czwartek, 30 września 2021

Podsumowanie: wrzesień 2021

   Witajcie kochani obywatele!

    Dobiega koniec dziewiątego miesiąca kolejnego roku pańskiego spędzonego pod rządami naszej drogiej, miłościwej królowej. Zaszło jednak bardzo dużo zmian w Królestwie, a - jak głoszą plotki zasłyszane w Centrum - nadejdzie ich jeszcze więcej. Kraina Skuta Lodem zatrzęsła się, tworzą się nowe wyspy, rzeki, zatoki, religia się zmienia, bogowie się przepoczważają... Ale w końcu i tak najważniejsze jest życie wilków zamieszkujących Królestwo. Nieświadome zmian, jakie je czekają, załatwiają swoje sprawy prowadzone rutyną lub przeżywają niesamowite przygody w krainie śniegu i zimna. W końcu to od nich zależy przyszłość Królestwa Północy.

 Zmiany zaprowadzone w tym miesiącu: 
 
 - zmiana składu administracji
- zmiana regulaminu
- dodanie Tablicy Ogłoszeń do zakładki ,,Questy"
- wprowadzenie pierwszych elementów graficznych

Zmiany planowane na przyszły miesiąc: 
 
- nowe, zaktualizowane stanowiska wraz z opisami i wymaganiami
- nowy, zaktualizowany formularz
- bestie, ich opisy, wymagania oraz nowe questy z nimi związane
- zaktualizowane NPC
- zaktualizowane opisy ras
 
Przewidywany termin najbliższej aktualizacji: środek października. 

    Po koszmarnej przygodzie, w którą wplątali się kilka miesięcy temu, Jastes oraz jego towarzyszka, Vallieana, myśleli, że czeka ich powrót do spokojnego życia - a przynajmniej takiego, w którym nie muszą obawiać się opętanych szczeniaków obgryzających łapy do kości czy demonów zsyłających przerażające, przepełnione... językami... wizje. Czasem nawet udawało im się wrócić do dawnego rytmu, a trauma zdawała się znikać za mgłą codziennej rutyny.
    Coś jednak się zmieniło - nawracające koszmary, Vernon mający się na baczności, a wreszcie ktoś... albo coś... demolujący półki z książkami o północy. Dawny strach jednak w pełni powrócił, gdy zielarka została zepchnięta ze schodów przez tajemniczą siłę. Jak się okazuje, czasami nie da się zostawić demonów tam, gdzie się je znalazło - czasami zabiera się je ze sobą do domu.
    Jaką decyzję podejmą dwa niedoświadczone w demonologii wilki? Czy Caiasa da się uratować, czy jego dusza i ciało są już zbyt przesiąknięte demonicznym bytem nie z tego świata?

~*~

    Po męczącej podróży pełnej obaw, paniki i strachu Aarved oraz Vallieana dotarli do swojego nowego domu - posiadłości, gdzie wadera miała pełnić rolę sprzątaczki, a były wojownik budowniczego. Niewola im obojgu dawała się we znaki, jednak, szczególnie samicy, przyniosła również nieoczekiwane dary - a mianowicie telekinezę zdobytą dzięki (nie)pomocnej łapie Vernona... która wypchnęła Zerdinkę z okna.
    Nowi właściciele okazali się być dla towarzyszy z północy bezwzględni i okrutni, nie szczędząc im gróźb i razów, skutkujących urazami na ciele, ale przedewszystkim na psychice.
    Jak zwyczajna zielarka oraz szary szeregowy odnajdą się w zupełnie innym klimacie, pod groźbą bata, z daleka od rodziny i przyjaciół, nie mogąc wymienić nawet jednego słowa między sobą? Czy zupełnie pękną jakiekolwiek więzy przyjaźni powstałe podczas pamiętnej przygody z pająkiem, czy... Przerodzą się one w coś zupełnie innego?
 

    Wadera o imieniu Vallieana z rodu Tandirit wykazała się niezwykłą pieczołowitością w wypełnianiu obowiązków zielarza. Władze zauważyły jej wysiłki i postanowiły wynagrodzić jej trudy sumą o wysokości 100 KŁ! Gratulujemy! 
 
Do konta reszty wilków zostanie dodanych:
Aarved: 600
Jastes: 266
Karwiela: 88
Kvisch: 141
Lys i Tin: 135
Vallieana: 715 KŁ + 100 KŁ = 815 KŁ
Xeva: 299
 
1.  opowiadania
2.  questy
3. nagroda Najaktywniejszego Wilka
4. 20% z sumy wszystkich zarobionych KŁ, jeśli wilk napisał minimum 20 opowiadań
 
Ziemie naszej krainy opuścili: 
* Ashaya z rodu Xijan 
* Calypso z rodu Astoreth
* Saita z rodu Warren
* Spero z rodu Xijan
* Aziroth
* Lysander z rodu de Luynes
 
 
 Do NPC przechodzą:
* Arian z rodu Veliciuszy
* Elijas Ragnarook Marath  z rodu Seresshmir
* Antoni z rodu Khangan
 
Podsumowując, końcowy stan to:
 5♀
3♂
 Ogółem: 8🐺
 
    Dziękuję Wam za kolejny miesiąc na blogu, a pierwszy spędzony z nami (to jest z Bambi, Toxią i mną) jako administracją. Myślę, że mogę mówić również za dziewczyny, że jesteśmy zaszczycone otrzymaniem tego stanowiska. Od dawna snułam plany dotyczące Królestwa, myśląc nad rozwinięciem uniwersum, nad religią, nad systemem magii, historią wojen, strojami oraz kulturą, coraz bardziej i bardziej wciągając się w ten wyimaginowany świat - nigdy nie przewidując, że to ja kiedykolwiek go przejmę. Teraz, gdy w końcu się to stało, nie wiem, w co włożyć ręce (nawet zrobienie tego podsumowania okazało się bardziej czasochłonne, niż przewidywałam), a jednocześnie jestem bardzo podekscytowana na myśl o tych wszystkich rzeczach, które mam zaplanowane.
    Przykro mi, że tyle ludzi odeszło i zostało nam jedynie osiem postaci. Zostałam jednak pozytywnie zaskoczona przez parę osób, nie spodziewałam się, że z nami zostaną, a mimo tego wysłały mi wiadomość. Mam nadzieję, że mimo tego, że na razie nasza ekipa nie jest duża, damy radę przetrzymać te trudniejsze chwile, a wkrótce dołączy do nas więcej osób. Dalej uważam, że nasz discord jest jednym z najbardziej wholesome, na których byłam i naprawdę lubię z Wami pisać oraz czytać, co tam u Was. 
    Dziękuję wam za Wasz wkład i za czas, który poświęcacie (lub poświęciliście w przeszłości) Królestwu Północy.
Do zobaczenia w przyszłym miesiącu.
~Adulara, właścicielka 
i główna administratorka

Od Lys i Tin CD. Xeva

 – A czemu dwa imiona masz?
Niby zwykłe pytanie, a wyjątkowo mocno zadźwięczało w ich wspólnej głowie, sprawiając, że obie wadery zaczęły się głęboko zastanawiać.
Tin pierwsza uporządkowała myśli i zabrała głos.
– Właściwie… To… To jest bardzo skomplikowane. Jesteśmy kimś w rodzaju dwóch sióstr, ale zamknięte w jednym ciele, związane w jednym umyśle, a jednak myślące samodzielnie. I chyba przyjęłyśmy, że tak było praktycznie od zawsze, bo żadna z nas nie pamięta, żebyśmy kiedyś były… Oddzielnie. Albo samotnie. Może to dziwne dla innych, ale tak już chyba musi być.
Łapa wyżłobiła mały dołek w śniegu, jako gest skrępowania. Niewygodnie im było o tym mówić. Gdzieś tam głęboko bały się odrzucenia i wyśmiania, wykluczenia. Były inne. Nikt poza nimi nie był do nich podobny. Wszyscy byli… Normalni.
Usłyszały głębokie, przejęte westchnienie drugiej wadery… Albo trzeciej? Jednak nie zapowiadało się na to, żeby zamierzała je wyśmiać. To chyba dobrze? W pewnym momencie przekrzywiła zabawnie łeb na bok, zupełnie tak, jak gdy pytasz się swojego psa, czy chce wyjść na dwór.
– A to tak można? – zapytała w końcu, a po kiwnięciu głową Lys i Tin, jej piegowaty pysk wykrzywił się w naprawdę szerokim uśmiechu.
W jednej chwili podskoczyła na wysokość godną najlepszego zająca i w tych podekscytowanych pląsach zaczęła okrążać rogate siostry. Gdy otworzyła pyszczek, dalej się uśmiechając, one już czuły, że nadejdzie z nich lawina słów i potok pytań.
– Czy jeśli jedna na lewo chce iść, a druga na prawo chce iść, to w budynek na środku wpadacie?
– Nie…
– A czy jak jeść inne rzeczy chcecie, to kłócić się zaczynacie?
– My w sumie…
– A powiedz "Czy rak trzyma w szczypcach strzęp szczawiu, czy trzy części trzciny"!
– Czy rak trzyma w szczypcach strzęp…
– Druga teraz!
Wdech. I wydech. Lys miała mniej ochoty na takie gierki.
– Czy rak trzyma w strzy… szczy… Nie umiem! Już starczy. Prosimy.
Aż usiadły, nieco skołowane tym małym maratonem "tysiąc pytań do". A Xeva dalej dreptała w miejscu, zamiatając długim ogonem zimny śnieg, widocznie wciąż nie mogąc opanować radości. Może pora na zamianę? Teraz one o coś zapytają.
– Hm… To – zerknęły na te nieszczęsne drzewo, w którym jeszcze parę chwil temu tkwiły zaklinowane – jak możemy ci się odwdzięczyć za pomoc z uwolnieniem się z tamtego drzewa? W końcu zużyłaś na nas dość dużo mocy… Na pewno na coś się przydamy!

<Xeva?>

 Słowa: 380 = 24 KŁ

Od Kvischa CD. Elijasa

Donośny syk, a następnie dźwięk tłuczonego szkła zaczął echem rozbrzmiewać wśród grubych, zamkowych ścian. Albinos stał pochylony na środku pokoju, niezgrabnie trzymając kilka fiolek i starając się, by chociaż te nie zaliczyły bliskiego spotkania z lodową posadzką. Cuchnąca jakby siarką ciecz, mętnego, rdzawego koloru, spływała powoli z jego odrętwiałych i, jeszcze chwilę temu, białych łap. W trakcie wiązała się w ostatecznym tańcu z krwią, tworząc tym samym z posadzki scenę niczym z niskobudżetowego horroru. Basior warknął coś pod nosem, w jedynie sobie znanym języku. Przysiągłby, że w ostatniej chwili złapał lecącą fiolkę, ale ta przeniknęła jak gdyby nigdy nic przez jego łapy, uderzając z trzaskiem o ziemię. Mało tego, pociągnęła ona za sobą kolejne naczynia, które jak jeden mąż kończyły swój żywot w ten sam sposób. Nie mógł przyjąć do wiadomości, że stało się to przez jego własną niezdarność. Zacisnął zęby i złapał za kawałek pierwszej lepszej szmaty, która mu się napatoczyła. Teoretycznie powinien najpierw opatrzyć rany, jednak wiedział, że jeśli wystarczająco szybko nie posprząta tego całego pobojowiska, to prędzej czy później wszystko zamarznie i zostanie tam już na wieki. Takie już były uroki tego miejsca i o dziwo miało to swoje plusy- przynajmniej nauczył się nie odkładać wszystkiego na później. Szybko owinął sobie pokaleczone łapy i zaczął ścierać rozlane próbki, a wraz z nimi, niewielkie szklane odłamki. Starał się zebrać ich tak dużo, jak tylko był w stanie, jednak i tak wiedział, że przez następny tydzień będzie codziennie odnajdywał kolejne niesprzątnięte fragmenty. Jego łapy będą przyciągać je niczym magnes, tego był bardziej niż pewien. Do przypadkowego kaleczenia się na każdym kroku był mimo wszystko przyzwyczajony, to myśl, że właśnie wyrzuca do wora, niemal dwa tygodnie swojej ciężkiej pracy, przyprawiała go o największy ból głowy. Tyle nieprzespanych nocy (a właściwie w jego przypadku- dni) i wszystko tylko po to, by wszystko roztrzaskało się pod jego łapami. A był już tak blisko rozwiązania.
Cisnął pakunkiem w najdalszy kąt komnaty i odetchnął ciężko. Nie należało w jego naturze, płakać nad rozlanym mlekiem, co się stało to, się nie odstanie. Zresztą doskonale wiedział, że była to tylko i wyłącznie jego wina, gdyby bardziej skupiał się nad tym, co robi, wyczułby wcześniej, że ześlizguje mu się z łap ta cholerna fiolka. A za nią kolejna i kolejna. Łatwiej byłoby oczywiście powiedzieć, że to Bogowie we własnej osobie się na niego uwzięli i za wszelką cenę chcą uprzykrzyć jego i tak już wystarczająco nędzny żywot.
Co za utrapienie- pomyślał, biorąc kolejny głęboki wdech. Emocje opadły, a cały ten bałagan został, przynajmniej w większej części, wysprzątany. Pozostało więc jeszcze doprowadzić siebie samego do ładu. Skrzywił się lekko na ten pomysł, ale począł zbierać ze stołu potrzebne rzeczy, takie jak opatrunki i bandaże. Za mniej więcej dwie godziny zacznie się ściemniać, a to oznacza początek jego nocnej zmiany. Nie bardzo podobała mu się wizja powolnego wykrwawiania gdzieś w środku lasu o północy- a przynajmniej nie z własnego lenistwa. Niespiesznie zabrał się więc do oczyszczania ran- za każdym razem, gdy nasiąknięty różnymi specyfikami wacik dotykał jego poranionej skóry, jego łapy samowolnie drgały nieznacznie, utrudniając mu cały zabieg. Krótko mówiąc, szczypało go wszystko jak skurwysyn i nie był w stanie opanować nawet swoich naturalnych odruchów.
Nie to było jednak najgorsze, o nie- wybieranie pojedynczych odłamków szkła z ciała, to dopiero zabawa. Normalnie nie byłoby z tym tak wielkiego problemu, prawdopodobnie nawet byłoby to mniej bolesne niż samo oczyszczanie rany. Zasada ta jednak nie działa, kiedy jesteś ślepy i żeby znaleźć jeden cholerny odłamek, musisz najpierw wbić go sobie jeszcze bardziej pod skórę, próbując go wpierw wyczuć. W każdym razie była to niezmiernie ciężka i mozolna praca, dodatkowo okupiona pieczeniem, swędzeniem i drażniącym bólem.
Zajęło to również o wiele więcej czasu, niż by się spodziewał, ale w końcu mógł owinąć łapy czystymi bandażami i odetchnąć z ulgą. O ile można było to nazwać ulgą, nie wiedział nawet, w jakim stopniu udało mu się oczyścić rany, ponieważ jego łapy były już na tyle odrętwiałe i obolałe, że nie był w stanie niczego więcej wyczuć. Pozbył się przynajmniej tych większych kawałków i to mu na ten moment wystarczało. Na odpoczynek też nie zostało mu wiele czasu. Jeśli chciał jeszcze zdążyć, dojść na miejsce, przed zapadnięciem całkowitego zmroku, musiał zaraz wychodzić.
Naciągnął na siebie najlżejsze skóry, jakie miał, czując, że w tym stanie zdecydowanie nie ma siły obkładać się dodatkowym ciężarem. I tak już ciężko stawiało mu się kroki, wolał, żeby było mu chłodniej, aniżeli doprowadzić znowu do krwawienia. Niespiesznie minął domowe ściany, naciągając mocniej kaptur na łeb. Szorstkie, futro okryło go niemal całkowicie, a jedynie długi ogon ciągnął się za nim, niemal wtapiając się w otoczenie. Pogoda była całkiem przyjemna, choć faktycznie chłód nieco mu doskwierał, to przynajmniej nie wiało tak mocno, jak ostatnimi dniami. Śniegu również nieco ubyło, dzięki czemu o wiele łatwiej stawiało mu się kroki, a ubrania nie mokły tak szybko. Przynajmniej jedna przychylna mu rzecz tego dnia. Oby i noc zdecydowała się być po jego stronie, niczego więcej mu nie było trzeba. Do tego momentu droga mijała mu stosunkowo szybko i spokojnie, przez obandażowane łapy trochę ciężej było mu wyczuć wszechobecne wibracje, które ułatwiały mu omijanie przeszkód na jego drodze. Póki jednak wiatr nie nabierał na sile, mógł skupić się głównie na swoim doskonałym zmyśle węchu. Mógł być spokojny. A przynajmniej do momentu, w którym nie dotrze na miejsce. Szczerze mówiąc, gdyby nie polecenie z góry, na pewno nie wybrałby się w te rejony. Patrol w okolicy, w której ostatnio doszło do serii niewyjaśnionych zaginięć? Toż to szczyt marzeń... Nie obawiał się jednak o swoje bezpieczeństwo, obawiał się, że dojdzie do czegoś na jego warcie i będzie musiał interweniować. Ba, będzie musiał wykazać jakieś większe zaangażowanie niż siedzenie na dupie i ewentualne przejście się parę razy po okolicy. Nic tak bardzo nie psuło mu humoru, jak niespodziewane zdarzenia podczas pracy. Specjalnie wybiera warty w miejscach najbardziej oddalonych od cywilizacji, by mieć jak najwięcej spokoju. Oczywiście, jeśli nagle naparłby wróg, to właśnie on byłby najbardziej narażony na niebezpieczeństwo, dlatego niewiele osób było chętnych na patrol w tych okolicach. Czasy były jednak na tę chwilę spokojne, nie wierzył, że za porwaniami stoi ktoś z zewnątrz. Raczej jest to osoba, która dobrze zna okolice, być może mieszka niedaleko. W każdym razie, jeśli ktokolwiek chciałby się niepostrzeżenie zbliżyć, basior z pewnością go wyczuje.
Kiedy prawie był już u celu podróży, podniósł ostrzegawczo łeb, który do tej pory prawie dotykał śniegu pod jego łapami. Wyczuł jakiś nowy zapach, na który nie spodziewał się natrafić na swojej drodze. Jakże dziwna była to mieszanina- trochę wina, przypalanej trawy i dosłownie szczypta pergaminu. Czegoś takiego nie spotyka się na co dzień, a jednak w tej odmienności było coś dziwnie basiorowi znajomego. Jego pysk utkwił w bezruchu, skierowany wprost na sylwetkę Aeskerona. Był niemal pewien, że ten nawet coś powiedział w jego stronę, jednak z powodu odległości, nie był w stanie zrozumieć, co to takiego było. Nie był też specjalnie ciekaw, a jednak jego łapy niemal mimowolnie zaczęły kierować się w jego stronę. Czy to z powodu obowiązku, czy też zwykłego kaprysu, spowodowanego faktem, że znał basiora... a właściwie nie znał, ale wymienił z nim parę zdań, co sprawiało, że w pewien sposób wyróżniał się w jego głowie na tle innych członków watahy.
- Ten obszar... Jest niebezpieczny.- ochrypnięty, zmęczony głos wydobył się z jego gardła, niemal wywołując u niego napad kaszlu.
- Tak? Nic mi o tym nie wiadomo- beztroskie podejście Aeskerona przyprawiało go o mdłości. Fakt, sprawa była dość świeża, a policja starała się zatuszować wszystko, by nie wprowadzać ludzi w niepotrzebną panikę, jednak plotki szybko się rozchodzą. Kto chciał, ten już od dawna wiedział co jest grane. Co nie zmienia faktu, że ktoś powinien zadbać o to, żeby chociaż zacząć zwracać innym uwagę, by nie włóczyć się po zmroku w tych okolicach. To jak proszenie się o wypadek.Albinos westchnął bezradnie. Zdawało się, jakby wszyscy tylko chcieli dołożyć mu roboty. Nie miał ochoty na tłumaczenia, tym bardziej że bardzo prawdopodobne było, że basior i tak go nie posłucha. Jednocześnie nie chciał się tak po prostu oddalić, jeśli cokolwiek się stanie, będzie zmuszony znowu tutaj wrócić, a to niepotrzebne nadrabianie drogi. Najskuteczniejszym pomysłem byłoby więc sprawić, by to Aeskeron sam chciał sobie stąd pójść. A na to miał nawet sposób. Poprawił delikatnie skóry, którymi był owinięty, tak, by nie utrudniały mu ruchów i jak gdyby nigdy nic, usadził się niedaleko "znajomego" nieznajomego. Jeśli uda mu się sprawić, by poczuł się niekomfortowo, prawdopodobnie sam prędzej czy później sobie stąd pójdzie. Ta taktyka zadziałała już w tylu przypadkach, że nawet nie wątpił w jej powodzenie. A co lepsze, nie wymagała od niego zbyt wiele wysiłku. Zwyczajnie będzie sobie tu siedział jak posąg bez słowa, zwrócony w stronę basiora. Ten teren i tak leżał w obrębie jego patrolu, więc mógł jednocześnie wsłuchiwać się w okolice, gdyby do czegokolwiek miałoby dojść.

< Elijas? Tak jakby trochę trwało żeby panowie się ponownie spotkali h-hah > 
 
Słowa: 1460 = 93 KŁ

Od Jastesa CD. Vallieany

Nawiedzony szczeniak. Bawiący się ciałami i umysłami demon. Taki chaos, że ledwo da się to wszystko pomieścić w głowie i nie zwariować. A teraz jeszcze od dawna nieżywy zerdiński wojownik, zaklęty w pieprzony ząb. 
Dlaczego, na tym etapie, mnie to w ogóle dziwi? Oczywiście, że było za mało atrakcji, w końcu wydarzenia ostatnich miesięcy to przecież przeciętne życie każdego wilka. Co tam jakiś duch, który widzi lepiej niż ty, słyszy lepiej niż ty i czuje lepiej niż ty, w dodatku jest obecny niemal cały czas, tylko go nie widać...
Nie dziwota, że cały czas czułem się obserwowany. A co, jeśli to tylko jego wyczuwałem, a nie demona? Co jeśli demon w ogóle nie istnieje, a ja po prostu mam halucynacje wywołane paranoją, spowodowaną obecnością tego...Vernona? Wtedy Vallieana też musiałaby oszaleć... Może oszalała. I ja też. Może oboje oszaleliśmy i właśnie uciekamy przed ścigającymi nas lekarzami z psychiatryka. Albo ja przez cały czas leżę na swoim posłaniu, śpię i nie znam żadnej Vallieany, żadnego Adrila i przede wszystkim żadnego Caiasa, Vernona, kogokolwiek z tej mocno walniętej historii. Przewracam się z boku na bok i mocniej wciskam w przyjemne, cieplutkie skóry. Tak. Śpię w swojej jaskini, mam gdzieś cały świat, śpię i zaraz się obudzę.
-Jastesie?- oderwałem wzrok od skocznego płomienia w kominku, przenosząc go na skuloną na podłodze sylwetkę wadery. Obudziłem się, ale najwidoczniej nie tak jak chciałem. Naprawdę znajduję się w jaskini (ojca, opiekuna, przyjaciela?) wilczycy, z nieczystą siłą na samym szczycie listy problemów i duchem gdzieś w pomieszczeniu, w trakcie omawiania wydarzeń ostatnich tygodni. 
-A tak...cóż.- zacząłem, wyrwany nieco z kontekstu. Adril pozostał niewzruszony, wpatrując się we mnie bez mrugnięcia okiem. Poczułem się jeszcze gorzej, jak owad pod mikroskopem.- Moje osobiste przeżycia nie dotyczą doznań fizycznych, jak Vallieana, a psychicznych. Mam wrażenie, że ten demon siedzi mi w głowie, miesza myśli, zsyła iluzje, które wydają się bardziej prawdziwe niż rzeczywistość. Do tego stopnia, że nieustannie zastanawiam się czy nie oszalałem.- przełknąłem ślinę, unikając spojrzeniem pozostałem dwójki, szukając komfortu w znajomym kształcie kwiatów Yolderna, podtrzymywanym przy życiu przez magię. Przez chwilę milczałem, czując jak wyczerpanie ciąży mi w kościach, rozmywa widzenie, igra z równowagą, postarzając, dobijając. Szczerze mówiąc nie bardzo chciałem dzielić się wrażeniami z koszmarów, ale skoro nawet Valliena była zmuszona wyjawić tajemnicę swojego niewidzialnego przyjaciela, to moja spowiedź również wydawała się nieunikniona. 
-Opowiadałem już, że kilkakrotnie w czasie naszej wcześniejszej podróży dopadały mnie iluzje. Jedne mniej wstrząsające, inne bardziej...-spętane łapy, wlewający się do gardła potok lepkiej śliny, powoli rozrywane na pół ciało...Wzdrygnąłem się.- Wszystko zaczęło się od mojego pierwszego kontaktu z Caiasem, gdy szarżowała na nas horda cienistych stworzeń. Pamiętacie jak mówiłem, że posłałem w jej stronę potężny powiew, nad którym wcześniej walczyłem o kontrolę? Przylgnął do mnie, a wraz z nim jego połączenie z moimi myślami. Sprawy związane z mocą panowania nad wiatrem.-wyjaśniłem, gdy wyczułem ich zdezorientowanie.- Dzięki temu łączu coś mroźnego i odpychającego dostało się do mojej głowy i...-tak bardzo zaschło mi w gardle, że aż głos mi się urwał.- I boję się, że od tamtego czasu się z niej nie wyniosło.- umilkłem, ogarnięty nagłym strachem, że to coś, a przynajmniej jakaś tego część siedzi również we mnie, jest nieustannym świadkiem naszych zmagań, widzi wszystkie moje wspomnienia, myśli, emocje i dzięki temu wie, za jakie sznurki może ciągnąć. Dlaczego nie wpadłem na to wcześniej?! Bogowie, sprawcie, by to nie okazało się prawdą.
-Będziemy musieli to sprawdzić. Rozumiem, że w ostatnich dniach również stało się coś, co skłoniło pana do odwiedzenia Eany?
-Tak. Miewałem koszmary, ale nie jestem pewien czy były one iluzjami. Natomiast ten, z którego obudziłem się dzisiejszego ranka zdecydowanie jedną był. Jednakże różnił się od poprzednich. Czułem emocje, słyszałem głos, lecz nie pamiętam czyje. Być może moje własne.  
-A więc coś się zmieniło?- spytała Vallieana, przykuwając mój wzrok. Niepokój skumulowany w pomieszczeniu odurzał. Zacząłem czuć lekkie pulsowanie z przodu czaszki, zwiastujące nadchodzący ból głowy. Niebieskie tęczówki wadery zdawały się być światełkiem na końcu długiego, ciemnego tunelu.
-Tak. Na samym początku widziałem tylko skrawki zdarzeń, których znaczenia nie potrafiłem zrozumieć. Potem iluzje ewoluowały i połykały mnie w całości, sprawiały że zapomniałem jak wygląda rzeczywistość, blokowały pamięć o sobie, dostęp do emocji, nawet przepływ myśli. To wszystko uwalniało się dopiero na samym końcu. Natomiast dzisiaj potrafiłem myśleć. Rozpoznałem jakieś uczucie.
-A są jakieś elementy, które powtarzają się za każdym razem?- powoli skinąłem głową. Coraz bardziej nie podobał mi się kierunek, w jakim zmierzała ta rozmowa, lecz wiedziałem, że takie informacje mogą się kiedyś okazać istotne i zatajać je było co najmniej nierozsądnym posunięciem. Zwłaszcza przed kimś, kto może wiedzieć co się tu odkurwia i być może potrafi pomóc. 
Wyczuwałem ich pełne napięcia wyczekiwanie. Głęboko westchnąłem. Mięsista, mokra macka torująca sobie drogę przez gardło do żołądka... Zadrżałem. Krótkie urywki z koszmarów coraz częściej pojawiały się na jawie w postaci wspomnień. Za każdym razem coraz mniej wierzyłem, że były to jedynie senne mary.
-Tak. Zawsze dryfuję w nieskończonej przestrzeni. A potem pojawiają się języki.- wlepiłem spojrzenie w wyblakłe kolory dywanu pod moimi łapami i bałem się je unieść, by nie zobaczyć pytających oczu. Tak przynajmniej mogłem udawać, że nie zdaję sobie z nich sprawy. Gdzieś z boku dobiegło krótkie, niskie chrząknięcie i dźwięki wydawane przez podnoszone na cztery łapy ciało. 
-Widzę, że oboje ledwo trzymacie się na nogach. Zasługujecie na ciepły posiłek i porządny odpoczynek, później wrócimy do tematu. Zaczekajcie chwilę.- po chwili Adril wyszedł. W głowie odezwała się chęć rozwiązania problemu od razu, ale szybko została przekrzyczana przez głód, zmęczenie i tak ogromna ulgę że, bogowie, miałem ochotę całować starego basiora po łapach. Miałem świadomość, że co się odwlecze to nie uciecze, ale przynajmniej będę mieć choć trochę czasu na odzyskanie sił i pozbieranie się mentalnie do kupy. A tego potrzebowałem w tej chwili najbardziej. 
Zobaczyłem jak Vallieanie opadają powieki i zaraz sam poczułem obezwładniającą senność, potęgowaną przez ciepło od ognia wywołujące przyjemne dreszcze na grzbiecie. Tu, w tym przytulnym pomieszczeniu pełnym ziół czułem się bardziej bezpiecznie niż gdziekolwiek indziej w przeciągu ostatnich tygodni. I choć prawie nie znałem jego właściciela wierzyłem, że nam pomoże. 

<Valli?>

Słowa: 1004=70 KŁ

wtorek, 28 września 2021

Od Karwieli CD. Antoniego

Karwiela truchtem przemierzała pogrążony w ciszy las. Nie była jednak tak nieodpowiedzialna, by się zbyt mocno forsować, dlatego obrała idealne tempo. Takie, które pozwala na rozgrzanie, ale zbyt szybko nie pozbawia sił. A na tym jej zależało, wiedziała bowiem że nie jest w najlepszej formie i do wygranej w zawodach potrzebny jest jej odpowiedni rozkład energii. A miała ogromną ochotę wygrać, w końcu taka okazja nie zdarza się na co dzień! Już dawno nie poszerzała swojej i tak imponującej kolekcji biżuterii i miała niemałą chrapkę na nowe, pachnące świeżością kolczyki. Zastanawiała się czy handlarz mógłby ją wyrolować, ale szybko odrzuciła taką możliwość. Umowa to umowa, po co mieliby bawić się w polowanie, gdyby basior od początku nie zamierzał zejść z ceny? A jeżeli nawet to zrobi to cóż, zachowa 200 łusek na przyszłość, na pewno się nie zmarnują. Ostatecznie doprowadzi do wypełnienia ustalonych warunków siłą.  
Tak podniesiona na duchu mijała nieregularne rzędy drzew slalomem, z nastawionymi czujnie uszami, z nosem niemal przy ziemi i skrzydłami płaszcza miarowo obijającymi się o boki. Ciemność już niemal całkowicie zapanowała nad kładącym się do snu borem, którego co chwilę owiewał chłodny powiew, zapowiadający rychłą zmianę pogody. Wadera wiedziała, że ma jeszcze trochę czasu zanim śnieżyca nawiedzi zasypiający las, lecz już zaczęła rozglądać się za potencjalną kryjówką. Gdyby śnieg zastał ją bez schronienia w jej obecnym stanie, mogłoby się to w najlepszym razie skończyć mocnym wychłodzeniem (gdyby po chwili udało jej się jakieś znaleźć), a w najgorszym mało heroiczną śmiercią. Zawsze mogła też pokryć się metalem, by temu zapobiec, ale starała się tego unikać o ile istniała alternatywa. 
Nie mogła jednak odpuścić sobie całkowitego zrezygnowania z patrzenia także za ewentualnymi śladami czy wietrzenia słabych woni, które rzadko bo rzadko, ale co jakiś czas dolatywały do jej nosa. Żadna z nich nie należała do zająca, więc wilczyca nie poświęcała im już więcej uwagi i dalej szła w las. Niczego innego się zresztą nie spodziewała, wszystkie szaraki pewnie już dawno grzeją zadki w norach, czekając na minięcie śnieżnej nocy. 
W chwili, gdy wdychanie zimnego powietrza w rozgrzane gardło zaczęło jej przeszkadzać, a pierwsze płatki śniegu wirować wokół jej ciała dostrzegła wystającą z ziemi skałę, pod którą widać było niewielką dziurę, a przynajmniej coś, co ją przypominało. Z nadzieją podeszła bliżej i zajrzała do środka, będąc zmuszona do przykucnięcia i włożenia głowę pod wilgotny kamień. A jednak jaskinia! Wąska jak diabli, ale ujdzie. Wejście usytuowane wystarczająco wysoko, by nie zostało całkowicie przysypane, ale nie aż tak, by mógł się dostać do środka śnieg czy wiatr. O ile wejście nie stanowiło problemu (jeżeli uważnie postawi łapy, a nie zeskoczy na chybił trafił i połamie kości), o tyle wyjście może go stanowić. Wnętrze było bowiem dobry metr poniżej otworu na świat, a sklepienie dość nisko, zbyt nisko na wyskakiwanie. Trzeba będzie polegać na sile mięśni. Albo na sile metalu. Tak czy owak, lepsza opcją i tak wydawało się spędzenie nocy pod ziemią, będąc odciętą od przenikliwego wiatru, a wraz z nim padającego coraz gęściej śniegu, który już zdążył cienką warstewką pokryć jej grzbiet. Otrząsnęła się, czując jak zimno promieniuje z mokrej sierści wgłąb jej ciała. Może nawet będzie trochę cieplej, pomimo niezbyt przyjemnej wilgoci, która niewątpliwie polała wnętrze jaskini słabym strumieniem ze swojego szlaufa. 
Karwiela nie zastanawiając się dłużej wślizgnęła się ostrożnie pod kamień i już po chwili stała pewnie na wszystkich czterech łapach na chłodnym, mokrym żwirze, mając otwór tuż nad swoją głową. Westchnęła, słysząc wzmagający się na zewnątrz wiatr i wolnym krokiem podeszła na sam środek schronienia. Normalnie przycupnęłaby przy jakiejś ścianie tak, by nie była wystawiona jak na talerzu, lecz tutaj nie musiała się kierować taką ostrożnością. Z góry i tak nikt jej nie dostrzeże, zwłaszcza jeśli pogoda jeszcze bardziej się popsuje, w środku nie było żadnych tuneli, żadnych dziur, przez które mogliby się wślizgnąć nieproszeni goście. Poza tym nie miała ochoty przylegać ciałem do zimnego, wilgotnego kamienia z innej strony niż brzuch i łapy. 
Ułożyła się najwygodniej jak się tylko dało (mimo tego żwir wbijał jej się nieprzyjemnie tu i ówdzie, ale postanowiła to zignorować), rozciągnęła płaszcz tak, by jak największa część ciała znalazła się pod nim, specjalnie pomijając odwłok, po czym położyła głowę na łapach i zamknęła oczy. Tam, gdzie ciało stykało się z zimnym podłożem pojawiła się metalowa pokrywa, od razu poprawiająca komfort i samopoczucie.
Wadera zastanawiała się czy Antoni również znalazł miejsce, gdzie może przeczekać niesprzyjające warunki i czy udało mu się już złapać jakiegoś zająca. Oby nie. Przeklęta pogoda, wszystkie ślady diabli wezmą! Obiecała sobie, że wyruszy na polowanie z samego rana, bo nawet jeśli niedługo przestanie padać to szaraczki i tak pewnie nie wyściubią nosów ze swoich niecek. Zdobędzie te kolczyki po niższej cenie, nie ma innej opcji.
Tak ukołysana myślą o swoim niechybnym zwycięstwie zasnęła.

<Antoni?>

Słowa: 785= 43 KŁ

niedziela, 19 września 2021

Od Xevy CD. Elijasa


 Xeva już chciała coś powiedzieć do tego dziwnego, gadziego nieznajomego, ale gdy tylko otworzyła pysk, usłyszała głos sprzedawcy:
- Mogę pani za niego dać sto łusek. 
Wadera podskoczyła w miejscu i już miała zacząć kiwać głową, gdy nagle do rozmowy włączył się Aeskeron.
- Sto łusek? To rozbój w biały dzień - mruknął. - Taka bryłka kasylytu jest warta przynajmniej dwieście. Proszę mieć trochę szacunku dla historycznych materiałów artystycznych. Kilka stuleci temu mógłby pan za nią kupić przyzwoite mieszkanie.
Zapadła chwila ciszy. Sprzedawca zmarszczył brwi i spojrzał z irytacją na bezwłosego wilka, jednak jego nagi pysk nie wyrażał żadnych emocji i przypominał kamienną rzeźbę.
- Ja dwieście poproszę! - odezwała się Xeva, machając ogonem. - Dwieście to więcej jest niż sto, a mi więcej jest potrzeba. 
Stary wilk przez chwilę się wahał, ale w końcu westchnął z frustracją i kiwnął głową. Schował kamień pod ladę i zaczął wykładać błyszczącą walutę na ladę. Wilczyca wpatrywała się wielkimi oczami w coraz bardziej powiększający się stosik, gdy nagle zorientowała się, że dziwny nieznajomy zniknął. Rozejrzała się i ujrzała jego długie uszy na końcu alejki. Zaskomlała. Dlaczego poszedł? Chciała mu podziękować!
Zgarnęła pieniądze do sakiewki i skoczyła w tłum, po drodze gubiąc parę łusek. Zaczęła biec przez zatłoczony targ, usilnie próbując namierzyć gadzinę, co jakiś czas zatrzymując się, aby wypatrzyć swój cel. Nagle jednak straciła go zupełnie z oczu. Rozglądała się rozpaczliwie. ale nigdzie nie było widać szczupłego wilka. 
Nad odkrywczynią ukazał się błękitny okrąg. Wskoczyła na Tarczę, potem drugą i trzecią. Zdobyta wysokość pomogła: jest! Skręcił w boczną alejkę. Samica popędziła w jego stronę, błyskając jasnymi platformami nad głowami przechodniów.
Spadła przed niego. Basior podskoczył z przerażenia, ale po chwili z irytacją otarł pysk z błota, którym ochlapała go Xeva przy lądowaniu.
- Czego pani chce?
- Ja podziękować chcę! - wykrzyknęła samica, szczęśliwa, że znalazła nieznajomego. Mimo że znali się od piętnastu minut, lubiła go jak najbliższego przyjaciela. - Ja dziękuję!
- Zatem proszę - odparł chłodno artysta i minął ją ze wściekłym wyrazem pyska. Dla każdego innego wilka byłby to wyraźny sygnał, że rozmowa została skończona, ale Teneriska z uśmiechem ruszyła za nim. Przy każdym sprężystym kroku spod jej łap pryskały błoto i brudna, śmierdząca woda, a końcówka dzielnie uniesionego ogona kiwała się na boki.
- Miło, że pan prosi, ja dziękuję, mimo że nie wiem, o co pan prosi - zaświergotała. Samiec znów drgnął, słysząc jej głos przy sobie. 
- O nic panią nie prosz...
- O, może obrazy pan mi pokaże? - podekscytowała się wadera. Teraz już nie tylko jej kończyny rozbryzgiwały brud,  bo dołączyła do nich długa kita. - Mój ojciec malował, krew królika z jajkiem mieszał i taaaaakie cudne wazy i skóry, i dywany, i ołtarze... O, a raz namalował nasze polowanie na tekerii, ale ten dzban zbiłam, bo siostra mnie w ucho ugryzła i oddać jej musiałam, a akurat się przewróciła, głupia Xapeia... Po co się przewracała?
- Czy może zostawić mnie pani  w spokoju? - przerwał jej nieznajomy wyraźnie zirytowanym już głosem. Xeva zamrugała w zdumieniu z łapą zamrożoną w powietrzu i monologiem przerwanym w połowie. Po chwili jednak jej pysk znów rozjaśnił się w uśmiechu.
- Ależ nie mogę! - odparła radośnie. - Ja panu odwdzięczyć się muszę!
- Naprawdę nie trz...
-  Mógłby pan przyjść do mnie na herbatkę, albo poszlibyśmy na polowanie... Albo na przygodę do jaskini! Do błękitnej jaskini z kryształu! Z tego... Kasylytu czy jak tam te kryształy sprzedawca nazwał. Nadal uwierzyć nie mogę, że chciał ukraść mnie. Ale pan mi powiedział i panu ja bardzo dzięku...
- Jaskinia z kasylytu? - przerwał jej obcy wilk. Xeva zupełnie nie przejęła się kolejnym niedokończonym monologiem i kiwnęła głową, podekscytowana nagłym błyskiem zainteresowania w nieznajomych oczach. - Mogłaby mnie tam pani zaprowadzić?
~*~
Kilka dni później czekała pod fontanną na rynku Centrum. Słońce jeszcze nie wstało, a przeraźliwy wiatr rzucał jej w pysk niewielkie śnieżynki. Odkrywczyni nerwowo przeskakiwała z łapy na łapę, wbijając buty z koziej skóry w świeży śnieg, który spadł poprzedniej nocy. Było tak zimno, że nawet jej podekscytowanie trochę przygasło, gdy czekała na swojego towarzysza, wciskając nos pod płaszcz.
Nagle jednak w wejściu do jednej z bocznych alejek zamajaczyła dziwna postać. Xeva postawiła uszy, a jej dotąd ukryte w połaciach futra wibrysy wysunęły się do przodu, łapiąc kilka płatków śniegu. Przez chwilę waderze wydawało się, że przed nią stanął wół piżmowy albo żywa kupa futra. Po kilku sekundach dostrzegła jednak jasne oczy świecące w przerwie między warstwami grubej sierści. Zaśmiała się i, oblizawszy się po nosie, przypadła piersią do ziemi, wachlując długim ogonem wysoko nad głową.
- Pan przyszedł, przyszedł pan! Ruszamy? Ruszamy, ruszamy? Ja doczekać się nie mogę!

<Panie Elijasie?>

Słowa: 739 = 42 KŁ

sobota, 18 września 2021

Potężne zmiany

Witajcie moi mili,

Jak już część z was mogła zauważyć, na discordowym serwerze zaszły pewne kolorkowe zmiany, które są oczywiście związane ze zmianą oficjalnego składu administracji. Decyzja ta wyniknęła ze spraw prywatnych dotychczasowej właścicielki oraz moderatorów, którzy ostatecznie postanowili powierzyć to miejsce kolejnym dłoniom.


Od dziś nową właścicielką bloga Królestwo Północy zostaje:

Adulara#2921 
[discord]


Zaś w szeregach moderacji zasiądą:

Babilon#9253 aka Bambi oraz RavvsKoy#7336 aka Tox
[również discord]


Dokładniejsze dane nowego składu zostaną już niedługo dodane do kolumny po prawej strony podpisanej jako 'Administracja'

Wraz z tymi zmianami, nadejdą również takie, które będą dotyczyć stricte funkcjonowania bloga (aktualizacja zakładek, zapraszamy także do tej o nazwie 'Regulamin' już niebawem), jak i uniwersum (rozbudowanie realiów w których żyją nasze postacie, m.in. pory roku, legendy, zabobony, historia). Przeprowadzimy również czystkę nieaktywnych postaci, więc prosimy osoby zainteresowanie pozostaniem z nami o napisanie każdą postacią przynajmniej jednego opowiadania do końca września,
 Co do reszty zmian - bez obaw, o wszystkim będziecie na bieżąco informowani, głównie na discordzie blogowym.


Z tego miejsca również chciałabym podziękować w imieniu wszystkich członków nowej administracji ludziom, którzy stworzyli to miejsce, i którzy obdarzyli nas zaufaniem i wiarą, że dobrze dalej poprowadzimy Królestwo Północy, a są to oczywiście:

Hamilton#7787 aka Kuro
a także 
Anko#9375 aka Spero
oraz
Zander#1732 aka Echo

Mamy nadzieję że nigdy nie opuścicie nas na przysłowiowy 'amen' i będziecie z nami jak najdłużej nadal tworzyć tę blogową rodzinkę, tak jak to było do tej pory. Wszak to wy nas tak ciepło ugościliście, kiedy pierwszy raz postawiliśmy tu kroki, za co jesteśmy wdzięczni.


Jako nowa administracja, liczymy na to, że zamierzone zmiany wyjdą nam wszystkim na lepsze, a Królestwo Północy znów rozkwitnie w nowe postacie i kolejne ciekawe wątki.

W razie pytań, piszcie do nas śmiało na discordzie, w komentarzach, lub drogą mailową, chętnie na wszystkie odpowiemy.


Zaś osoby, które jeszcze nie tworzą północnej społeczności razem z nami, zapraszamy na blogowy serwer

DISCORD

~Nowy moderator, Tox

Layout by Netka Sidereum Graphics