sobota, 30 kwietnia 2022

Od Aarveda - trening V, cz. I

 - Więc jak?
Aarved odwrócił się i spojrzał na Enzo, jednak pytanie nie było skierowane do niego. 
- Co jak? - odparł właściwy odbiorca, Aeron.
- Dobrze wiesz, o czym mówię - parsknął szary wilk. - Idziesz na to polowanie, czy nie?
Zapadło milczenie. Powietrze wypełniało skrzypienie łap sześciu wojowników wracających ze zwiadu Dystryktu III. Dwie wadery zamykające kolumnę dyskutowały cicho, od czasu do czasu podnosząc głos. Maszerowały kilka metrów za dwiema parami basiorów, dając im przestrzeń do rozmawiania.
Aarved pozostawał jednak nieco z boku. Był w niezbyt dobrym nastroju, zmęczony wielodniowym patrolem, wolał więc się nie odzywać. Przysłuchiwał się jednak uważnie, czując narastające napięcie. 
To on był pomysłodawcą polowania i zależało mu na tym, aby doszło ono do skutku - i to na taką skalę, na jaką się umówili; ich celem miał być byk wapiti. Wiedział, że bez Aerona nie mieli szans powalić dorosłego samca jelenia. Na samą myśl serce podchodziło mu do gardła. Wisiało nad nim widmo pustej spiżarni. Nie chciał wydawać pieniędzy, jeśli nie musiał - i tak naprawienie woliery Fayri, którą zniszczyła niedawna śnieżyca, nadszarpnęła jego oszczędności. Co jeśli pieniędzy zabraknie wtedy, kiedy będzie ich najbardziej potrzebować? Ceny mięsa rosły, ponieważ stada reniferów migrowały na południe, poza granice Królestwa.
- Dalej nie wiem - odparł Aeron, wyraźnie niezadowolony z tematu, jaki narzucił Enzo.
- Och, no proszę cię - jęknął szary wilk. Opuścił swoje stanowisko obok Aarveda i wcisnął się między swojego rozmówcę, a Yothiela.
- Co ty robisz? - zapytał zimno Sivarius. - Zbliżamy się do Centrum, jak kapral cię zauważy...
- Tylko na chwilę. Aeron - zaczął Fenris, trącając go lekko. - Stary przyjacielu. Druhu, towarzyszu podróży. Pomyśl o tym, co najważniejsze w życiu. - Uśmiechnął się szczwanie. -  Pomyśl o pieniądzach.
Biały wilk przewrócił teatralnie oczami, a Ron skrzywił się, jednak zanim zdążył otworzyć pysk, Enzo kontynuował: - Ale naprawdę pomyśl o tym przez chwilę! Ile oszczędzisz, jak położymy byka? Dwie stówy na pewno. A ile lepszych, ciekawszych rzeczy kupisz za dwie stówy! Ile pint piwa u Beczułki! Ile godzin i jakie wadery w Jedwabnej Perle!
- Enzo, kretynie, wracaj do szeregu! - uszczypnął go w szyję Yothiel. Szary basior próbował się odgryźć, ale Sivarius wdzięcznie uniknął długich kłów. Atakujący parsknął z dezaprobatą, ale przyspieszył i powrócił na swoje miejsce koło Aarveda. 
- Muszę się jeszcze zastanowić. 
Rogacz ledwo powstrzymał się przed przewróceniem oczami. Enzo nie ukrywał jednak swojego zirytowania i warknął głośno. Aeron posłał mu mordercze spojrzenie. 
- Jeżeli się nie pojawię na spotkaniu, to nie czekajcie. 
- Przymknijcie się wreszcie. Wchodzimy do miasta - burknął Yoth, poganiając machnięciem głowy wadery, które błyskawicznie dogoniły resztę kolumny.
~*~
Ośnieżony czubek świerku zadrgał, kiedy duża samica białozora wzbiła się do lotu. Zaskrzeczała donośnie, szybując nad czterema plamami widocznymi na białym tle. Ścięła zakręt, gwałtownie nastawiając szerokie skrzydło pod wiatr i zniknęła za szczytami starych drzew.
Zamaskowany wilk, który zatrzymał się na chwilę, obserwował ten krótki pokaz zdolności lotniczych przepięknego ptaka. Po chwili jednak zamrugał i ruszył dalej. Żałował, że nie zabrał ze sobą Fayri, wiedział, że bardzo doceniłaby okazję do wspólnego polowania. Nie mógł jednak zabrać jej do miasta. Nienawidziła zamkniętych przestrzeni i nieważne, jak usilnie starałby się ją powstrzymać, odleciałaby w końcu i tyle by ją widział... Przynajmniej do czasu, kiedy nie wróciłaby do domu.
- Powiecie mi, którego mam zaatakować, prawda? - spytał Aeron, który widocznie przejawiał coraz większe zdenerwowanie im bardziej zagłębiali się w las.
- Będziesz wiedzieć - odparł Aarved. - Po prostu pilnuj się Yothiela. 
Najwyraźniej to jednak nie przekonało Khado, który wbił wzrok w ziemię i przygryzł wargę. 
- Najważniejsze, żebyś uważał na kopnięcie i nie ładował się za bardzo do przodu ani pod nogi. Jeśli źle ugryziesz, to nie trzymaj na siłę, bo jeśli ci się wyślizgnie, to stracisz rytm, a jak odkopnie, to w ogóle znokautuje. Puść i chwyć w innym miejscu - wyjaśnił cicho Aarved, patrząc na Yothiela, który z nosem przy ziemi krążył kilka metrów przed nimi. Zatrzymali się, nie chcąc mu przeszkadzać, jednak kiedy Sivarius ponownie złapał trop, ponowili marsz.
- A jak stanie? - dopytywał Ron.
- Wtedy puszczasz, uważasz na poroże i racice i się wycofujesz. - Rogacz delikatnie trącił go w bok. - Nie martw się tak. Polowanie polega na współpracy. Będziemy pilnować się nawzajem. Jak nie będziesz czegoś pewien, to po prostu się odsuń. Damy sobie radę.
Czerwonooki kiwnął powoli głową.  Enzo, który szedł nieco za nimi, przyspieszył i żartobliwie chwycił Aerona za pysk zębami.
- Weź, chłopie, bo aż ja się gorzej czuję, jak na ciebie patrzę. Nie bądź pizda, nie umrzesz! - roześmiał się, kiedy Khado odpowiedział uszczypnięciem go w policzek.
- Enzo, zamknij pysk, do cholery, nie mogę się przez ciebie skupić, kretynie! - warknął Yothiel. Obrzucił szarego wilka wściekłym spojrzeniem, ale jego wzrok złagodniał, jak zobaczył niepewną postawę Aerona. Podszedł i przesunął swoim czołem po jego szyi. - Nikt nie oczekuje od ciebie wybitnych umiejętności, niczyje pierwsze polowanie nie jest idealne. Jak będzie dla ciebie zbyt trudno, po prostu się wycofaj. Ale najpierw musimy znaleźć tego byka, a jak Enzo będzie się tak wydzierał, to możemy zapomnieć o jakimkolwiek wypadzie - szczeknął na szarego basiora.
- Może zająłbyś się swoją robotą, co? - odwarknął mu się Fenris. Sivarius uniósł głowę, zmierzył większego wilka lodowatym spojrzeniem, po czym strzepnął ogonem i odwrócił się, ponownie podnosząc trop. Enzoero przewrócił oczami i ruszył powolnym krokiem za nim.
Aeron stał przez chwilę z nieodgadniętą miną, patrząc, jak dwa basiory oddalają się wgłąb lasu. Aarved spojrzał na niego i uśmiechnął się pocieszająco pod maską.
- Idziemy? 
Khado wtulił nos w cętkowane futro i potarł czołem o policzek rogatego wilka. Podniósł na niego wzrok i kiwnął głową. 
Ponowili podróż. Z każdym przebytym metrem napięcie narastało, a atmosfera rozpoczynającego polowania zdała się udzielać każdemu. Nawet pełen zdenerwowania Aeron dawał ponieść się naturalnym instynktom, kiedy sam z siebie zaczął podążać śladem Ezro. Wilki utworzyły linię, brnąc bezszelestnie przez śnieg. Uszy nastawione, nosy wilgotne, a oczy wpatrzone przed siebie. Milczenie. Napięcie i zimno kłujące w powieki.
W końcu z mgły wynurzyła się polana. Na tle gór i ich rozmytych przez chmury zboczy zamajaczyły czarne sylwetki. Długie nogi unosiły silne tułowia wysoko nad śnieg. Duże oczy błyskały w zduszonym świetle słońca. Matriarcha zatrzepotała poszarpanymi uszami. Przeskanowała okolicę i wróciła do wygrzebywania korzeni spod ziemi. Jej cielę zanurkowało pod brzuchem pokrytym gęstą sierścią i zaczęło ssać, co jakiś czas bodąc matkę głową w słabiznę.
Nagle jednak coś zamajaczyło w tle. Niebo przecięło ogromne poroże, a pod nim błysnęły białka. Byk. To był jego teren, jego łanie. Blizny, których nie było w stanie zasłonić nawet zimowe futro, stanowiły świadectwo tego, jak wiele zapłacił za swój harem. Znakomitość wśród innych, zwycięstwa wielu potyczek w pełni swojej chwały. Niedługo jego siła przeminie i osunie się w cień, ustępując miejsca młodszym i silniejszym. Teraz jednak jeszcze nie czas na to. Teraz wciąż stał na szczycie.
Wszedł głębiej na polanę. Mięśnie napinały się pod skórą, kiedy wchodził między swoje samice, w pełni świadom swojego piedestału.
Wkrótce jednak miał się przekonać, jak krucha była jego władza.
Rozległo się szczeknięcie którejś z łań. Wszystkie, jak na komendę, uniosły głowę. Nim samiec zdążył się obejrzeć, aby zobaczyć, o co chodzi, usłyszał piski i tęten kopyt. Spojrzał za siebie, zdezorientowany nagłym wydarzeniem i samicami, które ruszyły w panice przed siebie, okrążając go. One miały młode cielęta, ale czego on miał się bać…?
Z pobliskiego lasu wyskoczyły dwa wilki, rozdzielając się niczym pióra wachlarzu - jeden na prawo, drugi na lewo. Za nimi pojawiła się kolejna para basiorów, biegnąca niemal noga w nogę. Ujrzał ich wyszczerzone kły, usłyszał ujadanie. Zadarł wysoko łeb i rzucił się do ucieczki, wydając z siebie spanikowany ryk.
Biały wilk wydłużył krok. Kręgosłup działał jak sprężyna, wyrzucając długie łapy w przód. Ziemia drgała, umysł szalał. Kochał ten chaos, chaos, którego był mistrzem, do którego był stworzony. Zapach wszechobecnej paniki, widok setek kopyt, które nieuchronnie doganiał. Jednak to nie one były jego celem, nie. Nie spuścił z niego wzroku, od kiedy tylko go zobaczył. Wbiegł w rów w śniegu, który utworzyły dziesiątki spłoszonych zwierząt. Krew wrzała, topiąc padający na powieki śnieg wyrzucany przez masywne racice.
Szczeknął do Aerona i obaj przesunęli się na prawo. Byk dogonił już resztę stada, jednak nie był w stanie dostać się do środka chmary spłoszonych łań. Biegł z boku, niczym taran prując przez wysoki śnieg, łamiąc po drodze wszystkie gałęzie, o które zaczepił jego wieniec. Nabiegłe krwią oczy łupiły za niego. Przyspieszył, kiedy dostrzegł błysk kłów przy swojej nodze. Ryknął i wyrzucił zad w górę.
Wilk odskoczył w bok, jednak nie dał się odgonić. Złapał zębami za kawałek luźnej skóry, która łączyła brzuch wapiti z udem i natychmiast puścił, przyspieszając, aby znaleźć się przy łopatce ofiary. Ta odbiła w bok, oślepiona nagłym bólem i skoczyła w las.
Młode drzewa łamały się pod nogami gnającego jelenia. Rwał z całych sił, mocno wbijając nogi w grunt, potykając się o kłody i zarośla, raniąc na nich skórę. Czuł, jak mięśnie zahartowane wieloma latami bitew i walk o samice z każdą fulą wyrzucają go w przód. A mimo tego drapieżca wciąż pozostawał przy jego boku.
Nadchodził główny etap polowania. Yothiel nie wiedział, jak daleko są dwa pozostałe wilki, ale już znaleźli się w lesie. Teraz jeleń już im się nie wymknie. Uniósłwszy ogon dla utrzymania równowagi, wpił się zębami pod łokieć ofiary, tam, gdzie najłatwiej utrzymać, gdzie najmniej rzuca. Zakleszczył kły, poczuł smak krwi, a euforia zahuczała w jego mózgu, zagłuszając ryki zwierzęcia.
Aeron trzymał się cały czas nieco z tyłu. Obserwował to wszystko wielkimi oczami, a adrenalina sprawiała, że kręciło mu się w głowie. Strach zupełnie zniknął. Pozostały instynkty i dzika, niepohamowana wręcz żądza: żądza pościgu, żądza zatopienia kłów w tym, co przed nim uciekało. Pragnął, aby ten pościg mógł trwać wiecznie. Wszystkie te zapachy i dźwięki były jak narkotyk. Ogłupiły go tak, że nie widział już nic poza jeleniem, jego jasnym zadem i przepięknym wieńcem nad oszalałymi ze strachu oczami. Czuł się jak we śnie.
Nie mógł się już dłużej powstrzymywać.
Przyspieszył, zmienił nogę w szaleńczym cwale i gdy tylko lewa tylna racica przemknęła mu koło głowy, skoczył i zacisnął zęby nad stawem skokowym. Poczuł, jak coś chrupnęło pod jego kłami. Odór żelaza i ciepło na języku. Czuł, że zaraz oszaleje. Jego mózg błagał o więcej. Szarpnął głową z lewa na prawo, warcząc przy tym wściekle. Uścisk trzonowców się rozluźnił, żuchwa osunęła się w dół. A potem zupełnie puściła.
Wilk nie zdążył zareagować. Poleciał w przód. Ślina zmieszana z krwią wyleciała z pyska zamrożonego w wyrazie zaskoczenia. Nie zdążyła upaść na śnieg, nim zad byka wystrzelił w górę, a racica uderzyła w młodego basiora.
 
<Koniec części I>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics