Arian obudził się z samego rana, gdy pierwsze promienie słońca przedostały się do jego pokoju przez niezasłonięte okno, oślepiając go po pysku. Zakrył oczy łapą, usilnie próbując uniknąć spotkania z dniem i próbował wejść pod niedźwiedzie skóry będące jego leżem. Niestety niewiele to pomogło. Przeturlał więc się na posadzkę, z której dopiero się podniósł. Zaczął przeciągać się od łap, a skończył na skrzydłach, którymi prawie strącił kryształową wazę, zdobiącą pomieszczenie. Spanikowany podbiegł ku niej, by przytrzymać ją łapami. Już raz jego matka straciła jedną taką, kiedy ten niefortunnie poślizgnął się, wpadając do niej. Otworzył drzwi na balkon i wyszedł na niego, by zaczerpnąć świeże powietrze. Pełną piersią wdychał zapach porannego śniegu. Wrócił do domu, tak bardzo mu go brakowało.
Nie tracąc więcej czasu wyszedł na korytarz, gdzie minęła go służba niosąca obrusy. Doskonale wiedział, że zmierzali do sali balowej. Sprzątali ją od dawna, dbając o każdy szczegół. Zapewne nawet każdy osobny kryształem na ogromnym żyrandolu w owej sali został wyczyszczony. kręcąc tylko głową ruszył w kierunku schodów prowadzących do poziomu piwnicy. Zamek był ogromny, choć i tak mniejszy niż basior go zapamiętał. Był zaledwie dwuletnim osobnikiem, który ledwo zdał Próbę Śniegu kiedy ostatni raz się tędy przechadzał - był następcą tronu.
Wszedł do kuchni, w której kucharze od dawna już pracowali. Wszystkie dania były uprzednio przygotowane, aby ci wiedzieli co mają zrobić dzisiaj. Minął go szereg kelnerów, który właśnie wyszedł z pomieszczenia. Skrzydlaty wilk podszedł do jednej z tac i szybko zwinął z niej pieczoną przepiórkę, zanim ktoś zdążył to zauważyć. Pochłonął ją nadzwyczajnie szybko, jakby głodował przez ostatnie dni. Oblizał pysk po smacznym posiłku, nie mogąc doczekać się wieczornej uczty i ruszył na spacer.
Jego sprężyste, lecz jakże eleganckie kroki zaprowadziły go do zimowego ogrodu. Podszedł do krzewu, specjalnie wyhodowanego dla władców jakieś sto lat temu. Jego kwiaty były zrobione z białych kryształów i potrafiły przyciągnąć uwagę niejednego. Powąchał je, chcąc poczuć ich zapach. Nie wiedział jednak czy one go nie mają, czy to po prostu wina tego jak prawie stracił węch podczas ataku niedźwiedzia na Wschodnich Dolinach. Westchnął jakby ze zmęczenia i ruszył w stronę labiryntu. Oczywiście mógł dotrzeć do jego centrum lecąc, ale jaka to byłaby wtedy zabawa? Mijał lodowe ściany, w jedną nawet uderzając bo nie była błękitna, a przeźroczysta. Zaśmiał się wtedy sam z siebie i ze swojej niezdarności. Po tym jak prawie się tam zgubił dotarł do kryształowej fontanny, poprzedni władcy mieli jakiegoś bzika na ich punkcie. Ale cóż się dziwić skoro źródło mocy - a przynajmniej tak o nim się mówi - Królestwa znajduje się pod ścisłą ochroną, a jest nim czerwony kryształ z oryginalnej korony. Arian przysiadł na moment, spoglądając w niebo. Zaczął na nowo analizować swoje życie i to, co tu robi. I kto by pomyślał, że to ten sam wilk, który potrafi śmiać się co drugie słowo? Oprócz radosnych pieśni, picia nektaru i dobrej zabawy basior lubił od czasu do czasu przysiąść gdzieś i przemyśleć kilka spraw w ciszy. Szczególnie gdy trapią go problemy.
- Dawno się nie widzieliśmy - usłyszał za sobą melodyjny głos. Nie musiał się odwracać, wiedział kto do niego przemawia.
- Życie zaczęło biec tak szybko, że gdybym nie miał go więcej, nawet nie zauważyłbym kiedy zacząłbym się starzeć - parsknął cichym śmiechem, powracając do swojego codziennego stanu.
- Królestwo wciąż mnie zadziwia - powiedziała Arvena, przysiadając z prawej strony.
- Podeszłaś tutaj tak cicho, że nawet cię nie usłyszałem - spojrzał na nią, wpatrując się w jej oczy. Tęsknił za jej złotymi tęczówkami odkąd przeszła przemianę. Pamięta do teraz jak nie potrafił wydusić z siebie ani słowa, gdy ujrzał ją na nowo. Pamięta też jak wadera bała się, by ten ją ujrzał. Na samo wspomnienie zaśmiał się pod nosem.
- Byłam szpiegiem, zapomniałeś? - uniosła jedną brew, wypinając pierś delikatnie do przodu, pokazując tym swoją pewność.
- Jak mógłbym kiedykolwiek o tym zapomnieć? Akurat pamięć mam dobrą!
- Gotowy na bal? - zmieniła temat - Wszyscy o nim mówią.
- Czyżbyś się stresowała? - spytał. W tym momencie przypomniało mu się jak sam prawie nie zemdlał z nerwów przed przyjazdem Notherada. Wówczas wiedział o nim jedynie tyle, że gdyby go trafił, zabiły go jednym ruchem głowy.
- Nie. Jedynie rozpiera mnie ciekawość. Nigdy nie brałam udziału w takim czymś.
- U nas takie uroczystości to normalność, nie ma czym się martwić. - mówił, gdy ta skupiała uwagę na jego pysku - Czy coś się stało?
- Nic, tylko to pasmo sierści strasznie ci odstaje - uśmiechnęła się. - Chyba mogę coś na to poradzić - pokiwał głową i dał jej działać. Wadera chwyciła niesforne kosmyki i zaplotła z nich warkocz po prawej stronie jego głowy, wychodzący tuż zza ucha.
- Dziękuję - powiedział rozradowany. To jak przyjemnie rozmawiało mu się z waderą nie ułatwiało mu rozmyślań. Ciągle gdzieś z tyłu głowy miał wspomnienie nocy u Damiena, gdzie się z nią pokłócił. Teraz te same problemy siedziały mu w głowie. Musiał o kimś zapomnieć, tylko o kim? Arian chciał jedynie czuć czyjeś ciepło, a to ciepło dawał mu James. - Powinniśmy się zbierać. Zamarzniesz jak będziesz tyle siedzieć tyłkiem na śniegu - rzucił skrzydlaty, szybko się podnosząc. Jego towarzyszka uczyniła to samo i razem wyszli z zawiłego labiryntu. Tym razem było łatwiej, po prostu podążali za śladami odciśniętymi w śniegu. Gdy znów znaleźli się w ogrodach Arian przytruchtał do krzewu, zrywając z niego jeden z kryształowych kwiatów. Podszedł do Arveny i prosząc, aby ta się nie ruszała, włożył jej go w sierść, po czym wymienili się ciepłymi uśmiechami.
Basior spędził z przyjaciółką jeszcze dwie godziny, później porwany został przez Lien, która nie miała dość jej starszego brata. Uciął również krótką pogawędkę ze swoją matką, po czym oczekiwał na nadejście wieczoru.
~*~
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy Arian obserwował gości przybywających na zabawę. Niektórzy z nich mieli nawet założone wszelkie kreacje! Cóż, każdy lubi się jakoś prezentować. Dla basiora ten bal powinien być ważny, w końcu jest Wyrocznią. Gdyby nie to... nikt nie traktowałby go z szacunkiem po tym jak zrzekł się tronu. Wyrocznia wyrocznią, ale dzisiejsza noc posłuży Arianowi za odpoczęcie od obowiązków, które ma obecnie na głowie.
Skrzydlaty wilk obserwował zebranych, stojąc pośród nich, wraz ze swymi przyjaciółmi, którzy przybyli do Królestwa na jego wezwanie. Szeptał coś do nich podczas przemówienia swojej siostry, której nie miał sił dzisiaj słuchać. Kilkoro gości uciszyło ich. W końcu jednak u szczytu sufitu zaczął padać śnieg, a orkiestra zaczęła grać. Arian szukał wzrokiem Lysandra, który nie stał przy ich grupce. Mignął im przedtem przed oczyma, ale teraz nie było po nim śladu. Ale cóż się dziwić, skoro zebrało się tu tylu mieszkańców.
James przyniósł każdemu z basiorów po kieliszku nektaru, podczas gdy Hercules raczył się posiłkiem rozstawionym na stole. Rozmowy trwały w najlepsze, zaczęli rozprawiać nad ich obecną i niezbyt stabilną sytuacją. Arian nie ufał aktualnemu królowi, Zerdini byli i będą dla niego najgorszym złem. Już miał dać towarzyszom wywód na temat historii Królestwa, w której ci nigdy nie odgrywali dobrej roli, dlaczego więc tym razem miałoby być inaczej? Wtedy ujrzał waderę stojącą naprzeciwko sali. Arvena miała nadal we włosach wczesany kryształowy kwiat. Skrzydlaty basior starał się odciągnąć swoje myśli od niej, ale wciąż w głowie błyskały mu wspomnienia.
- Może tak zaprosisz ją do tańca - szepnął w jego kierunku rudy basior. Ariana zdziwiło to zachowanie. Nigdy nie pomyślałby, że James powie coś takiego. Samemu wpadło mu to do głowy, ale nie chciał opuszczać przyjaciół. Teraz jednak mógł sobie na to pozwolić bez konsekwencji. Przeciął więc salę, zgrabnie omijając pary.
- Czy to byłoby nieodpowiednie gdybym poprosił cię teraz do tańca? - uniósł zgrabnie jedną z brwi.
- Nie, nie sądzę - uśmiechnęła się w jego kierunku. Przysiągłby, że jej oczy zalśniły w tym momencie, a może to było odbicie jego oczu?
- Więc zapraszam - we dwoje dołączyli do tańczących wilków, podążając w rytm muzyki.
- Nie sądziłam, że wyciągniesz mnie na parkiet - szepnęła mu do ucha, gdy znalazł się odpowiednio blisko.
- A ja nie sądziłem, że się zgodzisz. Oboje się dzisiaj zaskoczyliśmy. Miło mi się tutaj z tobą tańczy.
- I vice versa Arian - zaśmiała się, poważniejąc na chwilę. - Właściwie to chciałabym z tobą o czymś porozmawiać.
- Mów śmiało - zanim jednak wadera zdążyła otworzyć usta nastąpiła zmiana partnerów. Arian nie spuszczał wzroku z wadery, wyczekując. Gdy miał szansę, natychmiast do niej powrócił - A więc o czym my to?
- Nic takiego - speszyła się - Dobrze tańczysz, to ci chciałam powiedzieć - strateg w pierwszej chwili nie kupił tego wytłumaczenia, ale w końcu odpuścił sobie. Nie mógł przecież wiedzieć, co wadera ma w głowie.
Mieli dla siebie jeszcze krótką chwilę. Później jakiś inny basior porwał Venę do tańca. Arian poczuł wewnątrz ukucie zazdrości, jednak postanowił ponownie nie odbijać partnerki, zbyt często już łapał się na tym, że o niej myśli. Wrócił więc do jego kompanów zasiadających przy stole z alkoholem.
Skrzydlaty wilk obserwował zebranych, stojąc pośród nich, wraz ze swymi przyjaciółmi, którzy przybyli do Królestwa na jego wezwanie. Szeptał coś do nich podczas przemówienia swojej siostry, której nie miał sił dzisiaj słuchać. Kilkoro gości uciszyło ich. W końcu jednak u szczytu sufitu zaczął padać śnieg, a orkiestra zaczęła grać. Arian szukał wzrokiem Lysandra, który nie stał przy ich grupce. Mignął im przedtem przed oczyma, ale teraz nie było po nim śladu. Ale cóż się dziwić, skoro zebrało się tu tylu mieszkańców.
James przyniósł każdemu z basiorów po kieliszku nektaru, podczas gdy Hercules raczył się posiłkiem rozstawionym na stole. Rozmowy trwały w najlepsze, zaczęli rozprawiać nad ich obecną i niezbyt stabilną sytuacją. Arian nie ufał aktualnemu królowi, Zerdini byli i będą dla niego najgorszym złem. Już miał dać towarzyszom wywód na temat historii Królestwa, w której ci nigdy nie odgrywali dobrej roli, dlaczego więc tym razem miałoby być inaczej? Wtedy ujrzał waderę stojącą naprzeciwko sali. Arvena miała nadal we włosach wczesany kryształowy kwiat. Skrzydlaty basior starał się odciągnąć swoje myśli od niej, ale wciąż w głowie błyskały mu wspomnienia.
- Może tak zaprosisz ją do tańca - szepnął w jego kierunku rudy basior. Ariana zdziwiło to zachowanie. Nigdy nie pomyślałby, że James powie coś takiego. Samemu wpadło mu to do głowy, ale nie chciał opuszczać przyjaciół. Teraz jednak mógł sobie na to pozwolić bez konsekwencji. Przeciął więc salę, zgrabnie omijając pary.
- Czy to byłoby nieodpowiednie gdybym poprosił cię teraz do tańca? - uniósł zgrabnie jedną z brwi.
- Nie, nie sądzę - uśmiechnęła się w jego kierunku. Przysiągłby, że jej oczy zalśniły w tym momencie, a może to było odbicie jego oczu?
- Więc zapraszam - we dwoje dołączyli do tańczących wilków, podążając w rytm muzyki.
- Nie sądziłam, że wyciągniesz mnie na parkiet - szepnęła mu do ucha, gdy znalazł się odpowiednio blisko.
- A ja nie sądziłem, że się zgodzisz. Oboje się dzisiaj zaskoczyliśmy. Miło mi się tutaj z tobą tańczy.
- I vice versa Arian - zaśmiała się, poważniejąc na chwilę. - Właściwie to chciałabym z tobą o czymś porozmawiać.
- Mów śmiało - zanim jednak wadera zdążyła otworzyć usta nastąpiła zmiana partnerów. Arian nie spuszczał wzroku z wadery, wyczekując. Gdy miał szansę, natychmiast do niej powrócił - A więc o czym my to?
- Nic takiego - speszyła się - Dobrze tańczysz, to ci chciałam powiedzieć - strateg w pierwszej chwili nie kupił tego wytłumaczenia, ale w końcu odpuścił sobie. Nie mógł przecież wiedzieć, co wadera ma w głowie.
Mieli dla siebie jeszcze krótką chwilę. Później jakiś inny basior porwał Venę do tańca. Arian poczuł wewnątrz ukucie zazdrości, jednak postanowił ponownie nie odbijać partnerki, zbyt często już łapał się na tym, że o niej myśli. Wrócił więc do jego kompanów zasiadających przy stole z alkoholem.
~*~
Pech, a może los chciał, że Arian zaczął pić. I nie poprzestał na paru pintach mocnego trunku. Zabawa toczyła się dla niego w najlepsze. Zapomniał nawet o tym, że ktoś odbił mu partnerkę podczas tańca. Później kilka innych panien prosiło go na parkiet, jednak ten każdej po kolei odmówił. Wystarczył mu ten jeden taniec, choć niezwykle krótki.
- On chyba powinien iść spać - prychnął Herc, spoglądając na Ariana, któremu oczy zaczynają się zamykać.
- Zaprowadzę go do jego pokoju zanim nam tutaj padnie - zgłosił się James.
- Na pewno nie trzeba ci pomóc?
- Przecież dam radę - rudzielec uśmiechnął się pewnie. Orkiestra zaczynała kolejny utwór, a on wyprowadził białego wilka z sali. Podążali wgłąb zamku. Największym problemem były dla nich schody na kolejne piętra, gdzie znajduje się sypialnia Ariana. Oboje wypili, ale to skrzydlaty omal nie zasnął na stopniach. James zresztą nie miał nawet takiego humoru na picie. Wielu to robiło, jego przyjaciele, obce wilki, ale on myślami był gdzieś indziej. Analizował to co zauważył dzisiejszego wieczora.
W końcu rzucił przyjaciela na niedźwiedzie skóry, z których bielą tamten prawie się zlał. Odwrócił się, by wyjść, wtedy jednak zatrzymał go Arian.
- Zostań. Zimno mi.
- Przecież ty nie odczuwasz zimna - prychnął rudzielec.
- Z zewnątrz, ale wewnątrz już tak. Chcę żeby było mi ciepło, a ty potrafisz to zrobić.
James westchnął głęboko kładąc się obok wilka. Ten zbliżył się do niego. James za coś takiego kiedyś dałby się pokroić. Ciągle marzył o tym jak on i Arian w końcu są razem, wiedział, że między nimi była głęboka więź, wiedział, że basiorowi nie przeszkadza, że jest tej samej płci, ale to co zauważył kilka tygodni temu, to co ujrzał dzisiejszej nocy. Nawet jeśli sam skrzydlaty tego nie wiedział James czuł co się święci. Arian po prostu później to zrozumie. Jest zagubiony i obłąkańczo szuka ciepła, ale to nie James mu je da, a Lancaster zdawał sobie z tego sprawę. Ciepło, które czuł jego przyjaciel biło od jego mocy, bo choćby chciał, jednostronna miłość nie wywoła prawdziwego ciepła. A Arian w końcu go nie kochał.
James wyczekał do rana, po czym wymknął się z leża, by wyjść z pokoju. Przed drzwiami spotkał Arvenę. Wadera najprawdopodobniej szukała swego towarzysza tułaczki, a Hercules ją nakierował. Owszem, niedaleko jest również jej pokój, ale ona wyglądała jakby ewidentnie chciała zapukać do tego.
- Arvena... - powiedział lekko zszokowany James. - Arian śpi...
- Nie szkodzi - odparła speszona, odwracając wzrok. - Właściwie to śpieszę się do siebie - powiedziała, odwracając się. Rzuciła coś na pożegnanie i zniknęła na korytarzu. To samo uczynił James. Rozeszło się każde w swoją stronę.
Słowa: 1838
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz