W powietrzu unosił się przyjemny zapach pieczonego mięsa. Przestałem na moment kopać, dając tym samym odpocząć obolałym łapom. Czułem jak ziemia weszła mi między palce i pod pazury, a śnieg przykleił mi się do łap. Wyłoniłem się z nory, a Nevt obrzuciła mnie współczującym uśmiechem. Przypominała mi w tej chwili matkę, która patrzy jak jej szczenię robi coś głupiego. Cóż jej się dziwić? Cała ma sierść z popieli i bieli w brunatny grunt się obróciła.
- Posiłek gotowy – prychnęła jeszcze raz śmiechem, kiwając niedowierzająco głową.
- Nie śmiej się ze mnie – fuknąłem – Ja tylko staram się mieć przytulny domek… I w miarę duży, żeby się pomieścić.
- Dlaczego jesteś taki zdenerwowany?
- Ja wcale nie… - odwróciłem wzrok.
- Masz aż tyle rzeczy? - podeszła i spróbowała zajrzeć do środka jednak zagrodziłem jej drogę.
- Jeszcze nie teraz, zobaczysz jak będzie skończone. A co do moich przedmiotów… Książek nie mogę trzymać pod ziemia, przynajmniej na razie, ale kto wie, miejsce się przyda – przerzuciłem wzrok na opieczonego zająca i ugaszone ognisko – Mogłaś zostawić ogień, przydałby się. Kiedy w ogóle go oskórowałaś?
- Byłeś tak wciągnięty w poszerzanie tej nory, że nawet nie zauważyłeś. Niedźwiedź mógłby cię podejść od tyłu, a ty nic! - wzrokiem zaprosiła mnie do jedzenia.
- Pół na pół? - uniosłem jedną brew.
- Potrzebujesz sił, możesz zjeść spokojnie całego.
- Ma pani, przecież doskonale zdaję sobie sprawę, z tego, że trawi cię głód. Nie ma że nie jesz. - spojrzałem na nią najbardziej srogim wzrokiem na jaki mnie było stać. Byłem uparty, ale niezbyt groźny.
- Trzy czwarte dla ciebie? - po raz enty zaczęła się targować, westchnąłem tylko.
W końcu doszliśmy do porozumienia. Wadera zjadła półtora czwartych. Chociaż tyle, choć i tak wolałbym, żeby zjadła całą połowę.
Do wieczora siedzieliśmy razem i rozmawialiśmy. W końcu też musiałem wygonić Nevt do siebie, choć nie za bardzo tego chciałem. Musiałem jednak popracować nad norą, którą zamienię w podziemną grotę. A ona? Pewnie już i tak wyliczała ile ma zaległości w bibliotece. Poza tym za parę dni bal. Powinniśmy się przygotować. Szykuje się przecież taki cudowny wieczór! To znaczy mam nadzieję…
Uzgodniliśmy jeszcze, że przyjdę po nią o zmierzchu. Nie mogłem się doczekać! Dni więc zapełniłem pracą nad moim domem. Miło będzie mieć coś na własność, a nie kisić się w tym centrum. Nie żebym go nie lubił! Uwielbiam je. Ale poezja i sława, a przytulna nora, w której mogę się zaszyć z bliskimi to dwie różne rzeczy. A mi się takowa prostota podoba.
~*~
Byłem cały spięty. Na Bogów, czy cały dzisiejszy wieczór będę się tak zachowywał? Błagam nie! Dreptałem w miejscu z podenerwowania, trzymając w pysku czerwony kwiat, który miałem dać waderze. Stwierdziłem, że zdecydowanie będzie pasował do znaków na jej sierści. No i jeszcze jej ojciec! Będzie w domu? A jak będzie co o mnie pomyśli? Caishe….
<Nevt?>
Słowa: 471
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz