Moje myśli skupione były tylko na Askalio gdy wypowiadał
najpiękniejsze słowa, jakie mogły dosięgnąć mej duszy w tym momencie. Nie
wiedziałam, czy zacząć płakać, czy piszczeć, czy jednak płakać, może biegać,
kręcić się, wiercić, usiąść, położyć się zemdleć, zapaść pod ziemię czy odlecieć
mimo, że nie potrafię latać. Każde jego słowo, każdy gest, małe zawirowanie
głosu, każda myśl, którą mi w tamtej chwili powierzał wzniecała burzę trwającą w
moim wnętrzu i rozniecała nadzieję, by przekuć ją ostatecznie w coś trwalszego.
Gdy wypowiedział swe ostatnie słowa nie wytrzymałam. Musiałam coś zrobić.
Cokolwiek. Rzuciłam się więc na jego szyję i objęłam mocno. Chciałam płakać ze
szczęścia i to właśnie zrobiłam, lecz nie łkałam, nie zawodziłam. Tuliłam się
do jego cudownego futra, a łzy radości płynęły mi po policzkach. Chciałam jakoś
wyrazić to co czułam, ale nie znajdywałam słów. Kiwałam tylko głową, niezdolna
do odpowiedzi i tuliłam go jakbyśmy nie widzieli się od lat. Nie potrafiłam go
puścić. Nie mogłam go puścić. Miałam wrażenie, że jeśli to zrobię, on zniknie i
obudzę się w swoim domu, ojciec znów zacznie mi dawać kazania, o które nigdy go
nie prosiłam, a cały mój świat, który w tej chwili ograniczył się do tego
jednego basiora, zniknie i zostanę sama w czarnej pustce. Czułam jak jego
mięśnie trzęsą się, zupełnie jak moje, czułam jak jego oddech się rwie i jak
jego serce bije w tak szybkim tempie. Słuchałam tego, słuchałam go całego.
Chciałam spędzić z nim trochę więcej czasu, zostać z nim na dłużej. Poczułam
jak jego łapa dotyka moich pleców, jak jego pysk wtula się w moją szyję i
staliśmy tak. Przytuleni do siebie, oddaleni od świata, a jednocześnie tak
bliscy naszym światom.
- Pozwól mi… pozwól mi być w miejscu, które tak chcę zapełnić. W
miejscu gdzie serce twe już nie połową, lecz całością się stać może jeśli tylko
dasz mi szansę.
- Nawet nie proś, gdyż szansy nie dostaniesz. Szansy są ulotne i
nietrwałe. Pragnę dać ci nie szansę, lecz serce me w całości.
- Tak bym chciała, by ten moment nigdy się nie skończył. Proszę
zostańmy tu jeszcze chwilę, tylko chwilę. Bo chwila to rzecz umowna, więc można
ją przedłużyć do nieskończenia. Zostaniesz tu ze mną?
Spojrzałam na Askalio odsuwając się na sekundę, by móc mu zajrzeć w
oczy. Basior podniósł łapę i otarł ostatnie krople łez spływających po moich
policzkach z czułością i uśmiechnął się do mnie słabo.
- Po co pytania zadajesz, skoro znasz odpowiedzi?
Uśmiechnęłam się do niego i nie mogąc się oprzeć pocałowałam go
przelotnie. Zagryzłam wargi, przyglądając się jego ustom, od których tak ciężko
było się oderwać.
- Może się położymy? Mam przez ciebie nogi jak z waty.
- Wspaniały pomysł.
Ułożyliśmy się więc na śniegu. Położyłam głowę na klatce piersiowej
Askalio i objęłam go swym długim ogonem. Basior objął mnie i wtulił w siebie,
jakby chciał zatrzymać mnie jak najbliżej. Jego ogon również otulił mnie lekko.
Czułam się tak zmęczona, jakbym właśnie przebiegła przez całe królestwo bez
używania portali… Cztery razy. Zamknęłam więc na chwilkę oczy, delektując się
ciepłem Askalio, jego zapachem, dotykiem i futrem pod moją głową. Nawet nie
wiem kiedy, lecz odpłynęłam ułożona w ten sposób, uśmiechając się do gwiazd.
<Askalio?>
Słowa: 525
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz