- Czyli chcesz usłyszeć o tym jak się tutaj dostałam? Cóż, powiedzmy, że mogę na chwilę przysiąść i o tym porozmawiać.
Znalazłam w miarę wygodne miejsce na zimnym kamieniu i zaczęłam wpatrywać się w basiora, który zrobił dokładnie to samo, tyle że po przeciwnej stronie groty. Mogliśmy usłyszeć jak na zewnątrz nasila się wiatr. Chyba należy przyzwyczaić się do obecnego stanu rzeczy i do wichru targającego każdy włos na ciele, czy tego się chce, czy nie. Ciężkie płatki śniegu przypomniały mi o chwili, kiedy pierwszy raz zawitałam na te tereny. To było już po dostaniu się do Królestwa. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie pamiętam kto mnie powitał i można powiedzieć "przygarnął". Moja pamięć do innych jest dość szczegółowa. Przyswajanie faktów, historii, ciekawostek czy cech wyglądu i charakteru jest dla dość proste. Chcę czy nie, te informacje zostają mi w głowie. To, że często je olewam to już inna kwestia... Na początku dotarłam do Dystryktu III. Była tam wadera o drobnej posturze. Miała długą i jasną sierść z kasztanową grzywką. Wołali na nią Travka. Poznałam jej charakter prawie od razu. Próbowała udawać silną, z mizernymi skutkami, bo wszystko mogłam odczytać z niej jak z otwartej księgi. Typowy przykład "próbuję sobie radzić". Wprowadziła mnie do tego otoczenia, a było to zaledwie tydzień temu. Mimo krótkiego upływu czasu zdążyłam zauważyć, że znalezienie tutaj mojego celu będzie utrudnione. On też był biały. Jedyne co mogłoby go tutaj wyróżniać to czarne białka oczu (no i oczywiście arogancki temperament). Niegdyś sądziłam, że odziedziczyłam te oczy po nim i demonie, którego w sobie zamknął. Podobno kiedy ten go opętał, po jakimś czasie mój ojciec nad nim zapanował, niejako stając się jednością z demonem. Kiedy już rozerwę mu krtań, przekonam się o tym. Jak na razie mojego wyglądu nie będę przypisywać genom, a przeznaczeniu, które mi nadano.
- Samej byłoby to dość trudne - zaczęłam krótką historię. - Śnieg, temperatura nie do przeżycia. Większość zatrzymałaby się w połowie. Podążałam pierwszy dzień, chyba przechodziłem przez zamarznięte jezioro, bo pod łapami czułam lód. Usłyszałam okrzyki i coś zadzwoniło. Zatrzymał się przy mnie wóz, ciągnięty przez niedźwiedzia polarnego. Wyskoczyło z niego trzech wilków. Zaproponowali mi podwózkę za małą opłatą, na co przystałam. Następne kilka dni podążaliśmy w stronę północy. Zatrzymali się kilka godzin przed Królestwem. Miałam szczęście, bo chyba tak mnie polubili, że nie zażądali zapłaty. Resztę drogi przeszłam na piechotę. - zachowałam dla siebie kilka szczegółów. Jak na przykład to, że przewoźnikami okazali się nielegalny kłusownicy grasujący na tutejsze zwierzęta. I to, że skróciłam ich wycieczkę po tym padole, a ciała wrzuciłam pod lód. Niedźwiedzia oczywiście uwolniłam.
Popatrzyłam w kierunku środka groty, zainteresowana co może być w środku.
- Twoja kolej, Leonardzie - uśmiechnęłam się delikatnie, czułam, że przez ten uśmiech przemawia moja pewność siebie.
<Leonardo?>
Słowa: 448
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz