czwartek, 30 czerwca 2022

Od Lys i Tin, CD. Vallieany

W ich uszach odbiło się pewne siebie "ruszamy". Już dosyć niepotrzebnej paniki, były zebrane i gotowe, już bez niepotrzebnego mętliku w głowie, który do niczego dobrego by nie doprowadził. Tak więc, zgodnie z tym słowem, ruszyły, nie chcąc już gubić większej ilości cennych sekund.
Wsłuchały się w rytm kroków odbijanych w śniegu, bo na razie nie miały nic więcej do powiedzenia. Może to i dobrze… Uszom Vallieany też przyda się mały odpoczynek. Ładunek na brązowym grzbiecie wader kołysał się delikatnie, a po niedługim czasie nawet kamieniarki przestały tak żywo popiskiwać. Wszystko zlało się z ciszą otoczenia. Okoliczne drzewa nie śmiały nawet zaszumieć, jedynie pochylały się wdzięcznie nad wędrującymi, jakby życząc im spokojnej drogi. Błękitnoszare niebo przebijało się przez korony, pozwalając słabemu światłu tańcować na futrach.
Tak, zdecydowanie chwila wyciszenia była wszystkim potrzebna.
– Ale w sumie to całkiem śmiesznie jest mieć takie małe ciałko – miały na myśli gronostaja oczywiście – i takie długie. Możesz sobie pewnie bez trudu powąchać tyłek – zaśmiały się.
Początkowo nieco zdezorientowana reakcja wilka w łasicowatym ciele też przerodziła się w krótki śmiech. Później rozmowa jakoś zaczęła im się kleić. Miały tylko nadzieję, że uda im się wyciągnąć Valli z tego ciałka, które przecież wcale nie należało do niej, pomimo tego, że nawet barwy miało takie same. Martwiły się trochę.
Brnęły do przodu. W takich momentach rogate wadery cieszyły się ze swojej krzepkiej budowy, bo inaczej już dawno padłyby z wycieńczenia, jęcząc, jak to jest im strasznie ciężko. A tymczasem trzymały się całkiem nieźle i to raczej nogi jako pierwsze odmówią im posłuszeństwa, nie ze względu na niesiony ciężar, a jedynie na przebyty dystans. W dodatku, ze względu na wzięcie na siebie całego ładunku, posiadały immunitet w postaci wcześniejszej przerwy. Opłaca się, nie? No, znaczy, opłacałoby się, gdyby to nie było jedyne wyjście. Jakoś trzeba było te ptaszki nad morze donieść.
Ale jeszcze trochę wytrzymają. Chciały przejść jak najwięcej, zanim w końcu pozwolą sobie na przerwę. Przecież były silne!
Na pewno? Ja to już bym odpoczęła.
Lys nie chciała słyszeć o takim scenariuszu. Do zachodu słońca jeszcze trochę, a do morza jeszcze dalej. Nie chciała marnować dnia.
Nie czujesz, że nogi nas bolą?
Ani trochę. Wcale. Było świetnie. Mogłaby przejść drugie tyle, co dzisiaj. Dobra, może to lekka przesada…
No weeeź.
To powiedz to Vallieanie!
Oh. Racja, przecież od tego trzeba było zacząć, a nie pytać się Lys o zgodę. Zwłaszcza że ona nie przyznałaby się do słabości.
Nagle chód wilczyc stał się mniej pewny siebie, a nawet odrobinę wolniejszy.
– Valli? – Tin zabrała głos.
Odczekała parę sekund, aby usłyszeć krótkie "hmm?".
– Możemy zrobić przerwę?

<Vall?>
Słowa: 425 = 26 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics