Dochodziło południe i dzięki temu, że na niebie nie gościła ani jedna chmura, słońce przynajmniej trochę przyjemnie grzało. Ja natomiast podczas przechadzki natrafiłam na jakąś dziwnie znajomą aurę. Było w niej coś niby mi znanego, totalnie bliskiego. Nie zajęło mi dużo czasu odnalezienie jej właściciela. Był to nieco większy ode mnie basior, o nietypowych, intrygujących oczach oraz futrze w odcieniach szarości i czerni. Jakieś dziwne przeczucie nie odstępowało mnie na krok, toteż nie mogłam sobie odpuścić. Ostatecznie jakoś to samo wyszło, że skończyłam na spokojnym maszerowaniu przez las tuż przy jego boku. On sam pewnie też zastanawiał się, jak do tego doszło. I może pozwoliłam sobie na rzucenie małego zaklęcia pamięci na mojego towarzysza. Otóż zaklęcie te pozwalało na poznanie osobnika, bez konieczności rozmowy z nim. Jednak nie pozwoliłam sobie przejrzeć wszystkiego. Również nie musiałam, bo po krótkiej chwili wszystko stało się dla mnie klarowne. Rodzice kiedyś opowiadali mi i mojemu bratu o sytuacji, która wydarzyła się gdzieś w dalszej rodzinie, ale nigdy nie zagłębiali się w szczegóły. Po prostu wydarzył się taki i taki przykry incydent w dalszej rodzinie. Czasem też coś podsłuchaliśmy z bratem. Najważniejsze jednak w tej chwili było to, że wilk z którym spacerowałam jest ze mną spokrewniony. Nie wiedziałam natomiast jak zacząć rozmowę, czy w ogóle ją zacząć. A nawet jeśli, nie mogłam wypalić tekstem typu: hej, jesteśmy spokrewnieni! Tak więc podczas mojego zastanawiania się, wilk zaczął niespodziewanie kołysać się na boki. Spojrzałam lekko zdziwiona. Nie wyczuwałam, żeby coś mu było. Po krótkiej chwili odważyłam się spytać, o czym myśli, chociaż sama nie byłam tego pewna. Jedno było pewne, jego odpowiedź mnie rozbawiła, toteż nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Spodziewałam się chyba wszystkiego, ale nie tego.
– Tarzaj się ze mną –- rzucił po dłuższej chwili spaceru, po czym runął jak długi na śnieg.
Nie miałam zielonego pojęcia jak na to zareagować, więc tylko ze zdumieniem przyglądałam się jego poczynaniom. Parę sekund później na śniegu pojawiło się kilka aniołków. Nagle przewrócił się na plecy aby po chwili znieruchomieć.
– Sądzę, że twardy, a ty? – spojrzał na mnie nadal “wylegując się” na śniegu, a ja nadal patrzyłam ze zdziwieniem. – Właściwie, kim ty jesteś?
Nie wiedzieć czemu, pytanie te wydało mi się śmieszne, toteż tego nie ukrywałam. Jednak nie mogłam mu powiedzieć nagle: hej, jesteśmy ze sobą spokrewnieni! Doszłam do wniosku, że nie był to odpowiedni moment na takie wyznania.
– Co cię tak bawi? – przekręcił się na bok, przechylając także głowę.
– Nic takiego, coś mnie tylko połaskotało – odparłam, chociaż chyba nie była to wiarygodna wymówka. – A co do twojego pytania, to nazywam się Elaine. Nie jestem nikim nadzwyczajnym – uśmiechnęłam się delikatnie.
– Aha – mruknął, podnosząc się i otrząsając z resztek zlepków śniegu na futrze – Ilya - rzucił krótko.
– W takim razie, Ilya, może opowiesz mi coś o sobie? – zagadnęłam, powoli ruszając dalej – Oczywiście jeśli chcesz! Nie chcę cię do niczego zmuszać i ja również odpowiem na twoje pytania – dodałam szybko.
<Ilya?>
Słowa: 495
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz