Spojrzałem na nią, po czym próbowałem przerzucić wzrok na jedzenie znajdujące się za nią i odkryć co chce podać. To nie była odpowiedź na moje pytanie... Mam nadzieję, ze opowie mi to w niedalekiej przyszłości.
- Chętnie - powiedziałem cicho - Ale daj mi pewność, że ponownie nie zasłabniesz. Wiesz... Musiałbym znowu ratować cię niczym rycerz - posłałem jej uśmiech moich śnieżnobiałych zębów. O tak, mam klasę.
- Kto tu kogo ratuje - prychnęła, pokazując grymas zdziwienia (jeśli można tę emocję nazwać grymasem).
- No przecież że mężny basior waderę!
- Jedzenie - powiedziała, ucinając wywód, który chciałem zacząć. Spojrzałem na drewniane półmiski, w których Spero trzymała owoce. Chyba były własnoręcznie wykonane. Cóż, nawet jeśli wadera nie zrobiła ich sama to z pewnością zakupiła je u kogoś. Nie to mnie jednak zdziwiło.
- Skąd masz owoce? - powąchałem przepyszne, kolorowe kulki. Od tak dawna nie jadłem owoców. W koło ryba, trochę dziczyzny, jakiś nektar...
- Powiedzmy, że mam swoje sposoby - puściła do mnie oczko. Dobrze udawała, że już jej lepiej, choć parę sekund temu musiała się wesprzeć o moje ramię. I nie powiem, było to przyjemne.
- Magik nie zdradza swoich sztuczek? - uniosłem brew.
- Mag - uniosła dumnie głowę, zerkając na mnie kątem oka, lecz tak szybko jak to zrobiła, tak szybko gdzieś jej spojrzenie się zagubiło. Wdech, wydech Spero. Może nie powinna tak szybko się podnosić. Teraz myślę, że mogłem zapolować. - Masz, skosztuj - podniosła półmisek pod mój nos. Zgrabnie zebrałem językiem kilka jagód, delektując się ich przysmakiem. Wiosna, lato. Jak ja tęsknię~!
- Przepyszne - odpowiedziałem, oblizując usta. Spero zdusiła cichy śmiech. - Co cię tak śmieszy? - prychnąłem.
- Nie, nic... Po prostu. Twój pysk - i wybuchła śmiechem. Nie był on donośny, ale na tyle ile dała radę teraz się śmiała. Szybko odszukałem płaską powierzchnię z lodu i obejrzałem się w niej. Sierść pod nosem i na brodzie było granatowo-fioletowa. Cholerne jagodny...
- Madame! Nie powinno się śmiać z ludzkiego nieszczęścia... Zwłaszcza, że los może się zemścić... - zbliżyłem się do niej, posyłając jej szyderczy uśmiech. W jej oczach błysnęła iskra niepewności, może przez moment paniki. Wtedy chwyciłem w łapę jagodę i przyłożyłem jej do czoła - No proszę! Teraz wyglądasz jak prawdziwa dama z malunkiem na pysku! - zaśmiałem się siarczyście.
Spero rzuciła mi w odpowiedzi gniewne spojrzenie i przysiadła na chwilę. Otworzyła pysk, by coś powiedzieć, jednak na nic się to zdało. Ktoś właśnie wbiegł przez wejście. Nie będąc pewnym w pierwszym momencie kto to jest rzuciłem się na owego osobnika. To był zwykły odruch. Ze zwykłego można powiedzieć przyzwyczajenia, wolałem działać niż później żałować.
Spero pozbierała się i podeszła w moją stronę.
- Lysander, to Jonas. Przynosi różne wiadomości od magów.
- Dokładnie! - jęknął basior przyszpilony do ziemi, chcąc nie chcąc musiałem go puścić. Podszedł i wręczył błękitnej wilczycy jakiś pergamin. - Mówili żebyś znalazła sobie ochronię. Ten tutaj byłby chyba dobry - rzucił, a ja warknąłem w jego stronę. Następnie pożegnał się i wybył tak szybko jak się pojawił. Patrzyłem na Spero, której wzrok wędrował po słowach wypisanych na pergaminie.
- Co to? - spytałem, sceptycznie nastawiony.
- Na przełęczy przy górze Urcavis odnotowano nagły przyrost magii. To najprawdopodobniej jakiś wybuch, mam się tym zająć. No i znaleźć kogoś do ochrony, bo misja jest niebezpieczna - rzuciła niezbyt uradowana.
- A inni magowie? Nie mogą się tym zająć? - dopytałem, podchodząc do niej.
- Sprawa jest na tyle poważna, żeby kogoś wysłać, ale najwyraźniej nie tak duża, żeby zrobili to inni. Jedna osoba wystarczy. Możliwe, że reszta magów nie ma czasu.
- Nie powinnaś odpocząć? - nie odpowiedziała. Przygryzłem wargę, zastanawiając się nad kolejnym zdaniem. - No cóż, przynajmniej masz już ochronę. Kłaniam się nisko.
- Tylko ty? - uniosła delikatnie brew.
- No nie mów, że ci nie wystarczam - uśmiechnąłem się, ciesząc się, że na jej pysku pojawił się uśmiech. - No ale zbiorę jeszcze dwóch, trzech basiorów. Zawsze mogą się przydać.
- Tylko uprzedź ich, że możemy tam być kilka dni, będę robić dokładne badania.
- Wiesz, jeśli chcesz mnie zaprosić na camping to nie musisz się wstydzić.
- Lysander... - przewróciła oczami.
- No co? Tylko mówię - rzuciłem. - Wyruszymy o świcie. Tymczasem coś zjemy, szczególnie ty i pora na odpoczynek. W nocy porozmawiam z wilkami i nad ranem się tutaj stawimy. No, a jeśli mowa o jedzeniu... Te jagódki nie dadzą ci wystarczającej ilości siły.
- Co więc takiego mi proponujesz?
- Przechadzkę, na której zapoluję. - Spero pokiwała w końcu głową i wyszliśmy z jaskini.
Wypatrzenie ofiary nie było za łatwe, nie chciałem też rzucać się na jakiegoś jelenia. Jest nas tylko dwójka, więc tak duża zdobycz będzie nam niepotrzebna. Wzrok błądził to po coraz większych zaspach, aż w końcu do oczu rzuciło mi się jakieś ptaszysko. Nie znałem się na ptakach, wiedziałem jedynie, że chcę je zabić.
Pościg za owym pierzakiem do wątłych nie należał, musiałem przejść do lotu, żeby go w końcu złapać. Ale dzięki temu, po godzinie wróciliśmy do jaskini, którą zamieszkiwała Spero.
- Mogę liczyć, że jak przyjdę tu rano, to nadal tu będziesz, a nie ruszysz w nieznane na misję? - spytałem.
<Spero?>
Słowa: 797
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz