sobota, 8 sierpnia 2020

Od Lawrence'a CD. Pandory

- Lucien. - Maluch przedstawił się, spoglądając w kierunku białego wilka. Lawrence zaczynał współczuć maluchowi. Biedak najpewniej nie zdawał sobie sprawy z sytuacji, w jakiej się znalazł. Co jeśli jego mama się nie znajdzie? Albo co gorsza, odnajdą jej ciało? Medyk potrząsnął łeb. Nie może z góry zakładać najgorszego. Wystarczy poczekać, aż patrol sprowadzi waderę całą i zdrową.
- Bardzo ładnie. - Idący obok mnie basior zagadywał do małego. - Ja jestem Pandora, a to jest Lawrence.
Brązowy basior przytaknął, delikatnie się kłaniając. Szczeniak nie odzywał się przez chwilę, najwyraźniej nad czymś myśląc.
- A Pandora to nie żeńskie imię? - odezwał się po chwili. Towarzysz Lawrence'a jedynie położył po sobie uszy.
- Tak - potwierdził po momencie milczenia. Medyk zaśmiał się cicho, na co jego przyjaciel zareagował szturchnięciem skrzydła.
- Gdzie jest twój tata? - Lawrence postanowił zmienić nieprzyjemny temat. Nie chciał, aby mały zaczął drążyć rozmowę dalej.
- W domu - odpowiedział, uśmiechając się delikatnie. Medykowi spadł kamień z serca. Dzieciak nie zostanie sierotą, jeśli patrolowi się nie powiedzie. Chociaż tyle.
- A gdzie mieszkasz? - dopytywał. Może dobrym pomysłem będzie odprowadzenie malucha do ojca.
- Nie mogę powiedzieć, nie znam was - mruknął, kuląc się nieznacznie. Pandora uśmiechnął się, na co Lawrence odwzajemnił podobny gest. Inteligentny malec.
- Racja. Kiedy przyjdzie twoja mama, wrócicie do domu - zapewnił biały wilk.
W końcu doszli do mieszkania medyka. Pierwszą czynnością, jaką zrobił Lawrence, po wejściu do domu było sprawdzenie stanu swojego pacjenta. Lis dalej pozostawał nieprzytomny, ale chociaż przeszła mu gorączka. Lekarz wierzył, iż ranny szybko dojdzie do siebie. Następnie przygotował posiłek, którym poczęstował swoich gości. Jak zauważył, w międzyczasie Pandora umył szczeniaka.
- Smacznego. - Lawrence podał sarninę. - Musisz nabrać energii przed powrotem twojej mamy - dodał, podsuwając talerz pod sam nos malucha. Lucien obwąchał niepewnie posiłek. 
- Mama mówiła, aby nie brać nic od nieznajomych - odparł, krzywiąc się lekko. 
Lawrence zaśmiał się serdecznie. 
- Jestem medykiem - wyjaśnił łagodnie. - Jaki cel miałbym w tym, aby cię otruć, a później leczyć? 
Szczeniak spojrzał na mięso. Brązowy basior wzruszył ramionami i sam zajął się swoim posiłkiem. Nie jadł od dawna. Czuł niebywały głód. 
Kończąc swoją porcję usłyszał dochodzące z zewnątrz głosy. Wyjrzał przez drzwi, skąd dojrzał wracający patrol. Zamarł widząc kulejących i rannych wojowników. Co ich tam spotkało? Pomiędzy nimi dojrzał nieznaną sobie waderę. Od razu domyślił się, że jest to matka Lucien'a. Wilczyca wydawała się wycieńczona. Bez słowa Lawrence wybiegł na spotkanie z patrolem. Musiał dowiedzieć się, co zaszło w lesie. 


<Pandora?>

Słowa: 390 = 24 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics