piątek, 31 grudnia 2021

Od Karwieli - Święto Wielkiego Obdarowywania - quest II

Specjalnie z okazji Święta Wielkiego Obdarowywania Karwiela postanowiła w końcu pupuścić nieco pasa i wybrać się do Centrum, by sprawić sobie nieco przyjemności. Znając swoją rozrzutność wybierała się tam tylko z przymusu, pieniądze w końcu nie rosną na drzewach, a płaca myśliwego, choć wystarczająca na zwykłe potrzeby, nie wystarczała na zachcianki wadery, która jedną wyprawą na zakupy potrafiła wydać połowę swoich oszczędności. Dlatego po wielu tygodniach snucia się po dystryktach i omijania stolicy gospodarczej państwa, z wyliczoną sumką wyruszyła w drogę, uśmiechając się na samą myśl o łakociach i cacuszkach, które wpadną jej w oko i tym samym do kieszeni.
Pogrążona w myślach nie rejestrowała mijającego czasu, co jakiś czas budząc się z zamyślenia tylko dzięki wyćwiczonej wrażliwości zmysłów: a to złamana gałązka pękła pod łapą kryjącego się wśród zieleni wiecznie zielonych drzew zwierza, a to zapach dymu podrażnił nos, a to lodowaty powiew zmusił do zmiany pozycji grubego futra, który zarzuciła na grzbiet. Nic jednak nie przykuło jej uwagi na dłuższą chwilę, a droga przebyta została w spokoju. 
Powróciła do rzeczywistości dopiero przed murami Centrum, dokładnie sprawdzając czy wszystkie kieszenie jej "podręcznej torby myśliwskiej" są zamknięte (rynek bez złodzieja jest jak wilk bez pyska), a pieniądze nie wypadły w trakcie jej wędrówki (trzeba było by się po nie wrócić cholerka, jak nic). Na szczęście łuski dalej znajdowały się w kieszonce na piersi, a wszystkie zamki były już wcześniej zamknięte i gotowe na wkroczenie do miasta, więc bez dłuższej zwłoki ruszyła ku głównej bramie, witając się z pilnującymi jej strażnikami krótkim skinięciem głowy. Ci, widocznie znudzeni, odpowiedzieli tym samym i zajęli się przerwaną na chwilę grą w karty. Karwiela przez moment zastanawiała się czy do nich nie dołączyć, w końcu stawki leżące przed łapami basiorów były kuszące, jednak rozsądek wygrał bitwę z zachcianką. Wiedziała, że nie po to przyszła, więc tylko westchnęła i koniec końców minęła strażników, wkraczając w granice Centrum. 
Nie pożałowała tej decyzji, ponieważ zaraz po wkroczeniu na Rynek jej zmysły zalała fala niespotykanych często bodźców. Do nosa wdarły się zapachy od razu pobudzające wydzielinę śliny, oczy rejestrowały feerię barw gdzie tylko się skierowały, a uszy wypełniły śmiechy, rozmowy i śpiew. Wszędzie kręciły się wilki, młode i stare, wysokie i niskie, bogate i biedne. Rasy mieszały się ze sobą tworząc rzadkie zjawisko tak dużej różnorodności w jednym miejscu. Waderze nie przeszkadzał ani tłum, ani żaden jego element w szczególności, ba! Była bardzo zadowolona, że w końcu może porozmawiać, zawrzeć nowe znajomości i, oczywiście, opowiedzieć o swoich niesamowitych przygodach oraz zdobyć nieco podziwu. Jakże za tym tęskniła!
Nie marnując czasu wkroczyła na plac, podziwiając kolorowe stragany, ubrania mijających ja obywateli Królestwa, wyroby rzemieślników. Przystanęła przy starszym basiorze, który zabawiał grupkę wilcząt magicznymi sztuczkami i wrzuciła mu parę łusek do pojemnika na pieniądze. Uśmiechnął się słodko i posłał w jej stronę parę iskierek, które zatoczyły wokół niej krąg i zniknęły. Odpowiedziała uśmiechem i poszła dalej.
Zagadując przypadkowych przechodniów, oglądając co sprzedawcy mają do zaoferowania i po prostu ciesząc się spędzanym czasem zaszła pod prowizoryczny namiot ustawiony w rogu Rynku. Według napisu przed wejściem, był to przejezdny teatr kukiełkowy. Karwielę z takimi łączył głęboki sentyment- jej rodzice często zabierali ją na przedstawienia. Widząc, że następny spektakl ma odbyć się za zaledwie piętnaście minut postanowiła wziąć udział. W końcu do wieczora zostało jeszcze parę godzin, ona wydawała dopiero jedną czwartą swoich łusek, a odrzucenie perspektywy obejrzenia przedstawienia po tak długim czasie byłoby przykre. Zapłaciła więc i weszła do środka, zajmując miejsce z tyłu, by nie peszyć zbytnio maluchów swoim częściowo przykrytym futrem odwłokiem. Tyle lat, a wilki dalej nie do końca mogły pogodzić się z widokiem hybrydy wilka i skorpiona. Cóż, widocznie były zbyt ograniczone. 
Minuty mijały, a namiot wypełniał się coraz bardziej. Przed Karwielą usadowił się młody, łaciaty, o dwie głowy wyższy od niej basior. Minę miał bardzo nieszczęśliwą, pysk zwieszony, a ogon walał się po lekko ubłoconej ziemi, jednak osobnik w ogóle się tym nie przejmował. Wadera zirytowała się lekko, że musiał usiąść AKURAT przed nią i swoim wielkim ciałem zasłonić połowę sceny. Już chciała wstać i się gdzieś przesiąść, gdy światła na parę sekund zgasły, by zaraz zapalić się na nowo, skupiając się na małej drewnianej scenie, zza której wyłoniła się biała wilcza kukiełka. W tym samym momencie obok niej usadowiła się naprawdę potężna wadera z paromiesięcznym szczeniakiem, i tak sporym jak na swój wiek. Lerdis skrzywiła się, gdy matka wcisnęła się w jej bark, by móc zmieścić się między nią a siedzącym niedaleko basiorem, lecz jedynie przymknęła powieki i wzięła kilka głębokich wdechów. To nie zepsuje jej dnia. 
Przedstawienie rozpoczęło się historią Silvarii. Szczenięta z pierwszych siedzeń nie kryły podekscytowania i podziwu dla Srebrnej Królowej, co chwila wykrzykując, czy to z radości, czy też ze strachu. Pech chciał, że Karwiela siedziała obok jedynego starszego wilka, który ekscytował się równie mocno jak dzieci. Mowa tu oczywiście o starszej waderze, która raz po raz wybuchała ekscytacją, objawiającą się nie tylko głosem, ale również ruchem ciała. Gdy któryś raz z kolei popchnęła swoim wielkim barkiem głowę Lerdis, ta nie wytrzymała i odepchnęła sąsiadkę tak, że tamta aż się zachwiała. Już brała oddech, by na nią warknąć, gdy po namiocie rozniosła się owacja. Starsza wadera szybko do niej dołączyła, zapominając o siedzącej obok niej Karwieli. Nie zapomniało jednak jej szczenię, które zaczęło obserwować niską wilczycę, a zwłaszcza jej wystający spod futra odwłok, z dużym zaciekawieniem. Wadera uniosła oczy do nieba, ale zignorowała bachora w nadziei, że ten przestanie się interesować. Nie przestał. Nie minęło parę minut, a już poczuła ciepły dotyk na swoim chłodnym odwłoku. Z trudem zwalczyła odruch, by nie dziabnąć gówniaka kolcem jadowym. Odwróciła się błyskawicznie i przesunęła go poza zasięg młodych szczenięcych łap.
-Nie wiesz, że dotykanie innych bez pozwolenia jest niekulturalne?- zapytała wyraźnie poirytowana. Małe skonsternowało się i chyba trochę przestraszyło, lecz Karwiela zbytnio się tym nie przejęła.-Wracaj do matki i skup się na przedstawieniu, jest o wiele ciekawsze niż mój ogon.- rzuciła, po czym ponownie skierowała się ku scenie, olewając młodego. Nie dane jej było jednak skupić się na kolejnej kukiełkowej historii, bowiem znowu poczuła tyrpanie na swoim odwłoku. 
-Młody, naprawdę bardzo cię proszę, abyś przestał. Będzie lepiej i dla mnie, i dla ciebie. Zwłaszcza dla ciebie, bo dotykając mnie wystawiasz się na niebezpieczeństwo.  Rozumiemy się?- szczenię potaknęło i z niewinną miną cofnęło się parę kroków. Wadera odetchnęła i odwróciła się przodem do sceny. Po kilku minutach znowu poczuła dotyk, bardzo blisko kolca.
-Czy ty nie rozumiesz, co się do ciebie mówi?- syknęła na szczeniaka, który gwałtownie cofnął łapę, złapany na gorącym uczynku. 
-Ma pani jakiś problem do mojego dziecka?- poczuła nad sobą obecność wielkiej wadery, która zaalarmowana została szybkim ruchem Karwieli, ocierającej się o jej bark. Lerdis uniosła głowę, by spotkać się ze wzrokiem zdenerwowanej rodzicielki.
-Tak, mam problem.- odpowiedziała, nie opuszczając wzroku.- Pani szczenię bez pozwolenia dotyka mojej części ciała!- potężna wilczyca aż się zapowietrzyła.
-To dopiero młody wilk! Niech pani nie oczekuje, że będzie się zachowywał jak dorosły!
-Jeżeli nie potrafi zrozumieć po dwóch ostrzeżeniach, że ktoś sobie tego nie życzy to chyba powinna się pani zastanowić nad tym, jak pani wychowuje dziecko!
-Ja? Jak wychowuję dziecko?! A co pani do tego?! Miała pani kiedyś dzieci?! Z takim wrednym pyskiem, szczerze wątpię by miała pani z kim je mieć!
-Dziwne, że pani miała z takim charakterem! - głosy stawały się coraz głośniejsze, tak samo jak szmery niezadowolenia. Wilki podniosły się z miejsc w obawie, że trzeba będzie powstrzymywać wilczyce przed rzuceniem się na siebie.
-Niech panie przestaną!- w końcu wtrącił się łaciaty basior o nieszczęsnej minie. Matka szczeniaka wyprostowała się i zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem.
-Zamknij się pan i nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy!- basior skurczył się w sobie i wycofał. Po jego nosie popłynęła najpierw jedna łza, potem druga i w końcu wybiegł z namiotu, zapominając o niedokończonym przedstawieniu.
-Niech pani lepiej nauczy swoje dziecko podstawowych manier i przede wszystkim ostrożności, bo przedwcześnie zginie.- warknęła w końcu Karwiela, która poczuła nić sympatii i współczucia w stosunku do młodego basiora. Matka zaczerwieniła się i wyszczerzyła zęby.
-Pani mi grozi?- syknęła cicho. Lerdis również pokazała kły, unosząc powoli odwłok nad głowę.
-Nie. Widzi pani?- ruszyła kolcem, by przykuł uwagę starszej.- Gdyby pani dziecko dotknęło tej części bardzo prawdopodobne byłoby, że nie dożyje jutra. Dlatego radzę lepiej go pilnować.- potężna wadera wyraźnie się przestraszyła. Młodsza rzuciła jej tylko chłodne spojrzenie i zeskoczyła z ławki, tracąc jakąkolwiek chęć siedzenia dłużej w tym namiocie. Przedstawienie i tak miało się ku końcowi, a przebywanie obok swojej "rozmówczyni" napsułoby jej tylko więcej krwi. Dlatego powoli, by nie wyglądało to na ucieczkę, ale z ulgą wyszła na świeże powietrze. 
Zaraz zauważyła łaciatego basiora, który płakał oparty o ścianę sąsiedniego budynku. Ponownie poczuła sympatię do niego oraz łączącą ich złość na matkę szczenięcia i zdecydowała się podejść. Może nawet w głębi duszy poczuła się winna, że zepsuła mu, i tak już kiepskie popołudnie... Eh, mało prawdopodobne.
-Dlaczego pan płacze?- spytała. Podniósł na nią szklany wzrok i chwilę nie reagował.
-Moja narzeczona wyrzuciła mnie z domu.- załkał w końcu. Karwiela zamilkła, nie wiedząc jak zareagować.
-Dlaczego?- subtelność nigdy nie była jej cechą. Basior jednak nie wyglądał na poirytowanego bądź zniesmaczonego. 
-Pokłóciłem się z nią. Widziałem ją z jakimś basiorem i oskarżyłem, że mnie zdradza. A teraz pewnie mnie nienawidzi!- zaczął płakać jeszcze mocniej, a Lerdis zaczęła trochę żałować, że podeszła. Nie bardzo odnajdywała się w pocieszaniu innych. O sprawach sercowych już nie mówiąc.
-Czyli zerwała zaręczyny?- łaciaty gwałtownie przestał płakać i zamilkł.
-Nie. Nie zerwała.- powiedział, jakby dopiero teraz sobie to uświadomił. Karwiela poklepała go po grzbiecie.
-Dobra nasza! Jest nadzieja, niech się pan nie martwi!- uśmiechnął się delikatnie, zaraz jednak mina mu zrzedła.
-Tylko co teraz?
-Proponuję z nią porozmawiać. Kupić kwiaty, biżuterię, przeprosić i zapewnić o swojej nieustannej miłości. Jeżeli to nie zadziała, będziemy się zastanawiać.
-Spadła mi pani z nieba!- Wadera pokręciła głową z niedowierzaniem. Żeby naprawdę nie wpaść na to wcześniej?

~*~

-I jak, panie Vix, udało się?- spytała wadera, czekając w umówionym miejscu następnego dnia. Spotkali się rano, razem kupili kwiaty i porządny naszyjnik, po czym wilczyca wysłała łaciatego na spotkanie z narzeczoną, z którego właśnie wrócił. 
-Ciężko było na początku, a poza tym to w porządku.- uśmiechnął się z wdzięcznością.- Będzie potrzebne jeszcze trochę czasu, ale wszystko jest na dobrej drodze. 
-Cieszę się razem z panem- odpowiedziała tym samym.- Powodzenia!
 

Nagroda: 500 KŁ + 10 punktów do statystyk, dowolnie rozdanych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics