niedziela, 21 lipca 2024

Od Ametrine, CD. Xevy

Szłam powoli, dając się prowadzić górnikowi. Czułam woń ziemi, kurzu i pyłu i lekko metaliczną woń, pewnie jakiejś rudy… Oddychałam powoli, powstrzymując torsje, które targały mój pusty żołądek. Czułam się jak te skały, które nas otaczały – szare, ciężkie i nijakie… Czułam się tak samo.
Bez niego nie byłabym w stanie iść a nie chciałabym obciążać Xevy…
Nagle, mimo słabego wzroku, zauważyłam słabą łunę światła odbijającą się od gładkich kamiennych ścian. Nadal jednak świat wirował mi przed oczami z zawrotną prędkością. Zamknęłam oczy, chcąc na chwilę odpocząć, zapomnieć o ostatnich godzinach… lub też dniach, ale przez potknęłam się i przewróciłam na ziemię.
Upadając na ziemię poczułam nie tylko ból, ale też fizyczną bezsilność. Nie miałam już siły, żeby się podnieść. Chyba się zdrzemnę… – pomyślałam.
– Ametrine…! – zawołała cicho Xeva. Podbiegła na tyle szybko, na tyle ile mogła do mnie, próbując mnie podnieść, ale nie dała rady. Dopiero tajemniczy basior mnie podniósł z ziemi i chyba przerzucił przez swój grzbiet.
– Nie… trzeb… – wykrztusiłam. Balansowanie między świadomością a snem zabierała mi dużo energii.
– Chodźmy, jesteśmy już bardzo blisko – powiedział górnik. Ruszył, niosąc mnie na sobie. Uchyliłam lekko powieki, lecz nie byłam w stanie w pełni otworzyć oczu. Widziałam coraz bardziej niewyraźnie, podobnie było ze słuchem. Widziałam poruszającą się szarą masę z pewnej wysokości. Moi towarzysze coś mówili między sobą, lecz nie byłam w stanie zrozumieć słów.
Nagle kolor z przygnębiającej szarości zaczął przechodzić w czerwień, następnie w pomarańcz oraz w przyjemny, ciepły żółty…
Poczułam również ciepło…
Przymknęłam oczy, czując, że odpływam. Poczułam również, że ktoś chyba mnie kładzie na ziemię na czymś, co nie jest kamieniem…
Zanim poddałam się ciemności poczułam coś miękkiego na grzbiecie.
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* ゚☆ ・゚. ───
Wilczyca patrzyła jak Ametrine leży bezruchu w pobliżu paleniska w obozie górników. Oddychała spokojnie pod futrem, którym została nakryta. Martwiło jednak wilczycę to, że tak długo spała.
Był tutaj jedynie Kurt, wilk, który je znalazł. Zdjął z siebie cały sprzęt górniczy z siebie, odsłaniając biszkoptowe, dłuższe futro o kilku ciemniejszych plamach. Jego oczy miały szmaragdowy kolor i biło z nich szczere ciepło. Szykował właśnie posiłek w postaci pieczonych zajęcy, podczas gdy Xeva siedziała przy ognisku okryta innym futrem i przyglądała się wesołym ognikom tańczącym nad paleniskiem.
Znajdowali się w sporej grocie, która, jak to określił basior, była ich baza. Znajdował się tu ich sprzęt górniczy, zapasy racji oraz reszta ekwipunku. Niedaleko znajdowało się wyjście na powierzchnię do której prowadził jeden z przyległych tu tuneli. Było ich całe mnóstwo; wyglądało to jak wiekowe drzewo i jego korona – z każdego z tuneli odchodziło kolejne przejście.
– Chłopaki niedługo powinni wrócić… – powiedział basior, podając teneryjce upieczone już mięso. Chętnie wzięła kilka kęsów, mocno przeżuwając mięso zajęczaka.
– Wy jako górnicy pracujecie? – zapytała między kęsami.
– Tak. – Wilk wziął kęsa swojej porcji. – Miro oraz Ogami pracują ze mną od lat. Ja z kolei jako górnik robię już… – Zamyślił sie na chwilę po czym dodał: – No będzie już 6 lat… Ta kopalnia z kolei jest dosyć młoda, więc nie znamy wszystkim naturalnych połączeń jaskiń… Na szczęście tą w której byłyście już znaliśmy… – Uśmiechnął się, zaczynając jeść swój posiłek.
Potem rozmowa przeszła na inne tematy, takie jak obecne sprawy i aktualności z Królestwa. Okazało się, że Kurt jest mieszkańcem, ale ostatni raz był w Królestwie prawie rok temu. Pytał brązową wilczycę o rządy Królowej, stragan pewnego starego rybaka, który obecnie prowadzi jego syn i wnuk i o kilka innych spraw. Z jednej strony dla niektórych mogłoby być to dziwne, ale dla Xevy było to nawet zrozumiałe…
Nagle z jednego z tuneli przylegających zaczęły dochodzić odgłosy kroków. Po chwili pojawiły się dwie postacie posiadające podobne wyposażenie co Kurt, kiedy nas znalazł – kapelusze z kryształowymi latarniami oraz pomocnicze lampy. Oba te przedmioty miały za zadanie oświetlać drogę górnikom. Dodatkowo kapelusze były wzmacniane stalą, dzięki czemu pełniły również rolę ochronnego kasku. Po bokach mieli zaczepione zużyte, lecz nadal w dobry stanie, kilofy i łopaty. Po chwili rozległo się szuranie metalu o skałę a zaraz potem pokazały się sanie do zbioru metali i innych wydobywanych tu materiałów wypełnione pewnym kruszcem – połyskiwał lekko w odbijającym się świetle ogniska, miały stalowy odcień, ale dało się zauważyć inne kolory. Podobne sanie, ale puste, stały przy jednym z wejść do tunelu.
– Cześć Kurt! – zawołał największy spośród górników. Również był pokryty kurzem oraz kawałkami skały, ale wyglądał na przedstawiciela rasy Fenris. Miał bursztynowe oczy a sierść przypominającą bardzo ciemny brąz. Drugi z kolei wyglądał dosyć podobnie do Kurta, był jednak odrobinę niższy oraz miał krótszą sierść.
– Cześć chłopaki! – przywitał się.
Nagle towarzysze Kurta dostrzegli obecność gości– Xevy i Ametrine.
– Kto to? – zapytał podobny do poznanego wcześniej górnika.
– Xeva. – Wskazał przytomną wilczycę, a ona im pomachała, lekko się uśmiechając. Dwa basiory odwzajemniły gest. Kurt wskazał na leżącą niedaleko skrzydlatą waderę, która nadal się nie ocknęła… – A to jest…
– Ametrine – dokończyła Xeva jego zdanie. Kilka razy zdążył zapomnieć imię ich obu. Nie miała im jednak tego za złe.
– Co się stało? – zapytał Fenris.
– Ogami… Maniery…
– Faktycznie…! – Zakłopotał się wilk. – Nazywam się Ogami.
– Miro. – Skinął głową drugi beżowi wilk.
– To mój młodszy brat – dodał Kurt, co potwierdziło przypuszczenia teneryjki, że najpewniej są ze sobą spokrewnieni.
– Wypadek miałyśmy. Ametrine i ja do wody wpadłyśmy i tak zostałyśmy ranne… – odpowiedziała Xeva na wcześniejsze pytanie zadane przez Ogamiego.
– Wszystko w porządku? – zapytał biały basior.
Teneryjka pokręciła głową, zaprzeczając. Chciałaby, żeby było inaczej…
– Ja złamane żebra mam, Ami głową mocno uderzyła i śpi już długo… – przyznała szczerze. Z każdą mijającą minutą niepokój u Xevy rósł.
– Cholera, trzeba będzie je zabrać do jakiegoś szpitala czy innego lekarza! – Ogami podszedł i delikatnie zaczął (a raczej się starać) budzić nieprzytomną lekarkę. Ona niestety nie zareagowała. Położył swoją łapę na jej czole, chcąc sprawdzić temperaturę jej ciała.
– Jest chłodna… – przekazał wilk.
– Chyba będziemy musieli zabrać je do miasta… – przyznał Kurt.
W jaskini zapanowała cisza, przerywana trzaskami palonego drewna. Xeva musiała podjąć decyzję z racji tej, iż podróżowała z Ametrine…
Stawiałam krok za krokiem, włócząc nogami po skalnej posadzce. Tępo patrzyłam przed siebie, próbując się nie przewrócić. Z każdym przebytym dystansem zawroty głowy się nasilały. Na szczęście basior, o nieznanym nam imieniu, pomagał utrzymać mi równowagę.

<Xeva? Możesz zrobić mały plottwist budząc moją miśke, wywieść nas z powrotem do Królestwa lub ją magicznie uleczyć czy cokolwiek innego, daje Ci wolną rękę xd>
Słowa:1000


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics