Obserwowałem każdy, choćby najmniejszy ruch wadery, kiedy ta zabierała ostatnie potrzebne jej rzeczy. Po zebraniu wszelkich... roślinek czy innych fiolek i wrzuceniu ich do torby wyruszyliśmy, brnąc w śnieg. Przez ostatnie dwie noce nieco przyprószyło, więc w niektórych miejscach zaspy były nieco większe niż mogłoby się wydawać. Postanowiłem to sobie za moment wykorzystać.
- Czyli jak się dowiedziałeś, że będę miała kolejną wyprawę? - spytała, spoglądając w niebo, po którym sunęły kłębiaste chmury.
- Mademoiselle, dobry dowódca nie zdradza swych tajemnic. - wypiąłem dumnie pierś, zakręcając pazurem na ustach na znak tego, że nie da rady tego ze mną wycisnąć.
- No tak, oczywiście - przewróciła oczami, a na jej pysku pojawił się delikatny uśmiech.
- Poza tym, pewna wygadana wadera często cię widywała jak chodziłaś do sali magów na szczycie zamku. Postanowiłem wypadać sprawę. więc to tym się zajmowałaś przez ten tydzień?
- Tak, dostawałam dużo zadań, choć niezbyt ciekawych. Powiedziałabym, że raczej się mną wysługiwali. Teraz w końcu będę mogła zająć się czymś bardziej interesującym niż szukanie laski jakiegoś starego maga. Ty miałeś ciekawszy tydzień?
- Jak wspomniałem często spotykałem się z Lien.
- Masz na myśli tą z rodziny, królewskiej, którą kiedyś spotkałam gdy bawiliśmy się ze szczeniakami? - dopytała.
- Yhym - kiwnąłem głową - Postanowiłem odwiedzać sierociniec między treningami. Spodobało mi się tam. Pewien szczeniak jest rozkoszny, mogę powiedzieć, że zdobył moje serce. - zerknąłem na waderę, która również obrzuciła mnie spojrzeniem - Ej, nie patrz tak na mnie! - fuknąłem, udając obrażonego i czekając na reakcję wadery. Ta jedynie pokiwała głową i ruszyła przed siebie.
- Tylko nie stosuj obrażonej taktyki przy duchach - rzekła, gdy do niej dorównałem (co swoją drogą nie było trudne, bo Spero robi małe kroki).
- Wiem, że wydaje ci się, że duchy mają na mnie zły wpływ czy coś w tym stylu, ale chcę ci powiedzieć, że się mylisz.
- Po prostu pamiętam tamtego ducha, Stelli - powiedziała, teraz znając już imię.
- Nie wszystkie duchy mnie nękają tak jak ten jej. Są to owszem, moi... przyjaciele, kompani z wojska - powiedziałem, nieco ciszej. - Ale mogę też rozmawiać z duszami, więc przydam ci się nad tym stawem.
- Oceanem dusz - powiedziała, ale ja zachowałem się jakbym nigdy nie usłyszał tego komentarza.
- Plus jestem w stanie dobrze walczyć, przyzywając do siebie duchy.
- Przyzywasz dusze zmarłych? - spytała, wyraźnie zainteresowana.
- Tak. Pomimo tego jaki pokaz moich umiejętności musiałaś zobaczyć w tamtym zaułku jeśli chodzi o dusze potrafię o wiele więcej - nachyliłem się, szepcząc jej do ucha następne zdanie - To w końcu mój żywioł.
- Lysander. Opowiedz mi o tym, brzmi ciekawie.
- Domyślam się, że z powodu, że potrafię ich przyzwać bez większego problemu, nie panując nad wyższą magią. Jak widać te rzeczy nie muszą się łączyć - wzruszyłem ramionami. - Ale z łatwością rozumiem co chcą mi przekazać zmarli, to najłatwiejsza ze wszystkich mocy. Resztę może ci kiedyś opowiem - puściłem do niej oczko. Miałem jednak nadzieję, że pewnych mocy nie będę musiał użyć, bo to oznaczałoby że jest do tego wyższa potrzeba, która dla mnie jest wojną. - A tymczasem... - zabrałem do łapy śniegu i rzuciłem nim w plecy Spero - Wisisz mi jeszcze bitwę na śnieżki - spojrzała na mnie z dezaprobatą, ale czułem, że udało mi się ją namówić. Przez moment nawet zacząłem martwić się, że zaraz weźmie w objęcia magii cały okoliczny śnieg i zrzuci mi na głowę, albo zacznie mnie bombardować kulkami jak z armaty.
Słowa: 537
- No tak, oczywiście - przewróciła oczami, a na jej pysku pojawił się delikatny uśmiech.
- Poza tym, pewna wygadana wadera często cię widywała jak chodziłaś do sali magów na szczycie zamku. Postanowiłem wypadać sprawę. więc to tym się zajmowałaś przez ten tydzień?
- Tak, dostawałam dużo zadań, choć niezbyt ciekawych. Powiedziałabym, że raczej się mną wysługiwali. Teraz w końcu będę mogła zająć się czymś bardziej interesującym niż szukanie laski jakiegoś starego maga. Ty miałeś ciekawszy tydzień?
- Jak wspomniałem często spotykałem się z Lien.
- Masz na myśli tą z rodziny, królewskiej, którą kiedyś spotkałam gdy bawiliśmy się ze szczeniakami? - dopytała.
- Yhym - kiwnąłem głową - Postanowiłem odwiedzać sierociniec między treningami. Spodobało mi się tam. Pewien szczeniak jest rozkoszny, mogę powiedzieć, że zdobył moje serce. - zerknąłem na waderę, która również obrzuciła mnie spojrzeniem - Ej, nie patrz tak na mnie! - fuknąłem, udając obrażonego i czekając na reakcję wadery. Ta jedynie pokiwała głową i ruszyła przed siebie.
- Tylko nie stosuj obrażonej taktyki przy duchach - rzekła, gdy do niej dorównałem (co swoją drogą nie było trudne, bo Spero robi małe kroki).
- Wiem, że wydaje ci się, że duchy mają na mnie zły wpływ czy coś w tym stylu, ale chcę ci powiedzieć, że się mylisz.
- Po prostu pamiętam tamtego ducha, Stelli - powiedziała, teraz znając już imię.
- Nie wszystkie duchy mnie nękają tak jak ten jej. Są to owszem, moi... przyjaciele, kompani z wojska - powiedziałem, nieco ciszej. - Ale mogę też rozmawiać z duszami, więc przydam ci się nad tym stawem.
- Oceanem dusz - powiedziała, ale ja zachowałem się jakbym nigdy nie usłyszał tego komentarza.
- Plus jestem w stanie dobrze walczyć, przyzywając do siebie duchy.
- Przyzywasz dusze zmarłych? - spytała, wyraźnie zainteresowana.
- Tak. Pomimo tego jaki pokaz moich umiejętności musiałaś zobaczyć w tamtym zaułku jeśli chodzi o dusze potrafię o wiele więcej - nachyliłem się, szepcząc jej do ucha następne zdanie - To w końcu mój żywioł.
- Lysander. Opowiedz mi o tym, brzmi ciekawie.
- Domyślam się, że z powodu, że potrafię ich przyzwać bez większego problemu, nie panując nad wyższą magią. Jak widać te rzeczy nie muszą się łączyć - wzruszyłem ramionami. - Ale z łatwością rozumiem co chcą mi przekazać zmarli, to najłatwiejsza ze wszystkich mocy. Resztę może ci kiedyś opowiem - puściłem do niej oczko. Miałem jednak nadzieję, że pewnych mocy nie będę musiał użyć, bo to oznaczałoby że jest do tego wyższa potrzeba, która dla mnie jest wojną. - A tymczasem... - zabrałem do łapy śniegu i rzuciłem nim w plecy Spero - Wisisz mi jeszcze bitwę na śnieżki - spojrzała na mnie z dezaprobatą, ale czułem, że udało mi się ją namówić. Przez moment nawet zacząłem martwić się, że zaraz weźmie w objęcia magii cały okoliczny śnieg i zrzuci mi na głowę, albo zacznie mnie bombardować kulkami jak z armaty.
<Spero?>
Słowa: 537
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz