Generalnie przyzwyczaiłam się już do szeptów innych wilków, które mijałam na ulicy. Teraz, gdy już dobre kilka lat byłam w Królestwie, mieszkałam tu i raczej dość czynnie uczestniczyłam w życiu społecznym, były one znacznie rzadsze, w końcu większość z nich mnie znała, albo chociaż o mnie słyszała. Jednak nadal od czasu do czasu się pojawiały, a wtedy... czasami udawało mi się je ignorować. Niekiedy jednak nie dawałam rady się powstrzymać i zwracałam uwagę szepczącym, że zachowują się niestosownie, a jak chcą się czegoś dowiedzieć o mnie, czy o mojej rasie, nie muszą opierać tego na zasłyszanych informacjach - wystarczy, kurka, zapytać.
Tym razem jednak spotkała mnie nie do końca taka sytuacja, jak zawsze. Choć po wieloma względami była podobna, to jeszcze nigdy żaden wilk nie doszedł do tego, żeby... za mną chodzić.
Wadera co prawda bardziej przypominała lisa. Początkowo miałam poważne wątpliwości, czy to aby na pewno wilk, ale ostatecznie wykluczyłam inną opcję. Nikt jakoś szczególnie jej obecnością w Centrum się nie przejmował, więc nie mogła być obca. Nowa, być może, ale nie zupełnie obca.
No i tak chodziła za mną, niemal krok w krok. Dziwnym zbiegiem okoliczności pojawiała się tam, gdzie aktualnie przebywałam. Widziałam, jak raz czy dwa pytała kogoś o mnie. Skąd wiedziałam, że akurat o to? Cóż, magia ma wiele przydatnych zastosowań. Bardzo możliwe, że widząc, jak podchodzi do kogoś i zaczyna szeptać, nie odrywając ode mnie wzroku, rzuciłam zaklęcie, które pozwoliło mi lepiej słyszeć tę wymianę zdań. Nie było to nic szczególnego, zwykłe pytania, czy wilk mnie zna, czy wie, kim jestem... Ale o to wszystko mogła równie dobrze zapytać mnie osobiście. Byłaby to wbrew pozorom bardziej taktowna opcja.
Nie reagowałam jednak jakoś szczególnie na obecność wadery, pozwoliłam jej się za mną pałętać, uznawszy, że przecież w końcu jej się znudzi. Ewentualnie odważy się do mnie podejść i zagadać.
Ostatecznie przełom nastąpił, gdy wpadłam któregoś dnia do Starej Wiosny, nie tyle w celu uraczenia się jakimś wysokoprocentowym trunkiem (bo też raczej nie piłam sama, znałam zbyt wiele historii, które tak się zaczęły i bardzo źle skończyły; a ani Lysandra, ani Sukki nie było teraz w Centrum), co odwiedzenia Willy'ego, z którym mieliśmy bardzo dobre kontakty, a którego od wyjazdu Lysandra dość rzadko miałam okazję odwiedzać. A skoro akurat miałam chwilę wolnego czasu... zawsze można było wykorzystać go na pielęgnowanie starych przyjaźni.
Usiadłam przy barze, nie odzywając się początkowo, czekając, aż basior, krzątający się po drugiej stronie mebla, przygotowując zamówione drinki i napoje, zobaczy mnie. A gdy to w końcu nastąpiło...
- Speruś! - wykrzyknął uradowany, dopadając mnie w kilku susach. Autentycznie uradowany wychylił się w moją stronę przez bar, żeby cmoknąć mnie dwa razy w bok pyska. Uśmiechnęłam się lekko, choć mimo to odruchowo wzdrygnęłam na tak gwałtowny ruch z jego strony. Nie przeszkadzało mi jednak, że mnie dotknął, po prostu... nie do końca się tego spodziewałam. - Gdzieś się podziewała tyle czasu? - zapytał, bez pytania nalewając mi do szklanki nektar z malin i miodu. Mój ulubiony. Jak miło, że pamiętał.
Z drugiej strony, widząc tak uradowanego Willy'ego, niemal wszyscy przy barze i okolicznych stolikach skupili swoje spojrzenia na mnie. Skuliłam się lekko, jakby to, że wizualnie stanę się mniejsza, miało mi jakkolwiek w zaistniałej sytuacji pomóc...
- Miałam w ostatnim czasie dużo pracy - uśmiechnęłam się lekko, przepraszająco. Starałam się mówić cicho, żeby słyszał mnie tylko przyjaciel. Po co wszyscy przysłuchujący się mieli wiedzieć, co robię? - Lysander wyjechał, więc wiesz...
- Musiałaś się czymś zająć, biorąc dwa, a znając ciebie, nawet trzy razy więcej roboty, niż zazwyczaj - basior szturchnął mnie zadziornie łapą. - W każdym razie dobrze, że jesteś.
Musiał zająć się również innymi klientami, więc odszedł ode mnie na chwilę. Zainteresowanie innych wilków moją osobą zdawało się słabnąć, wszyscy wrócili do swoich spraw po tym nagłym wybuchu wesołości barmana i właściciela tego miejsca. Choć nie do końca...
W którymś momencie, gdy przyjaciel obsługiwał kogoś po drugiej stronie baru, niż ja usiadłam, dosiała się do mnie jakaś wadera. Gdy po chwili kątem oka zobaczyłam kolor jej sierści...
Gwałtownie przeniosłam na nią wzrok. Patrzyła na mnie z zainteresowaniem, choć może również z lekką niepewnością. Nie odezwała się, postanowiłam więc zacząć rozmowę. Co mi szkodziło? Może w końcu przestanie za mną łazić. A może, kto wie, okaże się, że nie jest taka zła. Tylko chorobliwie ciekawska.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałam, uśmiechając się lekko. Nie miałam zamiaru być dla niej niemiła, w sumie nic mi nie zrobiła. Była tylko... Jawnie ciekawa mojej osoby. A ja, tak w zasadzie, byłam ciekawa, skąd to zainteresowanie się bierze.
<Sarin?>
Słowa: 740