Polowanie w krainie, gdzie wiecznie jest biało nie jest zbyt łatwe dla kogoś o moim wyglądzie. Kiedy już udało mi się wystarczająco długo stać w miejscu, aby żadna żywa istota mnie nie zauważyła mogłam ruszyć do akcji. Biały królik wyszedł na żer, mamy ze sobą tyle wspólnego. Uwielbiałam ten moment. Mogłam zniżyć się do ziemi i wziąć ostatki łyk powietrza zanim ruszę w stronę zdobyczy. Minął ułamek sekundy i rzuciłam się w stronę kicającej poczwary. Towarzysząca mi w tym momencie smuga dymu miała dodatkowo zdezorientować żyjątko. Skoczyłam w stronę królika, zdołałam go nawet musnąć zębami, niestety w pysku pozostał mi tylko fragment jego futra. Nie zdążyłam jednak się go pozbyć, bo to samo, co nie pozwoliło mi zakończyć polowania sukcesem uderzyło w mój bok. Zdezorientowana nie mogłam nawet chwycić się drzewa, ześlizgnęłam się wraz z przyczyną mojego upadku po śnieżnej zaspie. Wyplułam białą sierść, słysząc jakiś komentarz. Nie za bardzo wiem co to było za zdanie, ktokolwiek je mówił, mamrotał do siebie, a przynajmniej tak mi się zdawało.
– Nic ci nie jest? Lepiej na przyszłość załatw sobie jakieś odblaski, bo gdybym w ciebie nie uderzył, to nadal nie byłbym pewien czy rozmawiam z cieniem, któremu uciekło ciało, czy z ciałem, które wygląda jak cień. – widziałam jak złoty wilk podchodzi w moim kierunku. Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, niepewna jego zamiarów, choć wątpię żeby to mi pomogło. Nie za wiele emocji można wyczytać z moich oczu.
Pozbierałam się i wstając otrzepałam się z puchu. Uważnie zmierzyłam nieznajomego wzrokiem. No pięknie... z niskimi basiorami zawsze jest problem.
- Oprócz tego, że jestem głodna? Raczej dobrze się trzymam. Co nie zmienia faktu, że jestem dość widoczna na tym białym... - przygryzłam się w język, mowa Renaya, dbaj o swoją mowę! - czymś.
- Dobrze się zakamuflowałaś na tle drzew. Kim właściwie jesteś? - czułam, że to pytanie będzie musiało paść. Nie wiedziałam jak zachowywać się w stosunku do tego wilka. Wydawał mi się dziwny. Nie chodzi o samo przeświadczenie "małe jest złe" ze względu na mego przeklętego ojca. Po prostu... jest miły. Rozumiem, że są zboczeńcy, którzy tacy się urodzili, ale wolę dmuchać na zimne.
- Zwą mnie Renaya. Jak widać nie jestem przyzwyczajona do tutejszych warunków.
- Zauważyłem. Leonardo, swoją drogą. Jak nie stąd, to z jakiej krainy pochodzisz? Dość ciężko dostać się do Królestwa.
- Długo by opowiadać. Bywało się wszędzie. A trafiłam tu stosunkowo niedawno. Ciekawa historia, ale jestem zbyt głodna, by opowiadać - postanowiłam nie pokazywać zbytnio swojej nieufności. Zobaczę jak rozwinie się ta sprawa. - Macie tu gdzieś jakieś jaskinie? Nie mieszkalne oczywiście.
- Coś się znajdzie. Masz jakieś plany?
- Skoro oboje chcieliśmy dopaść tamtego kicaka możemy zapolować na coś innego, ale potrzebuję, żebyś zaprowadził mnie do wspomnianego miejsca.
Basior wydawał się analizować wszystkie za i przeciw. Nie trwało to dłużej niż dwie sekundy, koniec końców kiwnął głową.
Tak więc ruszyliśmy w kierunku grot. Po drodze odbyliśmy krótką konwersację. On dowiedział się o tym, że wstąpiłam w tutejsze szeregi wojsk lądowych, a ja, że jest strażnikiem nocnym. Czasami śmiałabym się z mojego przewrażliwienia na punkcie miłych istot, ale to ono uratowało mi nie raz, nie dwa skórę. Ci, którzy udają przyjacielskie podejście mogą okazać się najgorsi ze wszystkich - to dobrzy manipulatorzy. W końcu sama tak robię. Może nie cały czas, ale innym raczej wisi to czy naprawdę jestem z nimi szczera, czy tylko przybieram kolejną rolę. Cholerne przekleństwo, akurat taki los na mnie spłynął.
- Jesteś folixem, dobrze myślę? - rzuciłam, spoglądając na niego. Przypomniał mi o Starali.
- Dobrze trafiłaś. Ty mi za to przypominasz Xynth. Mgła i te sprawy.
- Hah, dokładnie. Więc nie spodziewaj się, że odblaski pomogą w moim przypadku.
- Jesteśmy - spojrzeliśmy na ośnieżone wejście. Kilka kroków, a wewnątrz już czekała na nas brunatna skała. Analizowałam co się na niej znajduje. Musiałam znaleźć dobre miejsce.
- Dobre tyle, że nie ma tu niedźwiedzia. Ale mam jeszcze lepszą wiadomość. Tylko trzeba tu będzie jakoś oświetlić - skupiłam się na ciemności przede mną. Wiedziałam już co tam się kryje.
- To się da załatwić.
- Ogień? - spytałam, a wilk kiwnął głową na potwierdzenie. - A taką kulę ognia potrafiłbyś stworzyć? I powiedzmy, tam w środek cisnąć?
- To nie powinno być nic trudnego.
- Więc czekam - uśmiechnęłam się pewnie, lecz wątpię by ten to zobaczył. Minęła chwila i cisnął płonącą kulą. - A teraz smacznego - powiedziałam.
Ogień oświetlił korytarz. Zobaczyliśmy dziesiątki stworzeń, które odczepiły się sufitu i zaczęły lecieć w naszą stronę. Nietoperze. Biorąc delikatny rozbieg skoczyłam na ścianę, odbijając się od niej i zaczęłam łapać do pyska swoją kolację.
<Leonardo?>
Słowa: 730
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz