- Nevt? To ty? Myślałem, że od dawna śpisz w swoim pokoju. Przyjdź no
tutaj.
To był mój ojciec. Spojrzałam na naszyjnik po raz ostatni. Przełknęłam
ślinę. Askalio był dziś odważny. Naprawdę odważny. Odwaga to tak ważna cecha,
która jest trudna do znalezienia i jeszcze trudniejsza do utrzymania. Dziś był
długi dzień, pełen uczuć i niespodzianek, a szczęście mi dopisywało. Mój poeta
kiedyś mi coś doradził. Myślę, że miał rację. Otworzyliśmy tego wieczoru wspólnie
nową księgę, ale nie przewrócę kolejnej strony, jeśli nie znajdę teraz w sobie
odwagi, którą tak się wykazał Aska. Czas zamknąć stary rozdział, który cytuję
już na pamięć. Wzięłam parę głębokich wdechów przed tym, co miało się zaraz
zdarzyć. Jak to się potoczy? Namphirze, broń mnie, Eruzanie daj mi siłę, a ty
Kateris, spraw by mi wybaczył. Ruszyłam do pokoju mego ojca. Zastałam go na
posłaniu z księgą na łapach. Czytał spokojnie przy świecy, a gdy weszłam nawet
nie oderwał wzroku od lektury.
- Słucham cię, czemu przyszłaś tak późno? – Zapytał ojcowskim tonem.
Biłam się chwilę z myślami. Stres nie odpuszczał mi ani na chwilę.
Dotarło do mnie, że się boję. Odrzuciłam jednak to uczucie i zastąpiłam je odwagą.
Zamknę ten rozdział, co by się nie stało. Czekałam wystarczająco długo.
- Byłam na Zimowym Balu.
Ojciec zatrzymał się i w końcu powoli podniósł wzrok. Zmierzył mnie od
stóp do głów. Wyprostowałam się pod tym spojrzeniem. Strach jest dziś moim
wrogiem. Moje serce jednak galopowało w mojej piersi bez mojego pozwolenia, a
gdy wzrok Sabrona zatrzymał się na naszyjniku, zamarło. Wiedziałam, że zaraz zapyta,
dobrze, że przynajmniej nie zauważył jeszcze bransolety. Czemu wszyscy jej tak
nie lubią? Czyżbym źle w niej wyglądała? Zaśmiałam się w duchu, najwyraźniej
kiepsko żartuję gdy jestem zdenerwowana.
- Co to za wisior?
- Nie o tym chcę porozmawiać.
- Odpowiadaj jak cię pytam. – warknął Sabron. – Mówiłem ci tysiąc
razy, że tak robią dobrze wychowane wilki. – wrócił jednak szybko do
ojcowskiego tonu, gdy zauważył, że nie powinien się tak unosić z powodu nowego
wisiorka.
- Jeśli musisz wiedzieć, to naszyjnik zaręczynowy. Ojcze,
porozmawiajmy o…
- Zaręczynowy? Z kwiatów? – zaśmiał się - Przecież zaraz zwiędną. Jesteś
taka głupiutka, jeśli przyjęłaś tą rzecz na znak oświadczyn. To wspaniale, że
znalazłaś sobie kogoś, ale ten naszyjnik świadczy tylko o tym, że jego uczucie
umrze, tak jak te kwiaty.
- One nie zwiędną ojcze. – wzięłam głęboki oddech – Są magiczne.
- Słucham!
Sabron zerwał się z miejsca, a w jego oczach błyszczał gniew i
zaskoczenie. Może powinnam zdjąć naszyjnik przed tą rozmową, ale obiecałam, że
go nigdy tego nie zrobię. Poza tym nie chciałam go zdejmować, dodawał mi
odwagi. Odciągał nas jednak od tematu. Od czasu naszej rozmowy z Askalio
zastanawiałam się jak mogę łagodnie przekazać prawdę ojcu i nigdy nie wyglądało
to w ten sposób. Mój ojciec bowiem z nieznanego mi powodu nienawidził magii.
Uważał ją za grzech, a jako uczeń wiary uważał, że za grzechy trzeba karać.
Zabraniał mi się jej uczyć, używać jej a nawet o niej wspominać. Mówić nie
wolno nam było także o matce, a na sam dźwięk słowa „dziadek” jeżyło mu się
futro na karku. Nie rozumiem go, magia jest przecież wspaniała.
- Jest magiczny – powtórzyłam – zupełnie jak ja. Ojcze, chcę ci o
czymś powiedzieć.
- Może powiedz mi o tym, że moja córka przyjęła oświadczyny od
jakiegoś magicznego grzesznika!
- Magia nie jest grzechem ojcze! To piękna dziedzina życia, którą
można używać do wielu wspaniałych rzeczy.
- Co powiedziałaś?
Ojciec zrobił krok do przodu, był naprawdę zdenerwowany. Ups. Ale
teraz nie ma odwrotu. To dziś jest ten dzień.
- Powiedziałam, że magia to najcudowniejsza rzecz, jaką udało mi się
poznać, na równi z narzeczonym, ale to inna kwestia. Chciałam ci to powiedzieć
od dawna... Uczę się magii. - Spojrzałam w oczy ojca, w których znalazłam
ogromny gniew. Nie przestawałam jednak mówić, bo gdybym teraz przerwała,
odebrałoby mi głos, a ojciec miałby szansę się odezwać. – Nie, nie tylko się
jej uczę. Jestem w niej naprawdę niezła. I nie pracuję jako pomocnik
bibliotekarza. Jestem Magiem Białej Magii, oraz zamierzam niedługo zostać
Wielkim Magiem. A właściwie najwspanialszym z Wielkich Magów i nikt mnie nie
powstrzyma.
Ojciec ryknął z furią. Sierść na jego karku się zmierzwiła. Cisnął
książką przez cały pokój. Stanął nisko na łapach i spoglądał na mnie.
Przypominał mi dzikie zwierzę. Przeraziłam się tą myślą.
- Wielkim Magiem powiadasz? A jak zamierzasz tego dokonać co? Zabijesz
kogoś, jak zrobił to potwór, hę?
- Zabiję? Potwór? O czym ty mówisz ojcze? Ja przecież…
Zaczęłam nieśmiało, lecz nie dane było mi skończyć, ponieważ stało się
coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Sabron skoczył na mnie z
wyszczerzonymi kłami. Przerażenie wzięło górę nad wszystkimi moimi zmysłami i
myślami. Próbowałam się bronić. Udało mi się jakoś zrzucić basiora z siebie i
wstać. On jednak też wstał. W głowie miałam jedno słowo, które odbijało się
echem i powracało z każdym ruchem ojca. Szalony. Co on wyprawia?
- Ojcze… co ty… co ty robisz? – Zapytałam jąkając się lekko.
- Od kiedy uczysz się tego cholerstwa?
- Od kiedy… to…
- Odpowiadaj! – Warknął na mnie wściekle.
- Znalazłam kiedyś zeszyty dziadka… - Ognisty błysk zaistniał w
spojrzeniu Sabrona, poniewczasie zauważyłam, że wspominanie o tych zeszytach
było chyba błędem, ale co się stało, to się nie odstanie, nie mogłam cofnąć
swoich słów.
- Dziadka!? – Wzrok Sabrona stał się rozbiegany, jakby analizował coś
bardzo złożonego, czego nie mógł rozwikłać przez lata i nagle znalazł ostatni
fragment układanki. – Kiedy… Kiedy je znalazłaś?
- Jakoś… Jakoś dwa lata temu…
Saborn znów skupił wzrok na jakimś punkcie w podłodze.
- Dwa lata… - powtórzył cicho – grzeszyłaś przez dwa lata. Uczyłaś się
z zeszytów potwora, może nawet go podziwiałaś! I ukrywałaś prawdę przede mną.
Wiesz, że magia to najgorszy z grzechów. Ona doprowadza do rzeczy strasznych.
Musisz zostać ukarana. Tak… kara, musisz dostać swoją karę. Jeśli Bóg cię
jeszcze nie ukarał, ja to zrobię. Ukarzę cię, zanim będzie za późno.
- Za późno na co? Jak to mnie ukarzesz ojcze? Za co? Za magię? Jestem
przekonana, że źle do tego podchodzisz…
Ojciec podniósł na mnie wzrok, a ten odebrał mi głos. Nie widziałam w
nim żadnej litości. Czułam od niego tylko chłód i mrok. Byłam zdezorientowana
jak nigdy. Pokój pociemniał, czy to mi się zdawało? Futro mojego ojca zaczęło
falować, a ja czułam potężną czarną magię zbierającą się wokół niego. Nie
wiedziałam, że mój ojciec umiał posługiwać się magią. Wbiło mnie to w ziemię.
Patrzyłam na wilka przede mną i nie poznawałam go ani trochę. Mój ojciec nie
znosił magii. Mój ojciec gardził magią. Wiedziałam o tym. Mój ojciec nigdy nie
użyłby czarów. Czułam jak wzbiera w nim magia. Widziałam, jak tworzył się za
nim wiatr i widziałam, jak przedmioty znajdujące się w pokoju unoszą się i
zaczynają krążyć wokół niego, jakby je kontrolował. Zorientowałam się, że to
moc telekinezy. Mój ojciec miał żywioł telekinezy. Schyliłam się, by uniknąć
lecącej w moją stronę ramy z obrazem górzystego krajobrazu. On był szalony! Co
on próbuje zrobić?
- Przestań! – Krzyknęłam na niego, lecz ten odpowiedział mi tylko
okropnym śmiechem.
- Jestem posłańcem mego Boga na tej ziemi. – krzyczał do mnie między
rzucaniem przedmiotami – Jestem sprawiedliwością, która karze grzeszników.
Jestem posłańcem, który ma karać i ukarzę cię za twoje grzechy, zanim zabijesz
kogoś jak tamten potwór, który odebrał mi ukochaną.
Czy on mówił o mojej matce? Nie wiem, byłam zbyt przerażona i skupiona
na nie oberwaniu jakąś przypadkową rzeczą. Sabron jednak chyba się zdenerwował,
ponieważ po rzuceniu świecą, która wciąż się paliła, krzyknął wściekle i zaczął
próbować zgnieść mnie psychicznym atakiem. Wywierał na moim umyśle presję,
która słabszych ode mnie mogłaby zabić. Powoli docierało do mnie, że mój ojciec
był kompletnie szalony. Zaczął mówić pod nosem jakąś dziwaczną modlitwę.
Opierałam się jego naciskowi za pomocą magii, jednak im bardziej walczyłam, tym
nacisk stawał się większy.
- Przestań! Porozmawiajmy!
Wierzyłam w niego mimo wszystko i chciałam, żeby przejrzał na oczy.
Może i był szalony, może to śmierć mojej matki pomieszała mu w głowie, ale jest
jeszcze szansa, że uda mi się jakoś do niego trafić.
- Posłuchaj, posłuchaj mnie! Nie musisz tego robić. Nie zamierzam
nikogo zabijać. Przestań!
Nic do niego jednak już nie mogło dotrzeć. Ogarnął go szał krwi i
mroku.
- Magia prowadzi do śmierci i zniszczenia. Nie pozwolę ci zabijać i
niszczyć! - Krzyknął zupełnie mnie ignorując i podbiegł do mnie, nie
zmniejszając nacisku na mój umysł. Uderzył mnie z całej siły w brzuch, aż zgięłam
się w pół. Gdy ten cios odebrał mi powietrze z płuc, Sabron kopnął mnie w
plecy. Wyłożyłam się na deskach i straciłam na chwilę koncentrację. Ojciec nie
omieszkał wykorzystać tej okazji. Wdarł się mocniej do mojego umysłu i zaczął
mnie niszczyć od środka. Wyciągał wszystkie moje najgorsze wspomnienia, wzmagał
mój ból.
- Czemu to robisz!? – zawołałam z bólem.
- Chcesz wiedzieć czemu? Zabijesz kogoś. Zrobisz dokładnie to samo co
on. Powstrzymam cię zanim do tego dojdzie!
- Dojdzie do czego? O czym ty mówisz? Zrobię dokładnie to samo co kto?
- Pokażę ci.
W moim umyśle nagle pojawiła się wizja. Mój ojciec pokazywał mi
zdarzenia z przeszłości. Pokazywał mi notatki dziadka traktujące o śmierci,
umierającą matkę i eksperyment. Ukazał mi moje najwcześniejsze wspomnienia, z
paru tygodni po moim urodzeniu. Pokazał mi najczarniejszą magię, jaka mogłam
widzieć. Magię, mającą na celu ujarzmienie śmierci. Pokazał mi jak zginęła
Teyrani, moja mama. Pokazał mi skąd mam znaki. Pokazał mi, czemu zwariował, na
punkcie magii. Mój umysł nie mógł tego pojąć, nie mogłam ogarnąć zła, które
czaiło się za tą historią. Magia. Wszystko to spowodowała magia… Te… zło.
Zdałam sobie sprawę, że nacisk zelżał, a ja leżałam na podłodze
palącego się odrobinę pokoju. Ogień lizał powoli ścianę za mną, a ojciec
patrzył na mnie stojąc w dumnej pozie z szaleństwem na pysku.
- Tak, magia jest zła.
Myślałam o tym eksperymencie, o dziadku, o matce, o tym, co zrobili.
Myślałam o daremnej śmierci, myślałam o zniszczeniu, jakie może nieść magia.
Czułam coraz większy gniew i obrzydzenie do rzeczy, którą tak kochałam. Spróbowałam
ułożyć się w pozycji z której najłatwiej byłoby mi się podnieść.
- Tak… Magia… magia jest…
Moja łapa natrafiła na coś o czym prawie zapomniałam. Naszyjnik
Askalio. Przykład dobrego użycia magii. Pięknego użycia magii. Poczułam się
nagle, jakby jakiś woal, który pokładł się na moim umyśle nagle się odsunął. Jak
mogłam zapomnieć choć na chwilę o tym naszyjniku? Nagle zrozumiałam, że ojciec
próbował mi namieszać w głowie. Zwieść mnie i odciągnąć. Prawdopodobnie użył
jakiegoś zaklęcia zaćmiewającego zmysły, które wykorzystywało żywioł umysłu i
mroku. Jednak ja też używałam wciąż magii, a do tego miałam silny bodziec, by
otrząsnąć się z tego stanu zaćmienia. Oh, Askalio, nawet nie wiesz jak mi dziś
pomagasz. Mój ojciec był szalony. Nie rozróżniał dobra od zła, nie pojmował
piękna i wspaniałości magii. Żył tylko z nienawiści i przez to stracił zdrowe zmysły.
Był niebezpieczny i potężny. Silny i całkiem dobry w magii, ale ja też miałam
swoje zalety. Byłam szybsza od niego, mądrzejsza, potężniejsza i co
najważniejsze, nie byłam sama, bo miałam kogoś przy sobie. Zacisnęłam łapę na
naszyjniku. Mogłam go powstrzymać i musiałam to zrobić. Jeśli nie chciał
przestać po dobroci, muszę go powstrzymać po staremu, czyli z użyciem siły i
sprytu. Ale jak? Wstałam nie podnosząc wzroku na ojca. Miałam pomysł.
- Jest… zła. Tak. Masz rację.
- Wiedziałem, że jesteś na tyle mądra, że to zrozumiesz. Szkoda tylko,
że tyle ci to zajęło… Teraz już nie możesz uniknąć kary.
- A co z tobą? – Zapytałam szybko zanim Sabron zdążył zrobić krok w
moją stronę.
- Słucham?
- Każdego, kto używa magii trzeba karać, prawda? Ty też właśnie
używasz magii. Powinieneś zostać ukarany, czyż nie?
Mówiąc to patrzyłam już w oczy ojca. Jego źrenice zwęziły się,
wciągnął powietrze w płuca, jakbym co najmniej uderzyła go w twarz.
- Ja jestem tym, który kara. Moje grzechy zostaną mi odpuszczone, gdy
wypełnię swe zadanie. Myślałem, że już rozumiesz, ale ty dalej jesteś
bezmyślna. Dosyć. Pogódź się z losem i przyjmij karę.
- Powstrzymam cię.
Sabron skoczył na mnie i wywiązała się między nami walka.
~*~
Wypadłam z portalu w miejscu, którego nie rozpoznałam od razu. Mój
ojciec… Łzy płynęły mi po policzkach. Byłam obolała i wyczerpana po tym, co
stało się w moim domu. Resztką sił otworzyłam drugi portal i wylądowałam w tym
miejscu. Wiatr nie wiał, panowała tu cisza i spokój. Śnieżny puch pode mną był
tak miękki i wygodny… Nie potrafiłam się nawet poruszyć. Byłam zbyt zmęczona.
Tuż przed zaśnięciem zdołałam jeszcze zobaczyć cień zmierzający w moją stronę.
Nie obchodziło mnie to już, a nawet gdyby, to co mogłam zrobić?
Słowa:2135
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz