- Przestań, tacy jak ja nie zajmują się polowaniem - oznajmił oburzony, z odrazą wypowiadając ostatnie słowo. I na to Spero wolała nie reagować; nie ukrywając niechęci ruszyła z miejsca. Basior ucieszony tym, że znów jest dla kogoś problemem, podążył za nią. Już od samego początku czuł, że ma go dość i to diabelsko go satysfakcjonowało.
Drogę nad jezioro pokonali w milczeniu - i to dobrze. Nie byli sobą zafascynowani i choć całe to spotkanie było jakby wymuszone, to przynajmniej Imerze ten fakt nie przeszkadzał w ogóle. Spero traktowała go jak każdy inny, więc on nie widział w tym żadnego ewenementu. Czuł się stosunkowo dobrze, tak właśnie działały na niego toksyczne relacje.
- A jak się to jezioro nazywa? - przerwał ciszę, gdy w oddali było już widać lśniącą taflę wody.
- Eleonory. Jezioro Eleonory. - zaspokoiła jego ciekawość na chwilę nawet zapominając o istnieniu towarzysza. Imera miał wrażenie, że pochłonęło ją odległe uczucie zwane pięknem. Rzeczywiście, jezioro cieszyło oko.
- Głupie imię. - stwierdził - Trudne do wymowy.
Teraz Spero spojrzała na niego w taki sposób, że gdyby można zabijać wzrokiem, on leżałby już martwy.
- Nie przyznasz mi racji, wiem. Ale ty wiesz, że tą rację mam.
- Łżesz. - warknęła, nawet na niego nie patrząc. Po oglądaniu tak pięknego miejsca mogłaby doznać szoku.
- Dobra, wyluzuj. To gdzie to jezioro? - zadał kolejne pytanie, tym razem jednak nie oczekując odpowiedzi. Energicznie machnął ogonem i idiotycznym krokiem wybiegł do przodu. Gdy był już na tyle blisko, że jego łapy były już w wodzie, złowieszczo się uśmiechnął. Woda na skraju przybierała delikatnie ciemnozielony kolor, a po jej powierzchni pływały martwe ryby. Ten właśnie widok zapalił w nim tajemniczą, radosną iskierkę. Otworzył usta chcąc powiadomić przewodniczkę, ale finalnie stwierdził, że lepiej będzie gdy sama się o tym dowie. Długo czekać nie musiał - podeszła do zbiornika i skrzywiła pysk. Ewidentnie nie była zadowolona z zaistniałej sytuacji. Poukładała myśli w głowie i spojrzała na Imerę, jak gdyby to on był sprawcą całego zła. Basior dobrze znał ten wzrok.
- O nie, myśl co chcesz, ale to nie moja wina. Przysiągłbym, ale przysięgi są dla miękkich faj... - usprawiedliwił się i ponownie spojrzał na jezioro, w tym na martwe stworzenia.
- Plus jest jeden. Nie trzeba polować. - oblizał się i wszedł w głąb wody.
- Naprawdę będziesz to jadł?
- No, a co?
- Nic. - ale wcale nie takie nic. Ryby mogły być zatrute.
- Zastanawiasz się może - zaczął z pełnymi ustami - Jak do tego doszło?
- Robię to przez cały czas, a ty mi przeszkadzasz. - odburknęła, z zamyśleniem patrząc na zanieczyszczoną wodę.
- Nie wiem, czy zależy ci na tej nieszczęsnej florze i faunie... ale w ramach przysługi mogę pomóc ci znaleźć źródło problemu i zgasić je. Co ty na to? - zaproponował dyplomatycznym głosem, tylko nie dajcie się zmylić - nie chciał pomagać, bo to nudne. Musiał przebywać w jakimś towarzystwie, bo jeszcze by zwariował. No, może przy okazji użyczy swojej osoby.
<Spero?>
Słowa: 465
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz