poniedziałek, 21 października 2019

Od Spero CD. Pandory

Rany zaleczone przez Pandorę nadal dokuczały, ale już nie krwawiły i to było najważniejsze. Miałam większe możliwości motoryczne, nawet pomimo tępego bólu, który towarzyszył niemal każdemu mojemu krokowi. Ale to już było nieistotne z mojej perspektywy, niemal ciągły ból towarzyszył mi przez 4 lata mojego życia. W którymś momencie uodporniłam się.
Po kilku metrach pokonanych niepewnym krokiem, lekko utykając, odważyłam się przyspieszyć do truchtu, który już po chwili stał się miarowy. Przemierzałam korytarz za korytarzem, podążając śladem magii. Który na początku uznałam za w stu procentach należący do Ash, choć im bardziej oddalałam się od rozwidlenia i Pandory, tym większe zaczynały nachodzić mnie wątpliwości. Ślad niby  zdawał się być zostawiony przez waderę, ale cały czas zakręcał, mylił, zwodził... Coś tu było bardzo nie tak.
Nawet bardzo, bardzo nie tak, jak się okazało  już chwilę później, gdy wydostałam się w końcu z plątaniny korytarzy i trafiłam... z powrotem do katakumb.
No pięknie.
Stosunkowo szybko dostrzegłam Jamesa, skulonego w tym samym miejscu, w którym siedział, zanim przeskoczyłam. Wodził  wystraszonym wzrokiem dookoła, żadną inną ciała, począwczy od podkulonego ogona, na położonych płasko uszach, nie śmiał poruszyć, by nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi.
Biedak. Podbiegłam do niego, mrucząc uspokajająco.
- Już dobrze, jestem tutaj - szturchnęłam szczeniaka nosem. - Już nic ci nie grozi.
Chciałabym być tego tak pewna, jaką udawałam.
Po szybkim zlustrowaniu pomieszczenia wzrokiem mogłam choć na chwilę odetchnąć. Nic nie wskazywało na to, by zaraz coś miało na nas wyskoczyć, byliśmy więc stosunkowo bezpieczni.
Ale nie mogłam tego ze stuprocentową pewnością powiedzieć o Pandorze.
- Musimy cię stąd wydostać - mruknęłam, patrząc na miejsce w sklepieniu Katakumb, przez które tu wpadłam. Nadal nic się nie zmieniło, pozostawało zamknięte na głucho. Nie miałam w sobie wystarczająco mocy, by otworzyć je, mniej lub bardziej subtelnie, jakimś zaklęciem. Gdybym miała skrzydła, mogłabym tam podlecieć i wykorzystać magię run i krwi, malując na włazie odpowiedni symbol. Ale nie miałam, pozostawała więc tylko jedna opcja, by wydostać stąd Jamesa. Z której wolałam nie korzystać, aż nie zostanę doprowadzona do ostateczności.
Szczeniak patrzył na mnie z nadzieją, której nie mogłam mu dać.
- Spróbujemy znaleźć inne wyjście - zaproponowałam, ruszając piwoli w przeciwną stronę, niż ta, z której przyszłam. Szłam cały czas pod górę, więc tamten korytarz na pewno nie zaprowadzi nas do wyjścia. - Jeśli znowu coś nas zaatakuje, masz robić dokładnie to, co ci powiem. Bez zastanowienia, najszybciej, jak jesteś w stanie. Rozumiemy się?
Szczeniak skinął głową.
Ruszyliśmy więc, przyspieszając tempo. Każda sekunda się liczyła. Nie miałam pojęcia, co z Ash, czy Pandora ją znalazł... i czy, jeśli tak, poradzi sobie z tym, co może na niego czekać.
Po kilku minutach poczułam ruch chłodnego, świeżego powietrza. Wyjście. Przeciąg musi być znakiem, że jesteśmy już blisko celu.
Szczęśliwa i pełna ulgi, przyspieszyłam. Już kilkanaście sekund później moim oczom ukazało się tak długo wyczekiwane światło. I znaleźliśmy się na mroźnym powietrze. Przez chwilę powróciły wspomnienia tego, jak po latach wyrwałam się z łap Maga. Narastającą panikę stłumiłam tak szybko, jak się pojawiła.
- Poczekaj tu na mnie - poleciłam szczeniakowi, rozglądając się szybko, żeby znaleźć mu jakąś kryjówkę. Musiałam wracać do Pandory, a James tylko by mi przeszkadzał. - Schowaj się tutaj - wskazałam zrujnowany mur nieopodal. Znajdowaliśmy się na obrzeżach Centrum, spory kawałek od sierocińca. Nie chciałam ryzykować puszczania Jamesa samego, bo mógłby się zgubić. Musiał więc tu na mnie poczekać.
Szczeniak skinął posłusznie głową i szybko zniknął między zawalonymi cegłami. A ja cofnęłam się do Katakumb, żeby poszukać Pandory.
Z początku nie spieszyłam się za bardzo, spokojnie badałam trop, żeby się nie zgubić i zregenerować nieco energii.
Przerażający ryk, który wstrząsnął korytarzami niedługo później, skutecznie zmusił mnie do pośpiechu. Pełna złych przeczuć, bez zastanowienia rzuciłam się biegiem przed siebie, mknąc na złamanie karku plątaniną korytarzy.
Miałam nadzieję, że zdążę z pomocą na czas.

<Pandora?>

Słowa: 618

czwartek, 17 października 2019

Od Pandory CD. Spero

To wszystko działo się zbyt szybko, nim się obejrzałem, znajdowaliśmy się na obcym terenie. Wszystko przypominało długi korytarz, kamienna posadzka, szare ściany, obrośnięte mchem i innymi zaroślami. Jednak nie zmiana miejsca sprawiła mi największy problem. Domyśliłem się, że Spero się przeteleportowała, w końcu raz to zrobiła, wpadając do sierocińca, jednak tym razem zabrała mnie ze sobą, a ponieważ ona jest wyczerpana, ja nigdy nie przeskakiwałem w przestrzeni, wszystko było nagłe, moja tylna łapa się rozszczepiła. Poczułem okropny ból i pieczenie, a kiedy spojrzałem na miejsce rany, łapa częściowo oderwała się od reszty ciała. Leżałem na grzbiecie i czekałem, spływająca krew automatycznie goiła ranę, ale nie zmniejszała bólu. Zacząłem rozglądać się po miejscu, w celu oderwania myśli od rozerwanej łapy.
Spero była zajęta szukaniem drogi, kiedy ja się regenerowałem i odpoczywałem, trzeźwo myśląc. Podsumowując: razem ze Spero przenieśliśmy się na obcy teren, Ashaya została porwana nie wiadomo gdzie, a James został sam w katakumbach. Teraz należało nie tylko znaleźć samiczkę, ale wrócić do drugiego szczeniaka, najgorsze było to, że oboje byliśmy wyczerpani. Wadera miała rozerwany bok, na którym krew powoli zasychała, a mimo to działała dalej. Szkoda tylko, że tak chaotycznie. 
Łapa była już w połowie zregenerowana, wtedy się podniosłem i podleciałem do samicy. Zawisnąłem nad nią, była zajęta szukaniem tropu, kiedy ja umieściłem swoją kończynę nad jej ranami. Krew zaczęła spływać na jej ciało, dopiero wtedy podniosła na mnie łeb.
- Nie ruszaj – powiedziałem, gdy zobaczyłem, że chciała się odsunąć. Gdy czerwona ciecz zaczynała działać, wadera zacisnęła szczękę i patrzyła, jak jej ciało się regeneruje.
- Jak ty to… Czemu wcześniej tego nie zrobiłeś? - albo usłyszałem w jej głosie oburzenie, albo tak zabrzmiała chęć powstrzymania bólu.
- Bo nie dałaś mi dojść do słowa – powiedziałem równie słabo, co ona.
Kiedy w końcu obie rany się zregenerowały, a my czuliśmy się lepiej pod względem fizycznym, wylądowałem na ziemi.
- Masz coś? - zapytałem, widząc, że Spero dalej szukała. Po chwili pokiwała głową, ale rozglądała się w obie strony.
- Są dwie ścieżki. Jedna na pewno prowadzi do Ash, druga pewnie do Jamesa – stwierdziła. Spojrzałem w oba wyjścia, jakbym widział magiczne ścieżki. - Tylko nie wiem która – powiedziała, nie dziwiłem jej się, była osłabiona i nadal używała czegoś wyczerpującego.
- Rozdzielmy się – zaproponowałem. Należało odnaleźć obydwa szczeniaki. Spero spojrzała na mnie i po chwili kiwnęła głową.
- Idź w lewo, tam powinieneś znaleźć katakumby i Jamesa – skinąłem głową. Rzeczywiście lepiej się przydam basiorowi, niż magicznej samicy, która potrzebuje kogoś takiego jak Spero.
Ruszyłem w wyznaczonym kierunku, głównie lecąc, ponieważ chociaż rana wyleczona, ból po urazie został. Długo leciałem, korytarz się ciągnął i ciągnął bez końca, ściany się nie zmieniały, ciągle widziałem brudną, zgniłą zieleń na ścianach, a w powietrzu unosił się smród stęchlizny, jakbym leciał w miejscu. Nie natrafiłem na żadne rozwidlenie, póki nie wyleciałem do jakiejś sali. Było to okrągłe pomieszczenie, z wieloma innymi wyjściami. Było tu pusto, stanąłem na ziemi i się rozejrzałem, zastanawiając się, którędy ruszyć. 
Gdyby była tu Spero, odnalazła by magię, mi tylko pozostał węch. Zacząłem więc węszyć przy każdym wejściu, aż nie wyczuwałem dziwnego zapachu, który nie był ani stęchlizną, ani zgnilizną, ani starą, brudną wodą. Po chwili w tej woni wyłapałem słaby zapach wilka. Ruszyłem w tym kierunku, korytarz był całkowicie ciemny, dlatego wytworzyłem błędne ogniki, które oświetlały mi drogę. Leciałem za nimi, zapach robił się coraz bardziej intensywniejszy, aż mocno wyczułem Ashayę. Ale zaraz… Ash
Przyspieszyłem i po chwili wylądowałem w jakimś lesie. Wysokie i grube drzewa zasłaniały niebo, a mimo to było tu jasno jak w dzień. Podążałem ciągle za zapachem, aż nie zobaczyłem szarej kulki na jakiejś płaskiej skale.
Podbiegłem do wilczka, który był nieprzytomny. Szturchnąłem go i zobaczyłem, że to Ashaya. Spero pomyliła ścieżki, to ona szła w stronę Jamesa, a ja w tej chwili musiałem się zmierzyć z jakimś stworem, którego cień odbił się na drzewie.


<Spero?>

Słowa: 628  

Od Spero

Zimny, północny wiatr rozwiewał moją sierść. Przez padający gęsto śnieg ledwo widziałam, co znajduje się dwa metry przede mną. Na łapach zaczęły już się gromadzić bryłki lodu, które nieorzyjemnie kłuły, dodatkowo utrudniając przemieszczanie się.
Ale biegłam. Biegłam ile sił w łapach przed siebie.
Nie, żebym przed kimś uciekała czy coś... wręcz przeciwnie.
No bo widzicie... szczeniaki to jednak utrapienie. Do tego szybkie są, skubane. Tym bardziej, jeśli przychodzi im się mierzyć z kimś mojego pokroju.
Bo moja kondycja nadal pozostawiała wiele do życzenia.
- Ash! - wrzasnęłam, nieźle już podminowana. Odpowiedziało mi echo, odbijające mój głos od skalnych ścian wąwozu, w którym ćwiczyłyśmy zaklęcia, gdy nagle Ash postanowiła spieprzyć. W samo centrum cholernej burzy śnieżnej.
Im dłużej ją znałam, tym dobitniej miałam okazję się przekonać, że to, że nie wiadomo kiedy i gdzie zgubiła swoje stado, nie jest wcale aż tak dziwne. Wręcz przeciwnie, dość wyraźnie potrafię sobie wyobrazić całą sytuację...
Potknęłam się o jakąś przysypaną śniegiem gałąź. Więcej - zaczepiłam się o nią tak niefortunnie, że całkowicie wybiło mnie to z rytmu i ścięło z łap. Wszystko to nastąpiło na tyle szybko i gwałtownie, że nie zdążyłam zareagować. Wyrżnęłam nosem w śnieg.
Natychmiast się zerwałam, charcząc, plując i kichając, by pozbyć się śniegu i drobinek mokrej ziemi z nozdrzy. Sapałam już ciężko i szczerze wątpiłam, bym zdołała dogonić pełną sił i energii młodą waderę, która za nic sobie miała autorytet starszych, jeśli chodziło o to, co ma robić, a co nie.
Przetruchtałam następne kilka kroków, po czym znalazłam się na rozwidleniu. Rozejrzałam się na boki, następnie przykładając nos do ziemi, węsząc, szukając jakiegokolwiek śladu świadczącego, w którym kierunku pobiegła ta złośnica.
Nic nie znalazłam. Nie byłam w stanie nawet wytropić jej magii, wiał zbyt silny wiatr, który zbyt szybko rozwiewał wszelkie ślady.
Już miałam dokonać wyboru ścieżki poprzez, jakże ambitne, losowanie, kiedy ktoś z rozpędu wpadł na mnie od tyłu. Straciłam równowagę, z resztą podibnie jak ten wilk, który na mnie wpadł, i obydwoje wyrżnęliśmy w śnieg, koziołkując kilkakrotnie, nim w końcu się zatrzymaliśmy - ja na ścianie wąwozu, z grzbietem opartym o nią i tylnymi łapami w powietrzu, drugi wilk nieopodal, płasko na brzuchu.
- O, widzę, że nie tylko ja się spieszę, co? - zaśmiałam się, przekrzywiając lekko głowę, by móc spojrzeć na nieznajomego.

<Ktoś coś?>

Słowa: 373

Małe zmiany w liczbie członków

Z przykrością informujemy, że z dniem dzisiejszym opuszczają nas: Valion, Leonardo, Warper i Elaine








Oprócz nich, z decyzji autorów, zawieszeni zostają:

Arian
Askalio
Lysander
Nevt
Renaya

Przez pewien czas nie będą się pojawiały opowiadania od nich, jednak ich wizerunki i imiona nadal są traktowane jako zajęte - autorzy mogą w każdej chwili zadecydować o powrocie tych postaci "do życia" ;)


~ Spero

KONIEC PRAC REMONTOWYCH

Z lekkim poślizgiem czasowym, ale nareszcie mogę ogłosić, że przerwa wakacyjna z dniem dzisiejszym zostaje zakończona :D

Zapraszam wszystkich do pisania opowiadań, a chętnych do dołączania do naszej blogowej społeczności ^^

Z istotnych zmian, jakie zaszły: z dniem dzisiejszym wszystkie formularze i opowiadania proszę wysyłać do gracza Anko5 na howrse lub na adres email aneek5502@gmail.com
W sprawie bloga można również kontaktować się przez discord - zapraszam serdecznie na nasz blogowy chat, a z prywatnymi pytaniami można kierować się do Anko5#9375

Nastąpiła również zmiana w regulaminie, dotycząca opowiadań, konkretnie ich minimalnej ilości, zapraszam do zerknięcia na nią ;)


Powyższe zmiany obowiązywać będą do odwołania



~ Spero
Layout by Netka Sidereum Graphics