Stanowisko straży nocnej było dla mnie idealne – nie musiałem zadawać się z większą ilością wilków, prowadzących dzienny tryb życia, a w razie, gdyby ktoś obcy pojawił się na terenach nowej watahy, mogę go zaatakować, bo przecież nikt nie zauważy. Nie miałem zamiaru tutaj zawierać z nikim bliższych relacji, właściwie chciałem po prostu odpocząć, zobaczyć jak to jest wieść nudne, monotonne życie przeciętnego szaraka. Może to wydawać się dziwne, ale po swojej ostatniej życiowej porażce miałem naprawdę dosyć tego wszystkiego. Nie potrafiłem już ufać innym, bo przecież wszystkich straciłem. Nawet nie byłem pewien tego, co z niektórymi z nich się stało. Czy żyją? Gdzie są? Czy w ogóle o mnie pamiętają? A może sądzą, że umarłem?
To była pierwsza noc po moim dołączeniu, rozmowie z Przywódcą Frakcji oraz przyjęciu wybranego przeze mnie stanowiska. Miałem szczęście, że nikt mnie tu nie znał i mogłem chociaż spróbować zacząć od początku. Przywłaszczyłem sobie jedną z wolnych jaskiń gdzieś na uboczu i to właśnie tam postanowiłem spędzić swój czas w oczekiwaniu na nadejście nocy. Chciałem trochę odpocząć po swojej wyprawie, którą wreszcie zakończyłem i muszę przyznać, że naprawdę szybko zasnąłem. Wydawało mi się, że od naprawdę dawna tak dobrze nie spałem, dopóki nie nadszedł ten sen... Śniły mi się czasy mojego dzieciństwa, gdy szkoliłem się jeszcze w Plemieniu Ognia, a moim mentorem był Ryuketsu. Nie potrafiłem przypomnieć sobie teraz dokładnie tego, jak wyglądał. W moim śnie był rozmazaną postacią, która znika w ciemności, a ja się wtedy budzę. Uniosłem jeszcze zaspane powieki i podniosłem się z zamiarem wyjścia z ciepłej jaskini. Chciałem przejść się jeszcze po terenach, zanim zapadnie zmierzch, aby wiedzieć mniej więcej czego w ogóle mam strzec. Było tego naprawdę sporo, dlatego, gdy zaczynał zapadać zmierzch, dalej brnąłem w nieznane mi jeszcze tereny. Otaczający mnie lód kojarzył mi się z dawnymi terenami Plemienia Wody, opisywanymi wtedy jeszcze jako należące do Zimowych Szeregów. W starych księgach one również zawsze były wspominane jako skute lodem i trudne do przetrwania dla chociażby takiego wilka ognia jak ja. Nienawidziłem zimy i nadal jej nienawidzę. Nie znoszę mieć mokrego i zmarzniętego futra, nie cierpię tego chłodu i wilgoci bijących od łap. Tak... Więc co ja tutaj w ogóle robię? To jest naprawdę dobre pytanie.
Z zamyśleń wyrwało mnie burczenie w brzuchu. Przechadzając się po tajemniczych nowych terenach nawet nie poczułem wcześniej doskwierającego mi głodu. Zatrzymałem się z westchnieniem, rozglądając dookoła, czy w ogóle jest tutaj na co polować. Niczego nie zauważyłem. Przez następne odcinki nieznanej mi trasy cały czas skupiałem się na odnalezieniu jakiegokolwiek śladu zwierzyny, a kiedy tylko wyczułem zapach jakiegoś leśnego żyjątka, aż ślina napłynęła mi do pyska. Zacząłem skradać się w jej stronę, ostrożnie, powoli, aby nie spłoszyć tak długo szukanej zdobyczy i wreszcie skoczyłem. Widziałem już przed sobą swoje przyszłe, niczego niespodziewające się jedzenie, kiedy nagle jakiś cień pojawił się tuż przede mną. Zahamowałem ostro, ale w śnieżnej warstwie moje łapy nie potrafiły uchwycić podłoża. Uderzyłem w coś, a raczej kogoś mocno, staczając się z nim z małej górki. Dopiero gdy opuściły mnie pchające siły fizyki, mogłem pozbierać się z okropnej, śnieżnej zaspy. Mimowolnie zerknąłem w stronę spłoszonego, uciekającego zwierzątka, które miało być moim pożywieniem i znowu poczułem jak burczy mi w brzuchu.
– No i uciekło... – mruknąłem z niezadowoleniem, spoglądając na czarną postać, w którą wpadłem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że wcześniej widziany przeze mnie cień, to nie był cień, tylko dokładnie ta wadera, która leżała teraz przede mną, próbując się pozbierać.
– Nic ci nie jest? Lepiej na przyszłość załatw sobie jakieś odblaski, bo gdybym w ciebie nie uderzył, to nadal nie byłbym pewien czy rozmawiam z cieniem, któremu uciekło ciało, czy z ciałem, które wygląda jak cień. – zebrałem się, by do niej podejść i pomóc jej wstać. Z bliska była jeszcze ciemniejsza, wydawało mi się, że nie ma oczu, ale dopiero później uświadomiłem sobie, że one też są czarne. No to niezły waderka ma styl, przynajmniej z nikim się jej nie pomyli.
Renaya?
Słowa: 648
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz