niedziela, 30 kwietnia 2023

Od Wenusa

Wenus zamlaskał. Zatrząsł się. Jego siostra u jego boku coś do niego mówiła, ale nie był w stanie jej słuchać. Ich dnie ostatnimi czasy były tak dobijająco nudne, że nawet cisza była znacznie ciekawsza niż ich przygody. Zwłaszcza, że bratu Jowiszowi też się pysk nie zamykał. I rozmawiali  tak z jego siostrą i tylko „jap, jap, jap”. Głośno, nieprzyjemnie i nudno. Definicja piekła dla Wenusa. Przynajmniej na ten moment.
—Czy wy możecie już utkać mordy. Zwłaszcza ty. — prychnął w końcu w kierunku starszego brata. Nie lubił go, tego mięczaka. Prostego, kochanego, ale nie dla niego. Jego łagodny charakter irytował małą, brutalną kulkę puchu.
—Oh. Ale o co ci chodzi? — Jowisz poczuł się skonfundowany, a w tym momencie w głowie Wenusa zapaliła się lampka. A gdyby tak to właśnie z niego zrobić sobie zajęcie na ta nudną porę swojego życia?
—A nieważne. — przysiadł sobie nafochany. Starszak dawał się łatwo manipulować, zwłaszcza emocjonalnie. A jaki służebny się robił kiedy lały się łzy. Trzeba było tylko te łzy z siebie wycisnąć, ale maluch nie umiał tego robić. Dlatego szybko, w myślach oczywiście, porozumiał się z siostrą.
—Właśnie! Nic! — usiadła obok niego ledwo chowając szeroki uśmiech  i usilnie próbując zamienić go na poważną minę złego dziecka. Oboje tak siedzieli delikatnie plecami do skonfundowanego braciszka. Teraz trzeba było tylko czekać parę sekund na jego reakcję. I stało się. Tak jak przypuszczali najpierw obyło się stadium niedowierzania. W końcu jego maluchy się na niego złoszczą. Walił miny i mlaskał. Potem stadium myślenia. Czym zawinił? Co mógł zrobić nie tak, że oba malce tak nagle się na niego tyłkami odwróciły. Śmiesznie patrzyło się jak krąży w miejscu.  Potem było stadium pomysłów. Najbardziej śmiesznym było, że wszystkie te idee były wypowiadane na głos i to w donośny sposób. Jak by im to wynagrodzić? „Kwiaty! Jedzenie. Oni lubią słodkości!”. Aż na końcu doszło do momentu „poddania się”. Jowisz usiadł przy nich, położył potem łeb na łapach i zaskamlał.
—Co ja biedny zawiniłem. Jak ja mogę wam to wynagrodzić. — tym samym dawał Wenusowi i Halley pełne pole do popisu.

Więc zmusili go do wysprzątania łajna po dzikiej bestii i patrzyli jak ganiają go szerszenie, których ukłucie niezwykle bolało. Śmiali się po cichu z jego prób wspięcia się na skałki, na które kazali mu wejść po kwiatka, którego nawet tam nie było. Mniej im do śmiechu było jak ich matka na tym złapała. UPS.

<Koniec>
Słowa:395

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics