Jak zwykle siedziałam w bibliotece przeglądając stare, zakurzone księgi. Spędziłam tam ostatnie trzy dni, wychodząc okazjonalnie coś zjeść lub czegoś się napić i właściwie straciłam już poczucie czasu. Nie wiedziałam jaka jest pora dnia, choć podejrzewałam, że dość późna. Wszystko to było spowodowane tym, iż szukałam nowego, bardzo specjalnego zaklęcia, które kiedyś widziałam w jednej z ksiąg, lecz nie potrafiłam przywołać w pamięci jej nazwy. Zaklęcie to sprawiało, że na niebie pojawiały się iskrzące się gwiazdy, które po krótkiej chwili wybuchały w niekończonej kaskadzie kolorów. Chciałam je wykorzystać na jednej z wieczornych lekcji szczeniąt, aby im pokazać, jak piękna może być magia. Zostałam o to poproszona przez Aste, więc jak mogłabym odmówić. Problem w tym, że nigdzie nie mogłam znaleźć tej książki, w której o tym zaklęciu czytałam. Byłam już naprawdę sfrustrowana tym niedogodnym obrotem spraw. Wertowałam księgę za księgą, a wokół mnie piętrzyły się stosy pergaminów i manuskryptów, które wydobyłam z głębi regałów poświęconych efektownej magii, lecz w żadnym z nich nie było nawet mowy o kaskadach kolorów, a co dopiero o wybuchających gwiazdach. Byłam tak zdesperowana, że zaciągnęłam do poszukiwań też bibliotekarzy. Zostało mi mało czasu do spektaklu, a musiałam jeszcze opanować to zaklęcie. Miałam niecałe cztery dni. To naprawdę mało. Trwał mój mały wyścig z czasem, ale co mogłam zrobić, skoro dalej nie umiałam znaleźć tego zaklęcia!? Przełożyłam kolejną księgę i wzięłam inną z grupy czekających na sprawdzenie woluminów. Zaakcentowałam ten ruch ciężkim westchnieniem i głuchym tąpnięciem książki odłożonym ze znużeniem na stos. Zagłębiłam się jednak uparcie w kolejny tom i skupiłam ponownie.
Po czwartej godzinie poszukiwań zdrętwiały mi łapy, na których leżałam. Postanowiłam więc dać odpocząć oczom i rozprostować kości. Wstałam ospale i przeciągnęłam się, wyginając grzbiet pomiędzy półkami. Przetarłam łapą oczy i wyszłam ze swojego zakątka. Podeszłam do barierki, okalającej balkonik piętra na którym siedziałam i rozejrzałam się, mrużąc oczy. Przez świetliki pod dachem wpadały białe promienie rażącego światła dnia, który niestrudzenie wciąż panował na zewnątrz. Bałam się pytać, czy faktycznie wciąż, czy już, ale nie miałam na to wielkiego wpływu. W dole krzątały się pojedyncze wilki, ale ruch był niewielki. Oparłam się o poręcz i przyglądałam tym kilku osobom, które chodziły poniżej niczym mrówki w mrowisku. Podobała mi się ta mała przerwa i bardzo się nią delektowałam. Miałam jednak z tyłu głowy, że muszę zaraz wracać do poszukiwań. Już miałam z westchnieniem wracać do mojego miejsca pracy i zająć się swoją pracą, gdy tuż za mną ktoś odkaszlnął. Prawie podskoczyłam z zaskoczenia i odwróciłam się szybko z szeroko otwartymi oczami. Był to jednak tylko jeden z bibliotekarzy z wielkim tomem na plecach. Jego łapy uginały się pod ciężarem tej księgi, lecz ten jakby nie zwracał na to swojej uwagi. Z powagą wpatrywał się we mnie swymi ciemnymi oczami zza okularów.
- Ktoś mi mówił, że pewna wadera demoluje dział z efektowną magią w poszukiwaniu pewnej zagubionej księgi.
- To pewnie o mnie mowa, przepraszam. Zawsze po sobie sprzątam, jak kończę poszukiwania.
- Oh, ależ wiem. Natomiast aby powstrzymać cię przed demolowaniem dalszej części biblioteki, którą ja będę musiał później segregować, przyniosłem zgubę.
- Naprawdę!? Znalazłeś ją!? Nawet nie wiesz jak wdzięczna jestem!
Rzuciłam się wręcz na księgę, lecz basior zrobił szybki unik, próbując zejść z drogi mojemu nadmiernemu entuzjazmowi. Nie wymierzył jednak dobrze tego ruchu, ponieważ zapomniał o ciążącej na jego plecach księdze. Stracił równowagę, a opasłe tomiszcze przeleciało przez barierkę i zaczęło spadać z dużej wysokości. Usłyszałam tylko jego przerażone zaciągnięcie się powietrzem, gdy uzmysłowił sobie, co właśnie uczynił. Jako, że bardzo kocham książki i nie wyobrażam sobie niszczenia ich, a na sam widok krzywdy im wyrządzanej skręcam się w duszy, bez większego zastanowienia… wyskoczyłam przez barierkę za księgą. Basior poderwał się z miejsca, krzycząc coś i wyglądając za mną, z takimi emocjami, że okulary mu się przekrzywiły i zjechały na koniec nosa, a kosmyki wymknęły mu się ze starannie ułożonej fryzury. Nie słuchałam go jednak zupełnie. Cały mój świat skurczył się do księgi spadającej przede mną. Musiałam ja złapać za wszelką cenę. Ułożyłam więc ciało tak, by miało opływowy kształt i zaczęłam spadać odrobinę szybciej. Byłam już wystarczająco blisko księgi, więc wyciągnęłam łapę i… Udało mi się! Złapałam! Jedynym problemem pozostawała zbliżająca się w niebezpiecznie szybkim tempie podłoga. Nie powiem, że nie zapanował nade mną strach, ale udało mi się w ostatniej chwili otworzyć portal tuż nad podłogą i wleciałam w niego z dużą prędkością oraz księgą zaciśniętą w żelaznym uścisku. Drugi portal otworzyłam wylotem w górę na balkonie z którego skoczyłam. Był to konieczny ruch, zapobiegawczy walnięcie z tą samą prędkością w podłogę tylko w innym miejscu. Dzięki takiemu ustawieniu portalu moja prędkość zostanie zrównoważona przez grawitację, gdy spadnę w górę z portalu. Zrobiłam tak więc i wylądowałam obolałym tyłkiem na podłodze z drewna koło zszokowanego basiora, który był tak poważny i zrównoważony zanim spotkał rozbrykane pandemonium rzucające się z ostatniego piętra biblioteki, w celu złapania jakiejś księgi, którą upuścił.
- To… Może ty posprzątasz na moim miejscu pracy, co?
Powiedziałam wciąż przestraszonym głosem do wyprowadzonego z równowagi i wbitego w ziemię bibliotekarza, który tylko pokiwał głową i przełknął ślinę. Odetchnęłam parę razy głęboko i wstałam, podnosząc opasłe tomiszcze. Skierowałam się w dół biblioteki na parter, lecz tym razem użyłam schodów i podeszłam do kontuaru.
- Chciałabym wypożyczyć ten tom.
- Ah, Nevt. Dla ciebie wszystko.
Odpowiedziała mi znajoma wilczyca stojąca po drugiej stronie lady. Spojrzała na mnie oddając mi tom po podstemplowaniu karty i dodała:
- Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
- Ah, to nic, miałam tylko przyspieszony kurs spadania za latającymi książkami. Czego się nie robi dla magii, prawda?
Bibliotekarka zaśmiała się w odpowiedzi i pokręciła głową.
- Ty zawsze masz tu jakieś przygody co? Co tym razem się stało?
- Dowiesz się później od reszty. Ja niestety muszę już lecieć – zaśmiałam się pod nosem – mam jeszcze trochę roboty.
- Wpadnij później.
- Oczywiście, muszę kiedyś ją przecież zwrócić. Poza tym, nie pozbędziecie się mnie tak łatwo.
Mrugnęłam porozumiewawczo do wilczycy, która zaśmiała się tylko ponownie i wróciła do swoich obowiązków.
Wyszłam z biblioteki i udałam się na otwartą przestrzeń na której nikt mnie nie zobaczy. Odnalazłam zaklęcie stosunkowo szybko i zaczęłam je trenować. Na początku szło mi to opornie i chyba co najmniej trzy razy prawie podpaliłam albo siebie, albo okolicę, ale trzeciego dnia byłam już praktycznie gotowa na spotkanie z dzieciakami.
Ruszyłam więc do umówionego miejsca i powtarzałam sobie w głowie wszystko co miałam powiedzieć i zrobić. Stresowałam się odrobinę, to nowe zaklęcie, a tam będą małe wilczki. Odpędziłam od siebie jednak złe myśli. Szukałam tej książki przez ponad trzy dni. Zanurkowałam za nią w dół biblioteki i opanowywałam to zaklęcie przez kolejne trzy dni. Bardziej gotowa być już nie mogłam.
Dotarłam w końcu na miejsce. Był już późny wieczór, czyli idealna pora na moje fajerwerki. Specjalnie poprosiłam Aste o przełożenie zajęć na tą porę dnia, by zachwycić całkowicie wilczki. Zastałam nauczycielkę z grupą szczeniaków. Opowiadała im właśnie o jakimś sposobie rozwijania swoich umiejętności. Spróbowałam zwrócić jej uwagę, a gdy mi się udało wadera uśmiechnęła się do mnie szeroko i powiedziała do swoich podopiecznych.
- Mówiłam wam wcześniej, że przyjdzie do nas specjalny gość i pokaże wam coś niezwykłego. To jest właśnie Nevt.
- Cześć! – powitałam maluchy wokół mnie – Aste poprosiła mnie parę dni temu, bym powiedziała wam co nieco o magii. Musicie wiedzieć, że dla mnie, magia to coś więcej niż sztuczki. – zaczęłam wymyśloną wcześniej przemowę - To wielka, piękna dziedzina mojego życia, która potrafi zaskakiwać i cieszyć. Może być też zła i niebezpieczna, ale jeśli wiesz jak się z nią obchodzić… - Zatrzymałam na chwilę przemowę i wykonałam nowopoznane zaklęcie. Podniosłam jedną łapę w górę i stworzyłam na niebie dziesiątki gwiazd, które mieniły się blaskiem zupełnie jak prawdziwe. Machnęłam lekko łapą, a wszystkie nagle wybuchły i spłynęły na nas kaskadami kolorowych iskierek, które zniknęły tuż nad naszymi głowami. Wilki patrzyły na to jak zaczarowane z otwartymi pyszczkami, a ja dokończyłam - … może stać się czymś niewyobrażalnie wspaniałym i ogrzać serca wszystkich wokół. Tym się właśnie zajmuję. Chcę zasiewać to uczucie, które właśnie czujecie, w sercach wilków w naszym królestwie, lecz przede wszystkim, chce używać magii do chronienia nas wszystkich. To co tu widzicie jest piękne, prawda, ale może też być wykorzystane w kreatywny sposób, jak chociażby znak alarmujący. Magia jest wspaniałą umiejętnością i naprawdę zachęcam was do zgłębiania jej tajników. Nie jest to proste, gdybyście wiedzieli ile ja musiałam ostatnio przejść, żeby opanować to zaklęcie… - zaśmiałam się pod nosem – ale myślę że jest warta swoich trudów.
Wilczki wysłuchały mnie z uwagą, po czym zaczęły krzyczeć i skakać wokół mnie domagając się kolejnego pokazu. Roześmiałam się i spojrzałam na Aste, która z uśmiechem skinęła mi głową, dziękując i gratulując pokazu.
Chyba nie wyszło mi to najgorzej, pomyślałam i zaśmiałam się razem z dziećmi.
Nagroda: 2 punkty magii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz