środa, 6 listopada 2019

Od Pandory


Zeszła noc dała mi się we znaki. Było naprawdę zimno, do tego wiał porywisty wiatr, który mocno prószył śniegiem po oczach. Niebo było szare, a wszelkie inne zwierzęta ucichły, jakby na świecie nie było już nikogo, prócz mnie. Widziałem tylko biel i szarość, które przyćmiewały mi widok. Nie mogłem polecieć, było to bardzo ryzykowne, ale piesza wędrówka też nie przychodziła łatwo, tym bardziej takiemu niewielkiemu wilkowi jak ja.
Akurat wracałem z centrum i sądziłem, że dotrę do domu przed wieczorem, niestety zaskoczyła mnie pogoda. Przez pół godziny starałem się kroczyć przed siebie, ale wiedziałem, że nie było w tym najmniejszego sensu, tym bardziej, że nie wyglądało, jakby się miało polepszyć. Skręciłem w lewo na las, gdzie miałem nadzieje ukryć się wśród drzew, przed tym wiatrem. Samo dojście do niego wydawało się trwać wieczność, a gdy już znalazłem się w wyznaczonym miejscu, nie było lepiej. Drzewa były za rzadko posiane, przez co moje wysiłki poszły na marne. Jedynym rozwiązaniem było przeczekanie wichury.

Odnalezienie wolnej jaskini nie wydaje się trudne, no chyba, że wszystko widzisz na biało. Kroczyłem przed siebie, aż nie dotarłem do skalnej ściany. Szedłem wzdłuż jej, szukając szczeliny, w której mógłbym odpocząć i znalazłem takową po kwadransie. Nie miałem pojęcia, czy słońce jeszcze wisiało na niebie i jaka była pora dnia, a jednak czułem się zmęczony, jakby był środek nocy. Dziura w skale nie była duża, ale idealna dla mnie. Było w niej cicho. Szybko się w nią wcisnąłem, wygodnie ułożyłem i po chwili zasnąłem.

~•~

Wystawiłem łeb, wydawało mi się, że długo nie spałem. Pogoda się nie zmieniła, prócz faktu, że przestał wiać wiatr. Niebo pozostałe szare i dalej panowała tutaj śmiertelna cisza. Wyszedłem ze szczeliny i automatycznie zapadłem się w śniegu. Wydawało mi się, że ilość białego puchu jeszcze bardziej mi przeszkadzała, niż wiatr. Na moje szczęście, mogłem wzlecieć do góry. Przez jakiś czas leciałem przed siebie, blisko ziemi, aż zdałem sobie sprawę, że nie miałem pojęcia, gdzie się znajdowałem. Może rozpoznałbym teren, gdyby wszystko nie było przysypane śniegiem albo gdybym zobaczył słońce. Zostało mi tylko kierować się w przypadkowym kierunku.
Na tle białego horyzontu, zobaczyłem ciemną sylwetkę, przypominającą wilka. Postanowiłem zapytać o drogę, podleciałem trochę bliżej, a potem wylądowałem na ziemi, by przypadkiem nie wystraszyć obcego, moim nagłym pojawieniem się. Z ulgą stwierdziłem, że tutaj śniegu było o wiele mniej i zacząłem się zastanawiać, czy wiatr przypadkiem nie przyniósł śniegu z tego miejsca, pod las. Swobodnie krocząc przed siebie, nie wiedziałem, że pode mną znajdowało się jezioro, a jego śliska tafla była przykryta śniegiem. Kiedy byłem już blisko nieznajomego, nagle moje łapy się osunęły, straciłem przyczepność i poleciałem w stronę przybysza. Na szczęście, w ostatniej chwili wyhamowałem na ziemi, pozbawionej lodu.
- Nie chcę przeszkadzać, ale czy możesz mi powiedzieć, gdzie się znajdujemy? - zapytałem, gdy wstałem z ziemi.

<Ktoś?>

Słowa: 461

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics