czwartek, 7 kwietnia 2022

Od Xevy, CD. Ametrine

 - Ależ ty pani nie musisz przepraszać! - na pyszczek Xevy wstąpiło przerażenie. - Ja nie wiedziałam, że ty pani tak zareagujesz. W końcu tego nie kontrolowałaś, więc dlaczego przepraszasz?
- Um... - mruknęła Ametrine, po czym zacisnęła oczy w wyrazie bólu. Xeva zaskomlała ze współczuciem, po czym wcisnęła noc w futro na szyi wadery.
- Ja bardzo przepraszam. Ja wodę przyniosę - rzuciła szybko, otarła się czołem o policzek cielistej wilczycy, po czym w kilku susach znalazła się przy zejściu ze schodów. Zbiegła po stopniach, przeskakując nad wystającymi gwoździami i weszła do kuchni. Wzięła najmniej obitą miseczkę, którą napełniła wodą i wróciła na górę, po drodze wylewając połowę.
Postawiła naczynie przed lekarką. 
- To woda zwykła, ty pani się nie przejmuj. Nie zimno pani ci? - zapytała Teneriska, siadając koło swojego posłania.
- Trochę tak - odpowiedziała skrzydlata. - Bardzo dziękuję - dodała i zaczęła powoli chłeptać płyn. 
- Zaraz ogień w takim razie rozpalę.
Długoucha wstała i niezdarnie wepchnęła telekinezą kilka niewielkich pali do osmolonego paleniska. Spróbowała rozpalić je za pomocą zapałek, ale nie była w stanie otrzeć główki o bok pudełka za pomocą magii. W końcu westchnęła, przytrzymała kartonik przednimi łapami, a patyczek chwyciła w zęby. Rozległo się pyknięcie, zapachniało spaloną siarką, a po chwili ogień wpełzał na pniaki zanurzone w górkach popiołu. Somnum skuliła się i przykryła porządniej wytartymi skórami.
- Powinna pani uważać - rzuciła, wpatrując się w Teneriskę błyszczącymi, dwukolorowymi oczami. Na piegowaty pyszczek wstąpiło zdziwienie, a długie uszy uniosły się. - Te zioła są nielegalne w Królestwie.
- Nielegalne? - powtórzyła wysokim tonem Xeva. Niepewnie zamachała ogonem, wyraźnie nie do końca wiedząc, jak ma na to zareagować. Prawda była taka, że wychowała się w watasze, która, owszem, miała kilka ustalonych zasad, ale wadera nigdy nie spotkała się z pojęciem ,,prawa" lub ,,nielegalności". Kompas moralny wpojony jej przez rodzinę był dla niej tak jasny, że nie trzeba było go nigdzie spisywać ani rozwijać - w końcu jej wataha ograniczała się do kilkudziesięciu wilków, a owe wilki miały w zwyczaju dzielić się swoimi dobrami i szanować się nawzajem. Owszem, odbywały się czasami zebrania na wzór sądów, jednak zdarzało się to niezwykle rzadko i zazwyczaj dotyczyły ciężkich przewinień - zbezczeszczenia ofiar rytualnych, morderstwa, kradzieży lub próby obalenia kapłanki. Winny zostawał wydalony ze społeczności i zostawiony samemu sobie na pastwę śmiercionośnych, drapieżnych lasów Teneris, a czasem - zabity. 
Większość konfliktów zaczynała się i kończyła w tym samym miejscu. Najczęściej obie strony same dochodziły do kompromisu, ale jeśli ich kłótnia była zbyt zażarta, do gry wchodził ktoś trzeci i łagodził napiętą atmosferę.
Nie było więc dziwne, że po chwili ciszy Xeva dodała"
- Co nielegalne znaczy? Że zabronione?
Ametrine zamrugała i po chwili przytaknęła, uważając, aby nie machać zbyt gwałtownie głową.
- Dlaczego? - zmarszczyła brwi różowooka. Jej ogon zamarł, a ciało wyraźnie się spięło
- Cóż... - zaczęła ochrypłym tonem. Odchrząknęła, wzięła łyk wody i kontynuowała: - Robi się z nich narkotyki... To takie substancje, najczęściej psychotropowe... - przerwała, widząc, że cudzoziemka nie ma zielonego pojęcia, co znaczą te słowa, a ona sama nie wie, jak przetłumaczyć je na teneriski. Westchnęła. - To substancje, które uzależniają i mają wiele skutków ubocznych. Dużo wilków ich nadużywa, a po ich zażyciu potrafią zachowywać się nieprzewidywalnie.
- Ale to ich problem, mój nie - odparła różowooka. Nie mieściło jej się w głowie, że ktoś mógłby źle patrzeć na jej ukochane rośliny. - Moja rodzina od pokoleń je hoduje, w moich stronach nikt nieprzewidywalnie się nie zachowuje. One ważne dla mnie są! Dlaczego... Dlaczego ja muszę z nich rezygnować, ja problemu z nar... kotykami nie mam- Stuliła uszy i odwróciła głowę. Zapadła chwila ciszy.  - Co mi może się stać? 
- Cóż... Pewnie jeśli ktoś się dowie, to je zabierze. Mogą też panią aresztować, zamknąć w lochu lub zażądać dużej kwoty pieniędzy. I nie chodzi tylko o żywe rośliny, ale ich suszone liście również.
Milczenie ponownie wypełniło pokój. Xeva przestąpiła z łapy na łapę.
- Ale... - mruknęła. - Ale one mi potrzebne są. Do rytuałów i... I o rodzinie przypominają... Ja od siewki je hoduje, a siewki od roślin mojej matki są. Ja ich nie nadużywam, ja niebezpiecznie się nie zachowuję... Ja przyrzekam, ja normalne myślałam, że to jest, że na północy też to używacie.
Skrzydlata pokręciła głową. Długoucha wyglądała tak, jakby miała się rozpłakać.
- Co ja robić mam? Je wyrzucić? Ja nie chcę ich wyrzucać... Za zimno dla nich tutaj jest, umrą, a ja... Ja żeby umierały nie chcę.
- Nie musi ich pani wyrzucać - rzekła medyczka po chwili zastanowienia. - Może pani zostać zielarką i zrobić potrzebne kursy. W ten sposób mogłaby pani utrzymywać te rośliny.
- I mogłabym je mieć? I nikt by mnie nie aresztował, zamykał w lochu lub pieniędzy chciał? - odkrywczyni odżyła. Pociągnęła nosem i zamachała lekko ogonem, wyraźnie pocieszona tymi słowami.
- Wydaje mi się, że tak - kiwnęła głową jej towarzyszka. Teneriska podskoczyła i zaczęła skakać z radości w kółko. Mimo tego swojej nieposkromionej energii, poruszała się bardzo cicho, a każde lądowanie było prawie bezszelestne.
- Och, ja tak cieszę się! Ja krzyczeć chcę, ale panią głowa pewnie boli i nie mogę. Och, dziękuję, dziękuję, ja te kursy zrobię. Ale mnie pani nastraszyła, ja przez chwilę myślałam, że moje roślinki stracone są. 
Podskoczyła do posłania Somnum i wcisnęła czoło w sierść na jej piersi. Ametrine stuliła uszy i oblizała się po nosie, zaskoczona nagłym wybuchem czułości. 
- Och, ja przepraszam, pani pewnie głowa boli - wysapała Xeva, która z radości niemalże zapomniała oddychać, i tak szybko, jak znalazła się przy waderze, odskoczyła od niej o dobre pół metra. Jej pysk spoważniał, a brwi przysunęły się do siebie, nadając jej pyskowi poważnego, nieco wręcz surowego wyrazu - o ile Teneriska była w ogóle takie wrażenie budzić. 
- Pani komuś o tym, co się dzisiaj zdarzyło albo o moich roślinach, powie?

<Amisia?>
Słowa: 917 = 51 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics