piątek, 16 sierpnia 2019

Od Spero CD. Pandory

Uniesienie powiek wymagało ode mnie nadwilczego wysiłku.
Stęknęłam głucho, gdy nagle uderzył we mnie ból rozoranego do kości boku. Musiałam jak najszybciej otrzymać pomoc jakiegoś uzdrowiciela. Problem polegał na tym, że żadnego w okolicy nie było. Bo nadal znajdowaliśmy się w tych cholernych katakumbach, co poznałam po smrodzie tego miejsca, który zaraz dotarł do moich nozdrzy.
Uniosłam wzrok i zobaczyłam Jamesa, który siedział blisko mnie z podkulonym ogonem, rzucając w okół lekko spanikowane spojrzenia. Zaraz opok półleżał Pandora. Skrzydła zwisały mu smętnie po bokach. Wyglądał na wyczerpanego, podobnie zresztą jak ja.
Tylko że...
- Gdzie Ashaya? - natychmiast poderwałam się na łapy, nie zważając na ból. Świeża krew pociekła mi po boku, skapując na posadzkę.
Pandora podniósł na mnie smętny wzrok. Nie potrzebowałam nic więcej, by się domyślić.
Rzuciłam spanikowane spojrzenie ku miejscu, gdzie wcześniej znajdował się dziwny portal. Nie było po nim śladu, tylko ten smoczy posąg...
Czuć było od niego silną magię. I choć portal był nieaktywny, wiedziałam, że MUSI być jakaś możliwość otwarcia go.
Natychmiast ruszyłam w jego kierunku, ignorując protesty Pandory, zwracającego uwagę na mój, nie da się ukryć, że dość kiepski, stan. Pchnęłam magię w stronę posągu, by wybadać, o co z nim chodzi. Jak go uruchomić, a być może i odkryć powód, dla którego szczeniaki zostały ściągnięte aż tutaj.
Choć im dalej w tej dziwnej sytuacji się zagłębialiśmy, tym bardziej przypuszczałam, że chodziło o Ash. Jamesa trafiło... przypadkiem.
W końcu tak naprawdę nie wiem, skąd ta młodziutka wadera się tu wzięła. Czy nie uciekła przed czymś, czy ktoś nie chciał posiąść jej magii... tak jak chciano zapanować nad moją.
- Spero, nie powinnaś... - usłyszałam za sobą zatroskany głos Pandory, który poderwał się i ruszył za mną.
- Zamknij się - syknęłam. Byłam odpowiedzialna za to dziecko. A zawiodłam. - Znajdę ją, choćbym miała przetrząsnąć cały cholerny świat, zarówno ten, jak i każdy inny, jaki istnieje. Nie poddam się... - zacięłam się, a po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. To wszystko... to było ponad moje siły. Nie z rozoranym bokiem, nie... nie w takim stanie.
Gdy poszukiwania źródła potężnej magii znajdującej się w tym miejscu kilka minut później nie ruszyły naprzód, byłam na skraju wyczerpania nie tylko fizycznego, ale i psychicznego. I coraz bardziej panikowałam, dając ponieść się emocjom.
Co było głównym powodem następnych wydarzeń.
Nagle, ni z tego, ni z owego, wzrok mi się zamazał. I to nie przez łzy, nadal płynące z moich oczu. Zachwiałam się nieco zaskoczona, potknęłam... W ostatniej chwili usłyszałam krzyk Pandory, który skoczył w moją stronę, jego łapy musnęły moją sierść, a potem... Przeskoczyłam.
Wylądowałam z jękiem na kamiennej posadzce, siła upadku sprawiła, że dodatkowo przekoziołkowałam kawałek, nim zatrzymałam się, z nieprzyjemnym zgrzytem szorując pazurami po kamieniu.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że poza mną w miejscu, w którym się znalazłam, jest jeszcze ktoś.
- Pandora? - powiedzieć, że byłam zaskoczona, to nazwać tutejszy klimat łagodnym. Basior leżał na grzbiecie kawałek dalej i zawzięcie mrugał, rzucając zdezorientowane spojrzenia to na mnie, to na pomieszczenie, w którym się znaleźliśmy. Musiałam... Jakimś cudem zabrać go ze sobą. Ale to znaczy, że James...
- Musimy znaleźć Ash - zerwałam się na łapy, natychmiast sięgając po magię tropiącą. Nie miałam pojęcia, gdzie nas zabrałam, ale coś mi mówiło, że to właśnie tu prowadził ten portal.
Napędzana adrenaliną niemal nie czułam bólu ani zbliżającego się magicznego wyczerpania. Nie zaprzątałam sobie głowy zastanawianiem się, jak wrócimy do domu. Coś... coś się potem wymyśli. Teraz najważniejsze było znalezienie Ashayi.

<Pandora?>


Słowa: 564

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics