Rozejrzałam się dookoła, zastanawiając, gdzie teraz się skierować. W okolicy była cała masa interesujących stoisk, do których na pewno warto zajść. Ale...
- Co powiesz na spacer do Podziemnych Ogrodów? - zaproponowałam, zamiast kontynuowania marszu ulicami Centrum. Nie żebym miała coś przeciwko tłumom wilków, które wylęgły właśnie na ulice...
- Już chcesz uciekać? - zaśmiał się Lysander, oglądając na mnie. Odwróciłam wzrok, uśmiechając się nieśmiało. Nie można mu odmówić domyślności.
- Po prostu nie przepadam za tłumem - zrównałam się z basiorem, rozglądając po kolorowych stoiskach. - Jak mogłeś z resztą zauważyć.
- Nie zauważyłem.
Przymknęłam na chwilę oczy, uśmiechając się smutno.
- Niech ci będzie - przyznałam po chwili. - Nie tyle nie przepadam za tłumem, co nie jestem do niego przyzwyczajona - spojrzałam basiorowi w oczy. - To co z tymi Ogrodami?
Lysander zgodził się, ruszyliśmy więc w kierunku wejścia do Podziemnych Ogrodów. Po drodze zajrzeliśmy jeszcze na kilka stoisk, oglądając prezentowany na nich towar. Były tam wszelkiej maści kwiaty, tkaniny, przyprawy... W śród nich także kilka z "magicznymi przedmiotami", jak zachwalał je sprzedawca.
- Liche to jakieś - rzuciłam, przyglądając się pudełeczku z jakimś pyłem. Etykietka mówiła, że zawiera "proszek poprawiający kondycję".
- Słucham? - Lysander odwrócił się z powrotem do mnie, przerywając śledzenie wzrokiem grupki wader, które akurat przechodziły nieopodal. Na ten widok poczułam dziwne ściskanie w klatce piersiowej, które jednak zignorowałam.
- To wszystko - wskazałam łapą zalegające ladę towary - to bujdy. Nie spełniają żadnej funkcji podanej na etykiecie - przyjrzałam się dokładniej kolejnemu eksponatowi. - Na przykład to - wzięłam różę, która miała sprawić, że wilk, który ją powącha, zakocha się w pierwszej ujrzanej osobie. Nim Lysander zdążył zareagować, podsunęłam mu kwiat pod nos.
Pierwszym odruchem basiora, gdy zaciągnął się zapachem wydzielanym przez różę, było kichnięcie. Uzasadnione, ponieważ tak wyperfumowanego kwiatu jeszcze nie spotkałam. A gdy zdał sobie sprawę, co się właśnie wydarzyło...
- Czy ty... - zaczął, z widocznym w oczach zaskoczeniem i może odrobiną zdegustowania.
- Daj spokój - prychnęłam, odkładając przedmiot na miejsce. - Nie było w niej ani krztyny magii. Nic, co obiecywałby sprzedawca - wspomniany wilk, potężny basior, spojrzał na mnie krzywo. - Nic się nie zmieniło między nami, prawda? Nie zakochałeś się we mnie nagle po powąchaniu tego przeperfumowanego kwiatu? - Lys zaprzeczył ruchem głowy. Chciałam kontynuować swój wywód, jednak zobaczywszy minę sprzedawcy uznałam, że chyba nie powinnam była krytykować jego towaru przy potencjalnych klientach. Właśnie grupka wader, która przyglądała się z nieskrywanym zainteresowaniem wspomnianym kwiatkom, popatrzyła po sobie i odeszła ze skrzywionymi minami, rezygnując z zakupu. A basior mordował mnie za to wzrokiem.
Prychnęłam zdegustowana i odwróciłam się, żeby odejść.
- Chodź Lys. Nie ma co tracić tu czasu - nie oglądając się za siebie, podjęłam przerwany spacer w kierunku Podziemnych Ogrodów.
- Skąd wiedziałaś? - zapytał Lysander jakiś czas później.
- Jestem magiem, głuptasie - zaśmiałam się. - Gdybym nie potrafiła wyczuć, czy jakiś przedmiot zawiera w sobie magię, jak mogłabym zajmować się poważniejszymi zajęciami związanymi z moją profesją?
- Nie sądziłem, że stwierdzenie czegoś takiego jest w ogóle możliwe - przyznał basior.
- To dość podstawowa umiejętność, jeśli jest się wdrożonym w temat. A że zajmuję się czasami zaklinaniem dusz w przedmioty i tworzeniem tym samym stosunkowo potężnych amuletów... - wzruszyłam ramionami.
Chwilę później stanęliśmy przed bramą do Ogrodów. Lysander przytrzymał przede mną drzwi.
- Lubię to miejsce - przyznałam, gdy zeszliśmy po schodach do pierwszego pomieszczenia. Zewsząd otoczyło nas ciepło i piękna woń rosnących tu kwiatów. - Przypomina mi miejsce, skąd pochodzę.
- A skąd pochodzisz? - zapytał basior pozornie niedbałym tonem, udając wielkie zainteresowanie porastającym ścianę bluszczem.
- Z daleka - mrugnęłam do niego zadziornie i ruszyłam przed siebie powolnym truchtem.
- Nie zadyszysz się zaraz? - usłyszałam zaraz za plecami głos Lysa, podszyty nutą rozbawienia.
Prychnęłam tylko w odpowiedzi i podążyłam ścieżką prowadzącą do Oazy, nie oglądając się za siebie by sprawdzić, czy basior nadal za mną idzie. Zdołałam tak przetruchtać niemal całą drogę, zanim musiałam się zatrzymać, żeby odsapnąć. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona. Zawsze to jakiś postęp w pracy nad powróceniem do normalnego życia. Może kiedyś zdołam zapomnieć, przez co przeszłam...
Nagle moich uszu doszedł słaby chlupot wody. Zignorowałam go, uznając, że to tylko jedno z wielu zwierząt zamieszkujących to miejsce weszło napić się z sadzawki, która znajdowała się niedaleko. Zaraz jednak dźwięk się powtórzył, tym razem głośniejszy, odwróciłam więc głowę w jego stronę.
I momentalnie spadła na mnie fala wody. Odskoczyłam zaskoczona, otrzepałam się szybko i spojrzałam, skąd zostałam "zaatakowana". W sadzawce, zanurzony do połowy długich łap, stał Lysander. Czy raczej zwijał się ze śmiechu.
- Szkoda, że nie widziałaś swojej miny! - zawołał.
- A więc tak chcesz się bawić? - zapytałam, uśmiechając się złowieszczo. Oj, nasz dowódca sił powietrznych nie wie z kim zadziera...
Skoczyłam na basiora, chcąc przewrócić go do wody. Zdołał jednak w ostatniej chwili odskoczyć, przez co to ja zanurzyłam się cała w ciepłej wodzie.
- Za wolno! - usłyszałam, gdy się wynurzyłam i dosięgnęła mnie kolejna fontanna rozbryzganej łapą Lysa wody. - Musisz się bardziej postarać!
- Ja ci zaraz...! - ruszyłam na basiora ze śmiechem, odruchowo sięgając po otaczającą nas zewsząd magię. Gdy i tym razem Lysander zdołał uskoczyć, nim go dosięgnęłam, nie wpadłam do wody.
Przeskoczyłam.
I wylądowałam z impetem na nim, wpychając go do płytkiej wody. Lysander sapnął zaskoczony, a mój szczery śmiech odbił się echem od ścian Ogrodów.
<Lysander? ;P >
Słowa: 831
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz