wtorek, 27 października 2020

Od Anais

 Zbierając owoce w lesie z pagórka pokrytego krzewami i roślinami jadalnymi postanowiłam zorganizować sobie coś w ciągu dnia, żeby nie siedzieć w norce i nie rozmyślać bezsensownie o swojej egzystencji. Miałam dość siedzenia w jednym miejscu i warowania, oczekiwania na jakieś ciekawe widowisko walczących zajęcy czy obserwowania ptaków w koronach drzew, które zwinnie i szybko fruwają i skaczą pomiędzy gałązkowami w poszukiwaniu robali i w celu imponowania potencjalnej partnerce. Miałam po prostu ochotę gdzieś wyjść i coś porobić. Chociaż nie miałam ochoty na samotną wyprawę to musiałam jakoś to znieść i spróbować odciąć się od mojego domowego terenu. Zapragnęłam zwiedzić nieco pobliskie tereny, wypatrzeć nowe obszary do polowań i grasującą na nim zwierzynę. Zające i wiewiórki z czasem są zbyt pospolite. Może gdzieś niedaleko będą bażanty? A może jakieś większe zwierzęta? Dziczyzna to samo zdrowie, a akurat tak mało jej w okolicy...
Skończywszy studzić owoce i wąchać piękne wonie leczniczych i jadalnych roślinek przeciągnęłam się i ziewnęłam. Rozejrzałam się wokół siebie, ale niestety nie widziałam z pagórka nic ciekawego, nie mogłam zidentyfikować żadnego interesującego obiektu i tym samym nie wiedziałam w którą stronę podążać. Uznałam, że dobrze będzie popić słodkie owoce wodą. Na moim celowniku było jakieś bajorko czy wodopój, albo chociaż rzeka czy malutki strumień, cokolwiek. Instynkt lisa podpowiadał, żebym skierowała się na północ. Nie chciało mi się rozpatrywać plusów i minusów. Chciało mi się pić, więc bez zastanowienia ruszyłam przed siebie.
Jeszcze jakiś czas dreptałam przez las podziwiając piękno natury i malutkie zwierzątka przemierzające las. Było tu naprawdę sporo wiewiórek, aż milo patrzeć, że nie jest się samemu. Po kilkunastu minutach las się skończył. Zza krzewów ujrzałam piękną, otuloną słoneczkiem polanę. Była ogromna, ale niestety pusta. Ani jednej żywej duszy. Wyszłam nieco dalej by wsłuchać się w odgłosy tego miejsca i po paru sekundach usłyszałam pisk przerażenia i wyraźnie agresywne warczenie. Przestraszona domyśliłam się, że jednak nie jestem tutaj sama... Musiał tu być ktoś jeszcze prócz mnie. Nisko na łapach postanowiłam wybadać co i kto się tutaj kręci, oraz co lub kto zostało zaatakowane, że aż można było usłyszeć piski i dziwne odgłosy przestraszonego zwierzęcia. Ofiara raczej była ptakiem lub czymś ptak podobnym, ale co ją zaatakowało? To nie dawało mi spokoju, bo nie dość, że byłam sama w tak spokojnym miejscu, to jednak mogłam być obserwowana. Dotarłam na sam środek polanki i rozejrzałam się dookoła. Czułam na sobie jakiś wzrok i wiedziałam, że każdy mój ruch jest obserwowany. To spojrzenie było zimne, przeszywało mnie na wylot, aż czułam je w środku swojego ciała. Nim zdążyłam się odwrócić zobaczyłam za sobą uduszonego bażanta. Leżał kilka metrów dalej, był na pewno zabity, bo już się nie ruszał, a jego czy utkwiły w jednym punkcie. Z jego szyi skapywało troszkę krwi. Można na niej było dostrzec ogromne szczęki. Kilka razy większe od moich. To na pewno jakiś wilk. Postanowiłam wybadać dokładnie wielkość rany i chociaż spróbować oszacować głębokość po kłach żeby móc sprawdzić czy to wilk czy wyliczyła, jednak w momencie, w którym niepewnie doszłam do zabitego bażanta usłyszałam za sobą męski, przyjemny i okropnie podniecający glos:
- Głodna? - znieruchomiałam. Jakim cudem mam kogoś za plecami skoro jeszcze przed sekundą nie było tutaj nikogo?!
- Co?! Ja?! Nie ja..! - odwróciłam się gwałtownie po chwilo zadzierając pazury i podnosząc walecznie ogon do góry. Wielki, dobrze zbudowany, czarny basior spokojnie siedział za mną i to o wiele bliżej niż mi się zdawało. Początkowo moje myśli się zmieszały, nie wiedziałam czy jest zły czy raczej próbuje mnie zabić, albo chce wziąć swój łup i odejść.
- Nie jestem Twoim wrogiem. Agresywny też nie jestem. - parsknął śmiechem na widok mojego atakującego wzroki i nastawienia na walkę. Co ja sobie w ogóle myślałam tak się sądząc? Przecież rozerwałyby mnie jego trzy razy większe szczęki...
- Ja... Ja przepraszam, wybacz. Wystraszyłeś mnie. - wymamrotałam siadając również.
Siedzieliśmy tak chwilę, ale postanowiłam przerwać ciszę:
- To Twój bażant? - zapytałam patrząc na zabitego ptaka.
- Może być Twój, ja zjadłem już dziś dwa. - powiedział rozkładając się na polanie.
- Nie ja... Coś sama upoluję. Nie musisz się ze mną dzielić. - powiedziałam bacznie go obserwując.
- Kiepsko idą Ci polowania na wiewiórki. Może jednak się najedz. - spojrzał na mnie z uśmieszkiem.
- Skąd wiesz, że mam problem z łapaniem wiewiórek? - byłam zdziwiona jego wiedzą na mój temat, a tym bardziej że wie takie rzeczy. Nigdy wcześniej go nie widziałam.|
- Też czasem je łapię, bo mam dość blisko do lasu, w którym się zadomowiłaś. Pagórek to chyba Twoje ulubione miejsce co? - zaśmiał się patrząc w niebo.
- Nie wiedziałam, że ktoś mnie obserwuje. - spojrzałam z niedowierzaniem.
- Często bywam na skraju lasu, na tej wysepce. jest dość wysoka, nieopodal gór. Przyjemnie się tam nocuje. Aiden jestem. - powiedział wilk o ciepłym i sympatycznym spojrzeniu.
- Anais. Milo mi. - przywitałam się równie ciepło.
Mój towarzysz okazał się całkiem rozmowny mimo tego, że zastawałam go tutaj w roli samotnika polującego na bażanty....


<Aidenie? ;)>


Słowa: 796 = 44 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics