niedziela, 24 listopada 2019

Od Pandory CD. Spero


Pandora był zamknięty we własnym umyśle, nie wiedząc, co się dzieje w rzeczywistości. Czuł dotyk na swoim łbie i coś zimnego, śmierdziało jak krew, ale nie otworzył oczu i nie sprawdził. Wróg próbował przejąć kontrolę nad jego umysłem, na początku szło mu to bardzo dobrze (co dla Pandory oznaczało coś zupełnie odwrotnego), ale kiedy ktoś pomazał mu łeb, bodajże, krwią, zaczęło się. Można to nazwać halucynacjami, chociaż były prawdziwsze od fikcji. Znajdował się w pustce, wszystko wokół było czarne. Pandora stał na środku nicości, a ból głowy zniknął. Na jego miejscu pojawił się strach, który starał się go pożreć od zewnątrz. Słyszał zbliżające się kroki, ale niczego nie widział. Futro mu się zjeżyło, pojawiły się pierwsze krople potu. Co tu robić?
- Przeklęte Dziecię – usłyszał z boku, ale gdy spojrzał w tamtą stronę, niczego nie zobaczył. - Zwiastun Śmierci, Zaraza – głos się powtarzał, a postać nie wyłaniała się z mroku. Zasypywała Pandorę słowami, z jakimi się spotkał w przeszłości, chociaż o tym nie wiedział, bo jak szczenie może pamiętać to, co się stało podczas pierwszych dni jego życia? - Szczenie, które przyniesie plagi – kontynuował. Nagle łapy Pandory stał się jak z waty, upadł na ziemię i leżał przez chwilę, wysłuchując kolejnych określeń.
- Wadera – usłyszał inny głos, który powtarzał to samo słowo. Dopiero za piątym razem, kiedy to jedno słowo zagłuszyło pozostałe, samiec się podniósł i ruszył w stronę drugiego głosu. Wyrocznia mówiła o waderze, nie o nim. To musiał być błąd, kłamstwo… albo jakimś cudem oszukał przeznaczenie, ale czy zwykłe szczenie dokonałoby czegoś takiego? Nie, na pewno nie, jeśli już, to ktoś z zewnątrz, ktoś inny.
- Tylko kto? - zapytał samego siebie.
Nagle w coś uderzył. Gdy się dokładniej przyjrzał, okazało się, że to lustro. Po drugiej stronie wyłoniła się nowa postać; przypominała Pandorę, ale to była samica. 
- Mowa była o mnie – odezwała się delikatnym głosem. - Więc skąd się ty wziąłeś? - basior nie potrafił odpowiedzieć, nawet nie zdążył, a wadera zamieniła się w bestię, którą pokonał. Patrzyła na niego, nie poruszała się, a strach Pandory znikał, jakby wiedział, że nic mu nie grozi.
Chociaż nie znał odpowiedzi na temat tej przepowiedni i swojego pochodzenia, nie miał pojęcia, jakim cudem proroctwo się dokonało i wszyscy umarli, ale wiedział, że nie ważne co się stało lub stanie, nie pozwoli, by ktokolwiek mu wmówił coś, czego nie zrobił i nikt nie zapanuje nad jego umysłem. Rozprostował skrzydła i kiedy znajdował się parę metrów nad powierzchnią, odsunął się kawałek od szyby i ruszył na nią. Rozbił ją łbem, wpadł na potwora i wgryzł mu się w paszczę. 
Otworzył oczy. Nie miał pojęcia gdzie się znajdował, ale obok niego leżała Spero, a przed nimi siedziała Ash. 

<Spero?>

Słowa: 438

sobota, 16 listopada 2019

Od Spero CD. Pandory

Biegłam ile sił w łapach, byleby zdążyć na czas. Słyszałam odgłosy walki, do których z każdą chwilą zbliżałam się coraz bardziej. I które zdawały się być coraz bardziej niepokojące...
Przeskoczyłam. Zniknęłam w towarzystwie błękitnego światła, które na moment rozświtliło ciemny korytarz, i pojawiłam się kilka metrów dalej, nie przerywając biegu. Powtórzyłam to jeszcze kilkakrotnie, aż w końcu dotarłam do źródła niepokojących odgłosów.
Moim oczom ukazała się dziwna komnata. W nosie aż kręciło od ilości znajdującej się tu magii. Nie mogłam oowstrzymać kichnięcia.
Natychmiast zwróciłam tym uwagę istoty, z którą najwidoczniej walczył Pandora, na siebie.
Cholercia.
- No proszę, proszę - stwór lekko otworzył wypełnioną ostrymi kłami szczękę w imitacji  potwornego uśmiechu. - Kolejny wilk do mojej kolekcji?
- Poczucie humoru to ty, widzę, masz - syknęłam. Za gadobodobnym stworem dostrzegłam leżącą bez przytomności Ash.  Pandora leżał ledwo żywy kawałek dalej. Niedobrze.
- Ty też masz intrygującą moc - krokodyl spojrzał na mnie z błyskiem w oku. - Właściwie... przydałabyś mi się nie mniej niż ten szczeniak - tym razem wyraz, w jakim wyszczerzył kły, był złowieszczy. Patrzyliśmy sobie jeszcze chwilę w oczy, ja oceniając moje szanse, intencji stwora w tej mini bitwie nie znałam.
W końcu wymyśliłam coś, co mogło się udać.
Przeskoczyłam. Wcześniej nie dałam po sobie poznać, co zamierzam, więc miałam przewagę zaskoczenia.
Zobaczyłam, jak gad rzuca się w bok, pewnie chcąc się obronić przed niespodziewanym atakiem.
Który nie nadszedł.
Wylądowałam tuż obok Ash. Złapałam ją za skórę na karku i podniosłam, w następnej kolejności przeskakując do Pandory.
- Tchórzysz? - w leśnej komnacie rozległ się skrzekliwy śmiech. - Och, zawiodłem się na tobie, błękitna wadero...
Zignorowałam go całkowicie.
- Pandora - szepnęłam, wypuszczając Ashayę z pyska i trącając basiora łapą. - Pandora, wszystko dobrze?
Ledwo mrugnął, ale przynajmniej miałam pewność, że żyje.
- Już jest prawie mój - zaćwierkał krokodyl. Nie ruszył się ze swojego miejsca, tylko przyglądał się nam z pewnej odległości.
Te jego słowa również zignorowałam.
Sięgnęłam do niedawnej rany na boku. Nadal otaczało ją sporo krwi, którą zebrałam teraz łapą.
Szybkim, wypracowanym ruchem wymalowałam na czole basiora runę. Tę samą, którą i ja nosiłam, tylko w jego przypadku miała działać odwrotnie - chronić go przed magią z zewnątrz, nie tą, którą sam dysponował.
Teraz trzeba było jeszcze tylko obudzić Ash.
Co, jak zobaczyłam już mgnienie oka później, nie było konieczne.
Mała wadera leżała na pokrytej iluzjonistyczną trawą ziemi, łypiąc jednym otwartym okiem na krokodylopodobnego stwora. Na jej pysku widocznie malowała się wściekłość.
Moja krew.
Chwilę później cały las zniknął.
A ja patrzyłam, jak Ash podnosi się z ziemi i rzuca wzrokiem wyzwanie potworowi.
A potem pojawiły się duchy.

<Pandora?>

Słowa: 417

środa, 6 listopada 2019

Od Pandory


Zeszła noc dała mi się we znaki. Było naprawdę zimno, do tego wiał porywisty wiatr, który mocno prószył śniegiem po oczach. Niebo było szare, a wszelkie inne zwierzęta ucichły, jakby na świecie nie było już nikogo, prócz mnie. Widziałem tylko biel i szarość, które przyćmiewały mi widok. Nie mogłem polecieć, było to bardzo ryzykowne, ale piesza wędrówka też nie przychodziła łatwo, tym bardziej takiemu niewielkiemu wilkowi jak ja.
Akurat wracałem z centrum i sądziłem, że dotrę do domu przed wieczorem, niestety zaskoczyła mnie pogoda. Przez pół godziny starałem się kroczyć przed siebie, ale wiedziałem, że nie było w tym najmniejszego sensu, tym bardziej, że nie wyglądało, jakby się miało polepszyć. Skręciłem w lewo na las, gdzie miałem nadzieje ukryć się wśród drzew, przed tym wiatrem. Samo dojście do niego wydawało się trwać wieczność, a gdy już znalazłem się w wyznaczonym miejscu, nie było lepiej. Drzewa były za rzadko posiane, przez co moje wysiłki poszły na marne. Jedynym rozwiązaniem było przeczekanie wichury.

Odnalezienie wolnej jaskini nie wydaje się trudne, no chyba, że wszystko widzisz na biało. Kroczyłem przed siebie, aż nie dotarłem do skalnej ściany. Szedłem wzdłuż jej, szukając szczeliny, w której mógłbym odpocząć i znalazłem takową po kwadransie. Nie miałem pojęcia, czy słońce jeszcze wisiało na niebie i jaka była pora dnia, a jednak czułem się zmęczony, jakby był środek nocy. Dziura w skale nie była duża, ale idealna dla mnie. Było w niej cicho. Szybko się w nią wcisnąłem, wygodnie ułożyłem i po chwili zasnąłem.

~•~

Wystawiłem łeb, wydawało mi się, że długo nie spałem. Pogoda się nie zmieniła, prócz faktu, że przestał wiać wiatr. Niebo pozostałe szare i dalej panowała tutaj śmiertelna cisza. Wyszedłem ze szczeliny i automatycznie zapadłem się w śniegu. Wydawało mi się, że ilość białego puchu jeszcze bardziej mi przeszkadzała, niż wiatr. Na moje szczęście, mogłem wzlecieć do góry. Przez jakiś czas leciałem przed siebie, blisko ziemi, aż zdałem sobie sprawę, że nie miałem pojęcia, gdzie się znajdowałem. Może rozpoznałbym teren, gdyby wszystko nie było przysypane śniegiem albo gdybym zobaczył słońce. Zostało mi tylko kierować się w przypadkowym kierunku.
Na tle białego horyzontu, zobaczyłem ciemną sylwetkę, przypominającą wilka. Postanowiłem zapytać o drogę, podleciałem trochę bliżej, a potem wylądowałem na ziemi, by przypadkiem nie wystraszyć obcego, moim nagłym pojawieniem się. Z ulgą stwierdziłem, że tutaj śniegu było o wiele mniej i zacząłem się zastanawiać, czy wiatr przypadkiem nie przyniósł śniegu z tego miejsca, pod las. Swobodnie krocząc przed siebie, nie wiedziałem, że pode mną znajdowało się jezioro, a jego śliska tafla była przykryta śniegiem. Kiedy byłem już blisko nieznajomego, nagle moje łapy się osunęły, straciłem przyczepność i poleciałem w stronę przybysza. Na szczęście, w ostatniej chwili wyhamowałem na ziemi, pozbawionej lodu.
- Nie chcę przeszkadzać, ale czy możesz mi powiedzieć, gdzie się znajdujemy? - zapytałem, gdy wstałem z ziemi.

<Ktoś?>

Słowa: 461

sobota, 2 listopada 2019

Od Pandory CD. Spero

Stwór był ogromny, większy od swego cienia, który już mnie przeraził. Przypominał zmutowanego nietoperza, miał czarne futro, czerwone oczy, ostre kły i szpony, do tego ogromniaste skrzydła i ogon. Posiadał dwie pary kończyn i szpiczaste uszy, gdy mnie zobaczył, wydał z siebie głośny, przeraźliwy krzyk. Przygotowałem się do obrony, stając przed nieprzytomną samicą. Moja pierwsza myśl była taka, że zginę. Potwór rozerwie mnie na strzępy, ale co tam. Raz się żyje.
Bestia ruszyła na mnie, człapiąc swymi ogromnymi kończynami po ziemi, trzęsąc przy okazji całym otoczeniem. Gdy był blisko, zrobiłem skok w bok i zionąłem na niego ogniem. Obronił się skrzydłami, czego nie widziałem i kiedy przestałem atakować, ten zamachnął się kończyną. Zostałem odrzucony do tylu, ale szybko utrzymałem równowagę dzięki skrzydłom. Gdy myślał, że się mnie pozbył, ruszył do szczeniaka. Podleciałem do niego i znowu zaatakowałem go ogniem, tym razem w kark. Nie spodziewając się tego, ryknął i położył się na ziemi, zasłaniając się skrzydłami. Nie miałem zamiaru przestać, a on o tym dobrze wiedział, dlatego po chwili uderzył mnie ogonem. Dostałem w głowę, zamknąłem oczy i po chwili zaryłem o ziemię. Zajęło mi trochę czasu, na powrót do rzeczywistości. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem jak potwór pochyla się nad Ash i… coś z niej wysysał. To przypominało pochłanianie magii albo życia, coś co przypominało strużkę dymu, wylatującą z jej ciała i wchodzącą do jego paszczy, miała granatowy kolor. Podniosłem się chwiejnie na łapach i skorzystałem z ostatniej szansy: skupiłem się i z całych sił skierowałem umysł na ciało nietoperza. „Stój” pomyślałem i po chwili to zrobił. Nie ruszał się, przestał także pochłaniać Ash. Stanąłem na tylne łapy, podpierając się skrzydłami i przednimi kończynami zacząłem sterować potworem. Opierał się i to bardzo mocno, dlatego zamiast ruszać jego kończynami, aby stad odszedł, zacisnąłem łapę na jego szyi. Zaczął się dusić. Czułem bicie jego serca i drżenie całego ciała, napięte mięśnie i przyśpieszony obieg krwi. Starał się nabrać powietrza, ale nie pozwoliłem mu otworzyć paszczy. Byłem coraz słabszy, ale jeszcze chwila… jeszcze trochę… moment…
Padłem pierwszy. Wiedziałem, że teraz mnie zabije, ale… usłyszałem uderzenie. Stwór padł na ziemię zaraz po mnie. Nie wiedziałem, czy żył czy tylko stracił przytomność, ale cieszyłem się, że miałem trochę czasu. Najpierw poświęciłem go na kilkusekundowy odpoczynek, nabranie powietrza i odzyskanie władzy nad ciałem. Gdy się podniosłem, stwór zamienił się w dym i zniknął, lecąc za jakieś drzewo. To było dziwne. Przypatrywałem się miejscu, w którym zniknął, ale zaraz ruszyłem do dalej nieprzytomnej Ash.
- Jak mogłeś… - usłyszałem niski głos. Nie zatrzymałem się i dopiero gdy znalazłem się przy szczeniaku, rozejrzałem się po miejscu. - Mój biedny Fist… Chciał się tylko nakarmić jej magią, czy to coś złego? - właścicielem głosu był zielony łuskowaty stwór o krótkich kończynach, ale z długą brodą. Po chwili krokodyl wstał na dwie łapy i bez problemu się na nich poruszał, w moją stronę.
- Kim jesteś? - zapytałem wręcz szeptem, ale ten postanowił mnie zignorować.
- Skoro teraz moje dziecko nie żyje, chyba sprawię sobie nowe. Na przykład… z ciebie. A jej magia będzie idealna do tego – wymierzył we mnie łapą, poczułem mrowienie w całym ciele. Gdy miałem ochotę zwymiotować, a nieprzyjemny ból rozlał się po mojej głowie, usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem głowę w kierunku wyjścia, pojawiła się tam Spero.

<Spero?>

Słowa: 534
Layout by Netka Sidereum Graphics