziny, dlatego gdy Pandora znalazł się na dziedzińcu, zobaczył wilki z różnych stron i dystryktów. Rozejrzał się z nadzieją, że znajdzie kogoś takiego jak on, ale wszystkie wilki wyglądały zwyczajnie, nikt nie miał rogów, zmutowanych kończyn czy dziwnych skrzydeł. Z tym faktem czuł się bardzo dziwnie, parę wilków zwróciło na niego uwagę, ale gdy wmieszał się w tłum, stał się jednym z nich. Był zadowolony, że mógł przebywać wśród takiej ilości pobratymców, którzy nie znając głupiej przepowiedni, nie uważają go za zagrożenie. Do zamku wchodziło się przez ogromne drzwi, przy których stała czwórka strażników. Nie wiedząc gdzie się kierować, trzymał się losowej grupy. Szli korytarzami z masą zdjęć na ścianach, przedstawiających rodzinę królewską, zaczynając od samej Silvarii. Jej białe futro pokrywało praktycznie cały obraz i tylko złote oczy się wyróżniały. Po drodze znalazł drzwi do biblioteki, w tej chwili pustej.
Wszyscy zebrali się w Głównej Sali, która była udekorowana na biało, przy ścianie stały stoły z poczęstunkiem, orkiestra znajdowała się po drugiej stronie, bardziej w rogu, a na końcu sali wisiała kurtyna, przed nią był podest, dla przemawiających, w tym momencie dla Władców. Pomieszczenie było ogromne i wysokie. Do rozpoczęcia pozostało parę minut, dlatego basior postanowił sprawdzić, co mają do zaoferowania stoły. Prócz tradycyjnego ponczu i innych napojów oraz słodyczy, na stole leżały owoce, koreczki i najróżniejsze dania, jakich nigdy nie widział. Jego dieta składała się raczej z upolowanej zwierzyny, której w żaden sposób nie przyrządzał, dlatego zdziwił się widząc nawet mięso pod różnymi postaciami. Miał ochotę wszystkie spróbować, ale widząc, że wilki czekają na rozpoczęcie, zrezygnował. Wrócił na swoje miejsce, usiadł, a po chwili światła zgasły, tylko podest był oświetlony. Wszedł na niego czarny wilk, który uroczystym tonem kazał przywitać rodzinę królewską. Po kolei wymienił imiona, zaczynając od poprzednich władców, najmłodszego pokolenia i kończąc na parze królewskiej. Wszyscy się kłaniali, a kiedy Królowa Naira się pojawiła, czarny wilk zszedł z podestu i dołączył do służby. Władczyni przemówiła głośno, a jej słowa odbijały się od ścian. Wspominała dawne czasy, w których smoki żyły na tych terenach, ale dzięki Królowej Silvarii, która dzielnie broniła naszych terenów, uciekły i nigdy nie powinny wrócić. Mówiła o jej odwadze i oddaniu, wiecznej zimie, jaka nastała i oddała hołd poprzednikom. Po przemowie, jej mąż uroczyście rozpoczął Bal Zimowy, zachęcając wszystkich do wspólnej zabawy.
Muzyka zaczęła grać, niektóre wilki postanowiły poczekać, stając gdzieś z boku, a reszta nie marnując czasu, zaczęła tańczyć. Orkiestra grała żwawo, do tańca dołączyły nawet Królewskie Dzieci, a wtedy zobaczył śnieg. Spojrzał w górę, z sufitu zaczęły spadać płatki śniegu, ale gdy takowego dotknął, rozpłynął się w powietrzu. Chociaż była to iluzja, była naprawdę piękna, Pandora obserwował wirującego śnieżynki i wtedy zdał sobie sprawę, że niektóre skrzydlate wilki postanowiły zatańczyć w powietrzu, co z dołu wyglądało bardzo ciekawie. Ruszył w kierunku stołu, po drodze omijając rozmawiające ze sobą grupki. Zapach docierał do jego nosa, szybko spróbował pieczonego królika z rukolą, a potem kawałek jabłka w polewie czekoladowej, które za bardzo mu nie posmakowało.
Po wypróbowaniu większości dań, przyjrzał się ozdobom, zrobionych z gałązek, kwiatów i innych roślin. Wszystko było białe. Po chwili do tańca zaprosiła go nieznajoma wadera, przyjął zaproszenie i weszli w tłum tańczących. Dziękował w duszy opiekunce z dzieciństwa, która uważała, że sztuka jest częścią życia i uczyła go tańczyć, inaczej podeptałby partnerkę i wszystkich wokół. Potem się wymienili i dalej tańczyli. Pandora stracił rachubę czasu, czuł się, jakby nic już nie miało znaczenia. Muzyka leciała, wilki się bawiły, a on stał się częścią społeczeństwa. Jednak gdy postanowił się napić, stojąc przy stole, poczuł się dziwnie otumaniony. Czuł się jakby melodia weszła w jego umysł i nic nie miało znaczenia, prócz tego Balu. Nie pamiętał nawet, jak tu dotarł. Usiadł przy ścianie, sądząc, że to po prostu zmęczenie, gdy nagle jakaś parka tańcujących przeszła obok niego, a wadera nadepnęła mu na ogon. W ogóle nie zareagowała, a Pandora zamrugał parę razy, przyglądając się wszystkim bawiącym. Miał dziwne wrażenie, że wszyscy czuli się jak on, ale ich to wcale nie interesowało. Spojrzał na grupkę rozmawiających przyjaciół, którzy przestali mówić, a zamiast tego bujali się w rytm muzyki. To samo działo się z pozostałymi, którzy chcieli odpocząć od tańca. Basior rzucił wzrokiem na orkiestrę i zadał sobie ważne pytanie:
- Czy oni nie grali tego na początku? - miał wrażenie, że w kółko słyszał tę samą melodię, wytężył nawet słuch i czekał, aż się zmieni, ale oni dalej grali to samo. Podniósł się z miejsca i postanowił zatańczyć stwierdzając, że po prostu niepotrzebnie panikuje. Jednak gdy starał się dołączyć do tańcujących, oni jakby zahipnotyzowani nie widzieli go i nie wpuścili w krąg. Instynktownie chwycił jakiegoś wilka za ogon, lekko pociągnął, ale on tylko zmienił kierunek tańczenia i nie zwrócił żadnej uwagi na Lerdisa. Wilk spojrzał na rodzinę królewską, która zachowywała się tak samo otępiale jak pozostali. Odsunął się do tyłu, gdy zobaczył, że jakiś czerwony wilk biegnie do wyjścia. Odruchowo skrzydlaty ruszył za nim. Obcy się nie zatrzymywał, wybiegł z zamku, przebiegł przez rynek i stanął na moście. Pandora miał szczęście, że wilk był szybszy, ponieważ będąc jeszcze za bramą, na moście wylądował ogromny stwór. Samiec zatrzymał się i wstrzymał powietrze. Chciał krzyczeć, ale zabrakło mu języka w pysku. Wielki zielony łuskowaty stwór o potężnych skrzydłach, grubych rogach i kolcach na ciele o granatowych oczach spojrzał na czerwonego wilka.
- Nareszcie – powiedział tylko tyle, po czym smok rozłożył skrzydła. Pandora uciekł, wrócił do zamku, wpadł na Salę i zaczął krzyczeć.
- Tu jest smok! Smok! - ale nikt go nie widział i nie słyszał. Rozzłoszczony przebiegł przez tłum tańczących i wylądował u stóp Nairy. - Wasza wysokość! Widziałem smoka na moście! - ale ani ona, ani jej mąż, ani babka nie reagowali. - Co wam się porobiło?! - pomachał skrzydłami i przeleciał nad wilkami. Chciał uciekać, z drugiej strony nie mógł ich tak zostawić. Musiał się dowiedzieć, dlaczego zachowywali się jak otępieni, w tym celu wyleciał z zamku na most. Smoka nie było, a czerwony wilk stał ciągle w tym samym miejscu. Pandora podleciał do niego, prawie się z nim zderzając. - Słyszysz mnie?! - potrząsnął nieznajomym, ale przywitał się tylko z otępiałym wzrokiem. Zdesperowany basior nie wiedział co zrobić, gdy nagle poczuł za sobą uderzenie, a na niego spadł ogromny cień. Powoli się odwrócił i zobaczył zielonego gada, który uważnie mu się przyglądał.
- No proszę, jakim cudem kontaktujesz? - usłyszał ochrypły głos bestii, strach go sparaliżował, nie ruszał się. - Nie słyszysz tej muzyki? - zapytał. - Odpowiadaj! - krzyknął, kiedy samiec się nie odzywał. Dopiero wtedy wróciła mu kontrola nad ciałem.
- Słysze…
- To dziwne… powinieneś być otępiony – zmrużył swe oczy i przybliżył do wilka, który się od niego odsunął. - A, nie ważne. Pierwszy zginiesz – nagle się podniósł i nabrał powietrza. Pandora wiedział, co zamierza zrobić, ale nie był w stanie uciec, strach ponownie sparaliżował jego łapy. Kiedy smok zionął na niego ogniem, wilk odruchowo zakrył się skrzydłem i szykował na śmierć.
Jednak nie poczuł niczego. Ogień zniknął, a wtedy zabrał skrzydło i spojrzał na gada. Może mu się wydawało, że go zaatakował? - Co… jakim cudem żyjesz?! - krzyknął i na nowo nabrał powietrza. Wszystko się powtórzyło po parę razy, póki smok zrozumiał, o co chodzi. - Te twoje skrzydła… jak to możliwe, że są na niej smocze łuski?! - rozprostował swoje skrzydła, ale wilk nie czuł już takiego strachu, gdy zrozumiał, że te smocze skrzydła go ratują przed ogniem.
- Urodziłem się z nimi – odpowiedział, odzyskując kontrolę w łapach.
- To nie możliwe, by wilk miał w sobie smoczą krew. To jakieś kłamstwo! - rozzłoszczony gad wzleciał w powietrze. - Nie ważne, kim jesteś i tak nic nie zrobisz.
- A gdybym chciał, co chcesz zrobić? - zapytał niepewnie. Smok się zaśmiał.
- Zemsty! Wszyscy zginą! - wtedy się odwrócił i poleciał w stronę zamku. Pandora pchnięty przez adrenalinę i myślą, że wszyscy umrą, poleciał za nim. Wróg był o wiele szybszy, ale potrzebował także czasu, by się przygotować na atak. Zatrzymał się i wziął powietrze, a gdy płomienie kierowały się na zamek, na ich drodze stanął skrzydlaty wilk i przyjął atak na skrzydło, drugim machając, by utrzymać się w powietrzu.
- Jakim cudem pojawiliście się na tych terenach? - zapytał basior, kiedy smok przestał atakować.
- Tylko ja tu jestem! Moi bracia czekają, aż pozbędę się całej Królewskiej Rodziny! - ponownie zaatakował, efekt się powtórzył z jakieś trzy razy. - Mam cię zabić?!
- I tak to zrobisz. Jak udało ci się tu przylecieć? - starał się dowiedzieć, chociaż miał coraz mniej sił.
- Dzięki mojemu Bogu! - tym razem smok ruszył w kierunku wilka, otworzył paszczę i starał się go chwycić zębami, Pandora w ostatnim momencie uniknął śmierci, lecąc do góry, nad łbem stwora, który w odpowiedzi machnął ogonem, trafiając w wilka. Ten poleciał w kierunku mostu, o który uderzył z impetem, tracąc powietrze w płucach. Łapczywie biorąc oddech, smok stanął na moście. - Najpierw zabiję ciebie, a potem wszystkich! I nic z tym nie zrobisz, twoi Bogowie ci nie pomogą – zaczął biec na Pandorę, który nie mając sił na ucieczkę, wskoczył do wody. Nie umiejąc też dobrze pływać, wyskoczył z niej, szybując do góry. Uniknął spotkania z jego łapą i leciał do góry. Niestety smok był szybszy, wystarczyły trzy machnięcia skrzydłami, a dosięgnął wilka, którego rzucił w stronę lasu. Ofiara zdążyła się owinąć skrzydłami, dzięki czemu przeżył spotkanie z drzewami. Wylądował pod klonem, pozostawiając po sobie głęboki ślad w ziemi. Czuł się słabo, chociaż ran nie miał, skrzydła były poobijane, a on sam nie miał już sił.
- Jestem zbyt słaby, by móc z nim walczyć – wyszeptał sam do siebie, zamykając oczy. Nie mógł nic zrobić, wiedział, że w tej chwili przez niego umrą wszyscy.
Nagle ktoś go dotknął i zmusił go do wstania. Pandora otworzył oczy, zobaczył biało-czarną sierść, rogi i… dwie głowy. Zabrakło mu słów i nie wiedział co się dzieje, wydawało mu się, że musiał porządnie grzmotnąć w ziemię, skoro widział przed sobą samego Lome-Imri – we własnej osobie!
- Wstawaj, to nie koniec – powiedział ostro, samiec utrzymał się na drżących łapach.
- Ale ja nie dam rady…
- Nie kłam – nie pozwolił mu dokończyć. - Niech się spali w ogniu – wtedy Bóg się odwrócił i ruszył przed siebie. Skrzydlaty sądził, że zaraz się rozmyje i zniknie, ale zamiast tego Przeklęte Dziecko dmuchnęło szarym dymem. Robił się coraz bardziej gęsty, gdy pojawił się smok. Miał nadzieję, że Bóg i gad będą ze sobą walczyli, ale zamiast tego chmura poleciała do góry i trafiła w stwora, wchłaniając się w jego ciało. Wtedy smok runął na ziemię, a Lome-Imri zniknął. Pandora, któremu strach i adrenalina pomogły odzyskać siły, poleciał do góry i zobaczył, jak smok wygrzebuje się spomiędzy drzew.
- Ten cholerny odmieniec! - krzyknął i zionął ogniem w niebo, co nic mu nie dało. - Ale pech mnie nie zatrzyma – wygramolił się i wzniósł się do góry. - Teraz cię zabiję – powiedział, gdy zobaczył wilka.
„Niech się spali w ogniu”, ale jak można spalić smoka? Łuski są odporne na ogień, jedyna możliwość to atak od środka, tylko jak? Dać się połknąć? Kiedy samiec uciekał, smok ciągle zahaczał o jakieś drzewa. Przy lądowaniu zarył łbem o ziemię i ani razu nie potrafił uderzyć wilka. Zamiast tego pazury wbił w drzewo, a ogonem uderzył się w pysk. Wtedy było wiadomo, że Bóg rzucił na niego nieszczęście, za co był mu dozgonnie wdzięczny. Niestety dalej nie wiedział, jak ma się go pozbyć, a wieczne uciekanie nie miało sensu. Zaczął wracać w stronę zamku, smok nie dawał za wygraną.
- Nie możesz wiecznie lecieć! Po co przeciągać nieuniknione? - zionął ogniem, ale nie trafił, bo uderzył go w pysk jakiś ptak. Basior zaczął lecieć slalomem przez najwyższe drzewa, a smok zamiast je wymijać, rozwalał swoim ciałem, na końcu trafiając na grubsze drzewo, od którego spadł na ziemię. Pandora miał chwilę czasu, zatrzymał się i przyjrzał się gadowi, mając nadzieje, że na coś wpadnie. Spalić od środka…
Nareszcie przyszedł mu do głowy głupi i ryzykowny plan, który nie miał gwarancji zwycięstwa. Jednak musiał spróbować. Gdy smok wyłaził z lasu, skrzydlaty zaczął lecieć do góry. Musiał znaleźć się jak najwyżej, wróg ruszył za nim. Trafił na warstwę chmur, ale się nie zatrzymał. Dopiero gdy bestia go dogoniła, leciał poziomo przez parę sekund, aż smok spróbował go złapać w pysk. Wtedy Lerdis zapikował w dół, a zanim niczego nieświadomy gad. Zaczął ziać ogniem, ale wilk chronił się skrzydłami. Wyczekał odpowiedniego momentu i gdy smok był bardzo blisko niego i przestał ziać, a otworzył szeroko pysk, by zabić Pandorę, ten zabrał z pyska swe skrzydła i zionął swym ogniem w jego otwartą gębę. Stwór nagle zahamował i zamknął paszczę, z której zaczęło się dymić. Na jego ciele pojawiały się czarne plamy, które się poszerzały, pozostawiając po sobie spaleniznę.
Smok palił się od środka.
Pandora spojrzał w dół, ziemia była już blisko, starał się wyhamować, ale wielkie cielsko smoka mu to utrudniało. Musiał zmienić kurs starając się, by nie dotknąć palonej bestii, na której pojawiły się płomienie. Wilk uniknął jego skrzydeł, został tylko ogon, który nagle pojawił się przed nim. Poleciał w bok, nie zderzając się z częścią ciała, gdy nagle ogień w ciele wroga eksplodował, odrzucając tym samym Pandorę. Ten wiedząc, że nie da rady już wyhamować, zwinął się w kulkę, chroniąc się skrzydłami i czekając na zderzenie.
Ale jego nie było. Gdy wyjął łeb spod skrzydeł, zobaczył Boga, który mu pomógł. Basior wisiał w powietrzu, a po chwili upadł na ziemię, oddaloną od niego parę centymetrów. Wstał chwiejnie i delikatnie się uśmiechnął.
- Dziękuje – skłonił się przed patronem, ten w odpowiedzi skinął głową i zniknął. Pandora spojrzał na zamek, muzyka dalej grała. Z wcześniejszych odpowiedzi smoka wynikało, że to ona była przyczyną otępienia, więc należało coś z tym zrobić.
Miał już dość, był zmęczony, więc dotarcie do Głównej Sali było dla niego kolejnym wyzwaniem. Na miejscu okazało się, że trans dalej trwał, wilki tańczyły i nie zwracały na siebie uwagi. Podszedł do orkiestry, która także nie kontaktowała. Starał się zabrać jakiś instrument, co było ciężkie, ponieważ grający mieli mocny chwyt, a on nie miał już sił. Zostało mu tylko jedno rozwiązanie. Podleciał pod sufit, a następnie runął na orkiestrę. Wszystkich jej członków wywalił, razem z instrumentami. Muzyka się zatrzymała, a wszyscy goście spojrzeli na niego zdziwieni. Rozejrzał się po pyskach, wyglądali na obudzonych, ale też nieświadomych. Rzucił okiem na Królową, która wstała i uważnie mu się przyglądała, czekając na wyjaśnienia.
- Bardzo wszystkich przepraszam! Nie wyhamowałem!
Słowa: 2863
Treść questu:
Bal Zimowy rozpoczął się jak zawsze. Kracja i mieszkańcy przybyli do zamku na zaproszenie Królowej. Pani wychodzi i wygłasza przemówienie, wspominając nadejście pierwszej zimy. Gdy kończy wilki znów wracają do rozmów. Zaczyna grać muzyka. Wszyscy przystępują do tańca oprócz ciebie. Obserwujesz to z boku. Przypadkiem wpadasz na tańczoną parę, ale oni nie zwracają na ciebie uwagi, nawet nie odpowiadają. Zauważasz, że tylko ty nie dałeś się ponieść muzyce. Pozostali zachowują się jakby byli w transie, nie jesteś w stanie ich obudzić. Co sprawiło, że tak się zachowują? Czy uda ci się coś zaradzić? A może już po kres czasów Królestwo będzie tańczyć? Jak potoczy się ta historia?
Minimum 2000 słów
Nagroda: 200 łusek + 5pkt do dowolnego zagospodarowania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz