Łapy aż mnie mrowiły z ekscytacji. Spacer do domu wydał mi się niczym łaska zesłana prosto z nieba, choć wierzący aż tak wielce nie byłem. Ateistą też nie, raczej klasyfikowałem się gdzieś pomiędzy. Gdybym był książką w bibliotece miejsca pod tym względem dla mnie by nie było. Raczej znalazłbym się w jakiejś sekcji ogrodniczej. Umarza mi to na duchu, gdy planuję wydać tomiki poezji.
- Deski teatru powitają wysłannika inspiracji, błogosławionego przez Mokashi! -powiedziałem wskakując na skałę i przybierając na niej dumną pozę. Skoro zyskałem wilczycę mego życia po sławę mogę też sięgać, przeciwności losu mi nie straszne gdy ma luba przy mnie będzie. Wrona, które zerwała się z drzewa przykuła mój rozanielony wzrok, a jedna z łap poślizgnęła się. Wylądowałem na plecach, widząc jedynie nocne niebo, kilka drobnych koron drzew i gwiazdy. Jedynie trzepot skrzydeł mówił mi jeszcze o obecności ptaszyska. Uśmiechnąłem się do krajobrazu, podnosząc się z zimnego śniegu. Czarnoskrzydłe stworzenia nigdy nie zwiastują nic nowego. Napisałbym o nich kojący wiersz, gdyby to nie równało się pogwałceniu wszelkich praw poezji!
Ptak ten jednak przypomniał mi jedną z moich dziecinnych wypraw do lasu. Siedziałem wtedy w zagłębieniu, otoczony przez krzaki, czułem się jak w fortecy, liście były nawet nade mną. Wertowałem już kolejną stronę książki, dając się wciągnąć lekturze. Wtedy na jej szczucie wylądowała sikorka, nucąca swoją słodką pieśń.
To miłe wspomnienie. Ale przypomniało mi, że gdy w pełni powiększę norę (a jeszcze jednak trochę mi brakuje, żeby móc się w niej swobodnie przechadzać) będę musiał czymś ją umocnić. Od ziemi zimno bardzo ciągnie. Oczywiste, że nie zapalę ognia. Nawet nie z powodu ognia, a dymu. Choć gdyby nie ten problematyczny żar mógłbym podgrzać w nim kamienie, które dałyby jakieś ciepło, chociaż minimalne. No i będę musiał zapolować na zwierzęta. Dobrym pomysłem będzie sprzedać potem ich mięso. W końcu ile saren mi potrzeba? Chcę tylko skóry, choć nie powiem, najbardziej przydałaby mi się taka z jaka, ale ani mnie teraz na taką nie stać, ani nie dam rady polować na takie zwierzę.
Rozmyślając nad renowacją mojego nowego mieszkanka nawet nie zauważyłem kiedy zdarzyłem dotrzeć nad Ulove. Nie było tu nawet chwili, kiedy wiałby wiatr. Jakie to cudowne uczucie, kocham tu wracać.
Zaniepokoiła mnie sylwetka wilka leżącego na ziemi. Nie tracąc chwili podbiegłem do leżącej osoby. Przesiąkło mnie przerażenie z chwilą gdy zrozumiałem, że to Nevt. Błysnął mi tragiczny dzień, gdy widziałem w takiej pozycji leżącą moją rodzinę. Padłem przy niej, chwytając ukochaną za głowę, delikatnie pocierając po jej mokrych policzkach. Przenikając do jej głowy udało mi się zdobyć kilka informacji. Nie żyła, a zasnęła. Dzięki Bogom.
Nie mogłem tak zostawić wilczycy. Zarzuciłem ją sobie na plecy, starając się nie zrobić jej krzywdy. Powolnym krokiem zbliżyłem się do mojej nory. Ostrożnie, kawałek po kawałku udało mi się ułożyć waderę w środku. Wyglądała jakby uleciało z niej życie.
- Nevt, Najdroższa – trąciłem jej pysk nosem – Co ci się stało?
Nie wiedziałem co robić w tej sytuacji, to co było w stanie mnie uspokoić to fakt, że dowiedziałem się, że to jedynie sen. Ułożyłem się wokół narzeczonej, chcąc w jakiś sposób ją ogrzać. Nie myśląc za wiele pozwoliłem pnączom wyrosnąć z podziemi, otaczając nas w szczelnej kuli. Mogliśmy mieć dostęp do tlenu, ale zimno do nas nie.
- Martwię się – rzuciłem, liżąc ją po policzku. Nie zmrużę oka, to pewne. Muszę się dowiedzieć co się stało.
<Nevt?>
Słowa: 554
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz