wtorek, 30 listopada 2021

Od Vallieany, CD. Lys i Tin

Hm, tego się nie spodziewałem.

Vallieana otworzyła oczy i rozejrzała się. Jeszcze przed chwilą Vernon krzyczał “odsuń się!”, a teraz z taką łatwością przyznał, że coś było w stanie go zaskoczyć? Zresztą, ona sama też była zaskoczona. Wszystko było w porządku, szły razem z Lys oraz Tin w kierunku portu, a teraz widziała ciało wader od góry… Niepocieszona zielarka zbadała wzrokiem swoje drobne łapki: czarną i białą, zakończone malutkimi paluszkami z pazurkami.

Wzięła głęboki wdech, gdy nieduże serduszko zabiło mocniej.

- Ja… - pisnęła cienko, po czym znów zamilkła, nie rozpoznając własnego głosu.

Gronostaj, Vallieana. Jesteś gronostajem.

- Jak to gronostajem?!- zapłakała i obejrzała się za siebie, by przeanalizować resztę tego mikrociałka. Plecy, ogonek, długi brzuszek - wszystko należało do niej, jednak w łasicowatych kształtach. Znów spojrzała pod siebie z pośpiechem, jakby w obawie, że coś złego się stanie także z waderami które w zakłopotaniu szukały swojej dotychczasowej towarzyszki. Słyszała ich głos i poćwierkiwania zdziwionych ptaków.

- Niech to szlag - zaklęła do siebie, by w odpowiedzi usłyszeć rozbawiony pomruk ducha. Natychmiast się zjeżyła jak wściekła kotka - Z czego się śmiejesz?! Powiedz mi jak to odwrócić! Musisz wiedzieć, skoro się śmiejesz!

Ale dlaczego?

- Jak to "dlaczego", Vernon?! Co "dlaczego"? Muszę zejść z tego drzewa i wrócić do Kózek, żeby odnieść kamieniarki! I muszę znaleźć tego wesołka, który zmienił mnie w gronostaja..! Przestań się śmiać, to poważna sprawa! - krzyknęła, skacząc po drzewie w tę i z powrotem, jakby to ciało miało dużo więcej energii do przebierania nóżkami, niż jej własna wilcza forma - No mów!

Nie przejmuj się, szybko znajdziesz rozwiązanie, jest banalne.

- Możemy nie bawić się w zagadki, proszę? Skoro wiesz, to powiedz wprost.

Idź do tych dwóch, ja rozejrzę się za sprawcą tego zamieszania.

Przez chwilę milczała, nie wiedząc jak skomentować całą tę sytuację… To wszystko było tak nagłe, że nie była pewna czy powinna skrzyczeć ducha, że chce ją zostawić, czy pozwolić mu iść, bo przecież daleko nie ucieknie… chociaż…

Przerażona wytężyła wzrok i dostrzegła malutką dziurkę w czystym śniegu. Cholera, cholera, cholera! Jeśli ta rzecz zostanie w tym miejscu, to może jednak Vernonowi nie będzie tak łatwo do niej wrócić.

- Dobrze, idź - westchnęła, i nie czekając na odpowiedź zbliżyła się do konaru drzewa, by móc zastanowić się nad jakimś bezpiecznym zejściem. Gałęzie pod nią w pewnym momencie całkiem się urywały, więc musiała postawić na ryzyko zaginięcia w śniegu, jeśli nie chciała utknąć w tym miejscu na zawsze. Motywowała ją także myśl, że w tej postaci była dużo lżejsza, więc ryzyko jakichś uszkodzeń wielokrotnie malało - miała mniej niż 30 cm długości i giętki kręgosłup, to musiało się udać. Zeskoczyła więc na najniższą możliwą gałąź, by się z niej wybić i spaść prosto w otchłań lodowatych ciemności… ponieważ śnieg miał zdecydowanie więcej niż 30 cm wysokości i zaraz wchłonął ją bez kapryszenia. 

Doskonale słyszała zarówno głos wader, jak i ich kroki, więc możliwie najszybciej zaczęła przedzierać się przez mrok, budując sobie elegancki korytarz. Gdy w końcu dotarła do długiej, przedniej kończyny Lerdis, zaczęła się po niej wspinać niczym po gałęzi. Nim którakolwiek z sióstr zdążyła zareagować, Valli już była na ich grzbiecie, a stamtąd wskoczyła na głowę i na pysk wader. Usiadła na czarnym nosie, by ustawić się przodem do zezujących na nią oczu.

- To ja, Vallieana!- krzyknęła możliwie najgłośniej, a potem nie czekając na odpowiedź, wskazała drobną łapką na dziurę w śniegu, którą dostrzegła z drzewa - Proszę, podnieś dla mnie ten naszyjnik.


<Lysu i Tinu?>
Słowa: 557 = 33 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics