Choć dobrze latał, po drodze do Centrum musiał sobie zrobić odpoczynek. Wylądował na jakiejś polanie, złożył skrzydła i chwilę poleżał. Wstał, kiedy brzuch dał o sobie znać, w końcu Pandora zrezygnował ze śniadanie, bo nie miał ochoty na spotkania z innymi wilkami. Czuł się dziwnie przygnębiony, a źródłem tego samopoczucia mógł być sen, jaki nawiedził go tej nocy. Co dziwniejsze, basior nie mógł się z niego obudzić i musiał do końca obserwować, jak tajemnicze księgi płoną, a razem z nimi cały budynek. Czy to go skusiło do wybrania się do biblioteki? Być może miało to jakieś podłoże psychiczne, ale Pandora kierował się tam z myślą, że po prostu chce zwiedzić Centrum, w którym jeszcze nie był, a biblioteka wydała mu się najrozsądniejszym miejscem; tego kompletnie nie potrafił wytłumaczyć. Czy lepszym miejscem dla nowego wilka nie będzie bardziej tłoczne miejsce, w którym można głośno rozmawiać? Mógłby poznać kogoś ciekawego, znaleźć towarzysza, czy kogoś innego, ale jakaś tajemnicza moc ciągnęła go do zbioru książek.
W celu zapełnienie żołądka wilk wszedł w rzekę, jaka płynęła tą doliną i złapał w niej dwie ryby. Szybko pochłonął zdobycze, rozwinął skrzydła i wzleciał do góry, kierując się na południe. Reszta drogi wydawała się minąć szybciej, niż jej pierwsza połowa, w czym pomogło pewnie zjedzenie śniadania. Szybko odnalazł zamek, a w niej bibliotekę, która nie była specjalnie ukryta, a wręcz przeciwnie. Gdy Pandora wszedł do środka, poczuł się jeszcze mniejszy, niż zwykle. Pomieszczenie było ogromne, a regały sięgały samego sufitu. Dziękował bogom, że miał skrzydła. W ciszy zaczął przelatywać między półkami, patrząc na księgi. Nie szukał niczego konkretnego, chociaż trafił na dział zielarstwa i medycyny, książki podróżnicze i krajoznawcze, opowiadania i legendy, naukowe i przyrodnicze oraz te zwyczajne, romanse, komedie, przygodowe. Do łapy nie wziął żadnej z nich, nie czuł takiej potrzeby, chociaż nie czytał książki od dobrych pięciu lat, może należało którąś wypożyczyć i przenieść się w świat wyobraźni?
Zniżył lot, gdy zapoznał się z działem robótek ręcznych i na jego nieszczęście, nie zauważył przy drzwiach wilka. Starał się wyhamować i nie uderzyć w niego, ale zbyt późno zareagował. Szczęściem było to, że oboje nie wylądowali na podłodze i skończyło się tylko na mocnym szturchnięciu, które małego szczeniaka zwaliłoby z nóg. Ofiarą tego przypadku była czarna wadera o żółtych oczach, która nie wyglądała na zadowoloną takim obrotem spraw.
- Bardzo przepraszam. Nie miałem zamiaru na panią wpadać – powiedział przepraszająco, gdy nagle usłyszał, jak obok niego coś spadło. Spojrzał w bok, była to książka oprawiona w ciemnobrązową okładkę. Basior poczuł dziwną moc, każącą mu wziąć tę książkę, ale na jego nieszczęście nie miał pojęcia, o czym ona była. Spojrzał na waderę, którą przed chwilą potrącił. - Może to dziwnie zabrzmi, ale wie może panienka, co to za księga? - zapytał, wskazując jej to, co trzymał w łapie. Gdyby nie kurz i rozmazane litery, może udałoby mu się przeczytać chociaż tytuł.
- Podejrzewam, że coś z działu magii – mruknęła po chwili. Nie wydawała się zadowolona z faktu, że ktoś do niej przemówił.
<Rena?>
Słowa: 490
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz