czwartek, 14 października 2021

Od Vallieany, CD. Jastesa

Stary basior wyszedł z salonu. Przeszedł przez przestronny korytarz i trafił do kuchni. Westchnął, zamyślił się, pokręcił głową. Tak straszne... Że też tak przerażający dramat musiał dotknąć tę dwójkę obcych sobie wilków. Mdliło go na samą myśl o potworze, który z taką swobodą prześladował zielarkę i posłańca, jakby przeczuwał, że nie są w stanie mu w żaden sposób zagrozić.

Adril pokręcił głową ze zmęczeniem. Rozciągnął kości i mięśnie, wymordowane całym dniem siedzenia w jednym miejscu. Tyle czasu poszło na stracenie.

A teraz musiał jeszcze wymyślić rozwiązanie. 

Eh, że też ta mała, głupia Eana zawsze musiała się w coś wplątać. 

Zielarz rozpalił ogień w niewielkim ognisku i nastawił cały dzbanuszek wody. Przez chwilę obserwował jak gorące języki... nie, stop, żadnych języków... 

Odwrócił się gwałtownie i wrócił do pomieszczenia, w którym zostawił gości. Zupełnie tak jak się spodziewał, oboje byli już po drugiej stronie świadomości. Tak zmęczeni... Ten duch musi być potężny - pomyślał, patrząc na obie sylwetki. Zatrzymał wzrok na Vallieanie, grzejącej chude ciało przy kominku. A skoro już o potężnych duchach mowa... 

Znów wrócił do kuchni. Zaczekał aż woda zacznie wrzeć. Wrzucił odpowiednie zioła i wmieszał we wszystko własną magię. Wymamrotał parę zaklęć, nalał sobie naparu do kubka i odsunął się w kąt pomieszczenia. Rozluźnił całe ciało i wziął parę łyków herbaty, unosząc naczynie za pomocą telekinezy. 

Mijały minuty, ogień zaczął przygasać, zatapiając pokój w narastającej ciemności. Nagle basior wyrwał się ze stanu odrętwienia i zadrżał tak, jak wtedy kiedy mózg robi ten trik ze spadaniem. 


- Wreszcie zadziałało. Myślałem że usnę i wszystko się skończy, jeszcze zanim zaczniemy- burknął ze znudzeniem. 

Podniósł powieki by zaobserwować lśniącymi oczami, jak powstający na ścianie cień zaczyna skupiać się w jedną czarną masę, wypuklającą się poza samą definicję cienia jako nieoświetlonego miejsca. To się ruszało, wystawało z kamienia i zdecydowanie było dotykane światłem ognia, który nagle zaczął chaotycznie się wyginać, przybierając kształty nienazwanych figur. 

Sivarius szeroko ziewnął, odsłaniając pożółkłe zęby. Wziął jeszcze parę łyków naparu, dając duchowi czas na ukształtowanie sobie formy. Dawno tego nie robił, więc Adril go nie pośpieszał - i tak wychodziło mu to zadziwiająco sprawnie, jak na parę lat bez praktyki. 

- Wreszcie mogę porozmawiać z kimś, kto ma jakiekolwiek pojęcie o sprawie. 

Bryła cienia przybrała kształt wilka... no, tak jakby. Był wyraźny kadłub, a to już było wiele. Łapy - jako tako także były, chociaż raczej wyglądały jak zarys w szczenięcych bazgrołkach, gdzie z ciała zwierzątka wychodzą cztery krzywe badyle na jednej płaszczyźnie. Ogon mu odpadł w ciemną lewitującą masę za zadem, podobnie jak niekształtny łeb po drugiej stronie paskudnej plamy. Adril poznał gdzie dusza ma przód (a tym samym rozróżnił co jest głową, a co ogonem) tylko po tym, że w miejscu serca, czyli bardziej z przodu, niematerialna masa ewidentnie emanowała jaskrawym, czerwonym kolorem. I od tej pory starzec rzeczywiście patrzył tylko w ten jeden punkt, gdy Vernon zaczął poruszać się po całym pomieszczeniu bez ładu i składu. Szybciej. Wolniej. Znów szybciej. Był na dole. Na górze. Przed Adrilem. Za Adrilem. Znów na suficie. Na podłodze. 

To ścierwo jest demonem.

Zimny, ciężki głos rozbrzmiał w białej głowie. 

- Wcale nie przywiązał się do maski, tylko do dzieciaka, to już wiem... - głos zielarza zadrżał - Pytanie brzmi, jak bardzo może narozrabiać... 

Rozłożył moc na trzy różne wilki. Bardzo. 


W głowie Adrila, zarówno głos, jak i aura Vernona wypełniały całą przestrzeń kuchni, zaś czarna masa nie zatrzymywała się nawet na chwilę, manipulując beztrosko światłem. Przytłaczał i doprowadzał do drżenia każdego mięśnia. Przerażał całym swoim jestestwem, a jednak Adril utrzymywał nieporuszoną maskę. Przecież nie mógł dać się pokonać w tak głupiej grze, zupełnie niezależnej od woli błądzącej duszy. To byłoby chujowe. I słabe. 

- Opowiedz o wszystkim, na co do tej pory wpadłeś.

W porządku...

Adril wziął parę wdechów, czekając aż duch przygotuje wypowiedź. Obserwował jego przypadkowe, niepoukładane ruchy z udawanym nieprzejęciem, chociaż prawda była taka, że kontakt z tak dzikim bytem fascynował go jak jasna cholera. Zresztą, zawsze uważał istotę tego konkretnego ducha jako coś intrygującego. Był silny i mógł zrobić krzywdę. Adril, jako osoba interesująca się zjawiskami paranormalnymi, zawsze go podziwiał... a jednak pojawiło się coś silniejszego.


Ten demon był wcześniej na ziemi. Opętał czyjeś ciało. Stworzył sobie potomka. To jest pewne. Maska może być tylko przykrywką


- Ale mówiłeś, że jest naładowana energią. Skoro jest demonem, po co byłaby mu maska? Nie sądzę, żeby był sentymentalny.


Demony mają różne obsesje, poza tym kazałeś mi się wypowiedzieć, więc szanownie zamknij się na chwilę. Zmierzam do tego, że był między wilkami od niepamiętnych czasów... to wspomnienie z ziemi jest stare, więc jeśli przeskakiwał przez kolejne pokolenia, to mógł sobie upodobać tę protezę, którą posiadał jej pierwszy właściciel. Opętywał kolejne ciała, aż w końcu coś mu nie wyszło i zginął... 


Sivarius prychnął. Przymknął oczy, a jego łapy zadrżały, gdy przez ciało przeszła mu fala nienazwanego chłodu. 

- Myślę... - minęły sekundy, nim znowu się wyprostował - Możesz mieć rację, jednak w takim wypadku dzieciak może mieć na głowie duży problem, szczególnie jeśli naprawdę jest synem z demona... I nie tylko dzieciak. Gdyby chodziło tylko o młodego, demon odpuściłby sobie Vallieanę i tego posłańca.


Czarna smuga nadal odbijała się między niewidzialnymi barierami jak oparzona, a dym na jej środku niespokojnie pulsował czerwienią. Biały basior zaczął od tego wszystkiego dostawać oczopląsu.


Gówniarz nie będzie miał problemu, bo gówniarz już ma problem. Gówniarz ma problem, odkąd został wybrany przez tego śmiecia jako zabawka. Nieważne czy jest potomkiem, czy nie. Najprostszym tropem byłoby stwierdzenie, że śmieć chce pozyskać ciało gówniarza, ale jest to zbyt niepewne. Po pierwsze, jak już wspomniałeś, zaangażował w to dwa inne wilki. Sprowokował gówniarza do zaatakowania ich, czyli bezpośrednio naraził jego życie - skąd mógłby wiedzieć, że te dwa obce osobniki nie postanowią zemścić się za przelaną krew? Uszkodzony gówniarz nie przydałby mu się do niczego. Po drugie, nadal nawiązując do zaangażowania Vallieany i tego drugiego, cały czas się nimi bawi. Nimi i mną. Wie o moim istnieniu i próbuje mnie wkurwić. Cały czas mnie odcina od Vallieany, ale za dobrze się skurwysyn ukrywa, żebym mógł zareagować. No i ostatni argument: gdyby chciał posiąść szczeniaka, zrobiłby to dawno temu. Robił to wielokrotnie, tym razem również by dał radę... Adril, nie usypiaj jeszcze, nie ma czasu na sen. Musimy coś wymyślić. 


Stary basior rzeczywiście nie wyglądał najlepiej. Z siadu, pochylił się w przód i ułożył się na brzuchu. Trzymał łeb w górze, jednak nie wyglądał zdrowo, zupełnie jakby dostał czymś ciężkim w łeb. 


A niech cholera was i wasze słabe ciała. 


-  Zamilcz, myślę... Jeśli młodzieniec, Eana i Jastes są po prostu zabawkami demona, poradzimy sobie z tym. Jeśli demon chce opętać szczeniaka z kaprysu, ale Eana i Jastes mu przeszkadzają, to wszystko zależy od determinacji obu stron. Jeżeli demon chce pozyskać szczeniaka bo to jego potomek, a Eana i Jastes stanowią jakąś przeszkodę... No to tkwimy w gównie po łokcie.


Bardzo pocieszająca wypowiedź.

- Ale pamietajmy, że to tylko domysły. Wciąż nie wiemy nic na temat napiętnowanej maski, udziału twojego, Vallieany, Jastesa w tym wszystkim, ani sytuacji w domu szczeniaka... 

Adril już bardziej mamrotał niż mówił, jednak duch nie miał problemu ze zrozumieniem poszczególnych słów. W tamtej chwili niemal błogosławił łączenie się dusz podczas tego konkretnego rytuału, a przeklinał za to ucieczkę energii ze starego ciała zielarza, które musiało udźwignąć dwa byty.

- Jutro... Jutro przejdziemy się do domu szczeniaka i zrobimy rozpoznanie…

Łeb białego basiora upadł na podłogę, a błękitne oczy schowały się pod powiekami, jednak duch nadal słuchał jego słów. 

"Pójdziesz ze mną, zażyję zioła, demon niczego nie wyczuje. Musimy wykluczyć, że szczeniak ma zepsutą krew"

Zgoda. 



Nazajutrz, gdy Vallieana obudziła się przy nadal grzejącym kominku, poczuła otaczającą ją, ziejącą pustkę. Jej myśli były rozbiegane, a gdy już miała wpaść w panikę z powodu braku naszyjnika, Jastes znalazł na stole notatkę od właściciela domostwa. 


"Poszedłem sprawdzić parę spraw. Vernon jest ze mną. W kuchni macie mieszanki wspomagające magiczne bariery. Zjedzcie je, ale wolę, żebyście na mnie czekali i nie łazili. Eana wie gdzie jest jedzenie. Jeśli nie wrócę do rana to, spalcie na moją cześć jakieś dobre zioło."




<Jasiu? To jakie plany na dzień?>

Słowa:1314= 86 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics