poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Od Kvischa CD. Spero

Jeśli albinos miałby powiedzieć, czego nienawidzi w życiu najbardziej, powiedziałby, że... Wróć, nie odpowiedziałby, i to nawet nie z tego powodu, że jest praktycznie niemową, zwyczajnie na myśl przyszłoby mu zbyt wiele rzeczy, by był w stanie wymienić tę jedną jedyną. W każdym razie sytuacja, w której aktualnie się znajdował, jak najbardziej należała do tej, jakże długiej listy. Starał się brać głębokie, spokojne oddechy, ale to skutkowało tylko okrutnym bólem i próbą powstrzymania kaszlu, która jedynie bardziej go nasilała. Wzdrygnął się nieznacznie, kiedy poczuł otaczającą go magię, ale starał się zachować względny spokój. Zdołał się przekonać, że osoba przebywająca z nim w pomieszczeniu nie ma złych zamiarów. Nie oznaczało to, że czuł jakkolwiek mniejszą odrazę do niej, ale przynajmniej mógł nieco spuścić z tonu. Powoli odzyskiwał w pełni świadomość, chociaż wciąż nieprzyjemnie szumiało mu w głowie. Czuł się, jakby ktoś rzucił go na wzburzone morze, a do dyspozycji miał jedynie podziurawioną łódkę, z połamanym żaglem. 
Teraz, kiedy emocje nieco opadły, mógłby nawet pomyśleć, że ostatnim razem zbyt agresywnie zareagował w stosunku do wadery, ale nie była to rzecz, która najbardziej go w tym momencie obchodziła. Zresztą, i tak byłaby to prawdopodobnie ostatnia rzecz na ziemi, którą postanowiłby przeanalizować. To zwyczajnie nie leżało w jego naturze - tak samo, jak bezczynne siedzenie. Zmieniając w końcu taktykę, skupił się na braniu płytszych, lecz równomiernych oddechów i powoli wsłuchiwał się w bicia własnego serca. Powoli i dokładnie szacował ilość toksyn w stosunku do krążącej w jego żyłach krwi - ostatnie, na czym mu zależało w tym momencie to dobranie złych proporcji. Na tym się już przejechał w życiu, nie raz prawie doprowadzając tym do swojej śmierci. Owszem, jest odporny na trucizny, ale nie składa się jedynie z nich, potrzebuje krwi do normalnego funkcjonowania tak jak każde inne zwierzę.
Nie mniej, tak jak się tego spodziewał, sam niewiele w tym momencie mógł zdziałać ze swoim aktualny stanem, co najwyżej nieco się znieczulić, co uznał jednak za zbędne. Przynajmniej na razie, nie wiadomo jak rozwinie się sytuacja. Zresztą, nie był głupi, czuł, że jego ciało jest rozpalone i ledwo radzi sobie z nadmiarem własnych toksyn, nie będzie ryzykował dla chwilowej ulgi. Chociaż tym razem to już bardziej byłaby wieczna "ulga", gdyby tak kopnął w kalendarz - przeszło mu ponuro przez głowę, ale zaraz odepchnął od siebie te myśli. Na to jeszcze przyjdzie pora, a póki co musi się jeszcze trochę pomęczyć.
- fiolka... - syczący głos przeszył pomieszczenie, przełamując tym samym głuchą ciszę która nastała. Poczuł, że wadera drgnęła nieznacznie, jakby zastanawiając się chwilę.
-Śmierdzi siarką - dodał po chwili ze znużeniem, jakby reflektując się, że wypadałoby w jakiś sposób nakierować nieznajomą. Lecz poza tym, basior nie czuł potrzeby mówienia niczego więcej, wręcz oczywistym wydawało mu się, że chodziło mu o przyniesienie mu tej jednej konkretnej fiolki stojącej dokładnie jako druga od lewej na stole. Według niego domyśliłoby się tego nawet dziecko. Tym bardziej że był na tyle łaskaw, by nawet opisać jej zapach! Całe szczęście wadera należała do tych bardziej inteligentnych (lub co najmniej kumatych) i zaraz było słychać ciche stąpanie po lodowej podłodze. Słyszał, jak postać zatrzymuje się przy stole, lecz jej oddech jakby ustał, prawdopodobnie spowodował to nasilony odór trujących substancji, czym albinos ani trochę się nie przejął. W końcu był do nich przyzwyczajony jak do tlenu i nawet przez myśl mu nie przeszło, że komuś mogłoby to zaszkodzić. Mijały kolejne sekundy, lecz słychać było jedynie kolejne szklane naczynia przesuwane z wielką ostrożnością.
Gdyby mógł, przewróciłby w tym momencie oczami. Między innymi właśnie dlatego ciężko było mu się dogadać z innymi.
- na lewo - westchnął, kiedy usłyszał, że przesuwana jest właśnie fiolka stojąca tuż obok tej właściwej. Sukces. Znowu ciche kroki wypełniły echem salę. Tym razem czułe uszy basiora od razu wyłapały cichy, nieco przyspieszony oddech, jaki jest w zwyczaju robić osoba, która przez dłuższą chwilę go wstrzymywała. Co cię nie zabije, to cię wzmocni, jak to mówią, po co się przed tym bronić - zadrwił w myślach, ale odebrał podsuniętą mu pod nos miksturę i kiwnął nawet na ten gest głową. Przemieszał nieznacznie okrągłym ruchem nadgarstka zawartość i po chwili wypił duszkiem, nie krzywiąc się nawet przez moment. Mimo że smak był prawdziwie paskudny, gorzki, wypalający wręcz wnętrze pyska. Na dodatek posmak pozostawał na długo i nie szło się go pozbyć - chyba, że wypijając inny, równie obrzydliwy napój.
Delikatny dreszcz wstrząsnął ciałem basiora, jednak poczuł się nieco trzeźwiej, a co za tym idzie, nie miotało nim już tak we wszystkie strony. Zauważył, że nawet pogoda na zewnątrz nieco się już uspokoiła. Przez brak wielkiej wyrwy w ścianie nieco trudniej było to dostrzec, jednak zdecydowanie wiatr przestał tak gorliwie atakować lodowe ściany, wszystko ucichło. Wadera najwidoczniej również to dostrzegła. Przeciągnęła się lekko, coś pogrzebała i skierowała się w stronę wyjścia, mówiąc parę słów na odchodne, które jednak Kvisch równie szybko zdążył zapomnieć. Jak większość rzeczy, które nie miały dla niego większego znaczenia, ot, taki uparty typ i nic nie idzie na to poradzić. Ze znużeniem wyczekiwał jeszcze jakichkolwiek niepokojących dźwięków, kroków czy czegoś podobnego, lecz nie doczekawszy się niczego takiego, w końcu położył łeb na ziemi i oddał zasłużonemu odpoczynkowi. Jedyna myśl, jaka jeszcze przyszła mu do głowy zanim odpłynął, to że prawdopodobnie nie pójdzie jutro do pracy, a to znowu kolejna upierdliwa rzecz.

<dziękuje ślicznie za wątek>
Słowa: 864 = 48 łusek
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics