- Och, sierociniec. Tak. Właśnie z niego wyszedłem. - odpowiedziałem jakby szukając słów. Niezmiernie trapiła mnie kwestia adopcji Feana. - Szczeniaki jak zwykle były rozradowane moją osobą - posłałem waderze słaby uśmiech.
- Chyba coś stało się po drodze. Nie masz sobie tyle energii i radości do zwykle. No i nie rzucasz żadnymi komentarzami...
Prychnąłem cicho pod nosem, odwracając się w stronę, gdzie po pokonaniu korytarza będzie czekało na nas wyjście.
- Dlaczego nie zostałaś psychologiem jak tak dobrze idzie ci czytanie z innego wilka?
- Może po prostu dobrze rozumiem właśnie ciebie? - uniosła brew, zerkając gdzieś na nas, domyśliłem się na co, a raczej na kogo. Postanowiłem nie przejmować się szeptami rozchodzącymi się po kątach tego zamku i zarzuciłem na Spero jedno z moich skrzydeł, przyciągając ją do mnie.
- Niezbyt to chyba jednak przydatne? Może lepsze byłoby czytanie z innych jak z otwartej księgi?
- Co kto woli Lysandrze, co kto woli… - powiedziała, akceptując mój dotyk. - Więc… co ci leży na duszy?
- Czyli chcesz drążyć ten temat? - spytałem, wypuszczając z pyska powietrze. Na moment moje oko przykuł piękny, ba nawet mianem zjawiskowego bym go określił, dzban z rzeźbionymi w nim kwiatami. Były to lilie, których płatki z lodu zabarwione na delikatny róż czy fiolet. Niezły patent, który można wykorzystać. Wracając jednak do Spero i emocjach wyrysowanych na jej pysku wiedziałem, że wyboru mieć nie będę. Nie była to może czysta determinacja, ale coś czego odgadnąć nie potrafiłem. - Polubiłem jednego ze szczeniaków.
- To chyba nic złego? - spojrzała na mnie, zakotwiczając swoje błękitne oczęta na mej osobie.
- Nie nazwałbym tego niczym zły. Ale martwię się… - nie było to łatwe, przyznać się, że martwię się o jakiegoś szczeniaka. - Fean może zostanie adoptowany. Cieszę się z tego! Nie chciałbym żebyś jakoś źle mnie zrozumiała… Ja. Ech. Jeśli to się stanie już więcej go nie zobaczę. Do tego tak bardzo przypomina mi małego Jacques, nawet nie wiem czemu.
- Może on też cię polubił? Pomyśl o tym w ten sposób.
- To mi nie pomoże jeśli nadejdzie czas rozłąki. Ten mały szczeniak podbił moje serce. Ale chcę jego szczęścia, więc powinien znaleźć rodzinę.
- To może ty go zaadoptuj? - powiedziała po chwili, na co prychnąłem kpiąco. Otworzyłem wrota prowadzące na zewnątrz, mogliśmy w końcu opuścić zamek.
- Piękny żart, udany. Co nie zmienia faktu, że jeśli cudem go nie wybiorą byłbym samotnym ojcem.
- Samanta cię lubi i wie, że potrafisz zaopiekować się szczeniakiem – przystanęła. - Lysander?
- Hm? - odwróciłem się, lecz wciąż unikałem kontaktu wzrokowego.
- Czy ty… Może nie powinnam pytać, ale czy ty nie boisz się czasami tego, że to co było w przeszłości się powtórzy?
- Kochana, ja się niczego nie boję! - odpowiedziałem, typowym dla siebie tonem. - A teraz przestańmy błądzić głowami w obłokach, zapraszam się na kilka drinków.
- Jeszcze nie ma wieczora, a właściwie jest dużo czasu zanim zajdzie słońce – położyła po sobie uszy.
- Więc zapraszam cię na ciepłe mleko. Co ty na to?
<Spero?>
Słowa: 503
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz