czwartek, 24 czerwca 2021

Od Vallieany CD. Lys i Tin

 Lubię tę królewnę.

- Czekaj chwilę, ja jeszcze… O..oh! Ona zamordowała Stiara… Na samym końcu książki! Co takiego ci się w niej podoba?

Na pyszczek zielarki wpłynęło zmieszanie, kiedy oderwała wzrok od literek. Jej łapy poruszyły się niespokojnie, ostrożnie przytrzymując cienki tomik pomiędzy dwiema ostatnimi kartkami. Była oburzona. Zarówno książką, której pierwsza część kończyła się w takim momencie, jak i sobą- bo czułą potrzebę natychmiastowego przeczytania dalszych tomów, których jeszcze nie zdążyła kupić.

Pień drzewa ma więcej charyzmy i decyzyjności niż ona, a jednak z miłości była w stanie zamordować wilka, który poświęcił jej całe życie. Króla, a zarazem swojego ojca. 

- W tym rzecz- mruknęła w odpowiedzi- Wraz z Dearnotem przejęliby tron po jej ojcu gdyby tylko poczekali. Nie musieliby nikomu robić krzywdy, ani nikomu się narażać. Była lekkomyślna, szczególnie, że Dearnot wcale nie musiał jej długo przekonywać.

A może jej też to odpowiadało? Może wcale nie była taka głupia.

- Możliwe. Muszę kupić kolejną część żeby się dowiedzieć.

Głośne ziewnięcie przepłynęło między jednym, a drugim uchem wadery, na co potrząsnęła głową. Odłożyła książkę na bok i już wstawała by rozprostować nogi i dokończyć przygotowywanie się do podróży, gdy nagle… Czyżby to te dwie naprawdę wróciły?

- Dzień doooobry! Lys i Tin przyszły!

Vallieana cicho odetchnęła po czym podbiegła do wejścia na korytarz. Kiedy w zasięgu wzroku pojawiła się wczoraj poznana kózka, na pyszczek niebieskookiej wpłynął uśmiech

- Dzień dobry, wejdźcie- rzuciła- Jak rany? Maści pomagają?

Wycofała się lekko w głąb jaskini, pozwalając Lys oraz Tin rozgościć się w głównym pomieszczeniu. Obie grzecznie usiadły na dywanie i rozejrzały się dookoła, jakby szukając na suficie odpowiedzi na zadane pytanie. 

- Myślimy, że pomagają… a przynajmniej nic już nie krwawi.

Valli krótko skinęła łebkiem, zadowolona z takiej odpowiedzi. Już chciała zacząć znosić do głównego pomieszczenia potrzebne torby, gdy głos dziewcząt ponownie rozbrzmiał w jaskini. Tym razem emanował dużo większym ożywieniem.

- I przyniosłyśmy zająca, tak jak mówiłaś!

- To świetnie. Ja wezmę jeszcze jednego ze spiżarni i starczy nam obu na cały dzień drogi. Na jutro będziemy mogły coś załatwić w porcie.

Tym razem to kózka skinęła, z uwagą słuchając słów drugiej wadery. Wyglądały na zaintrygowane, a Vallieana już zaczęła się domyślać jakie pytanie padnie jako następne.

- Na jutro? Jak długo idzie się nad to morze?

Trafiła w punkt. Te dwie naprawdę nigdy nie były w porcie? Zaskakujące, jednak nawet pomimo swojego początkowego zdziwienia, wadera usiadła i przyjęła ton cierpliwej nauczycielki.

- Słońce niedawno wzeszło, więc idąc wzdłuż rzeki na spokojnie dotrzemy tam przed zachodem- oznajmiła, przez chwilę odpływając wzrokiem na półkę z książkami- Noc spędzimy tam, a z samego rana wrócimy do domu. Przynajmniej taki jest plan.

- Idąc wzdłuż rzeki da się dotrzeć do morza?- tym razem to Lys i Tin były zaskoczone. Valli uśmiechnęła się i pokiwała twierdząco głową.

- Zależy w którą stronę pójdziesz, ale tak, większość rzek prowadzi do morza. Nam zależy na jednej konkretnej, która wskaże nam port, zresztą, zobaczycie same.


~*~


- No dobrze, rozdzielmy to.

Obie wadery (wszystkie trzy!) podświadomie zmierzyły wzrokiem bagaże, na które składały się kolejno: kosz z kamieniarkami przystosowany do noszenia na boku, wiszący worek z dwoma zapakowanymi zającami oraz torba zielarki, zaopatrzona w rzeczy z którymi Vallieana wolałaby się nie rozstawać. Spojrzały na torby, a potem siebie nawzajem. Nic więc dziwnego, że na pytanie Lys i Tin “co jest najcięższe?” Vallieana bez oporu wskazała na kosz z kamieniarkami. Oczywistym było, że w tej kwestii nie mogła się równać bardziej krępemu, silnemu ciału towarzyszek.

- Dacie radę z tym koszem? Ja wezmę mięso i swoją torbę.

- Damy- odparła dziarsko Lys, a może Tin (co jak co, ale Valli nadal nie miała pojęcia jak je rozróżniać). Obie więc sprawnie zamontowały do boku kózki koszyk z uskrzydlonymi stworkami w środku, po czym starsza z wader zgarnęła swoją torbę i oba zające.

W końcu wymaszerowały. W oba pyski od razu uderzył chłodny wiatr wraz z ciepłymi promieniami słońca. Vallieana w odpowiedzi na ten subiektywnie czuły gest od przyrody wdziała na pyszczek pogodny uśmiech. Cały świat jakby zachęcał do wędrówki, więc i nasze trio nie miało zamiaru się ociągać. Jako, że rogate były bardziej załadowane, to nawet jeśli ptaki nie były specjalnie ciężkie, niebieskooka pozwoliła im narzucić tempo biegu i otwarcie powiedziała, że nie muszą się śpieszyć. Miały masę czasu w nadmiarze i to również zadawalało zielarkę, ponieważ lubiła mieć czas. Mimowolnie uśmiechnęła się kątem pyszczka nieco szerzej, kiedy zerknęła na tuptającą lekko z przodu postać. Były dwie, więc miały dwie głowy do przemyśleń, a jednak nawet przez chwilę nie zawahały się przed rzuceniem się na pomoc obcej waderze, o której wiedziały tyle, że jest zielarką i miały u niej dług na kilka łusek. Nie wiedziały gdzie, kiedy, ani na jak długo, ale zadecydowały od razu, a nawet specjalnie upolowały zająca i wzięły na siebie główny ładunek. Jednak zerdinka musiała przyznać, że były naprawdę silne, szczególnie w porównaniu do niej samej. Przesunęła wzrokiem po ciele wader, a potem po masywnych rogach. Były imponujące jak na jej wiek- ponieważ Vallieana miała poczucie, że wspólne ciało Lys i Tin było młodsze niż ona o co najmniej dwa lata, a z takimi rogami przecież urodzić się nie mogła. 

Czemu się tak uśmiechasz, moja droga? Patrz pod nogi.

Mimowolnie zastrzygła uszami i już otwierała pysk żeby odpowiedzieć na pytanie, jednak na szczęście powstrzymała się w ostatnim momencie. “Na szczęście” z jednej strony, bo z drugiej strony szkoda, że nie powstrzymała się z własnej woli. Nim zdążyła zarejestrować pod łapami spory dołek, już było za późno i leciała na ryjek. Zamiast krzyczeć, wyciągnęła szybko przed siebie przednie kończyny i w ostatnim momencie wykonała dziwny ruch taneczny, odbijając się od ziemi. Zachwiała się potężnie przez dodatkowy ruchliwy towar spoczywający po jej obu bokach, ale ostatecznie nie zaliczyła gleby! Całkowicie wytrącona z rytmu wyprostowała się i z ironicznym śmiechem ducha w tle spojrzała na Lys i Tin. Chciała zbadać po reakcji ile te widziały, ale szybko się zorientowała, że widziały wszystko. Nerwowo się zaśmiała, co szybko przerodziło się w swobodny uśmiech.

- Zamyśliłam się, wybaczcie- odparła lekko, próbując ukryć zażenowanie swoim oderwaniem od rzeczywistości.

Cóż, każdemu się zdarza~

Ten drań był wyraźnie rozbawiony! W normalnych warunkach oczywiście zaczęłaby reagować na tę prowokację, w tym wypadku było to jednak niewskazane. Wzięła wdechy, jeden płytszy, kolejny głębszy, potrząsnęła głową. Może jeśli skupi się na rozmowie, będzie nieco ostrożniejsza. Lej wodę, Vallieano, może nie zanudzisz ich na śmierć, zacznij od czegoś prostego.

- Naprawdę nie byłyście nigdy w porcie?

Czasami milczenie jest złotem.



<Lys i Tin? Wybacz nienajlepsze jakościowo opko, ale później się rozwinę!>

 

słowa:1065 = 73 łuski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics