środa, 10 lipca 2024

Od Wenus, CD. Halley

 Budynki centrum piętrzyły się niczym wieże Babilonu, ponad nimi, jak mity zapisane w starych zakurzonych książkach o mętnym prawdopodobieństwie bycia prawdą. Ale jednak. Byli tutaj, piękne chodniki i wspaniałe budowle przed nimi. No i oczywiście.
„Jak myślisz, gdzie będą te podziemia?” Wenus zagadnął do siostry, która tylko uniosła ucho.
„Musimy popytać” Prawda. Nie znajdą ich tak prosto! „Na razie wypadałoby się pozbyć naszej niani!”
„Prawda.” Wenus zmierzył wzrokiem swojego brata. Jowisz rozglądał się nieco panicznie po szyldach sklepów, jakby nieco zagubiony. „On zupełnie nie jest w swoim żywiole w tak dużym mieście” Wenus prychnął, jego małe łapki zeskakując na chodnik.
–EJEJ! Nie schodź. Nie chcę cię zgubić w tłumie! — Jowisz sapnął na swojego brata zatrzymując się w pół kroku.
„Może to jest właśnie najprostsze rozwiązanie? Zgubmy się!” Puff spojrzała na niego z góry jednym okiem, szeroki uśmiech rozciągłą się na jej pysku.
„Jak się znajdziemy?”
—Wskakuj powrotem, nie mamy na to czasu!— jego brat sapnął, schylając się aby chwycić go za futro, na co Wenus tylko prychnął, niebieskie płomienie buchając wokół niego.
„Weź Eff i jakoś się znajdziemy.” Mała pchełka zeskoczyła na nos Muffa, który od razu, z szerokim uśmiechem rzucił się między wilki powodując parę zaskoczonych krzyków.
—WENUS! — Jowisz mało się nie potknął, a zaraz potem oblał go zimny deszcz paniki. Jego plecy były lekkie. Za lekkie. Jego oddech stanął mu w gardle kiery spojrzał na swoją wyklepaną sierść. Wenus uciekł. Halley zniknęła, a on został pozostawiony sam na sam z zimnym porannym powietrzem i twardym chodnikiem.
Wenus musiał przyznać, że plan był dość prosty, ale na ten zbędny balast najprostsze plany były najlepsze. Najgorzej, że w trakcie tego ganiania, rozbiegli się z siostrą w różne kierunki, co stanowiło pewną dozę problemów i dodatkowych komplikacji w ich niesamowitym planie przejęcia władzy i zyskania sławy jako najgorsi na świecie. Albo coś w ten deseń. W każdym razie. Znalezienie siostry mogło stanowić pewien problem, zwłaszcza, że Wenus nie został obdarzony długimi nogami czy wzrostem. Nawet odrobina genów z tym elementem nie trafiła się im w tym niesprawiedliwym rozdaniu. Zalety zaletami, ale aktualnie, Wenus miał ochotę wymordować cały rynek wilków z frustracji.
Poranek zmienił się w południe, równie chłodne w tym przemarzniętym świecie. Niekontrolowane widzi mi się natury sprawiło, że i słońce zaszło za ciemne chmury. Zapowiadał się deszcz, a Wenus nadal nie znalazł się na tyle blisko siostry aby jej pchełka uruchomiła się.
„Czerwony dom. Widzę czerwony dom!” Ale to im nic nie dawało. Centrum, Centrum było pełne różnych kolorów cegieł i dachów.
„Wiesz co… znajdź jakąś karczmę!” Wenus w końcu sapnął głęboko. W jego głowie utworzył się chytry plan zabicia dwóch ptaków jednym kamieniem. Jeśli odnajdą wejście do podziemi, jakimś cudem, to odnajdą też siebie. Ich własna kryjówka… z dala od kontroli rodziców. O resztę pomartwią się potem. Teraz należało zadbać o informacje i unikanie Jowisza jak ognia, bo brońcie ich bogowie, jeszcze by ich zabrał sportem, a cała ta szopka poszłaby na marne. A jeszcze pewnie spod oka matki nie wyszliby do dorosłości, a to nudne. Teraz, kiedy są najmłodsi, najsłodsi i mają najwięcej mocy przekonywania mają największe szanse na realizację jakichkolwiek nikczemnych planów w ich głowach. Cóż za cudowne osiągnięcie, teraz trzeba tylko wprowadzić je w tą ponura i niebezpieczną rzeczywistość.
—Oh nie zgubiłeś się przypadkiem? — padło pytanie kiedy jego małe łapki stanęły całym ciałem na blacie baru. Wenus tylko przewrócił oczyma i spojrzał na barmana.
—Nie. — Specjalnie wyniósł się w bardziej podejrzane uliczki aby dojść w miejsce jak to. Szare od dymu ściany, podarte skóry na brudnej podłodze, która swoją światłość widziała ledwo jak ją wybudowano lata temu. Do tego zapach mocnego alkoholu i szyld, który ledwo trzymał się w całości.
„Znowu nic! Nikt nie chce mi nic powiedzieć, nawet jak się odgrażam. Do tego robię się głodna!”
„Zjemy jak znajdziemy siebie i kryjówkę. Jowisz nie może nas znaleźć, a z każdą sekundą coraz więcej osób nasz szuka” A to i były powody za które chcieliby być szukani. Szukać ich powinni za wszelkie katastrofy, które sprowadzą na ten biedny świat. Niechaj tylko najpierw zgubią z siebie trop.
—Chyba jednak tak. To nie miejsce dla małych dzieci. —
—Doprawdy… Ale widzisz… Jest pewna sprawa. — Wenus nigdy nie używał swoich mocy na nikim spoza swojego kręgu rodzinnego, a i to należało do rzadkich sytuacji. Ale parę słodkich słówek i barman patrzył na niego zamglonymi oczętami, śpiewając wszystko co wiedział. A wiedział niewiele. Ale jakiś trop był.
„Musimy znaleźć studnię niedaleko samego rynku!” Jego siostra pisnęła w jego głowie z ekscytacji. Cóż to był za dzień. A wypadałoby też znaleźć coś do jedzenia.
–Zanim pójdę. Daj i coś na wynos dla 4 osób. Raz dwa! — Bycie niewinnym dzieckiem czasami naprawdę się opłaca. Nikt nie podejrzewać cię będzie o okradnięcie niewinnego staruszka.
„Mam!” Halley mruknęła. „Jest między sklepem z czapkami i piekarnią, w tej uliczce, totalnie zakurzona i zamknięta na cztery spusty.”
„Niedługo tam będę… I mam trochę prowiantu!”
 
<Halley? Wybacz za zatrważającą długość , ale mój mózg ostatnio ma artbloka>
Słowa:807

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics