niedziela, 23 sierpnia 2020

Od Vallieany CD. Azarotha

O niespodziewanym kliencie zapomniałam dosyć szybko. W końcu nie było w nim niczego niezwykłego, ot, Zerdin, jak Zerdin, a jego problem również nie był wybitnie niesamowity, gdyż podobne mieszanki musiałam sporządzać parę razy na miesiąc, zazwyczaj hurtowo. Od razu więc wróciłam do jeszcze ciepłego posłania z nadzieją, że nie zostanę odwiedzona tej nocy/tego poranka przez następnego zmęczonego wilka.
Obudziłam się, kiedy słońce było jeszcze przed zenitem. Poprzez “obudzenie się” oczywiście chodzi o obudzenie przez marudzącego Vernona, który przecież nie pozwoliłby mi się spóźnić z wykonywaniem obowiązków.
Przesadź lodowczaki, bo pół nocy w innym dystrykcie pójdzie się pieprzyć jeśli zwiędną.
- Tak, już… - mamrotałam, okrywając się mocniej jelenią skórą, zapewniającą tak upragnione ciepło. Modliłam się w duchu, aby duch Zerdina jednak dał mi spokój, chociaż sama w to nie wierzyłam.
Musisz też nakarmić inne krzaki.
Głos tego bytu miał to do siebie, że nawet jeśli duch szeptał, w głowie roznosiło mi się to ze swego rodzaju hukiem. Kiedy duch do mnie mówił, brzmiało to silniej niż własne myśli, ponieważ był w stanie się przez nie przebić. Tym samym, nawet gdybym chciała go zignorować i dalej iść spać, przez cały czas ogarniało mnie rozbudzające uczucie, jakby spadania.
Ponadto musisz zrobić mieszanki dla tego naukowca z Dystryktu IV.
Odetchnęłam leniwie z dezaprobatą, zaraz jednak coś przeskoczyło mi w głowie niczym strumień prądu. Automatycznie się wyprostowałam.
- Jakiego naukowca?
Nawet nie żartuj że zapomniałaś.
Nie minęło dziesięć sekund, zanim zwinięty w rolkę pergamin spadł z wyższego piętra i uderzył prosto w mój łeb. Tępe puknięcie rozeszło się po pomieszczeniu, gdy zwój odbił się od głowy, następnie od ściany, by na końcu spocząć na miękkim posłaniu. Natychmiast zerwałam się na równe łapy, bo nawet nie musiałam zaglądać do listu, by wiedzieć co w nim jest. Na litość boską, to wszystko przez zmęczenie!
- Oczywiście, że nie zapomniałam.
W pośpiechu zeskoczyłam na sam dół swojego mieszkania, by wybrać stamtąd odpowiednie liście, korzonki i kwiaty, które, na szczęście, przygotowałam już wiele dni wcześniej aby mieć na zapas.
Jesteś niesamowita. Doprawdy, twoja odpowiedzialność powinna służyć za wzorzec dla innych.
- Zamilcz - wymamrotałam z pyskiem wypchanym aromatycznymi roślinami. 
Gdybym milczał, to nie wiem czy obudziłabyś się zanim przybędzie po ciebie eskorta, moja droga.
Zamiast kontynuować dyskusję, wskoczyłam na najwyższe piętro jaskini, następnie wykonałam jeszcze kilka kursów po rośliny, zebrałam ostatnie elementy i rozpoczęłam rozgniatanie, rozcinanie i mieszanie ze sobą poszczególnych składników, tworząc kilka sporej wielkości kupek. Nawet jeśli lodowczaki obserwowały mnie błagająco z kąta pomieszczenia, nie wiedziałam ile zostało mi czasu do przybycia wojskowych, więc naturalnie- najważniejsze sprawy na początek, a w szczególności te, które nie znoszą pośpiechu. Przez cały czas dokładność musiała trzymać się mnie jak najmocniej, gdyż akurat ta sprawa była na tyle wysokiej wagi, by najwyższe organy zadbały o jej bezpieczeństwo, przydzielając mi eskortę. W tym wszystkim więc byłam zmuszona zaufać, że mój towarzysz obudził mnie na tyle wcześnie, żebym się ze wszystkim wyrobiła, bo inaczej mogłoby wyjść nieprzyjemnie.
Odetchnęłam z pewną frustracją, niezadowolona z siebie. Tymczasem wszystko rozchodziło się o naturalne paliwo, którym można nakarmić stworzone eksperymentalnie pół-naturalne, pół-magiczne hybrydy, w tym przypadku rośliny. Nie zostałam wtajemniczona w szczegóły, a wiedziałam tyle, że muszę wybrać się na kilka dni z proponowanymi ziołami do Dystryktu IV, konkretniej - jaskini Esteli z Rasmith, naukowca, by razem przetestować z nią czym można nasycić te wyjątkowe istoty. Pani Estela w liście zagwarantowała, że jeśli zechcę być skłonna do współpracy, to się dogadamy we wszystkich kwestiach, a kilka dni po wysłaniu do niej listu z potwierdzeniem, otrzymałam informację od dowódcy wojska, że dostanę eskortę. Zrobiło się więc poważnie. 
Wszystkiego ostatecznie wyszło na jedną sporej wielkości torbę, oraz moją średnią podręczną, którą zawsze miałam ze sobą, by mieć w niej zapasowe rzeczy na drogę, w postaci leków przeciwbólowych, wstrzymujących głód, rozgrzewających i tym podobnych.
Gdy skończyłam pakowanie, od razu wzięłam się za przesadzanie nowych towarzyszy o niesamowicie silnym zapachu, a potem karmienie wszystkich po kolei. Ostatecznie jeden z wojskowych wkroczył do mojej jaskini w chwili, w której bandażowałam pociętą kończynę i zaczęłam zastanawiać się nad szybkim śniadaniem. Nie mając już wyboru wzięłam swoją torbę, basior wziął tę większą i streszczając mi przewidywany przebieg trasy, wyszliśmy z mojego mieszkania.

<Aziroth? Próbuję się rozkręcić XD>

Słowa: 685 = 39 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics