czwartek, 17 października 2019

Od Spero

Zimny, północny wiatr rozwiewał moją sierść. Przez padający gęsto śnieg ledwo widziałam, co znajduje się dwa metry przede mną. Na łapach zaczęły już się gromadzić bryłki lodu, które nieorzyjemnie kłuły, dodatkowo utrudniając przemieszczanie się.
Ale biegłam. Biegłam ile sił w łapach przed siebie.
Nie, żebym przed kimś uciekała czy coś... wręcz przeciwnie.
No bo widzicie... szczeniaki to jednak utrapienie. Do tego szybkie są, skubane. Tym bardziej, jeśli przychodzi im się mierzyć z kimś mojego pokroju.
Bo moja kondycja nadal pozostawiała wiele do życzenia.
- Ash! - wrzasnęłam, nieźle już podminowana. Odpowiedziało mi echo, odbijające mój głos od skalnych ścian wąwozu, w którym ćwiczyłyśmy zaklęcia, gdy nagle Ash postanowiła spieprzyć. W samo centrum cholernej burzy śnieżnej.
Im dłużej ją znałam, tym dobitniej miałam okazję się przekonać, że to, że nie wiadomo kiedy i gdzie zgubiła swoje stado, nie jest wcale aż tak dziwne. Wręcz przeciwnie, dość wyraźnie potrafię sobie wyobrazić całą sytuację...
Potknęłam się o jakąś przysypaną śniegiem gałąź. Więcej - zaczepiłam się o nią tak niefortunnie, że całkowicie wybiło mnie to z rytmu i ścięło z łap. Wszystko to nastąpiło na tyle szybko i gwałtownie, że nie zdążyłam zareagować. Wyrżnęłam nosem w śnieg.
Natychmiast się zerwałam, charcząc, plując i kichając, by pozbyć się śniegu i drobinek mokrej ziemi z nozdrzy. Sapałam już ciężko i szczerze wątpiłam, bym zdołała dogonić pełną sił i energii młodą waderę, która za nic sobie miała autorytet starszych, jeśli chodziło o to, co ma robić, a co nie.
Przetruchtałam następne kilka kroków, po czym znalazłam się na rozwidleniu. Rozejrzałam się na boki, następnie przykładając nos do ziemi, węsząc, szukając jakiegokolwiek śladu świadczącego, w którym kierunku pobiegła ta złośnica.
Nic nie znalazłam. Nie byłam w stanie nawet wytropić jej magii, wiał zbyt silny wiatr, który zbyt szybko rozwiewał wszelkie ślady.
Już miałam dokonać wyboru ścieżki poprzez, jakże ambitne, losowanie, kiedy ktoś z rozpędu wpadł na mnie od tyłu. Straciłam równowagę, z resztą podibnie jak ten wilk, który na mnie wpadł, i obydwoje wyrżnęliśmy w śnieg, koziołkując kilkakrotnie, nim w końcu się zatrzymaliśmy - ja na ścianie wąwozu, z grzbietem opartym o nią i tylnymi łapami w powietrzu, drugi wilk nieopodal, płasko na brzuchu.
- O, widzę, że nie tylko ja się spieszę, co? - zaśmiałam się, przekrzywiając lekko głowę, by móc spojrzeć na nieznajomego.

<Ktoś coś?>

Słowa: 373

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics