poniedziałek, 5 października 2020

Od Aarveda CD. Spero

Opowiadanie zawiera brutalne sceny przemocy i przekleństwa. Czytasz na własną odpowiedzialność


Przyjemny chłód odwracał jego uwagę od pulsującego bólu w potylicy. Przycisnął mocniej policzek, do podłoża, rozkoszując się tym, że nie stawało się ciepłe po kontakcie z jego ciałem, a dalej promieniowało zbawiennym zimnem. Miał zamknięte oczy, nie wiedział, gdzie się znajduje - nawet go to nie interesowało, ba, nawet nie przeszło mu przez rozbitą głowę, że powinien się nad tym zastanowić. Jedyne, co mu towarzyszyło w pustce i rozkoszy otumanienia, to podłoga i ból... Ale właśnie, skąd on się wziął?
Myśli przychodziły i odchodziły, tak jak burze śnieżne. Chwila ciszy, a potem...
Jęknął. Jakiś dźwięk wwiercał mu się w ucho. Boleśnie. Powodował rozbłysk przed jego oczami. Błyskawica zatańczyła po powiekach, przerywając na chwilę zaćmienie spowodowane śnieżycą. Jeszcze raz... Gdzie on jest? Wszędzie śnieg, nic nie widział, zasłaniający świadomość. Kręcił się i obracał, próbując znaleźć punkt zaczepienia, ale, ten głos, zamieć mu nie pozwalała. Ten głos? Czyj? Waderzy. Vallieany czy dowódcy? Vallieana, ten zapach, zimne oczy, jasna sierść i rogi, kwiaty w sierści, zielone spojrzenie, wzrok gotowy go ukamienować, blizna na karku i miecz w gabinecie. Porażka, niechciany bachor. Kwiaty w sierści spadające na podłogę, mieszane z błotem przez łapy basiorów i głos. Waderzy głos...
I wszystko zwolniło. Znów zasnął, a raczej stracił przytomność
- Aarved?
Jego własne imię. Kogo ona oznaczała? Jego, ale kim on dokładnie był?
,,Przestań", powiedział sobie. ,,Przestań już to rozpamiętywać. Gdzie ja właściwie jestem?".
Spróbował otworzyć oczy. Mimo półmroku, który go otaczał, świat wokół był zbyt jasny, aby go podziwiać. Basior jęknął i mocniej przycisnął głowę do posadzki. Nie chciał już rozpamiętywać tych wspomnień, które cały czas podsuwał mu umysł. Ojciec, jego spojrzenie, walka z Lordanem i matka... Mama...
- Ved, wszystko dobrze?
Wymruczał coś, co w jego umyśle oznaczało ,,tak". Nie wiedział nawet, komu odpowiadał.
- Aarved?
Poczuł delikatne szturchnięcie. Westchnął boleśnie. I nagle sobie przypomniał.
- S... Spero?
Próbował się podźwignąć z ziemi, uświadamiając sobie ciężar sytuacji, w której znalazł się z magiczką, jednak gwałtowne ostrze bólu przeszyło mu kark. Jęknął i znów opadł na ziemię.
- Aarved, spokojnie! Tak, to ja, leż, nie ruszaj się. Coś cię boli?
- Przypierdolili mi po prostu w łeb, zaraz mi przejdzie - warknął, bardziej z powodu nieznośnego pulsowania w potylicy, niż złości na waderę. Zignorował jej prośbę i ponowił próbę podniesienia się z bruku. Tym razem mu się udało, jednak o mało znów nie zemdlał przez ból, który przestrzelił całe jego ciało. Czarne kropki zamgliły jego pole widzenia, a on w desperackiej próbie utrzymania równowagi oparł się o ścianę. Westchnął, próbując pozbierać myśli.
- Aarved?
- Daj mi chwilę - sapnął wilk, pochylając się w przód. Zacisnął powieki. Nie wiedział, co go ogłuszyło, pamiętał jedynie ten waderzy, delikatny głos. Sam nie wiedział, czy to nie był sen. Zdawał sobie sprawę tylko z tego, że ktoś ich porwał a teraz siedzieli w... Otworzył oczy i rozejrzał się. W lochu? Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że przednie i tylne łapy uciskało zimno. Kajdany. Przeszył go dreszcz. To było dla niego obce uczucie. Świadomość niewoli sprawiła, że żołądek podszedł mu do gardła. Poczuł panikę. Co by teraz powiedział o nim ojciec? Nie wiedział nawet, co zrobił nie tak, ale podświadomie miał pewność, że to była jego wina. Zawsze mógł zrobić coś więcej, inaczej się ustawić, więcej uwagi zwracać na Spero... Właśnie, Spero... Nie powinno jej tutaj być. Powinien był ją chronić, powinien się był upewnić, że nic jej nie zagrozi. W końcu nie miała wyszkolenia wojskowego, a jego zadaniem, jako wyedukowanego wojownika, była ochrona cywili. Może i walczyła u jego boku, ale dalej z tyłu głowy miał świadomość tego, że normalnie nie brałaby udziału w bitwach. I że została wzięta do oddziału właściwie przez przypadek. Normalnie byłaby cywilem. Kimś, kto polegał na wojownikach, kto ufał, że zapewnią mu oni bezpieczeństwo. To był ich obowiązek.
Jak ma zasłużyć na imię rodowe Lorenta, skoro nawet nie potrafi wypełnić swojej powinności wobec Królestwa i jego mieszkańców? Jego brat nigdy by do tego nie dopuścił, nie mówiąc już o ojcu...
Z ponurych rozmyślań wyrwał go nagle dźwięk kroków na korytarzu. Podniósł głowę, czego od razu pożałował, i wsłuchiwał się w coraz głośniejsze szuranie pazurów po bruku. W końcu w półmroku więzienia zamajaczyły dwie tęgie sylwetki dwóch basiorów.
- Pod ścianę, robale!
Rozległ się huk metalu o metal, kiedy strażnik uderzył jakimś prętem o kraty celi. Aarved przycisnął pysk do ściany, niemalże wyjąc z bólu, który przed chwilą przeszył jego głowę. Usłyszał, jak Spero skomli cicho, a jej łańcuchy brzęczą, kiedy ona również przysuwa się do kamiennych cegieł. Basiorowi udało się rozewrzeć powieki i w słabym świetle dostrzegł, jak do ich pomieszczenia wchodzi dwóch opryszków. Miał nadzieję, że przynieśli im jakieś jedzenie i za moment sobie pójdą, ale ku jego zdumieniu podeszli do niego. Odetchnął z ulgą, widząc, że zupełnie zignorowali jego towarzyszkę i najwyraźniej zamierzają zostawić ją w spokoju - a przynajmniej taką miał nadzieję.
- Ryj w dół, szujo!
Poczuł wielką, obrzydliwą łapę na swojej potylicy. Szarpnął się, mimo pulsującej migreny i wyszczerzył zęby.
- Trochę grzeczniej, jebańcu.
Skulił się, a powietrze wypełnił jęk, kiedy kończyna jednego ze strażników trafiła jego podbrzusze. Jeden z wilków chwycił go brutalnie za rogi i mocno pociągnął je w dół, przyciskając brodę rogacza do jego klatki piersiowej.
- Zaraz wyrwę ci jaja i każę ci je zjeść, jak dalej będziesz tak pyskował, kurwo, słyszysz?! - ryknął mu do ucha obcy wilk. Wojownik zacisnął zęby z bólu. - A może powinienem obciąć ci łeb i powiesić go nad kominkiem, pierdolony jelonku?
Ved wiedział, że takie będą konsekwencje stawiania się, ale nie mógł pozwolić, aby ktoś go tak traktował. Kiedy ktoś mu wsuwał pętle na pysk, a sznur zaciskał się wokół nosa i żuchwy, zastanawiał się, co się z nim stanie. Czy trafił do tego samego miejsca, w które trafiały wszystkie inne szczeniaki? Czy po prostu pozbędą się zbędnego ciężaru?
Chwilę później miał okazję poznać odpowiedź na swoje pytanie. Po wyprowadzeniu z ciemnego korytarza więziennego i przejściu przez różnorakie kręte i wąskie przejścia, Aarved został zawleczony pod żelazne drzwi. Gdy czekał, aż strażnik wybierze odpowiedni klucz i za pomocą telekinezy odblokuje zamek, wojownik z opuszczoną głową obmyślał plan działania. Wiedział, że nieważne, jakie plany mają na niego porywacze, on musi im zapobiec. Wyprowadzenie go z klatki to jego szansa. Czekał na okazję, kiedy dwa basiory na chwilę odwrócą od niego swoją uwagę. Dopiero w lepszym świetle korytarza zobaczył, że łańcuchy, które więziły jego łapy, są stare i zardzewiałe, a knebel zawiązany na pysku wykonany został ze starej szmaty i samcowi prawdopodobnie udałoby się go rozerwać przy pierwszej-lepszej okazji.
W końcu zamek szczęknął, a jego źrenicom ukazała się duża, dobrze oświetlona, biała sala. Cętkowany wilk zmrużył oczy, oślepiony jasnym światłem, ale został zmuszony do ich ponownego otworzenia, kiedy jeden ze strażników pociągnął go dalej. Wstrzymał oddech, przerażony, kiedy obraz powoli się wyostrzał.
Pokój wypełniały metalowe pojemniki, w których mógł zmieścić się dorosły wilk, a nad nimi - szczenięta wiszące w specjalnych szelkach przymocowanych do grubych belek pod sufitem. Każde z nich było skrępowane, a z ich łap ściekały cienkie strużki krwi gromadzące się w szarych wannach. Przypominały wielkie, przerażające ptaki zawieszone w martwym locie nad karmazynowymi zbiornikami. Miały długie nogi, które zanurzały w toni jezior i spuszczone w dół, beznadziejne pyski, które czekały, aż będą mogły wzbić się wyżej, ponad krwawe stawy, własne, metalowe i skórzane skrzydła, a wreszcie chmury.
Futro na kończynach szczeniąt było zgolone, umożliwiając bardziej efektywne zbieranie osocza. Między zniewolonymi wilczkami przechodziły skute, chude wadery, pojące przytomnych więźniów wodą. W momencie, w którym wojownik wszedł do sali, właśnie ściągano jedną młodą wilczycę z szelek. Opuszki jej łap były jaskrawo szkarłatne, co brutalnie kontrastowało z bladą skórą prześwitującą spod resztek rudnej, pozlepianej sierści i ciemnymi okręgami pod oczami. Dwa potężne basiory rzuciły jej ciało na nosze. Aarved zauważył, że chuda klatka piersiowa powoli unosi się i opada, kiedy oprawcy bandażowali i krępowali jej kończyny.
Żołądek podszedł rogaczowi do gardła, kiedy uświadomił sobie, co porywacze robili ze szczeniętami. Nagle poczuł niesamowitą wściekłość, kiedy jego oczy próbowały objąć tę groteskową, przerażającą scenę. Serce żwawiej mu zabiło, tłukąc się pod żebrami. Krew zaczęła huczeć w uszach, kiedy jeden ze strażników popchnął go do przodu, kierując się do niewielkiej salki. Zdał sobie sprawę, że coś mówią i przeklinają, ale nie dotarł do niego sens ich słów. Wpatrywał się tępo w podłogę, kiedy jeden z przestępców zamknął za nimi drzwi, a drugi przywiązywał do kółek wystających z gruntu. Nagle zdał sobie sprawę, że to była jego szansa.
Gwałtownie cofnął wolną jeszcze przednią łapę i kopnął nią do przodu tak, że łańcuch przymocowany do kajdan rąbnął w pysk potężnego przeciwnika. Ten zatoczył się z głuchym jękiem w bok, a Aarved wykorzystał okazję i ściągnął ze swojej twarzy knebel. Skoczył na drugiego wilka, który dopiero się obracał i chwycił go za gardło. Poderwał jego ciało do góry, używając swoich silnych mięśni i pchnął zaskoczony pysk w stronę ściany. Rozległ się głuchy huk, potem kolejny i kolejny, aż wilk stracił przytomność. Gdy Aarved upewnił się, że wróg już mu nie zagraża, skierował swój atak na pierwszego przeciwnika. Ten już zdążył uświadomić sobie, co zaczęło się dziać i udało mu się pochwycić metalowy pręt, który wcześniej trzymał. Jedno oko miał spuchnięte do tego stopnia, że praktycznie nie było widać mu powiek, a z nosa lała się krew.
- Ty pifdofona kuffo - wymamrotał, wypluwając z opuchniętego pyska kilka zębów. Wojownik wyszczerzył kły, a z jego gardła wydobył się warkot.
- Zapłacisz za tę rzeź, którą urządzacie tym dzieciakom - wycharczał z furią rogacz. W jego stronę poleciał magiczny pocisk, ale wilk z łatwością go uniknął. W kilku susach znalazł się przy rywalu i podciął jego przednie łapy. Samiec runął na ziemię, zdrową część pysk rozgniatając na białych płytkach. Ved przygniótł jego łeb do gruntu i unieruchomił łapy.
- A teraz gadaj, pierdolcu, co robicie z tymi szczeniakami i co chcieliście zrobić ze mną? - Głęboki warkot przeszył powietrze, niczym wiertło wkręcając się w kości. Strażnik wycharczał coś na kształt ,,ty kurwo", ale Aarved szybko go zdyscyplinował porządnym ciosem w zranione oko. - Gadaj. Inaczej to ty będziesz się dusić własnymi jajami - wściekle wywarczał w jego ucho wojownik. Nie miał żadnej litości dla tego zboczeńca. Nie zamierzał się nawet hamować.
- Poftszebfujemy kffi - wyjęczał porywacz, plując czerwoną śliną. - Roskasy s góffy.
- Jakiej góry?
- Nje fiem, tfakie rofkasy. Ja nic nje fjem, pfysiegam. Pofiedzfano nam, że tfoja kffef jezst cenna. Miefiśmy ją zebfać.
- Mieliście mnie przywiązać tak jak te dzieciaki i pociąć jak świnię? - wyszeptał z trwogą wojownik. Pobity wilk kiwnął głową. Basior przełknął ślinę.
- A niebieska wilczyca? Ta, która była ze mną?
- Nic nje fiem, przyśfiegam. Fjem tyfko o tobfie, bfagam.
Wojownik wziął głęboki oddech i jednym celnym ciosem w potylicę przeciwnika odebrał mu świadomość. Dopiero teraz dotarło do niego, że prawdopodobnie swoją wolność zawdzięczał temu, że porywacze torturowali jedynie młode szczenięta i nie docenili wyszkolonego wojownika. Nie mieli dobrej broni, nie byli przeszkoleni, nie byli wyposażeni. Ich procedury pozwalały na szybką ucieczkę więźnia - o ile nie był niedożywionym, zmęczonym podrostkiem. Basior wziął głęboki oddech, czując jeszcze większe obrzydzenie niż wcześniej. Szybko jednak przywołał się do porządku. Musiał działać szybko.
Odnalazł klucze do swoich kajdan i po kilkunastu minutach uwolnił się. Pocierając łapą o łapę, podszedł do swoich znokautowanych przeciwników i z wyrazem nienawiści na pysku zaczął ich pętać i kneblować. Po chwili się wyprostował, jęcząc cicho z powodu bólu głowy i ostrożnie wyjrzał za drzwi, chcąc upewnić się, że w dużej sali nie ma nikogo, kto mógłby mu zagrozić. Chciał uwolnić jak najwięcej szczeniąt i pomóc im, o ile w ogóle było to możliwe. Patrząc na ich stan - uratowanie któregokolwiek z nich mogło być trudne. Potem chciał spróbować uwolnić Spero (miał nadzieję, że ona sama się uratuje, a potem spotkają się po drodze) i poszukać innych wojowników z jego oddziału. Oby tylko się nie spóźnił.

<Spero?>

Słowa: 1920 = 141 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics