niedziela, 25 października 2020

Od Nevt CD. Jastesa

Wszystko działo się tak szybko... Jakimś cudem udało mi się postawić przed sobą barierę, która wytrzymała niesamowicie destrukcyjną falę uderzeniową niebieskiej bomby, ale nie miałam pewności czy wytrzyma też resztę uderzenia. Skupiłam więc całą swoją moc jaką tylko miałam pod ręką i wepchnęłam ją w zaklęcie. Światło oślepiło mnie całkowicie więc nie widziałam co robię mimo szeroko otwartych oczu. Zastanawiałam się czy udało mi się objąć choć w części biednego, bogom winnego posłańca. Chciałam odwrócić się i sprawdzić, ale wiedziałam, że choć chwila nieuwagi mogła kosztować życia nas obojga. Moc była przytłaczająca, jęknęłam gdy zorientowałam się co musiało stać się z moim domem. Przynajmniej książki były za moimi plecami. Z tego co pamiętałam pan Jastes także stał wtedy koło nich, podszedł do okna gdy wleciała przez nie strzała. Istniała więc możliwość, że faktycznie został on objęty zaklęciem. Ta iskierka nadziei wypełniła mnie silnym postanowieniem powstrzymania tego wybuchu. Natężyłam wszystkie siły i z krzykiem na ustach spróbowałam odgiąć barierę w drugą stronę tak, by zaczęła obejmować środek bomby i zamknęła epicentrum wybuchu. Później zastanowię się co go tak właściwie wywołało, musiał istnieć jakiś katalizator. Zapisałam to sobie w myślach po czym skupiłam się już tylko na siłowaniu z eksplozją.
Po sekundach, które trwały wieki, w końcu udało mi się zamknąć epicentrum wybuchu w bańce zbudowanej z zewnętrznej strony bariery. Niestety zaklęcie które rzuciłam w pośpiechu tworzyło barierę bardzo wytrzymałą od zewnątrz, lecz kruchą od środka, więc jako że bańka była zrobiona z odwróconej bariery najlżejsza trauma i cóż... bum! Wiedziałam, że muszę nałożyć drugą barierę na tę aktualną by zrobić dobrze chronioną i szczelną bańkę, ale naprawdę nie miałam na to siły. Ledwo utrzymywałam aktualną barierę. To nie była jedna z moich podstawowych mocy, ale wyuczone do kości zaklęcie, więc pobierało więcej magii niż zaklęcia żywiołowe. Na nogach utrzymywało mnie właściwie tylko wspomnienie o basiorze przy oknie. Gdy przestało mi piszczeć w uszach, postanowiłam sprawdzić co się z nim dzieje.
- Panie Jastesie? - zawołałam dysząc z wysiłku – Żyje pan tam mam nadzieję, prawda?
Chwila ciszy przeraziła mnie, ale po chwili usłyszałam kaszel i kilka spadających kamyczków. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem czy mnie słyszał, ale prawdopodobnie jeszcze żyje. Jakimś cudem oboje żyjemy.
Postanowiłam więc odpuścić sobie stanie, czy raczej grawitacja postanowiła to za mnie. Rozkraczyłam się na płaskim kawałku podłogi pode mną. To kolejny plus ustawiania bariery również w ziemi a nie tylko nad nią, nie musisz łapać równowagi gdy ziemia ucieka ci spod stóp i możesz spokojnie wywalić się na płasko gdy jest już po wszystkim. Uważałam tylko żeby eksplozja pozostawała niezmiennie w kuli. W myślach powtarzałam sobie, że za chwilę ją dokończę, za sekundkę... Tylko złapię oddech. Zamknęłam oczy, bo całe moje pole widzenia wypełniała biel. Czułam jak serce wyrywa mi się z piersi. O bogowie, to było straszne. Komu mam dziękować za te setki godzin spędzonych na udoskonalaniu tej reakcji?
Gdy tak leżałam dysząc i gratulując sobie nawet nie usłyszałam jak Jastes wstaje i zaczyna rozglądać się po pobojowisku. Po chwili poczułam ruch powietrza na pysku, a gdy otworzyłam oczy zobaczyłam pochylające się nade mną trzy czy cztery powidoki wilka. Gdyby nie fakt, że byłam wykończona ktoś oberwałby zaklęciem po pyszczku, bez znaczenia który z nich. Przestraszył mnie niemiłosiernie tak się skradając. Podwójnym zaskoczeniem był sam jego widok. Przez chwilę mrugałam powiekami upewniając się, że naprawdę go widzę. Zaraz zorientowałam się, że to co wcześniej wzięłam za ślepotę po wybuchu wcale nią nie było. Patrzyłam wtedy na niebo spowite jasnymi, ciężkimi chmurami. Zbierało się na śnieg. Pomyślałam, że powinnam zamknąć okna w domu, ale dotarło do mnie, że patrzę na niebo. Nieb... gdy leżę na podłodze w moim domu... Z jękiem zamknęłam oczy i przekręciłam ociężale głowę na bok. Nie chciałam patrzeć na to, co mogło zostać z mojego domu, skoro sama leżę pod gołym niebem, ale otworzyłam najpierw jedno oko, potem drugie i westchnęłam smętnie. Kamienie, wszędzie jakieś kamienie. Musiałbym wstać żeby zobaczyć więcej.
- Jak dobrze, Pani też nic nie jest. - Przywołał mnie na ziemię znajomy już głos.
Z kolejnym jękiem wróciłam do poprzedniej pozycji i popatrzyłam na basiora z wyrzutem. Jastes delikatne się skrzywił, bo przecież to tylko figura retoryczna i miał na myśli ciut co innego. Westchnęłam rozumiejąc go bez dalszej potrzeby tłumaczenia i spróbowałam się podnieść klnąc w duchu na wszystkich zamachowców tego świata. Poczułam delikatny wiatr na plecach i miałam wrażenie jakby mi pomagał, podtrzymywał przed upadkiem. Zaraz zrozumiałam, że to drobna pomoc od nowego znajomego więc uśmiechnęłam się do niego niemrawo w podzięce.
Gdy już stanęłam o własnych łapach, mimo że zakręciło mi się w głowie zmusiłam się do obrócenia się w miejscu i rozejrzenia się. Cóż, to co zostało z mojego domu można było zawęzić do jednej ściany, która właściwie się i tak rozpadła od góry, półki z książkami, połowy fotela i połowy okna. Książki całe! Bogom dzięki! Niby nie jestem za bardzo w te tematy, ale ubóstwiam was za ten łut szczęścia. Przyjrzałam się linii która wyraźnie zaznaczała miejsce, w którym stanęła moja bariera. Wyglądała jakbym zamiotła ręką wszystko wkoło po łuku.
- Osłoniłam cię? - zwróciłam się bardziej w powietrze niż bezpośrednio do basiora, zastanawiając się nad połową okna.
Basior skinął głową, co widziałam tylko kontem oka i dodał:
- Tak, mniej więcej.
- A sufit? Kiedy zniknął nam sufit?
- Zająłem się nim gdy spadał. - usłyszałam krótką i niezbyt barwnie opisującą wydarzenia odpowiedź.
Zaśmiałam się ponuro na tę jakże zwięzłą wiadomość.
- Więc zdaje mi się, że jesteśmy kwita w kwestiach ratowania życia.
Zdawało mi się, że coś ważnego wiązało się z tym oknem, czy raczej połową tego okna. Coś o nim notowałam, pamiętam... Zaczęłam rozglądać się po podłodze i kamieniach w gruzowisku za czymś o czym powinnam pamiętać i rzuciłam mimochodem do nowego znajomego:
- Nie sądzisz że pół okna to dość dziwne podejście do modernistycznej sztuki budowlanej?
- Słucham? - mogłabym przysiąc, że w jego głosie usłyszałam delikatną nutę zdziwienia. To faktycznie nie jest chyba zdanie, którego można by się spodziewać w tej sytuacji, ale miałam jakąś myśl i nie chciałam jej stracić.
- No bo widzisz, takie okno, czy raczej jego połowa byłaby potwornie nieprzydatna. Gdyby powiedzmy tak jak dzisiaj zbierało się na śnieg nie można by było go całkowicie zamknąć i śnieg mógłby... Wlecieć do środka! Tak! O to mi chodzi! Do środka, przez te pół okna! Pamiętasz? Strzała, tu była strzała, muszę się jej przyjrzeć.
Nawet jeśli basior chciał, nie skomentował mojego dziwnego toku myślenia. Zamiast tego zaczął szukać ze mną. Zanim ją znaleźliśmy minęła chwila i była całkowicie połamana, ale jakoś udało nam się odnaleźć wszystkie części.
- Dobrze, w takim razie, możemy z całą pewnością wykluczyć możliwość pomylenia adresów. Raczej nie był to przypadek, że ta strzała, zawierająca notkę „żegnajcie przegrani” wylądowała akurat w moim salonie i nagle bomba, wcześniej zupełnie nieaktywna, zdetonowała. Są plusy i minusy tej sytuacji. Plusem jest to, że przynajmniej wiemy, że ktoś obrał sobie na cel moje nic nieznaczące lub nasze życia, minusem jest to, że ktoś obrał sobie na cel moje nic nieznaczące lub nasze życia. Za plus możemy też uznać to, że nikt postronny nie jest w to wplątany i nie mamy nieznanego celu mordercy wymagającego odnalezienia i obrony na głowach. Za minus natomiast wezmę nagłą potrzebę przeprowadzki. Przynajmniej nie mam zbyt wiele do noszenia prawda? Biorąc to wszystko pod uwagę widzę więcej plusów niż minusów tej sytuacji. Dodatkowo mamy parę poszlak i możemy od czegoś zacząć. Podsumowując jest całkiem nieźle, nie sądzi Pan, Panie Jastesie?
Basior tylko przyglądał mi się z kamienną twarzą, więc wzruszyłam ramionami i otrzepałam futro z kurzu. Rozejrzałam się jeszcze raz czy czegoś nie przegapiłam. W oko wpadł mi jakiś większy kawałek materiału, który walał się między kamieniami i drewnem. Wyciągnęłam go więc ostrożnie i złożyłam w nim moje książki oraz inne przedmioty z jedynej ocalałej szafki w moim domu. Zarzuciłam sobie to na plecy, ponieważ mój nowy znajomy miał swój bagaż i spojrzałam po raz pierwszy na lśniącą kulę nadal unoszącą się w powietrzu, jakby dopiero sobie o niej przypominając.
Zmrużyłam oczy patrząc na nią i przyciągnęłam ją do siebie, by przyjrzeć się jej lepiej. Z jakiegoś powodu eksplozja nie chciała się wygasić. Zastanawiałam się nad nią oglądając ją ze wszystkich stron i rozważając wszelkie opcje. Przeglądałam w głowie przeczytane przeze mnie książki o magicznych eksplozjach i bombach inkantacyjnych. Wydawało mi się, że kojarzę książkę w której mogłabym znaleźć jakieś informacje na temat tej tajemniczej bomby, ale musiałabym zajść do Wielkiej Biblioteki i przeczytać to ponownie, by mieć pewność. Po zbadaniu kuli przyjrzałam się też strzale i zaczął rysować mi się jakiś pomysł.
Poszukałam wzrokiem posłańca, który jak się okazało przyglądał mi się z pewnej odległości. Popatrzyłam na niego chwilę w milczeniu próbując zebrać do kupy wszystkie swoje myśli i przekazać mu je w jednym prostym i zrozumiałym przekazie bez żadnych dygresji. Było to trudne zwłaszcza patrząc na poziom mojego zmęczenia. Nie mogłam jednak odpocząć, bo mogłabym wypuścić eksplozję, a zbyt mało o niej wiedzieliśmy by móc bezpiecznie to zrobić. Musiałam wyglądać potwornie jakby się nad tym zastanowić...
- Pane Jastesie. - Zaczęłam w końcu. - Mamy teraz trzy... nie, cztery opcje. Są one następujące:
Jeśli chce pan pomóc to możemy:
    a) Pójść poszukać śladów tego kto strzelał do nas przez okno, lecz mam podejrzenia, że strzała jest magiczna i nie znajdziemy za dużo. Z drugiej strony później śnieg mógłby zasypać ewentualne ślady.
    b) Przejść się do Wielkiej Biblioteki, w której złożę tymczasowo mój dobytek i spróbuję dowiedzieć się czegoś więcej o tej niewygasającej eksplozji. Bo śmiem twierdzić, że skoro jeszcze nie wygasła tli się w niej jakaś magia, a jeśli tak w istocie jest, jestem przekonana, że mogę ja zidentyfikować i czegoś się o niej dowiedzieć. To samo tyczy się samej strzały. Może udałoby mi się ją odtworzyć lub naprawić.
    c) Zajść do Pańskiej pracy i popytamy o tę paczkę odpowiednie osoby.
Natomiast jeśli ma Pan już dość wrażeń to rozstaniemy się tu i teraz i nie będzie Pan już więcej zobowiązany do żadnej współpracy czy pomocy w tej sprawie.
Basior zamyślił się chwilę, podszedł do kuli i przyjrzał jej się bacznie. Miałam wrażenie, że znów o czymś zapomniałam.
- A tak, tylko niech Pan na nią uważa i pod żadnym pozorem na razie nie dotyka, bo wybuch się uwolni. Nie mogę teraz założyć warstwy izolacyjnej traum więc bariera od zewnątrz jest dość krucha i może wybuchnąć przez najmniejszy wstrząs. - Rzuciłam jakby było to mało istotne. Basior cofnął się bacznie od kuli i popatrzył na nią nieufnie, po czym spojrzał na mnie. - To jaka jest pańska decyzja?

<Jasiu? Wybierz sobie opcję XD>

Słowa: 1747 = 132 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics