Nagle wszystkie moje myśli poszły w zapomnienie. Uczucie błogości zalało moje ciało, aby zaraz potem przeobrazić się w wielki żar, niczym zionięcie samego smoka. Gdybym właśnie nie leżał chyba zapadłby się pode mną grunt, łapy miałbym jak z waty. Raczyłem się pocałunkiem, którym obdarowała mnie wadera najdłużej jak się dało. Gdybym mógł zatrzymałbym tę chwilę w czasie. Niestety nic w moim życiu nigdy nie trwało wiecznie. Wilczyca oderwała swój pyszczek od mojego, a wraz z końcem pocałunku zniknęło całe przyjazne mi ciepło. To był ogień, którego się nie bałem.
Gdy odsunęła swoją głowę zamurowało mnie. Widziałem malującą się w jej oczach niepewność, może i zażenowanie. Hah, ja lepszy nie byłem, liczyłem, że w tym słabym świetle nie ujrzy rumieńców, które przybyły na moje poliki. Bogowie miejsce mnie w opiece, gdyby ktoś teraz zasypał mi łeb śniegiem, ten od razu by się rozpuścił.
- Nevt... - zacząłem niepewny. Wadera wstała i cofnęła się o krok.
- Przepraszam... Chyba nie powinnam - błądziła wzrokiem, starając się nie patrzeć na mnie. Zebrałem się w sobie i również się podniosłem. Łapy drżały, kiedy chciałem wykonać krok.
- Za takie rzeczy się nie przeprasza - zacząłem powoli, przełykając ciężko ślinę. Myśli gubiły się w mojej głowie, zahaczały jedna o drugą. Przecież tak długo starałem się ukryć, że zauroczyłem się waderą. Próbowałem o niej nie śnić, nie pisać, nie wyobrażać sobie, wiem przecież jak to się u mnie zawsze kończy. Gdybym był w stanie choćby drgnąć zapewne kręciłbym się w kółko, zdenerwowany.
- Ale nie powinnam - odwróciła głowę, bałem się, że zaraz odejdzie, a po dzisiejszej nocy już nigdy się do mnie odezwie. Co jeśli nasza przyjaźń wygaśnie? Przecież nie mogę na coś takiego pozwolić.
- Nevt, spójrz na mnie. - wilczyca choć z niechęcią, zrobiła to, o co prosiłem. - I lepiej już nie odwracaj oczu. Te piękne szklane kule pełne magii nie powinny się chować po kątach - uśmiechnąłem się nieśmiało. - Tej nocy niebo zadrży na wieść, którą ujrzeć zdoła. Zupełnie jak ja, w chwili pocałunku, pocałunku jaki raczyłaś na mych ustach złożyć. Światła zaiskrzone migają, lecz to nie gwiazd poświata, a oczu twych łuna. Zasłuchany w głos niewiasty, wpatrzony w oblicze stoję i nie drgnę. Takiej nocy żem jeszcze nie przeżył, nie poczuł, usłuchał. Ogniem zapulsowały wszystkie żyły, twoje usta pragnienie ugasiły. Cisza kołysze strudzone serce, szepcząc do ucha melodyję wiatru. Pełen mocy jestem w tej niemocy, gdy rozum z sercem walczy o przetrwanie. Na mych barkach siedzi ciężar, co woła do zrywu, do zwiania. Lecz ucieczka daremna, nie podołam. Stawić czoła muszę spragnionym wezwaniom. Krzyczą w mej głowie tylko jedno imię. Imię wadery, której mieć nie winnem. Na próżno moje błagania, gdy ona stoi przede mną. Zdezorientowana, dzieląca uczucie strachu. A wszystko to skrapiane łzami kryształowymi, które będąc oko ranią. Lecz cóż to za rana gdy z miłości? Rzec żadna! - czułem jak mój głos zaczynał drżeć, wszystko wirowało mi przed oczami. - Żadna gdy jesteś obok ma luba, gdyż właśnie tu chciałbym cię mieć, gdzie serce połowy swej szuka.
<Eee... Nevt?>
Słowa: 485
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz