Przechadzka uliczkami była naprawdę przyjemna jednak nie to krążyło mi po głowie. Ciekawi mnie ilu powie jeszcze, że to za szybko. Ale przecież znamy się z Nevt naprawdę długo, przynajmniej w moim przekonaniu. Poza tym my nie będziemy żyć sześćdziesiąt lat! Te kilka miesięcy naprawdę pomogło mi pozbierać się po utracie bliskich. Na przypomnienie tego do głowy napływają mi nieprzyjemne wspomnienia i ogień, który trawi las, zaczyna też zjadać moje ciało. Najważniejsze to dobrze udawać, jak wtedy kiedy Nevt piekła zająca na ogniu, a ja powiedziałem, że mogła nie gasić ogniska. Oczywiście kiedyś będę musiał jej powiedzieć o moim lęku, ale nie teraz, chcę żeby łaskawie na mnie patrzyła, a nie ze współczuciem. A już zwłaszcza w tak piękny wieczór jak dzisiaj.
W końcu dotarliśmy do zamku. Piękno tego miejsca było przygniatające, tak wiele rzeczy, z których można by czerpać inspirację. Od razu się rozpromieniłem. W sumie im dłużej przebywałem z Nevt tym mniej nieśmiały przy niej się stawałem. Na początku byłem znacznie bardziej speszony.
Zajęliśmy miejsca, by wysłuchać przemówienia królowej. Nigdy wcześniej nie udało w sumie mi się jej spotkać. Zwróciłem uwagę na jej nieskazitelnie białą sierść. Jej brat. Którego już akurat poznałem miał ca ciele pewne czarne odznaczenia. Trochę czytałem o rasach i pamiętam, że ma to swoje podłoże.
- Askalio – wadera szturchnęła mnie, wyrywając mą osobę ze stanu zadumania. - Spójrz w górę – i tak oto oboje skierowaliśmy wzrok ku sufitowi, gdzie spadały drobne kryształy.
- Cud natury śniegiem zwany, błogosławi wszystkie stany. - uśmiechnąłem się do niej.
- Nawet nie wiesz jak to pasuje. Historia Silvarii, wyzwolenie i pomoc. Wszyscy w zamku – zaśmiała się. Uwielbiałem patrzeć na jej uśmiech. Przy tej waderze życie wydawało mi się o wiele ważniejsze niż mogłem przypuszczać.
- Lepiej już tyle nie pleć – przechyliłem głowę, słysząc muzykę – Teraz pora na taniec, a nie na pogaduszki!
- Nie wiem czy jestem tego pewna – prychnęła śmiechem.
- Ale ja jestem My Lady. - szturchnąłem ją nosem, wyciągając ją na parkiet. Tutaj mogłem się choć na moment odstresować. Przyszłość tak bardzo mnie martwiła. Znaczy czym mam się martwić. Przecież jestem pewny tego co się wyprawia, długo nad tym myślałem. Długo znam sytuację, sytuacja długo zna mnie. O losie co żeś mi zgotował!
Po dobrej godzinie spędzonej na parkiecie przyczepiliśmy się do stoliku z napojami. Wadera chwyciła kieliszek z winem, ja natomiast z mlekiem. Wiem, że na odwagę pije się mocniejsze trunki, ale jeszcze bym przesadził. Nie za często piję alkohol, nawet jeśli to zwykłe wino.
- Naprawdę mleko? - posłała mi szeroki uśmiech.
- Białe jak śnieg, pasuje do klimatu – odpowiedziałem tym samy gestem, poważniejąc w drugiej chwili – Wiesz, że to wino najczęściej bywa zatrute? Dlatego rodzina królewska nigdy nic nie je i nie pije na ucztach.
- Przestań sobie taż żartować, nie jest zatrute! - pokręciła niedowierzająco głową.
- Może faktycznie delikatnie wyolbrzymiam, ale to z głowami państwa było prawdą.
- Tak? - uniosła zaciekawiona brew.
- Wiem, że większość czasu czytujesz książki o magii, rozumiem ja twe zafascynowanie tematem tym niezwykłym i niedostępnym nawet dla najbardziej niestrudzonych. Lecz ja mniej czytuję takie księgi. Wolę tomiki poezji czy pergaminy opowiadające o zwyczajach i tym co się działo w królestwie. Historia jest chyba mym konikiem. No i pewnego razu jam natrafił, na książkę starą na dobre kilka pokoleń wstecz. Opowiadała o tym, że władcy i jego rodzinie za wszelką cenę na wystawnych przyjęciach gdzie zapraszani są goście nie można spożywać posiłków, ani pić napojów. Wyjątkiem jest tort weselny, gdy królowa bądź król biorą ślub.
- Muszą umierać z głodu – Nevt szukała wzrokiem naszej władczyni, która w tym czasie siedziała, spoglądając na wszystkich.
No i tak mijał wieczór. Trochę tańczyliśmy, coraz lepiej się bawiąc, trochę piliśmy, później poszliśmy nawet coś zjeść. Minęła już spora część wieczora. Zbliżała się właściwie północ.
- Duszno tu, przewietrzysz się ze mną? - spytałem się mej towarzyszki, kierując się na balkon. Ta bez wahania za mną podążyła.
- Tutejsze noce są przepiękne. - spojrzała na rozgwieżdżone niebo. Równie piękne co tamtej nocy gdy… gdy Nevt mnie pocałowała. O Bogowie stresuję się tym, sam z siebie bym się zaśmiał. - Spadająca gwiazda! - rzuciła rozradowana. Uniosłem swój wzrok. Rzuciła mi się na szyję – pomyśl życzenie!
- Już pomyślałem… - powiedziałem nad wyraz spokojnie, patrząc na to jaka walka toczyła się w mojej głowie i sercu mym.
- Mam nadzieję, że się spełni – przymknęła oczy, śmiejąc się. Za jej radość mógłbym zabić. Może nie jestem wojownikiem, ale do walki bym stanął
- Ja też – szepnąłem. - Ale to już ty musisz zadecydować czy się spełni.
- Ja?
- Tak, dokładnie ty, najdroższa. Gdy patrzę na ciebie przypominam sobie gdy pierwszy raz ujrzałem twoje oblicze. Skupiona, wiecznie zabiegana, ale coś sprawiło, że pragnąłem poznać cię bliżej. I poznać zdołałem. A to co stało się pod niebem, to niebo rozgwieżdżone przypomina mi o twoim pięknie, które każdego dnia jest inne. Chyba nie zdołam wypowiedzieć więcej słów w tym momencie – zaśmiałem się cicho. - Nie będzie to niestety występ jakim cię obdarowałem gdy powiedziałem ci jaką miłością do ciebie pałam – spojrzałem jej głęboko w oczy – I żeby nie było. Nienawidzę cię za to, że założyłaś dzisiaj tę bransoletkę. Jest piękna, ale ja chciałem podarować ci jedną ode mnie. Huh. Może więc – wyciągnąłem łapę, na której zaczął pojawiać się naszyjnik stworzony z wiecznych roślin. Kwiat, który był w jego centrum miał okazywać uczucia Nevt, kiedy ta będzie go nosić, jeśli będzie nosić – Więc. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i przyjmiesz ten piękny naszyjnik, który twej urodzie równać się nie może, aby został z tobą już po kres życia i odpowiesz czy chcesz bym i ja został przy tobie już do końca moich dni?
<Nevt?>
Słowa: 937
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz