sobota, 26 grudnia 2020

Od Jastesa CD. Aarveda

Gdy niosący grozę ryk przeciął zalegającą nad zasypanym sypkim śniegiem lasem ciszę, ptaki kryjące się wśród gałęzi otaczających nas drzew, których słodkie głosy umilkły niedługo po pożegnaniu ostatnich promieni słońca, z przerażonym krzykiem poderwały się w górę, tworząc czarną, skotłowaną masę, która na parę sekund przesłoniła księżyc, pogrążając nas w niemal całkowitej ciemności. Zaraz jednak, jakże mała w porównaniu do wielości świata zasłona dzieląca nas od królującego na niebie ciała niebieskiego zniknęła, ponownie rzucając światło na niewielką polanę, na której za parę minut miało dojść do trzymającego w napięciu, pełnego dantejskich scen przedstawienia, którego żaden z aktorów się nie spodziewał.

Niedźwiedź.
Natychmiast wyszczerzyłem zęby w stronę nieproszonego gościa, który widząc, że przy kolacji pałętają się jakieś dwa małe kundle zatrzymał się i węsząc w powietrzu przez parę krótkich chwil, które wydawały się wiecznością, wpatrywał się w nas swoimi małymi, czarnymi oczami, w których nie dało się ujrzeć nawet cienia głębszych emocji, jedynie głód i odrobina zdezorientowania. Z gardła stojącego tuż obok mnie basiora wydobył się niski, groźny warkot, który jednak w żaden sposób nie wzruszył zwalistej kupy mięśni i tłuszczu przyglądającej się nam z niezbyt inteligentnym wyrazem oblicza, nawet gdy i mój głos przeciął ciszę nocy i splótł się z wrogim warczeniem mojego towarzysza, raz po raz kończącym każdą kolejną falę warknięć krótkim acz głośnym szczeknięciem, wywołanym szybkim kłapnięciem pyska.
W końcu niedźwiedź opuścił dotąd wiszące w powietrzu potężne przednie łapy na śnieg, wzbijając mieniące się w świetle księżyca kryształki i bez pośpiechu zaczął zbliżać się w naszą stronę, z pewnością będącym świadomym swojej dominacji.
Gdyby na naszym miejscu stały dwa niemagiczne wilki z pewnością by ją miał. Zwierzę byłoby dla nas z pewnością zbyt silne i szalenie niebezpieczne. Jeżeli pazury głodnej bestii dosięgłyby ciała, mogłyby doprowadzić przez głębokie rany do śmierci. Każdy wilk wie, że lepiej nie zadzierać z niedźwiedziem, zwłaszcza będąc tylko we dwójkę. Na całe szczęście jednak ja i Aarved (a przynajmniej tak podejrzewałem) mieliśmy przewagę w postaci mocy, z których pomocą może uda nam się uratować upolowane przez nas pożywienie przed przejęciem przez głodnego zwierza. Jednak czy warto walczyć o coś takiego z tak groźnym przeciwnikiem? Zmrok już zapadł, stado uciekło w popłochu, a temperatura powoli, lecz bezlitośnie zaczęła się obniżać. Byłem doskonale świadomy tego, iż szansa na dopadnięcie ofiary, które poprzedza tropienie, gonitwa a co za tym idzie- zaganianie, atak i w końcu siłowanie ze złapanym w szczęki zwierzęciem po dwóch próbach i w temperaturze grubo poniżej bezpiecznej dla zmęczonych wilków nie ma za bardzo szans powodzenia. Do tego dochodzi jeszcze powrót do miejsc zamieszkania i przygotowanie się do jutrzejszej podróży. Oczywiście pozostawała również opcja, by zapolować podobnie rano, jednak powierzono nam zadanie, w którym dużą wagę odgrywał czas. Nie było więc mowy o przełożeniu, nie bez długiego tłumaczenia się przed górą, a tego ochoty doświadczać nie miałem w żadnym stopniu.
Jednak czy nie lepiej mieć pewności, że nie skończy się w kawałkach, a przynajmniej po prostu bez jakiegokolwiek obrażenia? 
Ale uciekać z podkulonym ogonem przed głupią kupą tłuszczu...?
Tłuszczu z zębiskami i pazurami długości mojej łapy.
Trudna sytuacja.
Rzuciłem szybkie spojrzenie Aarvedowi, próbując przekazać nurtujące pytanie: co robić? W końcu był wojskowym, więc zapewne lepiej potrafił ocenić czy warto się narażać, możliwe nawet że znalazł się kiedyś w podobnej sytuacji. Basior wyłapał moją niepewność kątem oka i ze zmarszczonym przez groźny grymas pyskiem, zębami błyskającymi w powietrzu i nastroszoną sierścią zwrócił się w pełni ku kroczącemu niespiesznie przeciwnikowi, który raz po raz wydawał z siebie niskie pomruki, a każde stąpnięcie odbijało się echem w moim mózgu. Ja natomiast nie ruszyłem się z miejsca, stojąc kilka kroków w bok, magazynując wiatr w mojej władzy, podjudzając go i nęcąc, jednocześnie bez trudu trzymając na krótkiej wodzy i w pogotowiu obserwując sytuację. Niedźwiedź uniósł głowę i węsząc w powietrzu zwrócił nos w stronę pogrążonej w mroku leśnej głuszy, przez moment całkowicie nas ignorując. Nie rozbudzałem w sobie jednak zbyt kruchej nadziei na to, iż postanowi odejść przez przyciągający jego uwagę zapach, pozostawiając pokryte śniegiem niewielkie pole, które tak niewiele dzieliło od zalania krwią. Nie czułem więc zawodu, gdy stwór prychnął tylko i ponownie zwrócił na nas swoje tonące w poskręcanych kudłach czarne oczy. Parę chwil mierzyliśmy się wzrokiem: bezrozumne zwierzę z dwoma, będącymi w zwykłych warunkach na niższym szczeblu hierarchii wilkami. Czyżby w tym pustym łbie narodziło się jednak zdezorientowanie związane z brakiem reakcji z naszej strony na widok przed którym wielu podobnym nam uciekało?
Aarved wykorzystując chwilę zawahania postąpił krok do przodu i nie czekając na ewentualną reakcję bestii otworzył pysk, tworząc wokół niego lekką pomarańczową łunę. Z początku nie wiedziałem co basior kombinuje, szybko jednak moja ciekawość została zaspokojona, gdy towarzysz polowania otworzył szeroko pysk, ukazując niespokojny płomień wychylający się zza długich zębów. A więc ogień. Rozległ się cichy trzask, ogień nagle zachwiał się, po czym buchnął z nową mocą, formując swoje energiczne ciało w estetyczną kulę, która niemal w całości pochłonęła długi nos Aarveda i wypełniła jego lśniące w mroku oczy jasnym, czerwonym blaskiem. Ułamek sekundy- i gorący pocisk już płynął w powietrzu z niesamowitą prędkością, z towarzyszącym mu cichym sykiem mknąc ku ciemnej, zastygłej w bezruchu bryle mięsa, tłuszczu i długiego futra. Kolejne dłużące się chwile...  Nad lasem rozległ się wypełniony bólem i wściekłością ryk, otaczając nasze sylwetki jak stojący ze wszystkich stron trębacze z całych sił dmiący w swoje instrumenty. Wiatr zbił się z tym głosem o  spotęgowanej bólem sile i zdradziecko na mnie natarł, wciskając swój niewidoczny wydech w moje i tak już cierpiące uszy, powodując natychmiastowe ukłucie w  głowie spowodowane nagłym zwiększeniem głośności.
- Cholerny Brutus- warknąłem w przestrzeń dla samej satysfakcji wypowiedzenia tych słów, wiedząc że wiatr i tak mnie nie zrozumie. Miałem tylko nadzieję, że Aarved zapamiętał fakt o mojej zdolności komunikowania się z powiewami i zda sobie sprawę z tego, że słowa te nie są wypowiedziane przez świra.
Rzuciłem szybkie spojrzenie na ukryty w mroku las, w dalszym ciągu lekko parujące zwłoki leżącego na śniegu roślinożercy, po czym ponownie skupiłem je na oklapłego na śniegu niedźwiedzia, który z urywanymi jękami łapał się długimi łapami za pysk, zastanawiając się czy postanowi zemścić się na nas za poparzenie czy raczej ucieknie w las. Minuty mijały, my staliśmy w gotowości jak kamienne posągi, czarna w świetle nocy bryła dalej żałośnie skarżyła się niebu, a unosząca się nad polaną nerwowość i napięcie zgęstniały jeszcze bardziej, jak kłęby czarnego, duszącego dymu.


< Vedziu? >


Słowa: 1048 = 72 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics