Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Yelthana. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Yelthana. Pokaż wszystkie posty

piątek, 27 stycznia 2023

Od Yelthany, CD. Xevy

Przez moment przyglądałam się jej nastroszonej sierści i obojętnej minie. W jakiś sposób mnie drażniła. Aktualnie nie podobało mi się to, jak się do mnie zwróciła. Coś się stało? Głupie pytanie. Zabrzmiało, jakbym natrafiła na swojej drodze na jakąś przeszkodę, której nie potrafię bez niej obejść. „Dałam ci go”, te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie echem. To mnie najbardziej rozzłościło. Dała mi go – nie było tak, wiedziała o tym. Ukradłam, zabrałam jej to sprzed nosa, a ona miała czelność stwierdził, że mi go dała. Denerwował mnie ten jej… spokój i przyjmowanie na siebie niedogodności świata z uśmiechem.
„Nie dość, że zbiera bezużyteczne muszelki, to jeszcze ma problemy z pamięcią”. Chciałam się podzielić z nią tą informacją, ale stwierdziłam, że to będzie już za dużo, nawet jak na mnie. Najpierw kradnę jedną rzecz, a ona mi pomaga. Potem kradnę drugą rzecz, a ona się nawet nie złości. Co to w ogóle za wilk?!
- Własznie przyszłam go zjeścz – powiedziałam niewyraźnie, przez jenota trzymanego w pysku. Położyłam go na ziemi. – Wolisz tył czy łapy? – zapytałam, kładąc się przy martwym zwierzęciu, z pyskiem nad jego zakrwawionym torsem. Samica jak stała w miejscu, dalej to robiła. Przyglądała mi się tylko z coraz większym zdziwieniem.
- Nic. Możesz zjeść sama go – powiedziała tym samym obojętnym głosem, który znowu sprowadził na mnie falę gniewu. Zdusiłam go i nawet wysiliłam się na uśmiech, przynajmniej tak mi się wydawało, jeśli był niewidoczny, nie wiedziałam o tym.
- Ty mi go dałaś, więc chce się podzielić. Nie słyszałaś powiedzenia? Dają, to bierz – po tych słowach zanurzyłam kły w mięsie zwierzęcia, słysząc burczenie brzucha. Przez to wszystko zapomniałam, jak bardzo byłam głodna.
Wilczyca przez moment stała i mi się przyglądała, aż w końcu sierść na jej grzbiecie opadła, a na jej pysku zagościł uśmiech – krzywy i niepewny, ale jednak uśmiech. Podeszła do mnie i powoli usiadła obok, po czym zaczęła od nogi. W milczeniu spożyłyśmy upolowanego przez nieznajomą jenota.

Stwierdzić, że byłam najedzona, to mało powiedziane. Byłam napchana i nażarta. Jenot w pewnym momencie przestał mi wchodzić, ale wiedziałam, że ani grama mięsa tu nie zostawię, bo nie wiadomo kiedy znowu znajdę się w posiadaniu świeżego mięsa, tym bardziej, że nie odzyskałam moich skradzionym monet – i prawdopodobnie już ich nie odzyskam, bo zostaną szybko roztrwonione.
 - Tym razem chyba do domu będę się toczyć – stwierdziłam, widząc jak okrągły miałam brzuch. Mogłam się zwinąć w kulkę i sturlać do tej nędznej części miasta, którą zwałam domem.
- Mogłaś na później zostawić go – spojrzałam na nią. To śmieszne, że mimo tego, iż ją rozumiałam, miałam wrażenie, że mówi bardzo dziwnie.
- Nieeee – przeciągnęłam ostatnią literę. – potem już nie jest tak smaczny – podniosłam się z ziemi z cichym jękiem. – Wracam do miasta, a ty? – zapytałam od niechcenia.

<Xeva?>

Słowa: 448 = 28 KŁ

czwartek, 27 października 2022

Od Yelthany - event Halloween, quest I „Rozbitkowie własnych ciał”, cz. I

Halloween – to był jedyny dzień w roku, w którym moja rodzicielka nie wychylała łba z nory, choćby dostała najkorzystniejsza ofertę pracy. Nienawidziła tego święta. Czy się bała? Nawet jeśli, to nie tych przebieranek. Zawsze powtarzała, że nikt nie powinien świętować tego dnia w ten sposób, ponieważ bezcześcimy pamięć o zmarłych (lub jakoś tak). Nie rozumiałam o co jej chodzi, być może dlatego (jak potem się dowiedziałam) że nigdy nie odwiedzałam cmentarza po to, aby kogoś odwiedzić. Było to dla mnie miejsce nudne za dnia, ale ponure i bardzo intrygujące w nocy. Moja matka czasami mówiła, że kiedy my się bawimy, zmarli na nas spoglądają i szykują coś na wzór zemsty. Słuchając jej historii, które rzadko były ze sobą związane i były opowiadane w chaotyczny sposób, doszłam do wniosku, że chodziło jej o to, że nieświadomie jesteśmy podatni na rozkazy zmarłych, którzy tego dnia są bliżej tego świata niż normalnie. Wiązało się z tym pewne ryzyko, jeśli ktoś zza światów chciał nam zaszkodzić. Ale w jaki sposób, po co i dlaczego? Jakoś nie potrafiłam zrozumieć, a moja matka nie raczyła odpowiadać na moje pytania.
Zignorowałam ją wiec jak niemal każdego dnia i pomimo jej ostrzeżeń o „złej nocy wypełnionej mrocznymi czarami” wyszłam do baru, w którym karczmarz na rzecz święta zadeklarował małą promocję. „W Objęciach Beczułki” zawsze się cieszyła popularnością, dlatego chcąc znaleźć sobie całkiem przyzwoite miejsce (czyli takie blisko baru) zajrzałam tam wcześniej niż zazwyczaj. Nawet Jord się zdziwił na mój widok, ale tylko przez moment. Kiedy wyciągnęłam z torby swoje drobniaki, podał mi piwo, które miało rozpocząć moją pijacką noc.

Zrobiło mi się cieplej oraz weselej. Prowadziłam bardzo interesującą rozmowę na temat bawełnianych skarpetek dla wilków, które nie są przyzwyczajone do zimnego śniegu i szybko łapią choróbska. Wymyśliłam nawet, że zostanę takim producentem, gdy tylko nauczę się szyć albo robić na drutach. Moja pijacka paplanina przywiodła do mnie kolejnych interesariuszy, którzy w rzeczywistości nie byli zainteresowani skarpetkami, ale różnymi historyjkami, jakie wplatałam między mój biznes. To był naprawdę wspaniały wieczór i kiedy sądziłam, że będzie taki do rana, poczułam się dziwnie.
Na początku było to jak mrowienie, dokładnie takie samo, kiedy przyciśniesz jakąś kończynę i odetniesz do niej dopływ krwi. To uczucie rozprzestrzeniło się po całym ciele i było nieprzyjemne. Zaraz potem moje ciało zaczynało drętwieć. Gdy chciałam zapytać innych, ile wypiłam, zauważyłam, że niektórzy zachowywali się jak ja, a potem zaczęli zadawać pytania, co się dzieje. Przestali, kiedy oni i ja całkowicie znieruchomieliśmy. Jedyne czym mogłam wtedy poruszać, to gałkami ocznymi. Obserwowałam jak w karczmie pojawia się panika. Wilki, które mogły się ruszać, uciekły, po drodze tratując nawet tych, którzy mieli mniej szczęścia i tak jak ja, zamienili się w posągi. Alkohol sprawił, że byłam jeszcze spokojna – nie docierała do mnie powaga sytuacji, dopóki moje ciało nie zaczęło się zmieniać.
Uczucie, jakie przy tym towarzyszyło, można porównać do poparzenia się pokrzywą. Ciepłe pieczenie pojawiło się w środku ciała, jakby krew zaczęła się gotować. Mimo, że byłam unieruchomiona, moje ciało się poruszało. Głowa się cofnęła, jakbym straciła szyję. Ogon również się cofnął, całkowicie znikając, wyglądało to tak, jakby moja szyja i ogon wniknęły w ciało. Stałam się taką parówką na czterech nogach – a raczej na ośmiu, jak się potem okazało. Moje pole widzenia się rozszerzyło, ale jednocześnie stało się rozmazane. Przez moment nawet czułam się, jakbym patrzyła przez kalejdoskop, dopóki mój wzrok się nie przyzwyczaił. Wtedy mogłam się poruszać.
Zaczęłam krzyczeć. Wokół mnie znajdowały się ogromne pająki, nawet większe niż ja. Automatycznie wzięłam nogi za pas i pognałam w kierunku wyjścia, tak jak to zrobiły inne wilki oraz niektóre pająki, potykając się o leżące stoły. Biegłam przed siebie, dopóki nie znalazłam się daleko od karczmy. Twierdząc, że w panice biegam o wiele szybciej, postanowiłam na moment odetchnąć. Alkohol jeszcze buzował w mojej głowie, ponieważ czułam się bardzo niewyraźnie. Podejrzewałam, że coś nie tak było z tym piwem, ponieważ przestałam nawet wyraźnie widzieć. Na pewno podał nam coś innego. Nie mam pojęcia co to mogło być, ale skoro dostałam takich halucynacji, jak ogromne pająki w karczmie oraz zastygnięcie w miejscu, to oznaczało, że musiał coś tam wrzucić. Mając już dzisiaj dość alkoholu, ruszyłam w kierunku domu. Idąc, zauważyłam, że poruszałam się bardziej płynniej i było mi lżej – co było całkowitym przeciwieństwem tego, jak się czułam po piwie. Gdy zazwyczaj ciężko mi było iść, a tym bardziej utrzymać swój kierunek w linii prostej, tak teraz mogłam zrobić dwa kółka wokół własnej osi i nawet się nie przechylić w żadną stronę.
Twierdząc, że przeholowałam z tą trutką, która rzekomo była piwem, ruszyłam do domu. Skierowałam się do lasu, aby pójść skrótem, kiedy przede mną pojawił się ogromny pająk. Stanęłam w miejscu tak samo jak on i w tym samym momencie zaczęliśmy oboje krzyczeć.
- Czemu krzyczysz?! – zapytałam wrzeszcząc.
- A ty czemu?! – zadawaliśmy pytania nie przestając wydawać z siebie głośnego krzyku. Okazało się, że oboje krzyczeliśmy, bo… widzieliśmy pająka.
- Jakiego pająka, o czym ty gadasz, jestem wilkiem, to ty wyglądasz jak zmutowany pająk na sterydach – wyjaśniłam powoli się uciszając.
- Właśnie opisałaś siebie – stwierdził, przestając już krzyczeć. Przez długi moment staliśmy w miejscu, zastanawiając się, z którym z nas jest coś nie tak. Chcąc się tego dowiedzieć, podeszliśmy oboje do zamarzniętego zbiornika wodnego, utrzymując bezpieczny dystans. Spojrzeliśmy na swoje odbicia.
- Mówiłam ci, że jestem… - zaczęłam, ale urwałam, gdy zobaczyłam czarną głowę i trzy pary oczu.
Znowu oboje zaczęliśmy krzyczeć.

Gdy nasze gardła odmówiły posłuszeństwa, siedzieliśmy przy jeziorze w ciszy. Dopiero po kolejnych minutach zaczęliśmy opowiadać, co się dzisiaj stało. Jego historia była podobna do mojej – siedział w karczmie, dostał mrówek, potem paraliżu, a następnie wszędzie wokół pojawiły się pająki, więc uciekł.
- Myślisz, że to karczmarz nam coś dolał do piwa? – zapytałam czując drapanie w gardle.
- Nie mam pojęcia. Bardziej mnie zastanawia, czy nam to już zostanie – wzruszyłam ramionami (a raczej spróbowałam, w wyniku czego poruszyłam aż ośmioma ramionami).
- Jak myślisz, ilu wilkom to się przytrafiło?
- Nie mam pojęcia – westchnął i między nami znowu zapanowała cisza. Nie mieliśmy pojęcia co zrobić. Nawet nie mogliśmy szukać pomocy, bo każdy wilk zacząłby wrzeszczeć na nasz widok. – Wiesz jak cię pociesze? – odezwał się nagle. Wyjął ze swojej torby, jaką miał przewieszoną przez tułów, dwie niewielkie buteleczki. Moje oczy (wszystkie) się zaświeciły. – Rumu? – zaoferował. Momentalnie przyjęłam od niego propozycje.
- Wiesz co… - zaczęłam, gdy próbowałam otworzyć butelkę. Okazało się jednak, że paszcza pająka nie ma zębów, dlatego poprosiłam go wpierw o pomoc. Zaczął próbować otwierać butelkę kończynami. – Wydaje mi się że władze na pewno coś z tym zrobią. A na razie możemy sobie skorzystać z tych ciał – powiedziałam obserwując jego starania. Pajęcze kończymy pozbawione pazurów były beznadziejne do otwarcia alkoholu.
- Jak? – samiec zapytał trochę rozzłoszczony. Nie mógł sobie poradzić z żadnym korkiem. Widząc to, zaproponowałam mu, aby trzymał butelkę, a ja zaczęłam ciągnąć dwoma kończynami za korek.
- Chodźmy postraszyć wilki i… - w tym momencie butelka odpuściła. Odsunęłam się kawałek do tyłu, a z pojemnika wypłynęło trochę alkoholu. – i chodźmy się upić – zaproponowałam, zabierając mu alkohol.

Nagroda: 150 KŁ + 10 punktów intelektu

wtorek, 4 października 2022

Od Yelthany, CD. Xevy

Było kilka opcji. Mogłam trafić na oszustkę. Samica chciała mnie zwabić na dół, a następnie policzyć się ze mną, za zabranie jej drogocennych muszelek. Niestety nieznajoma merdała ogonem i widocznie była szczęśliwa, nie mogła więc ukryć chęci mordu i zemsty w tych jasnoróżowych oczach. Więc może samotność i depresja spowodowana brakiem otworzenia do kogoś pyska popchnęła ją do tak poniżającego czynu, jakim jest zaproponowanie swojemu niedoszłemu złodziejowi wspólnego polowania. Przez jej akcent byłam skłonna w to uwierzyć, ale istniała jeszcze jakaś opcja. Mogła być psychopatką. Mogła udawać, że z niewiadomych przyczyn chciała mnie poznać, spędzić ze mną czas, by następnie obezwładnić, zamknąć w głębokiej jaskini i torturować lub pożreć, w zależności od zachcianki.
Lepszego życia i tak nie będę miała, czy się zgodzę czy nie, z tą różnicą, że jeśli mówiła prawdę, będę miała co jeść. Wizja „lepszego życia”, która kręciła się wokół jedzenia, zachęciła mnie do zeskoczenia na ziemię. Stałam za nią, nie podchodząc bliżej niż na trzy jardy. Samica widząc moją nieufność, ruszyła przodem, a ja za nią. Stąpałam po jej śladach odbitych w śniegu. Między nami trwała krótka cisza, podczas której zastanawiałam się, jakie były jej prawdziwe zamiary. Samica przerwała ciszę, kiedy znaleźliśmy się w głębi lasu. Zaczęła wąchać powietrze, w celu odnalezienia ofiary.
- Wyczuwam jenota, jest niedaleko – przytaknęłam i sama powąchałam powietrze. Nie wyczułam nic oprócz zimnego powietrza i lasu. – Tak właściwie, to jak się nazywasz? – zerknęłam na nią. Teraz szłam bliżej niej, bardziej z boku.
- Yelthana… a ty? – samica przedstawiła się jako Xeva. Pomyślałam, że to dosyć unikatowe, żeby nie powiedzieć dziwne, imię, aczkolwiek te rasy z innych wysp różniły się od nas, więc szybko zapomniałam o tej myśli. Xeva poprowadziła mnie w kierunku zwierzęcia, które, okazało się, właśnie oznaczało swoje terytorium.
- I co teraz? – zapytałam szeptem. Samica się schyliła, aby zwierzę jej nie wyczuło. Zrobiłam to samo, chociaż nie musiałam, bo byłam od niej mniejsza.
- Okrążę go i zaatakuje, ty mu zagrodzisz drogę i złapiesz – mimo, że plan składał się raptem z czterech rzeczy (okrążyć, zaatakować, zagrodzić, złapać), to mój umysł nie przyswoił do siebie tego planu, dlatego gdy nieznajoma mnie opuściła i poszła realizować swój plan, ja przez moment leżałam na brzuchu i zastanawiałam się, co tak właściwie mam zrobić. Dopiero gdy Xeva znalazła się po drugiej stronie, a jenot zaczął nerwowo poruszać uszami i nosem, zdałam sobie sprawę, że samica nie miała bladego pojęcia jak bardzo beznadziejna byłam w polowaniach. Cała moja nauka polowania była jedną wielką kpiną: nie było nikogo, kto chciałby mi poświecić czas, który ja pożytkowałam na okradanie innych. Na dodatek moja mała postura, praktycznie nierozwinięty zmysł węchu i mój refleks nie pomagały mi w tym, dlatego nic dziwnego, że kiedy samica wyskoczyła z ukrycia i pogoniła zwierzątko w moją stronę, plan nie wypalił. Byłam gotowa do skoku, jednak kiedy to zrobiłam, zwierzę przeskoczyło nade mną, a moje zęby nie wbiły się w miękkie ciało psowatego, ale w suchy patyk, który tylko pękł mi w pysku z cichym łoskotem. Z głośniejszym odgłosem padłam na ziemię, a samica sama popędziła ze zwierzęciem.
Zniknęła mi z oczu, kiedy podnosiłam się na równe nogi. Wyplułam z pyska resztki patyka, ciesząc się, że nie miałam na języku drzazg. Odwróciłam się i spojrzałam w kierunku, w który uciekła zwierzyna. Łowca ruszył za nią i co ciekawsze, Xeva po krótkiej chwili wróciła do mnie z jenotem w pysku. Położyła go na ziemi.
- Miał pecha, bo nie zmieścił się w krzakach – stwierdziła. Popatrzyłam na nią, potem na martwe zwierzę.
To był jak impuls. Instynktownie skoczyłam do jenota, pochwyciłam go w zęby i zaczęłam uciekać. Biegłam tak przez jakieś sto metrów, kiedy się zatrzymałam i odwróciłam. Samicy nigdzie nie widziałam. Przede mną rozciągał się jedynie zaśnieżony las, w którym nie wyczuwałam niczego innego, jak chłodu i świeżego powietrza, nie czułam nawet zapachu wadery. Położyłam po sobie uszy, czując się głupio. Upolowała mi zwierzaka, którego jeszcze ukradłam na jej oczach.
Nieświadomie łapy zaczęły mnie prowadzić w kierunku samicy. Wiedziałam jednak, że jeśli zrobi niewłaściwy ruch, to zacznę nieświadomie uciekać. 

<Xeva?>
Słowa: 661 = 37 KŁ

piątek, 2 września 2022

Od Yelthany do Xevy

 Przeklęłam cicho pod nosem, podnosząc się z kałuży, na której się poślizgnęłam, biegnąc za złodziejem. Jego czarny ogon zniknął za rogiem rozwalającego się budynku i wiedziałam już, że moja wypłata zniknęła tak szybko, jak spłoszona ryba w wodzie. Moje ciężko zarobione grosze zabrał byle jaki złodziejaszek, tylko dlatego, że zajęłam się oglądaniem jakiegoś szczeniaka, próbującego wcisnąć staruszce szary naszyjnik. Chcąc wiedzieć, czy młodemu się uda i spełni wymagania naszego ponurego świata, nie zauważyłam, kiedy obok mnie przechodził obcy wilk, który sięgnął do mojej torby i wyciągnął brązową sakiewkę. Gdy poczułam różnice z boku i się odwróciłam, złodziej już uciekał. Instynktownie ruszyłam w pogoń i chociaż siedziałam mu na ogonie, za samcem nagle pojawiła się kałuża wody. Kałuża jak kałuża – a jednak nie. Tę, którą basior stworzył, pokrywała cienka warstwa lodu. Nie zdążywszy zmienić kursu, wpadłam w pułapkę, poślizgnęłam się i tak o to straciłam swoje pieniądze.
- Mógł chociaż zaczekać, aż sobie żarcie kupie – wymruczałam pod nosem.
Teraz miałam trzy opcje. Pierwsza, to odnalezienie złodzieja. Wiedziałam jednak, że mogę nie zdążyć go odnaleźć, nim nie wyda lub schowa moich pieniędzy. Druga opcja to polowanie w lesie. Problem jednak polegał na tym, że nie do końca potrafiłam polować. Jako szczenię łatwiej było kogoś okraść lub wziąć kogoś na litość, robiąc ładne szczenięce oczka, niż zapolować na jakiekolwiek zwierzę, nawet te najmniejsze. Została więc mi trzecia opcja; znalezienie ofiary, którą można łatwo zrabować.
Nim jednak zabrałam się za poszukiwania ofiary, poszłam nad pobliskie jezioro, w którym najczęściej znajduje starych znajomych. Miałam nadzieję, że któryś poratuje mnie paroma monetami (lub pomoże odnaleźć winowajcę). Gdy dotarłam na miejsce, zauważyłam, że przy zbiorniku wodnym nikogo nie było, oprócz jednego wilka. Nie rozpoznałam w nim nikogo, kogo znałam. Prawdopodobnie moi znajomi postanowili tego dnia pospacerować gdzieś indziej – akurat jak ich potrzebowałam. Westchnęłam zrezygnowana i nie chcąc ich już szukać, rozejrzałam się ponownie po miejscu. Mój wzrok napotkał torbę, leżącą nie daleko wody, w której do połowy był zanurzony nieznajomy mi wilk. Od razu wszystko przekalkulowałam: wilk zostawił torbę, on jest w wodzie, a w torbie musi coś być.
Nie myśląc za długo i wiedząc, że lepszej okazji nie napotkam, zakradłam się do torby. Wilk szukał czegoś w wodzie, więc na spokojnie podeszłam do zdobyczy. Chwyciłam ją powoli w zęby, a wtedy nieznajomy poruszył uszami i odwrócił głowę. Była to samica, która szybko pokazała kły.
- Zostaw to – powiedziała spokojnie i wyraźne. Ja tylko uśmiechnęłam się do niej krzywo, unosząc jeden kącik ust do góry, po czym poderwałam się do ucieczki.
Za sobą usłyszałam głośny chlupot wody. Samica szybko wyskoczyła z wody i popędziła za mną. Słysząc, jak szybko pokonała odległość między sobą a torbą, będąc w wodzie, wiedziałam, że była szybsza. Inny wilk zrobiłby to dwa razy wolniej, a może by nawet później niż ona zdał sobie sprawę, co się stało. Skręciłam ostro w lewo i wbiegłam do lasu, wskakując na pierwszą gałąź, jaka była wystarczająco nisko, by móc się z łatwością na nią wspiąć. Wskoczyłam jeszcze gałąź wyżej, wdrapałam się na górę po korze, po czym zatrzymałam się 6 metrów nad ziemią. Nieznajomy wilk przebiegł obok drzewa. Obserwowałam go, jak biegnie dalej, zatrzymuje się, skręca, biegnie, zatrzymuje się i wącha. Zaczęła krążyć i wtedy zobaczyła moje ślady, mniejsze od jej, odbite w śniegu i kończące się przy drzewie. Zadarła głowę do góry.
- Oddawaj to złodzieju! – zażądała. – I tak nie masz gdzie uciec – dodała. Ignorując ją, wsadziłam pysk do torby, poszukując pieniędzy.
Wyciągnęłam łeb i telekinezą wywróciłam torbę do góry nogami, a cała jej zawartość poleciała na śnieg.
- Serio? Ukradłam torbę z muszelkami?  - zapytałam samą siebie. – Z cholernymi muszelkami? Ja tu głodna chodzę i nawet żadnego kawałka jedzenia nie masz? – powiedziałam trochę głośniej, po czym puściłam torbę, która poleciała pod nogi samicy. – To jest upadek na samo dno – westchnęłam, zeskakując dwie gałęzie niżej. Nie miałam zamiaru skakać na ziemię, nie byłam pewna, czy nieznajoma mnie nie rozszarpie. Chociaż za co? Oddałam jej głupie muszelki.

<Xeva?>
Słowa: 646 = 37 KŁ

Yelthana

 Autorem rysunku jest Adulara#2921
 
 „Świat się zmienia, słońce zachodzi, a wódka się kończy”
 
Imię: Yelthana (czyt. Jeltana). W skrócie – Yel
Ród: Yelthana z matki Kory
Wiek: 6 lat
Płeć: Wadera♀
Rasa: Folix z matki. Różnice w jej wyglądzie muszą być przyczyną innej rasy ojca, którego nie zna.
Stan: Polutia
Stanowisko: Oddani
Upomnienia: 0
Charakter: Mówi się, że to samce nie potrafią dorosnąć; ona jest przykładem wyjątku, w którym to samica nie potrafi dorosnąć.
Wszędzie jej pełno, lubi wciskać swoje pięć groszy, uwielbia mieć rację i często wytyka innym błędy. Jest pełna marzeń i ma bogatą wyobraźnię, która ją motywuje do poszukiwań nieznanego. Łatwo nawiązuje znajomości, które częściej są jednodniowe niż na stałe. Bardziej wredna i uszczypliwa, niż przyjazna i uśmiechnięta. Wygląda, jakby wiecznie jej coś nie pasowało. Potrafi się wykłócać godzinami, jeśli wie że ma słuszność i ma dobre argumenty, chociaż bardzo często nie potrafi ubrać swoich myśli w słowa, przez co z jej ust wychodzi dziwna paplanina, którą nie każdy zrozumie. Nienawidzi być w centrum uwagi, nie ma pojęcia jak się wtedy zachować. Często ma głupie pomysły i lubi kogoś zaciągać do swoich planów, chociaż ona sama nie przepada za pomaganiem innym. Jest trochę egoistyczna, nie jest bezinteresowna. Nie przywiązuje się do innych, bo nie ma czasu na głębsze relację, mimo tego ma wielu znajomych. Chociaż wydaje się, że jest obojętna na uczucia innych, nienawidzi gdy ktoś gnębi drugiego. Sama nie czuje żadnej radości czy satysfakcji z poniżania słabszych, dlatego często staje w ich obronie, chociaż niechętnie. Z jednej strony nie może na to patrzeć, z drugiej nie lubi pomagać - jak to pogodzić? Oczekuj, że kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, wróci abyś spłacił dług. Bardzo pamiętliwa i chętna zemsty za swoje krzywdy, co czasem doprowadza ją do szaleństwa, gdy nie może nic zrobić. Nienawidzi siedzieć bezczynnie. Lubi podsłuchiwać i podglądać innych z czystej ciekawości. Kiedy ktoś szuka w niej wsparcia, postara się go dać, ale nie da się ukryć, że jest beznadziejną pocieszycielką; sama świetnie sobie radzi z problemami i łatwo odnajduje rozwiązanie, ale jeśli chodzi o innych, to trudniejsze. Sama samica nikomu się nie żali i nie opowiada, co jej leży na sercu, nie ważne, jakby ją to zżerało. Nie cierpi mówić o sobie, nie wie jak zareagować, gdy ktoś ją komplementuje bądź dzieli się swoimi uczuciami. Można by rzecz, że jest zielona w czułych relacjach między wilkami.
Wygląd: Yel to mała wadera, która łatwo się przeciśnie przez niemal każdą wnękę. Wyglądem przypomina lisa, jest tylko od niego trochę większa i silniejsza. Ma niebiesko-białą sierść. Głównym kolorem występującym na całym jej ciele jest jasny błękit, biel można zauważyć pod oczami, na pysku w postaci kreski, zaczynającej się od białego nosa i zwężającej się w kierunku czoła, na klatce piersiowej w postaci dużej plamy, zaczynającej się pod brodą, a kończącej na przednich łapach oraz na tylnych łapach zaczynając od łydek. Ma czarne oczy, w których gdy odbija się światło, wyglądają, jakby mieniły się niczym gwiezdna noc. Charakteryzuje się dużymi uszami, bardzo wrażliwymi na ciepło. Na lewym uchu ma dwa szare, okrągłe kolczyki, które nosi odkąd skończyła 3 lata. Ma krótki ogon, a sierść na jej całym ciele również nie jest za długa, nie nadaje się do ochrony przed zimnem. Jednak dzięki swojemu wychowaniu na ulicy jej ciało przystosowało się tak do niskich temperatur, że stało się wrażliwe na ciepło.
Żywioł: Woda, Krew, Lód
Moce:
- Telekineza
- Zamrażanie. Oddechem może zamrażać różne ciecze: wodę, herbatę, krew. Ciecz jednak musi być dostępna, tj. być w zbiorniku, pojemniku. Ciecz jest zamrożona, dopóki samica nie odejdzie na 200 metrów od cieczy. Jej moc ogranicza się tylko do kilku metrów sześciennych,
- Hibernacja. Może zamrozić krew innego wilka i wprowadzić go w stan hibernacji. Niestety w tym przypadku wadera musi oddać większą część swojej niskiej temperatury ciała, przez co robi jej się cieplej. Stan hibernacji może trwać nawet pół dnia, ale kończy się to chorobą Yel.
- Oddychanie pod wodą. Samica wytwarza bańkę wody, która w środku jest wypełniona powietrzem. Może wytworzyć do trzech baniek jednocześnie, powietrza starcza na pół godziny,
- Panowanie nad kroplami. Podczas opadu deszczu lub śniegu, samica panuje nad kroplami lub płatkami. Może je zatrzymywać w powietrzu, zmieniać ich położenie lub łączyć ze sobą i dowolnie formować,
- Tworzenie lodowych golemów. Są to małe, lodowe, grube istotki. Do prawdziwego golema im daleko, ponieważ te wytworzone przez Yel sięgają tylko do jej torsu. Plus jest taki, że może ich wytworzyć całą masę. Nie wyglądają jakby miały stworzyć jakieś zagrożenie, są małe i urocze, ale dzięki swojej liczebności mogą cię całego obleźć.
Rodzina: Ma tylko matkę. Kora (imię matki) kiedyś była zwykłym mieszkańcem zajmującym się kupiectwem, ale los chciał, że została zgwałcona przez kapłana, którego ominęła sprawiedliwość. Kora więc wzięła sprawy w swoje ręce i zamordowała zboczeńca, mając tylko ponad 5 lat. Po odsiedzeniu swojej kary, zniżyła się do najniższej warstwy społecznej. Będąc sierotą i nie mając nikogo bliskiego, zaczęła się trudnić w prostytucji.
Partnerstwo z: -
Potomstwo: -
Miejsce Zamieszkania: Slumsy w centrum. Mieszka z matką w jaskini, chociaż częściej nocuje w innych miejscach; u znajomych, na zewnątrz, pod mostem, u nieznajomych.
Umiejętności: 
 
Intelekt: 15 | Siła: 5 | Zwinność: 8 | Szybkość: 15 | Latanie: 0 | Pływanie: 12 | Magia: 15 | Wzrok: 10 | Węch: 2 | Słuch: 18 |

Historia:
Urodzona jako córka prostytutki nie miała łatwo – w sumie jak każde szczenię z polutii mieszkające w slumsach. Chowała się sama, matka dała jej jasno do zrozumienia, że była wypadkiem przy pracy, więc jeśli chce żyć, ma sobie radzić sama. W taki sposób mała wilczyca wałęsała się po całym Centrum. Gdyby nie dobroć innych wilków i rzadkich przejawów miłości od strony matki, padła by z głodu. Szybko zaczęła sprzątać w świątyni jako oddana, była to propozycja jednej samicy, której znajoma tam pracowała. Dzięki temu szczeniak miał stały dochód i nie musiał się martwić o następne dni. Wolny czas spędzała ze znajomymi, takimi samymi jak ona: niechcianymi szczeniakami z polutii. Dzięki wychowaniu na ulicy, nauczyła się kraść i kłamać oraz nauczyła się, że przetrwa tylko najsilniejszy lub najsprytniejszy.
Inne:
- Ma zadatki na alkoholika. Pije rzadko, tylko wtedy, gdy jest okazja, ale wtedy nie zna umiaru. Ponad to ma mocną głowę,
- Bardzo źle przeżywa temperatury powyżej 0 stopni. Od razu zaczyna gorączkować, wymiotować i mdleć,
- Gdy była mała i próbowała ukraść biżuterie, sprzedawca ją przyłapał, a następnie dogonił i mocno ugryzł w ogon. To była dla niej niezła nauczka, ponieważ ogon przestał jej rosnąć,
- Jej matka gdy była młoda należała do rodu Skarabeusza. Niestety po incydencie, jakie miał miejsce w jej przeszłości, rodzina się jej wyrzekła. Yel wierzy, że kiedyś uda się naprawić czyny matki,
- Potrafi wspinać się na drzewa jak mało kto, ma również cudowny głos, ale śpiewa tylko gdy się napije,
Autor: Pande.#5497

Layout by Netka Sidereum Graphics