wtorek, 31 maja 2022

Od Lys i Tin, CD. Sakiego

Pewnego, jakże ciepłego jak na krainę wiecznie skutą lodem, poranka, dwie kozłorogie wadery obudziły się z ogromną energią do działania. Nawet nie przeciągnęły swojego pokrytego ciemną, grubą sierścią ciała tak dokładnie, jak zazwyczaj, po prostu wstały z posłania, przebierając podekscytowane nóżkami. Co najmniej z takim entuzjazmem, jakby zaraz pod wejście do ich norki miał przybyć Święty Mikołaj w towarzystwie kolorowego konfetti i oznajmić, że były najgrzeczniejszymi wilkami w całym tym roku, a potem wręczyć największy prezent, jaki tylko w życiu widziały i sobie nigdy wyobrazić. Szkoda tylko, że ten dzień był tak samo zwykły jak każdy inny, a one same nie wierzą w żadnego Świętego Mikołaja. Skąd więc ten zapał? One same nie miały pojęcia.
Postanowiły jednak jakoś tę energię spożytkować.
– Lecimy? Lecimy!
Gdyby piłeczki golfowe same potrafiły wyskakiwać z dołków, to pewnie wyglądałyby bardzo podobnie, jak teraz Lys i Tin. Popędziły przed siebie, dopiero po jakiejś chwili orientując się, że aby coś upolować (bo taki miały zamiar), należy zachować chociaż tę odrobinę cierpliwości i spokoju. Awykonalne, prawie że.
Okazało się jednak, że poranne polowanie, choć zakończone sukcesem, a nawet śniadanie, nie ujarzmiło tlącej się w środku wader nieokiełznanej energii. Niesamowite.
– Więc co robimy?
Wstały z pozycji siedzącej, aby zrobić dokładnie dwa i pół kółka po swoim skromnym mieszkanku. Zmarszczyły zabawnie brwi, a potem nos, do kompletu.
– Możemy posprzątać, jak tak bardzo nie mamy co robić – zadecydowała w końcu jedna z nich.
Racja, mimo tego, że nie miały zwyczaju bałaganienia w swojej norce, kurz i tak zbierał się w różnych zakamarkach, drażniąc samą swoją obecnością. Tak więc broń, znaczy miotełka, w ruch i jedziemy.
– Ej, myślisz, że na przykład takie lisy, zamiatają kurze swoim ogonem? – rzuciła nagle, najprawdopodobniej Tin.
Co to w ogóle za pytanie? Na pewno nie.
– No bo, są takie puszyste, aż żal ich nie wykorzystać!
Mówię ci, że nie ma takiej opcji. Szkoda ogona! Nie wiesz, jak to jest pobrudzić futro na ogonie, bo nasz jest krótki. To na pewno denerwujące.
– Ale może ktoś tak jednak robi? – upierała się.
Nie ma takiej opcji.
– Sprawdzimy?
Nie! Oszalałaś?
– Czyli sprawdzimy – wyszczerzyła ząbki.
Przeciągły jęk Lys już na nic nie pomógł. Zwariowała, po prostu zwariowała. Idiotyczny pomysł.
Cztery puchate nogi znów tegoż dnia wybiegły na zimny śnieg.
I tyle było o sprzątaniu.
Właściwie to ani Lys, ani Tin nie miały bladego pojęcia, gdzie i jak szukać lisów, ani skąd w ogóle w ich wspólnej głowie zrodził się taki pomysł. Lys wciąż co jakiś czas upierała się, aby wrócić, ale Tin nie dawała za wygraną, skutecznie ignorując uwagi siostry. Nieźle ją dotknął ten zastrzyk energii. Może najbardziej losowy pomysł na spożytkowanie jej okaże się nie najgorszy… Można mieć taką nadzieję.
Jakimś niesamowitym trafem resztek szczęścia, stało się tak, że pozłacane tęczówki w pewnym momencie dostrzegły płomieniste futerko. A nawet nie wyszły z lasu Ayre! Jednak… Zanim się w ogóle zbliżyły, delikwent zaczął uciekać. O nie, nie chciały go spłoszyć! Żwawy trucht przerodził się w bieg, w pogoń za niewielkim rudym stworzonkiem. Dlaczego ucieka?
Bo go, do cholery, gonisz.
No… Racja. Ale on sam zaczął biec! Więc nie chciała dać za wygraną. Chciała dogonić go i powiedzieć, że chce się tylko o jedną rzecz zapytać, a potem grzecznie przeprosić za najście. W pewnym jednak momencie zauważyły, że coś w wyglądzie tego lisa im nie pasowało.
– Jesteś wilkiem! Nie zorientowałyśmy się.
Zatrzymały się gwałtownie, zaraz przysiadając w pobliżu i obserwując, jak obcy wpada w zaspę. Uśmiechnęły się łagodnie, chociaż tego niestety nie mógł widzieć. Przechyliły łeb odrobinę na lewo.
– Ale ogon masz śliczny i prawie tak samo puchaty, jak lisy. Zamiatasz nim może czasem kurze? – wypaliła Tin i gdyby Lys mogła, pewnie uderzyłaby się teraz łapą w czoło – albo nie, poczekaj. Przepraszamy najmocniej! Przepraszamy za taką niespodziewaną pogoń i że cię mogłyśmy przestraszyć.
Jeszcze chwilę obserwowały ognisty ogon.
– Ale chyba wyjdziesz do nas, co? Nie zjemy cię – łagodny śmiech znalazł ujście z ich krtani.

<Saki?>
Słowa: 641= 38 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics