piątek, 31 maja 2019

Od Spero CD. Valiona

Mijaliśmy właśnie Starą Wiosnę, karczmę, do której dość często zachodziłam w wolnym czasie ze znajomymi, gdy Valion zaproponował, byśmy weszli do środka trochę odpocząć. Nikt nie miał nic przeciwko, więc chwilę później byliśmy już w środku. Valion zajął miejsce przy jednym z wolnych stołów.
- Może napijemy się czegoś, żeby się rozgrzać? - zaproponował Elliot, patrząc w stronę baru.
- Czemu nie? - wzruszyłam ramionami. - Chodź, zapoznam cię przy okazji z właścicielem – uśmiechnęłam się do basiora zachęcająco.
Ruszyliśmy razem w stronę baru.
- Hejka Willy! - rzuciłam, podchodząc do lady, a na moim pysku od razu zagościł uśmiech. Uwielbiałam tego basiora.
- Cześć Spero - stary wilk uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. - Co słychać u mojego ulubionego maga? - mrugnął, na co odpowiedziałam śmiechem.
- Och, to co zawsze - rzuciłam, zbywając pytanie machnięciem łapy. - Praca, praca i jeszcze więcej pracy.
Pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym przeniósł wzrok na towarzyszącego mi basiora, rozglądającego się z zainteresowaniem dookoła.
- To Elliot - odpowiedziałam na pytające spojrzenie starego barmana. - Spotkałam go w drodze tutaj. Przybył niedawno z bratem, Valionem - wskazałam wilka, którego zostawiliśmy przy stole.
Willy uśmiechnął się przyjaźnie do nowego i wyciągnął ponad barem łapę na przywitanie. Elliot uścisnął ją po chwili wahania.
- To co zawsze? - zapytał stary basior, kierując z powrotem wzrok na mnie, gdy już wymienili uprzejmości.
- Dla mnie tak. Elliot? - zapytałam. Basior wzruszył ramionami, więc zamówiłam dla niego to samo.
Gdy tylko stanęły przed nami kubki z grzanym winem, wzięłam łyka ze swojego. I akurat w tym momencie Willy musiał się odezwać.
- A co u Lysandra?
Zachłysnęłam się i omal nie oplułam barmana winem. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie.
- Tylko pytam - wzruszył ramionami, a na jego pysku pojawił się chytry uśmieszek.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Proszę, chciaż ty nie zaczynaj - jęknęłam, porywając swój kubek z lady przy pomocy magii. Ruszyłam w stronę stołu zajmowanego przez Valiona, udając obrażoną. Jednak gdy zza pleców dobiegł mnie śmiech Willy'iego, nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.
- Na pewno nic nie chcesz? – zapytałam Valiona, siadając na ławce koło niego. Eliot przysiadł naprzeciwko, po drugiej stronie stołu.

<Valion? Pat?>


Słowa: 361

czwartek, 30 maja 2019

Nieobecność

W związku z zaistniałą nieobecnością Ojca i Matki, Zarządcy i Przyszłego Dyktatora, do dnia 3 czerwca uprasza się o wysyłanie wszystkich opowiadań na adres mailowy: feneklis@interia.pl lub hw: Junien. Formularze zostaną wstawione w późniejszym terminie.

Od Valiona CD. Spero

- Cóż, w takim razie już znaleźliście - mrugnęła do nas porozumiewawczo. - Właśnie znajdujecie się na terenie Dystryktu I tego królestwa. Akurat zmierzam do Centrum, jeśli chcecie, możecie do mnie dołączyć. 
- Ja z miłą chęcią, w końcu przyszliśmy tu żeby zwiedzić nowe tereny, prawda Elliot? 
- No tak.
- To chodźcie za mną. - powiedziała wadera.
 Szliśmy dalej w dosyć głębokiej ciszy, nikt z nas nie chciał zbytnio rozmawiać, z powodu że cóż, było dosyć niezręcznie mam wrażenie, przynajmniej dla mnie, aż te błogie milczenie w końcu przerwała Spero przez nas napotkana.
- Co chcecie zobaczyć najpierw? - zapytała wilczyca. - Może chcecie zobaczyć Podziemne Ogrody i Oazę?
- Chętnie zobaczymy. - powiedział Pat. 
- Ogrody? - spytałem trochę zdziwiony, w końcu, ogrody? - W tej temperaturze?
- Jest tam lepsza temperatura niż na zewnątrz, z powodu pewnego wybuchu, z tego co wiem.
- A okej...  
 Dosyć byłem zdziwiony jak i zarówno zaciekawiony, tymi ogrodami... Weszliśmy do zamku, był przepiękny... Chyba wole nie wiedzieć ile czasu zajęło budowanie tego wszystkiego, sporo różnych sal, wiele witraży i różnych dekoracji, myślę że jestem zadowolony z tego że tu zostanę na dłużej, mam wrażenie że jakoś zdobyłem wenę twórczą na zaczęcie pisania czegoś... Szedłem dalej w małym zamyśleniu, aż doszliśmy do Podziemnych Ogrodów. Gdy ja zamilkłem i patrzyłem z wrażeniem na owe miejsce, Pat chyba myślał o tym kiedy będzie mógł coś zjeść i odpocząć... Ale, może tylko miałem takie wrażenie. W sumie, też mu się co dziwić? Ciągle idziemy, idziemy... 
W sumie, popatrzyliśmy chwilę, poszliśmy trochę dalej, aż tu się ukazała nam chyba ta Oaza. Byłem wniebowzięty, pod wrażeniem. Było tu pięknie, tylko... Czemu to drzewo wisi w powietrzu?
- Spero... Jakim cudem to drzewo... Wisi w powietrzu?
- Na to pytanie, póki co nikt nie zna odpowiedzi...
No cóż, po małej rozmowie w Oazie i w Podziemnych Ogrodach, wyszliśmy z zamku i szliśmy dalej. Zrobiło mi się dosyć zimno. Rozglądałem się za czym kol wiek, gdzie można by było wejść, ocieplić się i może trochę odpocząć. Jedyne co napotkaliśmy to karczmę, postanowiłem powiadomić o tym moich towarzyszy.
- Możemy wejść do tej karczmy, bo trochę mi już zimno i chciałbym odpocząć. - powiedziałem lekko trzęsąc się.
- Ta, jasne. - powiedział Pat.
No to weszliśmy do środka, karczma była w dosyć dobrym stanie, ja usiadłem tylko na ławce, a co do Pata i Spero to cóż... 

<Pat, Spero? Sory że takie słabiutkie to opowiadanie.>

Słowa: 397

piątek, 24 maja 2019

Od Spero CD. Lysandra

- Cóż, w zasadzie... - posłałam mu szeroki uśmiech. - Zjadłabym jakieś dobre ciasto.
- W takim razie - Lysander błysnął zębami i poprowadził mnie drogą w stronę dzielnicy z najlepszymi kawiarniami i restauracjami w Centrum - nie pozostaje mi nic innego, jak spełnić twą zachciankę. Wszak wiadomo, że głodna wadera, to wściekła wadera.
W odpowiedzi zafundowałam mu ostrzegawczego kuksańca w bok, na co tylko się roześmiał.
Skrzydlaty basior zwinnie poruszał się w tłumie, lawirując między mrowiącymi się w Centrum wilkami. Już po kilku minutach powolnego spaceru dotarliśmy przed drzwi kawiarni, o której mówił Lys. Miała bardzo przyjemną z wyglądu witrynę, przed budynkiem stało kilka stolików. Przy niektórych siedziały wilki rasy Sivarius, którym nie przeszkadzała chłodna aura.
Lys otworzył przede mną drzwi. Ledwo przekroczyłam próg, w moje nozdrza uderzył słodki zapach wypieków. Owoce, karmelizowany cukier... Samo pomieszczenie było urządzone bardzo przytulnie. Pluszowe fotele, drewniane stoliki i krzesła. W rogu zbudowano kominek, w którym teraz wesoło trzaskał ogień.
Westchnęłam oczarowana, zatrzymując się na środku pomieszczenia.
- Podoba się? - szepnął mi na ucho Lys, dołączając do mnie.
- Bardzo - odpowiedziałam, lustrując pomieszczenie rozmarzonym wzrokiem. Nagle w polu widzenia dostrzegłam istne cudo. - Mają tu tartę z jagód! - wykrzyknęłam, ruszając do lady, czym wywołałam u Lysandra cichy wybuch śmiechu.
- Witamy w naszej kawiarni - wadera stojąca za ladą uśmiechnęła się do mnie ciepło. Odpowiedziałam tym samym. - Czym mogę służyć?
- Poprosimy dwa kawałki tarty z jagodami. I dwie porcje ciepłego mleka - złożyłam zamówienie, nie czekając, aż Lysander się odezwie. Za co zostałam obdarzona spojrzeniem spod uniesionych brwi. - Oj, nie patrz tak na mnie - zwróciłam się do basiora z zadziornym uśmieszkiem. - Musisz spróbować tego ciasta!
Lys pokręcił tylko głową z niedowierzaniem na mój entuzjazm.
- O matko, jak ja dawno go nie jadłam - rozmarzyłam się, gdy już usiedliśmy przy jednym ze stolików nieopodal kominka, a przed nami stanęło nasze zamówienie. Natychmiast wzięłam kęs i aż jęknęłam z zadowolenia. Tarta wprost rozpływała się w ustach.
- Widzę, że wyjątkowo ci smakuje - zaśmiał się Lys.
- To było pierwsze ciasto, jakie jadłam, mam do niego sentyment - mrugnęłam do basiora porozumiewawczo. Jednak pomimo uśmiechu nieznikającego z moich ust, w sercu poczułam lekkie ukłucie. Przeszłość jak zwykle nie pozwalała o sobie zapomnieć... - Sukki zmusiła mnie do zjedzenia go zaraz po tym, jak mnie poznała - wskazałam ruchem głowy na nietknięty kawałek cista na talerzu Lysandra. - Wcinaj i mów, jak wrażenia.

<Lys? Wybacz, że tak krótko, ale coś wena uciekła>

Słowa: 377

WPIS #1

Minął pierwszy miesiąc życia naszego bloga. Do życia weszło kilka aktualizacji oraz nowości, o których możecie dowiedzieć się w tym miejscu.

W okresie 24 kwietnia - 24 maja:

Napisano 130 opowiadań
Dołączyło 21 wilków
1 wilk został zamieniony na postać NPC  ->  aktualny stan liczbowy 9♀/11♂


Najaktywniejszym wilkiem została Spero z wynikiem 20 postów!
w nagrodę za to dostaje 100 kryształowych łusek. 


Zarobione łuski:

za co:
Fioletowy - opowiadania
Zielony - questy
Pomarańczowy - nagroda Najaktywniejszego Wilka
Różowy - 20% z sumy wszystkich zarobionych KŁ, jeśli wilk napisał minimum 20 opowiadań


Arian - 254 KŁ
Arvena - 43 KŁ
Askalio - 364 KŁ
Elaine - 51 KŁ
Hudson - 45 KŁ
Ilya - 30 KŁ
Imera - 103 KŁ
Ingrid - 76 KŁ + 200 KŁ = 276 KŁ
Leonardo - 121 KŁ
Lysander - 645 KŁ
Nevt - 685 KŁ + 350 KŁ = 1035
Pandora - 143 KŁ + 200 KŁ = 343 KŁ
Pat - 23 KŁ
Primrose - 21 KŁ
Rena - 69 KŁ
Renaya - 125 KŁ
Salama Oruel - 46 KŁ
Spero - 811 KŁ + 200 KŁ + 100 KŁ = 1111 KŁ + 222 KŁ = 1333 KŁ
Valion - 23 KŁ
Warper - 68 KŁ


Aktualizacja

Wprowadzono aktualizację terenów. Dodaliśmy ponad 40 nowych lokacji, w których już teraz twój wilk może rozpocząć nowe przygody! Tym samym pokazaliśmy tereny całego Królestwa - zarówno Centrum jak i wszystkich Dystryktów.
Tak duże rozbudowanie terenów spowodowało, że do formularza zostało dodane nowe pole, a mianowicie "Miejsce zamieszkania". Jak nazwa wskazuje, będzie ono mówić, w którym z pięciu obszarów mieszka wilk. Bez obaw! Miejsce zamieszkania nie równa się miejscu pobytu twojego wilka, tak więc nie trzeba się martwić o to, czy będziesz mieć problem pisać z kimś opowiadania. Możesz przemieszczać się po całym Królestwie!

TERENY 


Nowości

Dodano nowe stanowiska:
Łowca, Dowódca Służb Królewskich, Służby Królewskie, Kupiec, Grabarz, Garbarz, Nadworny Kucharz, Kucharz, Nadworny Cukiernik, Cukiernik
Oprócz stanowisk, stworzono też ich opisy, aby każdy z was mógł łatwiej wybierać co chce!

Mamy 5 nowych questów!
Co miesiąc będą dodawane nowe questy, zachęcamy do zapoznania się z nimi

Do tego w zakładce NPC znajdzie się kilkanaście nowych postaci niegrywalnych.

czwartek, 23 maja 2019

Od Nevt CD. Warper

Jego słowa zdawały się mieć jakiś tam sens i zdawał się mówić szczerze, jednak gdy doszedł do momentu mówienia o przeznaczeniu zawahałam się. Czy wierzyłam w przeznaczenie? Raczej nie. Sądzę, że pewna rzeczy muszą się stać, faktycznie, ale nie definiuje to całego naszego życia i wszystkich naszych decyzji. Nie wiem, czy uświadamiając sobie to ulżyło mi czy nie, ale sama świadomość tego, że nie tylko Aska mnie nie wini, ale też pierwszy lepszy obcy, którego napotkałam przez całkowity przypadek uważa tak samo, wydawał się zdejmować jakiś niewidzialny ciężar, którego nie dostrzegałam przedtem. Wciąż było mi okropnie z tą sytuacją, ale byłam na dobrej drodze i wiedziałam to, a to duży postęp. Jak to słowa mogą zmieniać ludzi. Grają ostatnio bardzo istotną rolę w moim życiu. Ciekawy mógłby być wpływ słów na zaklęcia. Hym, zbadam to jak wrócę do biblioteki i… No, chyba naprawdę mi lepiej, skoro rozmyślam już o nowych sposobach udoskonalenia zaklęć magicznych. Pewnie ten akurat sposób będzie do niczego, ale zawsze warto sprawdzić. Zawsze warto sprawdzić… Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Zawsze warto sprawdzić. Zacznę badania nad czarnymi dziurami i przekonam się, co mogło się stać z Sabronem. Tak, zawsze warto sprawdzić, choć nie wiem jeszcze z jakiej opcji cieszyłabym się bardziej. Raczej nikomu o tym moim małym eksperymencie nie powiem, ale zacznę się uczyć i przekonamy się. Na mój pysk wkradł się uśmiech. Mogę zrobić coś jeszcze.
- Wiesz, poprawiłeś mi nastrój, dzięki.
Basior wzruszył ramionami, lecz na jego pysku zauważyłam ten przelotny uśmieszek. Odwzajemniłam go i położyłam głowę na łapach. Teraz zostawało nam czekać.

~*~

Nie minęło parę godzin, gdy burza wreszcie się uspokoiła. Wstałam leniwie rozprostowując łapy. Podczas całego trwania tego przymusowego odpoczynku zregenerowałam całkowicie siły po przeskoczeniu z Ulove. Spędziłam czas rozmyślając głównie nad za i przeciw poszukiwaniu prawdy o losie ojca i niestety z przykrością musiałam stwierdzić, że losy są wyrównane. Patrzyłam ze swojej perspektywy oraz z perspektyw osób, które znały sytuację, by mój entuzjazm nie przyćmił złych stron tego pomysłu. Nie byłam zadowolona z rezultatu, ale czy w ogóle była szansa na to, że będę? Obok wejścia chrapał Warper, ten to się nie lubi przemęczać. Kopnęłam go lekko w drodze do wyjścia.
- Wstajemy śpiące lawendziątko, pora zapolować na jakąś dużą zwierzynę, tylko nie uszkodź mi jego skóry, bo następną mięsistą zdobyczą będziesz ty.
Nie słuchając jego gderania wyszłam na świeży śnieg i odetchnęłam głęboko. Rozejrzałam się dookoła, szukając punktu położonego wyżej niż reszta otoczenia. W pewnym momencie widok zagrodził mi jednak basior ze szczurem na plecach, który skierował się przed siebie, idąc lekko w prawo od naszej kryjówki. Nie zamierzałam się spierać w wyborze kierunku, bo on znał te tereny najwidoczniej lepiej niż ja i pewnie się domyślał, czego szukałam. Poszłam więc za nim i próbowałam ustalić porę dnia po położeniu słońca. Zdawało mi się, że było już dobrze po południu. Wypadałoby się trochę pospieszyć, ale nie zamierzam wracać bez nawet jednej skóry. Zrównałam się więc z Warper’em, akurat w momencie, gdy zbliżyliśmy się do szczytu. Wdrapanie się na niego zajęło nam kilka minut. Nie chciałam marnować energii na portal, szczególnie, że nie widziałam dobrze góry. Gdy już znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu wytężyłam wzrok, lecz niczego nie znalazłam. Już miałam zacząć narzekać na pana przewodnika od siedmiu boleści, gdy nagle zauważyłam ruch. Wydawało mi się, że jedna z gór usypanych przez śnieg właśnie się poruszyła. Spojrzałam pytająco na Warper’a.
- To jaki. Śnieżyca zasypała je śniegiem. Może podlecisz tam i sprawdzisz ile ich jest?
Moja mina i milczenie, które zaległo między nami sprawiło, że basior odwrócił się do mnie z pytającym spojrzeniem.
- Jak to podlecisz? – Zapytałam głupio, ale jak można odpowiedzieć na głupie pytanie, jak nie innym głupim pytaniem?
- No normalnie, wiem, że mnie uczyłaś, ale wciąż jestem ledwo podlotkiem. Pokaż nam jak się to robi, pani psor.
Ou… Zupełnie zapomniałam, że on wziął na poważnie mój mały żarcik na wstępie znajomości. Naprawdę próbowałam się powstrzymać, ale nie dałam rady i ostatecznie parsknęłam śmiechem. Wprost przepiękna mina Warper’a wcale nie pomagała mi się uspokoić. Wręcz przeciwnie, pogarszała tylko sprawę, a im bardziej się śmiałam, tym bardziej on wydawał się zbity z tropu.

<Warper?>

Słowa: 685

Od Lysandra CD. Spero

- Och, sierociniec. Tak. Właśnie z niego wyszedłem. - odpowiedziałem jakby szukając słów. Niezmiernie trapiła mnie kwestia adopcji Feana. - Szczeniaki jak zwykle były rozradowane moją osobą - posłałem waderze słaby uśmiech.
- Chyba coś stało się po drodze. Nie masz sobie tyle energii i radości do zwykle. No i nie rzucasz żadnymi komentarzami... 
Prychnąłem cicho pod nosem, odwracając się w stronę, gdzie po pokonaniu korytarza będzie czekało na nas wyjście.
- Dlaczego nie zostałaś psychologiem jak tak dobrze idzie ci czytanie z innego wilka?
- Może po prostu dobrze rozumiem właśnie ciebie? - uniosła brew, zerkając gdzieś na nas, domyśliłem się na co, a raczej na kogo. Postanowiłem nie przejmować się szeptami rozchodzącymi się po kątach tego zamku i zarzuciłem na Spero jedno z moich skrzydeł, przyciągając ją do mnie.
- Niezbyt to chyba jednak przydatne? Może lepsze byłoby czytanie z innych jak z otwartej księgi?
- Co kto woli Lysandrze, co kto woli… - powiedziała, akceptując mój dotyk. - Więc… co ci leży na duszy?
- Czyli chcesz drążyć ten temat? - spytałem, wypuszczając z pyska powietrze. Na moment moje oko przykuł piękny, ba nawet mianem zjawiskowego bym go określił, dzban z rzeźbionymi w nim kwiatami. Były to lilie, których płatki z lodu zabarwione na delikatny róż czy fiolet. Niezły patent, który można wykorzystać. Wracając jednak do Spero i emocjach wyrysowanych na jej pysku wiedziałem, że wyboru mieć nie będę. Nie była to może czysta determinacja, ale coś czego odgadnąć nie potrafiłem. - Polubiłem jednego ze szczeniaków.
- To chyba nic złego? - spojrzała na mnie, zakotwiczając swoje błękitne oczęta na mej osobie.
- Nie nazwałbym tego niczym zły. Ale martwię się… - nie było to łatwe, przyznać się, że martwię się o jakiegoś szczeniaka. - Fean może zostanie adoptowany. Cieszę się z tego! Nie chciałbym żebyś jakoś źle mnie zrozumiała… Ja. Ech. Jeśli to się stanie już więcej go nie zobaczę. Do tego tak bardzo przypomina mi małego Jacques, nawet nie wiem czemu.
- Może on też cię polubił? Pomyśl o tym w ten sposób.
- To mi nie pomoże jeśli nadejdzie czas rozłąki. Ten mały szczeniak podbił moje serce. Ale chcę jego szczęścia, więc powinien znaleźć rodzinę.
- To może ty go zaadoptuj? - powiedziała po chwili, na co prychnąłem kpiąco. Otworzyłem wrota prowadzące na zewnątrz, mogliśmy w końcu opuścić zamek.
- Piękny żart, udany. Co nie zmienia faktu, że jeśli cudem go nie wybiorą byłbym samotnym ojcem.
- Samanta cię lubi i wie, że potrafisz zaopiekować się szczeniakiem – przystanęła. - Lysander?
- Hm? - odwróciłem się, lecz wciąż unikałem kontaktu wzrokowego.
- Czy ty… Może nie powinnam pytać, ale czy ty nie boisz się czasami tego, że to co było w przeszłości się powtórzy?
- Kochana, ja się niczego nie boję! - odpowiedziałem, typowym dla siebie tonem. - A teraz przestańmy błądzić głowami w obłokach, zapraszam się na kilka drinków.
- Jeszcze nie ma wieczora, a właściwie jest dużo czasu zanim zajdzie słońce – położyła po sobie uszy.
- Więc zapraszam cię na ciepłe mleko. Co ty na to?

<Spero?>

Słowa: 503

Od Spero - Trening II

- Serio Spero?
- Tak, Sukki - westchnęłam, przeglądając tytuły znajdujące się na półce z książkami. Wskazał mi ją ognik, który wyczarowałam, by znalazł potrzebną mi książkę. Jak na twór czarnej magii przystało, nie był jednak tak posłuszny mojej woli, jakbym tego chciała i choć przeglądałam zawartość regału już któryś raz, nie znalazłam poszukiwanego woluminu.
- Znowu się w tym babrasz, zamiast odpuścić? - uparta wadera nie dawała mi spokoju.
- Odpowiedziałam już na to pytanie z osiem razy - powiedziałam, nadal spokojnie, choć powoli traciłam cierpliwość.
- Może gdybyś przestała szukać coraz to kolejnych zaklęć czarnej...
- Sukki - warknęłam, odwracając głowę w stronę koleżanki. - Zamknij się.
Zamilkła. Na raptem dwie minuty, przez które zdążyłam zrezygnować z przeszukiwania wskazanej przez ognik półki, a wezwałam kolejny, wydając mu to samo polecenie. Ruszył pogrążonymi w półmroku korytarzami, dalej w głąb biblioteki, a ja podążyłam za nim.
- Zamiast kluczyć po bibliotece w poszukiwaniu, z tego, co się orientuję, zakazanych ksiąg, mogłabyś się zająć poprawą kondycji i wzmocnieniem mięśni - podjęła Sukki swój przerwany przeze mnie wywód. - Miałyśmy iść dzisiaj biegać, jeśli dobrze pamiętam.
- Pójdziemy - obiecałam. - Dzień jeszcze młody. A co do zakazanych ksiąg, o które tak się martwisz - spojrzałam na nią kątem oka. - Ktoś w Królestwie musi się znać na tego typu czarach, nie sądzisz? To, że rozprawiają o nich zakazane księgi, nie znaczy, że nikt ich nigdy nie użyje, chcąc uczynić nam szkodę.
- Ale nie musisz to być ty - jęknęła, załamana moim uporem.
- Jakoś nie zauważyłam, by ktoś inny się pchał do tego zadania - ucięłam.
Sukki towarzyszyła mi, aż magiczne światełko nie doprowadziło nas głęboko w podziemia biblioteki. Długi korytarz kończył się zamkniętymi na głucho, ciężkimi drzwiami.
Ognik przeleciał przez nie jak gdyby nigdy nic, a nas ogarnęła ciemność, którą zaraz rozjaśniłam wyczarowanym błękitnym światełkiem. Dostrzegłam, że Sukki wpatruje się w nie, a na jej pysku odmalowało się zdziwienie.
- Czyli...
Ruszyłam naprzód, nie dając jej dokończyć. "Czyli nadal został w tobie żywioł Białej Magii." Otóż - nie. Zostałam jej pozbawiona, na rzecz jej mrocznej siostry bliźniaczki. A to błękitne światło, które przyzwane podążało za mną niczym posłuszne, oswojone zwierzątko, to tylko ostatni jej skrawek, cień, przypomnienie o tym co straciłam...
Zaczęłam przyglądać się mechanizmowi zamka. Dziwny. Skomplikowany. Ale na pewno da się coś na niego poradzić.
Usiadłam na drewnianej podłodze, wbiłam wzrok w dziurkę od klucza i zamiotłam ogonem, szukając w pamięci odpowiedniego zaklęcia.
- Eee... Spero? - w głosie Sukki słychać było niepokój, którego wadera nie próbowała nawet ukryć. - Wiesz, podejrzewam, że ktoś te drzwi zamknął nie bez przyczyny...
Zignorowałam ją, choć może nie powinnam. Ale prawda była taka, że przeszukałam już całą bibliotekę, z pomocą ogników i bibliotekarzy. I nie znalazłam tego, czego szukałam. No a, bez przesady, ta księga nie zawierała nie wiadomo czego... To znaczy, większość zaklęć z niej już znałam. Wskrzeszanie ciał zmarłych, przyzywanie duszy zza grobu, zaklinanie ich w przedmiotach... Takie tam niegroźne zaklęcia. Samą księgę widziałam natomiast u więżącego mnie Maga. Nie wierzę, żeby miał jedyny taki egzemplarz.
- Proszę, Spero, odpuść - jęknęła Sukki, przestępując z łapy na łapę. - To nie skończy się dobrze.
- Przecież cię tu nie trzymam. Możesz odejść, jeśli chcesz.
Została. I za to ją kocham.
Zdołałam w końcu wygrzebać z odmętów pamięci zaklęcie otwierające zamki. I jeśli ktoś spodziewał się teraz ofiary z krwi, wyprutych flaków jakiegoś zwierzęcia czy przynajmniej mrocznie brzmiącej inkantacji - przykro mi, ale nic z tego. To znaczy, wypowiadana na głos inkantacja potrzebna była zawsze Magowi, którego obserwowałam. Ja zazwyczaj radzę sobie bez tego, chociaż owszem, zdażają się czasami rytuały, gdzie potrzebna jest ofiara z krwi, ale to nie ten rewir czarnej magii.
Mechanizm zamka szczęknął, poruszony moją mocą, choć postronny obserwator mógłby uznać, że drzwi otworzyły się samoistnie. Z pomieszczenia buchnęło na mnie powietrze przepełnione kurzem i... czymś jeszcze. Czymś, czego mimo usilnych prób, nie potrafiłam zidentyfikować.
- Nie podoba mi się to - jęknęła za moimi plecami Sukki. - Cuchnie, jakby ktoś tam wykitował.
Zignorowałam ją i przestąpiłam próg komnaty. Zlustrowałam pospiesznie otoczenie w poszukiwaniu ognika.
Zawisł nad regałem po drugiej stronie pomieszczenia. Skierowałam się w jego stronę, ostrożnie stawiając łapy, żeby na coś przypadkiem nie nadepnąć. Na pokrytej grubą warstwą szarego pyłu posadzce ślady łap były doskonale widoczne, miałam więc nadzieję, że nikt tu nie zagląda.
- Jeszcze trochę i zaczniesz mnie ciągać po katakumbach - jęczała Sukki. - Masz jakieś ograniczenia co do znanych ci zaklęć? - widząc moje pytające spojrzenie, dodała szybko - Wiesz, zastanawiam się tylko, kiedy ci się znudzi.
- Prawdopodobnie nigdy - przyznałam. - I nie dramatyzuj już, dobrze wiesz, że nie robię tego dla własnej przyjemności tylko dlatego, że otrzymałam taki rozkaz.
Zatrzymałam się przed odpowiednim regałem i od razu dostrzegłam księgę, oprawioną w skórę czarną jak sama noc. Na grzbiecie wytłoczone były barwione srebrem litery w Starszej Mowie. Zdjęłam ją z półki i pospiesznie schowałam do torby.
- Aha - przyjaciółka patrzyła za mną, gdy pospiesznie kierowałam się do wyjścia. - Czyli to jednak nielegalne.
- Nigdy nie mówiłam, że jest inaczej - zaśmiałam się cicho. Gdy znalazłyśmy się z powrotem na korytarzu, starannie zamknęłam za nami drzwi, po czym udałyśmy się do wyjścia. Po drodze znalazłam jeszcze kilka ciekawych pozycji na mijanych półkach, które również umieściłam w torbie.
- Jak rozumiem, teraz wracasz do Dystryktu I, znikniesz na tydzień lub dwa, żeby przestudiować swoje znalezisko, i znowu wrócisz, żeby zaszczycić mnie swoją obecnością? - rzuciła Sukki, zaraz po opuszczeniu biblioteki.
- Nie zapomnij, że jeszcze dzisiaj biegamy - sprzedałam jej kuksańca pod żebra i uśmiechnęłam zadziornie. - Obiecałaś.
Sukki popatrzyła na mnie tylko z niedowierzaniem, kręcąc głową.

~•~

Faktycznie, następnych kilka tygodni spędziłam w swojej jaskini w Dystrykcie I, studiując znalezioną w bibliotece księgę. Zawierała wiele zaklęć, które pamiętałam z czasów mojego uwięzienia, nie musiałam się więc martwić tłumaczeniem ich. A to jedno, którego szukałam... było cokolwiek skomplikowane. Choć nie spodziewałam się tego jeśli mam być szczera. No i wymagało ofiary z krwi...
Nienawidziłam ofiary z krwi.
- Jak ci idzie? - usłyszałam nagle od strony wejścia do jaskini. Podskoczyłam wystraszona, przewracając kilka fiolek z eliksirami, które uwarzyłam przed ekspedycją do biblioteki, a których nie miałam okazji jeszcze schować ani zanieść do wilka, który je zamówił.
- Co ty tu robisz? - wydusiłam, gdy w drzwiach pracownio-kuchni stanął Lysander.
- Sprawdzam, czy jeszcze żyjesz - odparł. Na głównym blacie położył jakąś torbę. - I przynoszę jedzenie - zmierzył mnie badawczym spojrzeniem - bo zgaduję, że o nim zapominałaś.
Akurat, gdy skończył mówić, zaburczało mi w brzuchu, co wywołało u niego krótki uśmiech mówiący "i widać miałem rację".
Między kartkami książki umieściłam czerwoną wstążkę, żeby zaznaczyć stronę, na której skończyłam. Po czym zamknęłam wolumin i podeszłam do basiora. Zajrzałam do torby i uśmiechnęłam się, widząc świeżo złowione ryby.
- Dziękuję - posłałam Lysowi wdzięczny uśmiech. Wspięłam się na tylne łapy i złożyłam na jego policzku krótki pocałunek. - Umieram z głodu.
Wspólnie zjedliśmy posiłek w akompaniamencie rozmów o wszystkim i o niczym. Jednak mój wzrok ciągle wędrował w stronę porzuconej książki, a myśli zbaczały na zaklęcie, nad którym pracowałam.
- Ziemia do Spero - nagle przed moją twarzą pojawił się pysk Lysa. Wzdrygnęłam się zaskoczona, gwałtownie wracając do rzeczywistości.
- Przepraszam - mruknęłam. Położyłam łeb na stole pomiędzy nami i zamknęłam oczy. - Po prostu nie mam już siły...
- Czego właściwie się uczysz? - zapytał cicho Lysander.
- Zaklęcia, mającego pomóc usprawnić obronę Królestwa - mruknęłam, nie otwierając oczu. - Swego rodzaju strażnika, który broniłby nas, gdyby smoki postanowiły zaszczycić nas swoją obecnością... Chcą umieścić go na wschodniej granicy.
- "Chcą"? - poczułam, jak Lys trąca łapą moje ucho. Otworzyłam jedno oko, by spojrzeć na niego karcąco, ale zignorował mnie i ponownie mnie szturchnął, chcąc zapewne odwrócić moją uwagę od zaprzątających mnie myśli.
- Zakładam, że dowódcy wojskowi albo stratedzy, ale nie pytałam - wzruszyłam ramionami, odsuwając się poza zasięg łap basiora. Rzucił mi spojrzenie skopanego psa. Wystawiłam do niego w odpowiedzi język. - Wiesz, niekiedy magowie po prostu dostają zlecenia, które mają wykonać. Nie pytamy o szczegóły.
- Yhym... - mruknął nieprzekonany. - I dlaczego znowu padło na ciebie?
- Bo nikt inny nie mógł niczego wymyślić, a odpowiednie zaklęcia zahaczają niebezpiecznie o czarną magię?
Lysander pokręcił z niedowierzaniem głową, gdy odeszłam od stołu i ponownie wróciłam do porzuconej książki. Otworzyłam ją i już miałam zacząć ponownie zagłębiać się w treść zaklęcia, by upewnić się, że na pewno nie ma żadnych potencjalnie niebezpiecznych dla mnie kruczków, ale zdałam sobie sprawę, że tekst rozmazuje mi się przed oczami. Zirytowana położyłam z impetem głowę na blacie i jęknęłam z bezsilności.
- Przepracowujesz się - mruknął Lys, ponownie stając u mojego boku.
Mruknęłam niewyraźnie w odpowiedzi, już w zasadzie nie kontaktując. Cały czas powtarzałam w myślach zaklęcie pozwalające na stworzenie lodowego golema. Było niebezpieczne. BARDZO niebezpieczne, bo ciężko zliczyć, ile historia zna przypadków zbuntowania się takiej stworzonej z magii istoty. Mimo wszystko, potencjalnych korzyści z takiego golema byłoby wiele. A stratedzy na mnie naciskają, bym jednak podjęła się tego zadania...

~•~

Obudziłam się prawdopodobnie kilka godzin później. Przeciągnęłam się, zrzucając z siebie skóry. Rozejrzałam się po okolicy i dostrzegłam, że znajdowałam się w swojej sypialni. Lysander musiał mnie przenieść, jak zasnęłam.
- Śpiąca królewna się obudziła? - usłyszałam od wejścia. W drzwiach stał oparty o futrynę Lys i przyglądał mi się, jak wygrzebywałam się spod okrycia i podchodziłam do niego. - Odpoczęłaś chociaż trochę? - spytał zatroskany, blokując mi przejście skrzydłem.
- Już mi lepiej - uśmiechnęłam się, nadal nieco zmęczona, gdy pomyślałam o czekającym mnie zadaniu. Ale, prawdę mówiąc, wolałam mieć to za sobą. - Teraz mogę skończyć.. 
- Najpierw śniadanie - przerwał Lys kategorycznym tonem. - Potem możemy iść skończyć to nieszczęsne zlecenie.
Mówiłam już, jak uwielbiam tego basiora?

~•~

Na szczęście, aby stworzyć golema, nie musiałam iść specjalnie na drugi kraniec królestwa. Wystarczyła mi stosunkowo duża połać płaskiej powierzchni. Lysander szybko wpadł na pomysł, gdzie możemy się udać.
Nieopodal mojej jaskini znajdowała się sporych rozmiarów polanka, która idealnie się do tego nadawała.
- Idę o zakład, że spacer tej istoty przez dwa Dystrykty zrobi furorę - mruknęłam, odgarniając śnieg z niewielkiego fragmentu ziemi, by dokopać się do gruntu. Lysander stał u mojego boku i przyglądał się z zainteresowaniem moim poczynaniom.
- Nie ostrzegłaś nikogo? - zapytał zdziwiony.
- Coś tam wspomniałam strażnikom, ale czy postanowili o tym poinformować mieszkańców...? - mruknęłam. Nakreśliłam na ziemi skomplikowany symbol, który zapamiętałam z zabranej z biblioteki księgi. Sięgnęłam do torby, którą ze sobą przytargałam, po pęki ususzonych kwiatów bzu, które następnie skruszyłam magią i rozsypałam we wnętrzu runy. Potem na jej obrębie rozłożyłam cztery świeczki z pszczelego wosku, które zapaliłam prostym zaklęciem.
- Wygląda to niepokojąco - mruknął Lys, przyglądając się moim poczynaniom.
- Nie bardziej niż inne czarnomagiczne rytuały - odpowiedziałam, nie przerywając pracy. - Lepiej się odsuń.
Zdjęłam z szyi wisiorek z rubinem w kształcie serca. Kupiłam go w dzień, kiedy postanowiłam podjąć się tego zadania, a miał posłużyć tylko w jednym celu - przechowaniu duszy wilka, który miał wcielić się w mojego golema. Specjalnie w tym celu wybrałam się nad Ocean Dusz. Nie bez problemów znalazłam ochotnika.
Ostrożnie ułożyłam medalik na środku runy. W słońcu zabłysły wgłębienia runicznych liter układających się w imię wilka, którego duszę zaklęłam w przedmiot. Odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić. Po czym, z duszą na ramieniu, rozpoczęłam rytuał.
Już po chwili pustą dotąd polanę zajmował potężny szkielet stworzony z lodu. Ciało golema. Jedyne, jakie mogłam stworzyć przy raczej skromnych środkach. By nie podejmować się nekromancji.
- Tarresie - powiedziałam. Runy na medaliku natychmiast rozbłysły, a przede mną stanął duch basiora, który zechciał powstać na nowo, w nowym, potężniejszym ciele. Miałam tylko nadzieję, że z czysto patriotycznych względów.  - Oto twoje nowe ciało, które daję ci, byś mógł bronić Królestwa Północy. Rób to wiernie i z poświęceniem, albo rozpadnie się w nicość - kończąc zdanie, skinęłam głową wilkowi, chcąc okazać moją wdzięczność. Odpowiedział mi tym samym, z godnością osoby, która wiele już w życiu przeżyła. Westchnął ciężko i spojrzawszy na swoje nowe, lodowe ciało, odezwał się, głosem dobiegającym jakby z oddali.
- Będę walczył za Królestwo Północy z poświęceniem, jak robiłem do tej pory - po czym ruszył w kierunku stworzonego przeze mnie "ciała". A potem zniknął.
Wszystkie świeczki na wyrysowanej przeze mnie runie zgasły w tym samym momencie, gdy lodowy golem drgnął. Poruszył ostrożnie kończynami, jakby sprawdzał, czy nadal pamięta, jak to się robi. Po chwili zdołał się podnieść i zrobił kilka chwiejnych kroków, sprawdzając, jak poruszać się w nowym ciele.
- Chciałabym, żebyś udał się na wschodnią granicę - powiedziałam, patrząc w górę. Mimo znacznej odległości jego głowy od mojej, usłyszał mnie, bo przeniósł na mnie spojrzenie pustych oczodołów. - Jeśli to nie problem - uznałam, że najlepiej traktować stworzoną przeze mnie istotę jak równą sobie, z należytym szacunkiem. Nie można zapomnieć, że kierował nim wilk, który kiedyś faktycznie żył.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - powiedział, nieco sztywno, ale było to raczej efektem nowej sytuacji, aniżeli niechęci do mnie.
- Chciałabym, żebyś zabrał też to - wiązką magii uniosłam wisiorek, w który wcześniej zaklęłam duszę Tarresa. - Niech ci przypomina, kim byłeś i dlaczego zdecydowałeś się powrócić.
Bez wahania zabrał przedmiot, zamykając go w wielkiej ręce. Spojrzał na mnie ostatni raz, nim ruszył w stronę swojego nowego domu.
- To było niesamowite - doszedł mnie zza pleców głos Lysandra, gdy tylko golem zniknął za horyzontem.
- Niebezpieczne - mruknęłam. Spojrzałam na swoją łapę, po której teraz wolnym strumieniem płynęła krew, zlepiając futro. Tego typu zaklęcia na zawsze łączyły mnie w pewien sposób ze stworzonymi przeze mnie istotami. Mogłam unicestwić golema w każdym momencie, dopóki żyłam. Jednak co będzie później, po mojej śmierci...?
Miejmy nadzieję, że nie pomyliłam się co do Tarresa i tego typu problem nigdy się nie pojawi.

Nagroda: 2 punkty magii

Od Warper'a CD. Nevt

– Oh, panno Nvet, nie musi mi pani prawić tyłu komplementów. Wcale nie jestem super bohaterem, ale skoro panna tak uważa... – teraz wczułem się w rolę aktorską, chcąc jeszcze trochę ją poprzedrzeźniać. Dawno z nikim nie gadałem, trzeba to wykorzystać. Teatralnie odwróciłem się prosto w jej stronę i zatrzepotałem rzęsami, udając wdzięczność. Samica przewróciła oczami.
– Daleko jeszcze? – zapytała, chyba nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje.
– Nie, to tylko dwie minuty i pięćdziesiąt sekund drogi stąd, o za tamtym wzgórzem. Przeżyjemy. –chyba za mocno wczułem się w swoją aktorską rolę, ale naprawdę mnie to bawiło.
Po chwili już byliśmy w jaskini. Nevt wybrała sobie jeden z kątów i ułożyła się w nim, tyłem do mnie. Ja usiadłem wprost w stronę wejścia, obserwując coraz mocniej nasilające się opady śniegu. W końcu nie było już zupełnie nic widać, a ja położyłem się na ziemi.
– Identyczne burze panowały w górach, w których żyłem gdy byłem mały. Żyłem wtedy ze starą wiedźmą, która zastępowała mi matkę. – odezwałem się, nadal wpatrując się w wyjście z groty.
– Starą wiedźmą? – zapytała wilczyca.
– No, tak naprawdę była szamanką, ale lubiłem się z nią przedrzeźniać. – zaśmiałem się. – Nazywała się Elvira. Opowiadała mi najróżniejsze historie ze swojego życia, na przykład taką, że w miejscu w którym kiedyś żyła znajdowały się tajemnicze portale... Które nie wiadomo dokąd tak naprawdę prowadziły i czasami można było w nich zaginąć. Nieźle co? – odwróciłem się w stronę swojej towarzyszki, miło wspominając tamte czasy. Elvira była stara, ale niosła ze sobą wielką historię. Na myśl o niej i o moim starym domu poczułem w nozdrzach charakterystyczny zapach jej jaskini, przepełniony wonią ziół i wielu starych ksiąg o najróżniejszych rzeczach. No i oczywiście mające swoje stałe miejsce w jej jaskini przedmioty, które przytargała ze sobą z życiowej podróży. – Twoje portale chyba są bezpieczniejsze, co? – zapytałem. Byłem ciekaw jak to jest przemieszczać się portalami. Czy to coś w rodzaju przemieszczania się cieniami, tak jak robię to ja?
Samica milczała przez dłuższą chwilę, zanim w końcu zdecydowała się mi odpowiedzieć.
– Nie... Niezupełnie. – mruknęła z westchnieniem.
– Jak to? – zaciekawiłem się.
– W portalach można tylko przejść lub przejść... Na tamtą stronę. 
– A przez twój ktoś przeszedł na... Tamtą stronę? – zapytałem ciekawsko, już po jej reakcji widząc, że coś stało się nie tak, a wilczycy trudno teraz o tym mówić. W końcu jednak się zebrała i zaczęła, powoli opowiadać. 
– Walczyłam wtedy z ojcem, chciał mnie zabić. Otworzyłam portal, żeby zajść go z tyłu, ale on otworzył czarną dziurę w miejscu w którym miałam się pojawić i rzucił we mnie czar, żeby wepchnąć mnie do portalu. Broniłam się, czar trafił w niego. Wylądował w czarnej dziurze, a ja w portalu. Zamknęłam tylko wyjście nanosekundy przed wpadnięciem do portalu, bo bałam się, że czarna dziura wciąż będzie po drugiej stronie. Zginął... – w jej tonie wyczułem smutek, ledwie wypowiadała te słowa. – Ale masz rację, że są niebezpieczne... tylko ktoś z moimi żywiołami i odpowiednim treningiem psychicznym może przez nie chodzić. – starała się dalej kontynuować, choć widziałem, jak ciężko słowa przechodzą jej przez gardło. Chwilę milczała, zanim ponownie się odezwała. – Mogłam dać się wbić w tą czarną dziurę, nie blokując tego uderzenia. Bolało by jak diabli, byłaby szansa, że zginę lub zaginę, ale mogłam, tak? Ciekawe, czy moje portale działałyby w czarnej dziurze... – westchnęła zrezygnowana. 
– To nie twoja wina, Nevt. – mruknąłem. Samica spojrzała w moim kierunku. – Skoro chciał cię zabić, broniłaś się. Zresztą, co to za ojciec, który chce zabić własną córkę? To on zniszczył samego siebie, nie ty. Czy gdyby był ci kimś obcym też byś rozpaczała? Bliscy zawsze są problematyczni... – pokręciłem głową na boki. Starałem się ją pocieszyć, ale jednocześnie wierzyłem w prawdziwość swoich słów. Ciekawe co teraz dzieje się z moim ojcem... Ciekawe czy żyje, czy już zabiła go własna duma.
– Może masz rację... – mruknęła.
– Oczywiście, że mam. Czasami nie da się uniknąć pewnych rzeczy. Jak to mawiała stara wiedźma... Wszyscy mamy wyżej przypisany los i nic nie dzieje się bez przypadku. – sam nie mogłem uwierzyć że jej nauki kiedyś mi się przydają, a jednak. Może kiedyś jeszcze ją nawet odwiedzę, o ile starucha mnie nie wypędzi, hehe.

<Nevt?>

Słowa: 675

Edelienie odchodzi!

Żegnamy dzisiaj Edeliene z listy postaci grywalnych. Od dzisiaj będzie ona NPC.



środa, 22 maja 2019

Od Nevt CD. Warper'a

Absurdalny pomysł basiora wyrył na moim pysku kpiący uśmiech i zrodził w moim gardle śmiech. Jeśli naprawdę sądził, że będzie siedział i patrzył jak zabijam dla niego obiadek to się grubo przeliczył. Co jeszcze? Może przynieść go na srebrnej tacy polanego sosem i z jabłuszkiem w pysku? Już prędzej wepchnęłabym mu to jabłuszko w jego… opanuj się Nevt. W sumie to żebym to akurat ja go zabiła nie było takim złym pomysłem. Miałabym pewność, że skóra nie byłaby naruszona.
- No nie wiem, nie wiem – zaczęłam przedrzeźniając Wrapa czy jakkolwiek – Naprawdę chciałbyś zostawić małą, biedną i delikatną waderkę, aby sama walczyła z taką ogromną, potężną i silną bestią jak jak, gdy ty będziesz obijał się i podjadał śnieg?
- Tak, dokładnie tak.
- To uważaj, bo może być żółty.
Odgryzłam się i przyspieszyłam kroku. Denerwował mnie ten śnieg. W kółko musiałam wyciągać łapy z zasp, które wydawały się stabilniejsze niż były w rzeczywistości. Denerwował mnie też uśmieszek tego basiora. Ogólnie wszystko mnie denerwowało. Byłam zła na wszechświat. Kopnęłam z frustracją śnieg przede mną i westchnęłam z rezygnacją. Wiedziałam, że głównym powodem mojej złości byłam ja sama. Wciąż ciążyło mi, że dopuściłam do śmierci ojca. Niby rozumiem, że był szalony, że próbował mnie zabić, że działałam tylko we własnej samoobronie, ale mogłam zrobić coś, cokolwiek, żeby tylko ocalić go. Mógłby wylądować w areszcie, gdzie przemyślałby to co zrobił, albo w jakimś szpitalu, gdzie by go uleczyli z szaleństwa… Wiem, że to tylko złudzenia i nie mogło się to potoczyć inaczej, ale wciąż brakuje mi tego czegoś. Mogłam coś zrobić. Na pewno mogłam. Z zamyślenia wyrwał mnie silny wiatr, który zbierał się wokół nas i narastał coraz bardziej. Spojrzałam na niebo i zobaczyłam szare, ciężkie chmury zasnuwające całkowicie niebieski bezkres. Zatrzymałam się gwałtownie i poczekałam na Warpera, żeby zdążył mnie dogonić. Uderzyłam go lekko w bok i wskazałam pyszczkiem w górę.
- Lepiej się gdzieś schowajmy, znasz jakąś dobrą kryjówkę w tych ruinach? – Zapytałam wpatrując się w niego uważnie. Cóż, przepraszam Aska, ale polowanie najwyraźniej się ciut przedłuży…
- Cóż, tak, znam jedno miejsce, ale zboczymy trochę z trasy… - Powiedział z wahaniem Warper, ale widząc moje nieustępliwe spojrzenie wywrócił oczami i z westchnieniem powiedział – Dobra, chodź. To w tamtą stronę.
Odbiliśmy więc w lewo od kierunku naszego marszu do tej pory. W miarę jak szliśmy dalej wiatr coraz mocniej nam dokuczał. Po jakichś dziesięciu minutach wreszcie ustał, lecz zaczął padać drobny śnieg.
- I tego się tak bałaś? Puszek z nieba cię przeraził? Ooo… Jaka urocza dziewczynka z ciebie.
- Uroczą może nazywać mnie tylko Askalio, a ty zamknij pysk i przebieraj szybciej łapami. To tylko cisza przed burzą.
- Askalio?
- Oh, no tak, ja mówię o wielkiej burzy, która nadejdzie w ciągu następnych parunastu minut, a ty jedyne co wywnioskowałeś to to imię, o którym napomknęłam tak? Super… Jesteś wspaniałym słuchaczem. Do tego umiesz latać i jeszcze potrafisz zamieniać się w żółwia! Spójrz ile już o tobie wiem panie Wrap.
Zaczęłam być zgryźliwa, co ze mną nie tak? Oh, naprawdę przyda mi się jakiś kopniak, który przywróci mi dawną formę. Jednak nie miałam teraz czasu o tym myśleć. Potrzebowaliśmy schronienia i potrzebowaliśmy go już.


<Warper?>

Słowa: 525

Od Warper'a CD. Nevt

Skały na wysokim wzniesieniu były idealnym miejscem do wypatrywania zwierzyny, a w Aloves przebywałem już kilka dni. Dotąd nie spotkałem tu żadnej innej żywej istoty prócz zwierzyny łownej, więc jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy podczas wypatrywania nowego kąsku nagle z portalu tuż na mnie wyskoczyła... Wilczyca. Poczułem jak jedna z łap zjeżdża mi ze skały pod wpływem uderzenia, a później już z łatwością reszta dołączyła do tej jednej i runąłem w dół, prosto w wielką śnieżną zaspę, koziołkując po drodze. Musiała minąć chwila zanim się pozbierałem, bo wadera już stała nade mną, kiedy wygrzebałem się ze śniegu, jeszcze z jego małą kupką na głowie.
– Przepraszam, nie wiedziałam, że też lubisz pojawiać się na skałach. – Zażartowała. – Zaraz pomogę ci się wydostać. Jestem Nevt, profesjonalna… nauczycielka latania jak widać. – Zaśmiała się delikatnie wyciągając łapę by pomóc mi wstać – A ty?
Chwilę wpatrywałem się w jej wyciągniętą kończynę, zanim z psotną iskierką w oku postanowiłem skorzystać. Wadera chyba trochę pożałowała tego czynu, bo gdy złapałem się jej, by się podnieść, zatopiła się przynajmniej kilka centymetrów w śniegu pod moim ciężarem. Zanim jej odpowiedziałem, odwróciłem się jeszcze do zaspy i zanurzyłem w niej pysk.
– Ej, co ty robisz? – uniosła jedną brew, patrząc na moje poczynania. Podniosłem się z czarno-białym szczurem w zębach, którego wrzuciłem sobie na grzbiet.
– Hehe. Nauczycielka latania. – zaśmiałem się oglądając samicę jak jakiś śmieszny eksponat, który widzę pierwszy raz. As chyba też się zaciekawił, bo wskoczył mi na głowę by się jej przyjrzeć.
– Ta... Na pewno wszystko dobrze? – zapytała patrząc na mnie dziwnie.
– Oczywiście. Toś mnie nauczyła latać. Szczeniaki też tak szkolisz? Jestem Warper. – wyszczerzyłem się do samicy, rozbawiony, otrzepując się z resztek śniegu. – Co cię tutaj sprowadza w tak nagłym wejściu, Nevt?
– Chcę zdobyć skórę jaka, po to tu przybyłam, a to miejsce, w którym je widziałam. Nie spodziewałam się jednak, że od tamtego czasu zagościło tu coś jeszcze. – klepnęła mnie w bok i zaczęła wdrapywać się z powrotem na skałę, by wypatrzeć stamtąd zwierzynę.
– Po skórę jaka, tak? – wskoczyłem kilkoma wielkimi susami na samą górę przed waderą, zerkając na nią zabawnie z góry i obserwując jak się wdrapuje. – Czemu akurat jaka?
– Bo jego futro jest duże i ładne. Właśnie dlatego. – stanęła w końcu obok mnie i wyprostowała się śmiało, spoglądając na przestrzeń pod nami. I tak była dosyć sporo niższa ode mnie.
– Ach tak? A nie będzie dla ciebie ciutkę za duży taki wołek? Bo tak się składa, że też miałem na niego ochotę. – oblizałem się, patrząc na poruszającą się kawałek dalej, dużą kupę futra. Naprawdę dużą.
– No to ja wezmę sobie tylko futro, możesz zjeść resztę. Takie górskie samczyki jak ty pewnie dużo jedzą, więc na trochę Ci starczy. – zaczęła kierować się ku zejściu ze skały, by zakraść się do zwierzyny.
– No nie wiem, nie wiem. – potuptałem za nią. – A może popatrzę jak sobie z nim radzisz? To byłoby ciekawe i nie musiałbym się męczyć. Mogłabyś się odpłacić za tę zaspę. – oblizałem się ucieszony własnym pomysłem.

<Neeeevt?>

Słowa: 489

Od Nevt

Wyszłam więc z nory mojego narzeczonego i podeszłam odrobinę w lewo. Starała się przypomnieć sobie jak najdokładniej jakieś charakterystyczne miejsce znajdujące się na Aloves. A dlaczego akurat tam? Cóż, byłam tam kiedyś i zauważyłam, że po sięgającym w niektórych miejscach ¾ łap śniegu przechadzają się spokojnie zwierzęta ubrane w idealne futro, dokładnie takie, o jakie mi właśnie chodziło. Były tam jaki. To jak tam trafiłam i czemu właściwie to się stało to zupełnie inna kwestia, która wymagałaby ogniska, dobrego mięsa i paru kufelków, żebym ją opowiedziała. Zostawmy ten temat tak jak jest. Jaki trudno było znaleźć na Aloves, lecz nie było to niemożliwe. Miałam wtedy dużo szczęścia, ale myślę, że dam radę powtórzyć tamtą wycieczkę. Zaczęła się ona… od pewnej skały! W końcu znalazłam obraz miejsca, o którym byłam pewna, że nie znikną wśród zwałów śniegu. Otworzyłam więc portal. Zawahałam się odrobinę widząc go, lecz szybko otrząsnęłam się z wrażenia, że za mną zaraz otworzy się czarna dziura. Przeszłam przez portal pamiętając o kamieniu, na którym chciałam się znaleźć. Tuż przed zniknięciem całkowicie z polany obejrzałam się ostatni raz na norę, by pożegnać się i zapamiętać obraz, gdybym chciała szybko wracać. Nic więc dziwnego, że gdy wychodziłam z portalu na głazie patrzyłam w inną stronę. Zapłaciłam za to przywaleniem w coś twardego i dużego. Wszystkie moje siniaki odezwały się w bolesnym proteście. No pięknie ta wyprawa się zaczyna nie ma co. W co ja mogłam przywalić? Skupiłam się przecież na miejscu nad skałą, a nie koło niej. Nie powinno być możliwe, żebym w nią weszła. Głupie portale niedziałające na duże odległości. Podniosłam głowę w momencie, w którym usłyszałam głośne tąpnięcie anonsowane lekkim krzyknięciem. Rozejrzałam się po skale i zauważyłam, że faktycznie jestem jednak na szczycie kamienia. Śnieg wokół mnie był poruszony, jakby ktoś przewalił się na niego i zaczął tarzać. Ślady te prowadziły w kierunku końca wywyższenia. Wstałam więc i ostrożnie podeszłam do krawędzi. Może 4 metry pode mną, w grubej warstwie śniegu zauważyłam wystające w stronę nieba cztery fioletowe łapy. Czyżbym… Nie, no wspaniale. Skała na którą wpadłam po wejściu do portalu była wilkiem. Mało tego zepchnęłam tą skałę… ym, znaczy wilka, z kamienia. Ups…
- Nic ci nie jest? – Krzyknęłam w stronę łap, a gdy odpowiedziało mi tylko głośne jęknięcie zbiegłam na dół. No, przynajmniej wiedziałam, że śnieg zamortyzował trochę upadek i do kogokolwiek należą te łapy żyje. Podeszłam do leżącego z chrzęstem śniegu zapadając się co i rusz.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że też lubisz pojawiać się na skałach. – Zażartowałam kiepsko. Muszę jak najszybciej wrócić do formy… - Zaraz pomogę ci się wydostać. Jestem Nevt, profesjonalna… nauczycielka latania jak widać. – Zaśmiałam się delikatnie wyciągając łapę by pomóc wilkowi wstać - A ty?


<Warper?>

Słowa: 445

Warper

MoonlightLyanti  
Jeżeli wydaje się, że wszystko się skończyło, wtedy dopiero wszystko się zaczyna

Imię: Warper
Ród: z rodu Denever
Wiek: 6 lat
Płeć: Basior♂
Rasa: Zerdin
Po ojcu Zerdin i matce będącej mieszanką Fenris i Sivarius 
Stan: Mieszkaniec
Stanowisko: Łowca, poluje na groźne bestie, uwielbia to zajęcie
Charakter: Nie da się jednoznacznie określić osobowości owego wilka, naprawdę. Jednego dnia może on być miły i towarzyski, innego zaś cichy i skryty, a jeszcze innego może stać się ziszczeniem cudzych koszmarów. Jedno jest jednak pewne – niczym się nie przejmuje. To totalny luzak, którego nie obchodzą nawet własne problemy. Nie boi się śmierci. W życiu zaznał bardzo mało dobroci, pewnie stąd się to u niego wzięło. Po prostu przyzwyczaił się do tego, że świat to nie bajka. Tak naprawdę nie zna on przyjaźni, a tymbardziej miłości. Można wręcz przyznać, że odpycha go kiedy ma świadomość, że może się z kimś zaprzyjaźnić. Może boi się że nie podoła? Lubi samotność i swoje towarzystwo, ale nie oznacza to, że nie będzie z nikim rozmawiał. Warper naprawdę uwielbia zaczepki słowne i wysłuchiwanie czyichś opowieści, przeżyć. No tak, było wspomniane, że z nikim się nie przyjaźni... Jest jeden wyjątek, a jest nim As, jego szczur. Tak, Warper ma szczura. I naprawdę uwielbia jego towarzystwo, więc niech sobie ktoś nie myśli, że da go zjeść.
Ten wilczur to istny wolny duch. Nienawidzi kiedy ktoś mu się narzuca, często ucieka od zobowiązań.
Wygląd: Warper to wilk naprawdę duży, wręcz przerośnięty w swych rozmiarach. Nic jednak w tym dziwnego ze względu na rasę Fenris goszczącą w jego genach. Jest postawny, ale co za tym idzie, dzierży w swym ciele dużo siły przydatnej do walki przy jego stanowisku. Futro basior posiada w odcieniach fioletu, ciemne na klatce piersiowej, barkach, przednich łapach oraz połowie grzbietu, zaś jasne, wrzosowe na górnej stronie pyska i całej tylnej części ciała. Pysk basiora okalają jego przydługawe włosy, grzywa, często nachodząca mu na niezwykłe, całkowicie wrzosowe ślepia, które niestety niezbyt lubią słońce. Ma dosyć długie jak na wilka uszy. Pomimo swych rozmiarów, potrafi on poruszać się naprawdę cicho.
Żywioł: Trucizna, Mrok, Iluzja
Moce: 
– Jego krew jest trująca, dlatego podczas walki często umyślnie pozwala się ranić, aby zatruć niczego nie spodziewającego się przeciwnika.
– Potrafi poruszać się cieniami, na co pozwala mu żywioł mroku. Warper wchodzi w jeden cień i pojawia się w innym. Może tak kogoś śledzić.
– Potrafi ogarnąć kogoś iluzją ciemności, co oznacza, że przeciwnik nie będzie widział przed sobą nic prócz ciemności. Często używa tej mocy podczas walk lub polowań.
Rodzina: Nie zna imion swoich rodziców, nie wie nawet kim byli. Za jego zastępczą matkę można uznać starą szamankę, która go wychowała. Na imię miała Elvira.
Partner: Czy to w ogóle możliwe by tak egoistyczny i nieodpowiedzialny samiec kiedykolwiek kogoś sobie znalazł?
Potomstwo: Brak
Miejsce Zamieszkania: Dystrykt I, Aloves
Patron: brak
Umiejętności: 

Intelekt: 17 | Siła: 17 | Zwinność: 13 | Szybkość: 14 | Latanie: 0 | Pływanie: 10 | Magia: 5 | Wzrok: 8 | Węch: 8 | Słuch: 8 |

Historia: Raz piękna, silna wadera zakochała się do szaleństwa w basiorze „przeklętej” rasy, zerdinie. Z owego związku powstał Warper, ich jedyny syn. Jedyny, bo wszystkie inne szczeniaki z miotu umarły, kiedy jeszcze ich matka była w ciąży. Ona sama również wydała dech przy porodzie, a wszystko to za sprawą silnego żywiołu trucizny, który otrzymał w spadku po ojcu jej synek. Jak można się domyślić, śmiertelnie ich zatruł, oczywiście nieświadomie. W stadzie owe szczenię zostało okrzyknięte przeklętym (tak, przez przeklętych zerdinów, hehe) i porzucone przez ojca. Spokojnie jednak, był zbyt mały by się tym przejmować. Przygarnęła go stara szamanka, żyjąca w wysokich górach. Wychowała go tak, jak potrafiła, a był takim urwisem, że to naprawdę wyczyn. No cóż, musiał być niezłym niewdzięcznikiem, bo zostawił ją gdy dorosnął.
Inne: 
– Posiada towarzysza, biało-czarnego szczura o imieniu As, więc lepiej uważać bo przy nim wyciągać asa z rękawa nabiera nowego znaczenia.
kerneinheit

– Nie lubi słońca, gdyż ze względu na jasną barwę źrenic bolą go w dzień oczy i mocno razi go światło. Nosi więc często o tej porze na pysku maskę gazową, znalezioną podczas jednej z podróży. Naprawdę, ratuje mu ona oczy...
Autor: Sandi0123 |Hw|

Od Nevt CD. Askalio

Burza trwająca w mojej głowie powoli cichła, gdy patrzyłam na tego basiora. Był taki wspaniały. Widziałam w jego zachowaniu gniew, ale widziała też troskę i smutek. Cała ta scena, jego postawa, każda rzecz, którą dla mnie robił wzbudzała we mnie uczucie wdzięczności. Jego obietnica mnie poruszyła. Nie byłam pewna, czy da radę jej dotrzymać, nie byłam też pewna czy chcę, by jej dotrzymał, ale samo wypowiedzenie tych słów przez mojego narzeczonego sprawiło, że przyjemna ulga spoczęła mi na barkach. Rozluźniłam się trochę i odetchnęłam głęboko wciąż patrząc Askalio w oczy. Szczerość i miłość, takie piękne uczucia, które tak wyraźnie w nich widziałam i które zdawały się przepełniać go w tamtym momencie zmusiły mnie do zebrania się na odwagę i pokazania mu lekkiego uśmiechu. Zbliżyłam powoli głowę i polizałam delikatnie narzeczonego w policzek, po czym wtuliłam się w jego klatkę. Objął mnie delikatnie i także mnie przytulił.
- Mogłabym… mogłabym u ciebie zostać? Proszę… Nie mam ochoty… - pokręciłam głową i mocniej wtuliłam się w basiora - nie jestem gotowa tam wrócić.
- Dobrze że sama prosisz, bo i tak bym się nie wypuścił. Zostań ze mną, proszę. Co prawda muszę jeszcze dokończyć kopać, ale twoje towarzystwo będzie nieocenione.
Uśmiechnęłam się wciąż tuląc mojego poetę. Myślałam jak wielkie mam szczęście, że on jest przy mnie, że czuje do mnie to , co ja do niego. Gdy myślałam o wszystkim co się ostatnio stało czułam jak miłość do niego rozlewa mi się w sercu ciepłym, miodowym wodospadem. Chciałam pomóc jakoś w jego pracy. Nie mogłam przecież siedzieć bezczynnie, gdy on będzie kopać dalej w tej zmarzniętej ziemi. Wiedziałam jednak, że w tym mu nie pomogę. Byłam zbyt obolała na taką pracę. Odsunęłam się więc odrobinę, chcąc rozejrzeć się po norze, lecz zauważyłam, że okala nas roślinność. Zrozumiałam, że to pewnie Askalio chciał zapewnić mi więcej ciepła. Jaki on jest kochany… No teraz, to zdecydowanie muszę coś dla niego zrobić. Zajmę też przy okazji myśli. Spróbowałam więc inaczej.
- A co zrobisz, jak skończysz kopać?
Askalio spojrzał na mnie po czym zapatrzył się w jedną z ścian z roślin i zaczął powoli wyliczać.
- No…  Po powiększeniu nory chciałem umocnić ją czymś i ogrzać, więc będę potrzebował zapolować na jakieś zwierzęta, które mają przyjemne futro…
- Ja się tym zajmę! – zaproponowałam ochoczo przerywając mu w pół zdania. Bardzo podobał mi się pomysł pomocy mu w tak prosty sposób jak polowanie na futra. Szczególnie, że znałam pewne miejsce, w którym mogłam znaleźć wyjątkowy jego rodzaj, który dałby Askalio dużo ciepła i byłby na tyle duży, że mógłby pokryć podłogę.
Askalio nie wyglądał na przekonanego. Zrozumiałam, że nie chce mnie puścić samej. Nie miałam pretensji, bo sama bym na jego miejscu nie chciała się puścić. Pomyślałam jednak, że podczas tego polowania mogłabym uporządkować sprawy równocześnie załatwiając sprawy dla ukochanego. On miałby lżej i ja miałabym lżej. W sumie mogłoby to pomóc nam obojgu… Albo zaszkodzić. Jednak wolę być optymistką. Nawet teraz. Spróbowałam go więc przekonać.
- No proszę cię. Robisz dla mnie tak dużo, że czuję się źle nie mogąc ci w niczym pomóc. To tylko małe polowanie na futra… Obiecuję, że nic mi się nie stanie. Będę bardzo uważać. I nie będę daleko chodzić. Wrócę zanim się obejrzysz. Będziesz mógł zrobić trochę pracy, a ja zrobię coś pożytecznego nie przeszkadzając ci przy okazji. No prooooszeeeeę.
Zrobiłam (jak miałam nadzieję) słodkie oczy szczeniaczka i spojrzałam na Askalio w oczekiwaniu na jego odpowiedź. Wahał się przez chwilę lecz w końcu z ociąganiem i wyraźną niechęcią pozwolił mi iść. Wpadłam mu w ramiona i pocałowałam.
- Wrócę zanim się obejrzysz. – Obiecałam i wyszłam z nory wprost na chłodne powietrze poranka. 


<Askalio? Wrócę nocą i wszystko ci opowiem.>

Słowa: 603

wtorek, 21 maja 2019

Od Askalio CD. Nevt

W skupieniu słuchałem co próbuje mi powiedzieć wadera. Czekałem aż dokończy zdanie, obawiając się co nadejdzie na jego końcu. Czarne ptaszysko, które przesłoniło mi niebo tamtej nocy miało rację. Smoliste skrzydła nigdy nie zwiastują nic dobrego. 
Poczułem jak cały zaczynam trząść się w gniewie, kiedy usłyszałem, co prawie stało się Nevt.
- Że co chciał? - wycedziłem przez zęby, wściekły, targały mną emocje. Nawet pogoda szalała na zewnątrz. Słyszałem jak porywisty wiatr targa biednymi drzewami jakby chciał wyrwać je z korzeniami, albo przynajmniej ściągnąć z nich wszystkie liście. Czyżby i ziemia zaczęła się trząść, a może mi się to jedynie wydawało? - Jak śmiał?! - nerwowo obróciłem się, biegając wzorkiem po ciemnym pomieszczeniu, w zdenerwowaniu potrącając kamyk leżący u mych łap. Pnącze, które wciąż wszędzie się wiło owinęło się wokół niego, krusząc go. Natychmiast podszedłem do ukochanej, zamykając ją w szczelnym uścisku. Jej głowa znalazła się na moim barku. Kto w tym momencie drżał. Ja, czy ona? A może tkwiliśmy nieruchomo jak słońce, a to świat ruszał się wokół nas? Ileż to myśli biegało mi teraz w głowie, ileż było nieujarzmionych, przerażonych i uciekających niczym spłoszone dzikie konie. Przed oczyma pojawiały się straszliwe obrazy, jakbym to zaraz miał stracić swą życiową miłość. - Na wszystkich Bogów, Nevt – szepnąłem ociężale, jakby na słowach mych ciążył jakiś czar. - Gdyby tylko coś ci się stało. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył, najdroższa.
Może nie powinienem był tak szybko wtedy odchodzić? Tak tego zostawiać? Mogłem się przecież spodziewać, że jej ociec będzie w domu.
- Już go nie ma – odparła, lecz w jej głosie nie usłyszałem ja żadnej barwy. Jakby na dźwięk jej pustego tonu miało zaraz zapaść się niebo. Och skarbie.
- Jakoś sobie poradzimy, będzie dobrze. Nie pozwolę, abyś musiała więcej o tym myśleć – chwyciłem ją za podbródek, każąc sobie spojrzeć w oczy. W jej źrenicach ujrzałem nutę niepewności, lecz wadera pokiwała mi głową w akcie zaufania.

<Nevt? Tak jak pisałem z tym moim problemem>

Słowa: 316

poniedziałek, 20 maja 2019

Od Spero CD. Imery

Wpatrywałam się ze zmarszczonymi brwiami w zatrutą wodę. Przyczyn jej złego stanu mogło być wiele, a źródło mogło pochodzić zarówno spod wody, jak i z lądu. Chociaż wątpiłam, by ktoś umyślnie zatruł jezioro. To było jedno z najlepszych miejsc do polowań.
W zasadzie nie słuchałam Imery, który zdawał się niesamowicie zadowolony lokalnym problemem. Zdałam sobie sprawę, że coś do mnie mówił dopiero, gdy zamilkł, wyraźnie czekając na moją odpowiedź.
- Słucham? - rzuciłam, patrząc na niego nieprzytomnie. Myśli nadal błądziły mi wokół rozciągającego się przede mną problemu.
- Pytałem, czy nie potrzebujesz może pomocy - wysyczał, patrząc na mnie słodko. Zbyt słodko. Coś kombinował.
- Raczej sobie poradzę - odpowiedziałam, starając się zachować możliwie neutralnie. Boczenie się na niego nie miało sensu, basior zdawał się jeszcze bardziej tym cieszyć i tym bardziej starał się mnie zirytować. Takie błędne koło. Na które nie miałam w tej chwili czasu. - Ale, tymczasem, muszę niestety zakończyć naszą wycieczkę krajoznawczą...
- Prooooszę - nagle pojawił się tuż przede mną i spojrzał na mnie wielkimi oczami. Cofnęłam się odruchowo. - Naprawdę mogę ci się przydać...
Dlaczego mogłabym przysiąc, że znowu próbuje wodzić mnie za nos?
- W czym niby? - warknęłam w końcu.
- W czym tylko zechcesz - zaoferował się, niemal płaszcząc przede mną.
No taaak, powiedzieć, że zachowywał się nieco dziwnie byłoby wielkim niedomówieniem. Ale z jakiegoś powodu odnosiłam wrażenie, że robi to wszystko specjalnie. To całe przymilanie się i irytowanie mnie na zmianę... Przypomniały mi się wtedy też jego słowa, gdy odpuścił walkę ze mną, wtedy, przy króliczej norze. "Nie zawaham się ciebie zabić". Jakoś dziwnym trafem nie wątpiłam, że w tamtym momencie mówił zupełnie szczerze.
Po plecach przeszły mi ciarki. Coraz mniej podobało mi się towarzystwo tego basiora...
- Dobrze - zgodziłam się w końcu, ale powiedziałam to cicho i z doskonale słyszalną groźbą, zamkniętą w tym jednym słowie. - Możesz pomóc mi szukać źródła problemu. Ale do ewentualnej walki nie będziesz się wtrącał - zmierzyłam go morderczym wzrokiem. - Możesz zniknąć, czy co tam, tak jak było w przypadku niedźwiedzia.
Zgodził się, entuzjastycznie mi przytakując. Przystąpiliśmy więc do badania brzegu.

<Imera?>

Słowa: 331

Od Imery CD. Spero

- Przestań, tacy jak ja nie zajmują się polowaniem - oznajmił oburzony, z odrazą wypowiadając ostatnie słowo. I na to Spero wolała nie reagować; nie ukrywając niechęci ruszyła z miejsca. Basior ucieszony tym, że znów jest dla kogoś problemem, podążył za nią. Już od samego początku czuł, że ma go dość i to diabelsko go satysfakcjonowało.
Drogę nad jezioro pokonali w milczeniu - i to dobrze. Nie byli sobą zafascynowani i choć całe to spotkanie było jakby wymuszone, to przynajmniej Imerze ten fakt nie przeszkadzał w ogóle. Spero traktowała go jak każdy inny, więc on nie widział w tym żadnego ewenementu. Czuł się stosunkowo dobrze, tak właśnie działały na niego toksyczne relacje.
- A jak się to jezioro nazywa? - przerwał ciszę, gdy w oddali było już widać lśniącą taflę wody.
- Eleonory. Jezioro Eleonory. - zaspokoiła jego ciekawość na chwilę nawet zapominając o istnieniu towarzysza. Imera miał wrażenie, że pochłonęło ją odległe uczucie zwane pięknem. Rzeczywiście, jezioro cieszyło oko.
- Głupie imię. - stwierdził - Trudne do wymowy.
Teraz Spero spojrzała na niego w taki sposób, że gdyby można zabijać wzrokiem, on leżałby już martwy.
- Nie przyznasz mi racji, wiem. Ale ty wiesz, że tą rację mam.
- Łżesz. - warknęła, nawet na niego nie patrząc. Po oglądaniu tak pięknego miejsca mogłaby doznać szoku.
- Dobra, wyluzuj. To gdzie to jezioro? - zadał kolejne pytanie, tym razem jednak nie oczekując odpowiedzi. Energicznie machnął ogonem i idiotycznym krokiem wybiegł do przodu. Gdy był już na tyle blisko, że jego łapy były już w wodzie, złowieszczo się uśmiechnął. Woda na skraju przybierała delikatnie ciemnozielony kolor, a po jej powierzchni pływały martwe ryby. Ten właśnie widok zapalił w nim tajemniczą, radosną iskierkę. Otworzył usta chcąc powiadomić przewodniczkę, ale finalnie stwierdził, że lepiej będzie gdy sama się o tym dowie. Długo czekać nie musiał - podeszła do zbiornika i skrzywiła pysk. Ewidentnie nie była zadowolona z zaistniałej sytuacji. Poukładała myśli w głowie i spojrzała na Imerę, jak gdyby to on był sprawcą całego zła. Basior dobrze znał ten wzrok.
- O nie, myśl co chcesz, ale to nie moja wina. Przysiągłbym, ale przysięgi są dla miękkich faj... - usprawiedliwił się i ponownie spojrzał na jezioro, w tym na martwe stworzenia.
- Plus jest jeden. Nie trzeba polować. - oblizał się i wszedł w głąb wody.
- Naprawdę będziesz to jadł?
- No, a co?
- Nic. - ale wcale nie takie nic. Ryby mogły być zatrute.
- Zastanawiasz się może - zaczął z pełnymi ustami - Jak do tego doszło?
- Robię to przez cały czas, a ty mi przeszkadzasz. - odburknęła, z zamyśleniem patrząc na zanieczyszczoną wodę.
- Nie wiem, czy zależy ci na tej nieszczęsnej florze i faunie... ale w ramach przysługi mogę pomóc ci znaleźć źródło problemu i zgasić je. Co ty na to? - zaproponował dyplomatycznym głosem, tylko nie dajcie się zmylić - nie chciał pomagać, bo to nudne. Musiał przebywać w jakimś towarzystwie, bo jeszcze by zwariował. No, może przy okazji użyczy swojej osoby.

<Spero?>

Słowa: 465

Od Spero CD. Lysandra

Ledwo otworzyłam drzwi do Pałacu, zostałam staranowana przez Sukki.
- Spero! - wykrzyknęła, rzucając mi się na szyję. Stęknęłam, uginając się pod jej ciężarem. - Gdzieś ty się podziewała? Miałaś wrócić już wczoraj - odsunęła mnie od siebie na odległość łap. Przyjrzała się uważnie mojej twarzy. - Myślałam, że cię utopiły...
- Przepraszam - powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco. Postanowiłam przemilczeć fakt, że w sumie miała rację. Bo gdyby nie Lys, pewnie spoczęłabym na dnie Oceanu Dusz... - Nic się nie stało, sytuacja przy stawie opanowana - mrugnęłam do niej, chcąc rozładować napięcie.
- Dlaczego nie wróciłaś od razu? - nie dawała za wygraną Sukki. No tak, zbycie młodej wadery graniczyło z cudem.
- Musiałam odespać - rzuciłam, mijając przyjaciółkę i ruszając w kierunku sali Wielkich Magów.
- Taaak? A gdzie, jeśli można wiedzieć? Pod chmurką? - wyrzuciła z siebie Sukki. Nie próbowała nawet ukrywać czającej się w jej głosie wściekłości. Choć, jak podejrzewałam, była ona napędzana strachem o mnie... - Bo jak przyszłam do twojej jaskini, ciebie nie było. Jak wróciłam rano do Centrum, także nigdzie cię nie było - powiedziała z wyrzutem.
Westchnęłam ciężko. Postanowiłam zignorować waderę, ruszyłam korytarzem nie oglądając się na nią.
- Pytałam o coś - warknęła Sukki, nie doczekawszy się odpowiedzi. Nagle ze szczelin w posadzce wystrzeliły pędy jakiejś rośliny i błyskawicznie oplotły moje łapy, uniemożliwiając dalszy ruch.
- Sukki - jęknęłam, próbując się uwolnić. Jednak wyczarowane przez waderę rośliny były nadzwyczaj wytrzymałe. - To naprawdę nie ma znaczenia.
- Dla mnie ma.
Przestałam się szarpać i zrezygnowana spojrzałam w końcu przyjaciółce w oczy. Dopiero wtedy dostrzegłam, jak była zdenerwowana. Położyłam uszy po sobie, uświadomiwszy sobie, że wręcz szalała z obawy o mnie. To było tak... inne.
- Przepraszam - powtórzyłam, już spokojniej. - Byłam z Lysandrem. Musiałam wejść do wody, więc porządnie zmarzłam, a Lys zaproponował, żebym spała u niego, bo mieszka bliżej...
Wadera otworzyła szeroko oczy z zaskoczenia. Niemal natychmiast w jej oczach dostrzegłam zmianę. Wyglądało na to, że zupełnie zapomniała o tym, że była na mnie wściekła.
- Spałaś z LYSANDREM? - zapytała podekscytowana, niemal wykrzyknęła. Skrzywiłam się, gdy jej głos odbił się zwielokrotniony od ścian korytarza, a zaskoczone spojrzenia kilku wilków kręcących się w okolicy powędrowały na nas.
- Matko, Sukki, po co krzyczysz - jęknęłam, przerażona, gdy niektórzy zaczęli rzucać sobie znaczące spojrzenia. - Tylko u niego spałam, przecież nic się...
- Będę mogła wybrać imię dla szczeniaków, prawda? - Sukki już się nakręciła. - Ojeju, już niedługo będą tu biegały małe Verdisy, wyobrażasz to sobie?
Najchętniej bym w tym momencie uciekła. Jednak skutecznie uniemożliwiały mi to pędy, nadal krępujące moje łapy. Coraz więcej otaczających nas wilków zaczynało już szeptać między sobą.
- Sukki, naprawdę do niczego nie doszło - za wszelką cenę starałam się przerwać wywód wadery. Bo zaczynała wygadywać coraz większe niedorzeczności. - Tylko z grzeczności zaproponował, żebym u niego spała, bo mieszkał bliżej, a ja byłam przemoczona...
- A potem ogrzał cię swoim ciałem... - rozmarzyła się wadera. Momentalnie spłonęłam rumieńcem, co oczywiście nie uszło uwadze mojej przyjaciółki. Pisnęła podekscytowana i przypadła do mnie. - O matko, naprawdę to zrobiliście!
- Cholera, Sukki, przecież mówię, że nie! Tylko koło siebie leżeliśmy.
- Aha, uważaj, bo ci uwierzę - Sukki znacząco uniosła brwi.
- Dobra, nieważne, wypuść mnie już - mruknęłam, ponownie zaczynając szarpać za pędy. - Muszę coś zanieść do sali Wielkich Magów.
Wadera zlitowała się w końcu nade mną i spełniwszy moją prośbę, ruszyła za mną, nadal szczebiocząc mi nad uchem o głupotach. Odprowadziły nas znaczące spojrzenia pozostałych w korytarzu wilków.

~•~

Na moje szczęście Rada zgodziła się przechować zaklęty nóż. Pojawiły się nawet spekulacje odnośnie do możliwego wykorzystania go do ochrony Królestwa. Odradzałam co prawda ten pomysł, jednak zdecydowano przedyskutować sprawę jeszcze raz. Później.
Tymczasem w końcu miałam upragnione wolne. Idąc korytarzem Pałacu z powrotem na zewnątrz, zastanawiałam się, co zrobić z takimi pokładami wolnego czasu. Nagle wpadłam na kogoś. Już zaczęłam się pospiesznie odsuwać, przepraszając za swoją nieuwagę, gdy oplotła mnie czyjaś silna łapa i ponownie przyciągnęła do siebie.
- W porządku - powiedział Lys, uśmiechając się do mnie ciepło. - I co z tym nożem?
Odetchnęłam z ulgą, gdy go zobaczyłam. Już chciałam wtulić głowę w moje ulubione miejsce na jego szyi, kiedy usłyszałam szepty przechodzącej koło nas pary wader. Spojrzałam na nie kątem oka i dostrzegłam, że wpatrują się w nas z dziwnymi minami. Jakby wyobrażały sobie nie wiadomo co.
Czym prędzej odsunęłam się od basiora i spuściwszy wzrok na swoje łapy, odpowiedziałam.
- Zgodzili się go przechować - uśmiechnęłam się ostrożnie. Jeszcze raz rzuciłam szybkie spojrzenie na wadery. Zatrzymały się kawałek dalej i, udając zainteresowanie jedną z lodowych rzeźb zdobiących korytarz, co chwilę zezowały na nas. - Wygląda na to, że chwilowo mam więc wolne - odważyłam się w końcu spojrzeć na Lysandra. Wydawał się czymś zatroskany. - Byłeś w sierocińcu?

<Lysander?>

Słowa: 745

niedziela, 19 maja 2019

Od Pandory CD. Reny

Nigdy nie był na żadnym balu i chyba wyszło to na jaw. Musiał zrobić coś nie tak, skoro wadera nie wracała przez resztę czasu. Starał się tym nie przejmować, w końcu każdy może popełnić błąd, a tym bardziej, jeśli robi to pierwszy raz. Przecież nie będzie się jej tłumaczył, prawda? Resztę czasu spędził na próbowaniu smakołyków i obserwowaniu dekoracji, spadającego śniegu i innych tańczących par. Niestety wszystko z czasem musi dobiegnąć końca. Nim bal oficjalnie się zakończył, ruszył w kierunku wyjścia. Słońce wkrótce wstanie i będzie go razić podczas lotu, więc lepiej było wyruszyć jak najszybciej.
Nie spodziewał się jednak, że Rena wróci. Szczerze mówiąc, był pewny, że wróciła do domu, w końcu nie widział jej przez cały bal, ale jak widać, musiała mu umknąć: w sumie co tu się dziwić? W takim tłumie ciężko odnaleźć jedną osobę, tym bardziej nie odznaczającym się niczym konkretnym. Jednak to nie wszystko: bardziej zdziwiło go pytanie samicy. Sądził, ze ją odstraszył, ale teraz nie wiedział co myśleć, dlatego pozostał przy jednej myśli: tak bywa i to normalne. 
- Oczywiście – odpowiedział delikatnie się uśmiechając. Razem ruszyli w kierunku wyjścia, na początku milcząc. Zmieniło się to, kiedy wyszli na zewnątrz. - Iluzja śniegu była bardzo ładna – stwierdził, obserwując jak niektóre wilki także postanowiły opuścić zamek i w tej chwili szwendały się po placu.
- Tak, wyglądała jak prawdziwa – odpowiedziała wbijając wzrok w ziemię. Pandora zerknął na nią kątem oka i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że była od niego nieco wyższa i gdyby nie jego rogi i skrzydła, które dodawały mu parę centymetrów, wyglądałby przy niej jak młodszy braciszek. - A jak podobał ci się bal? - zapytała.
- Było bardzo ciekawie – odpowiedział. - Najlepszy na jakim byłem – dodał po chwili głosem spokojnym, nieco cichym. W rzeczywistości, był to jego pierwszy, więc na lepszym być nie mógł. - Tak właściwie, gdzie mieszkasz? - zapytał, gdy zdał sobie sprawę, że zgodził się ją odprowadzić, ale nie wiedział dokąd.

<Rena? Trochę pomysłu brak>

Słowa: 313
Layout by Netka Sidereum Graphics