czwartek, 30 czerwca 2022

Od Xevy, CD. Lys i Tin

Xeva zatrzymała się gwałtownie, a rogate wadery omal nie wpadły w ogon swojej towarzyszki. Ledwo jednak zdążyły wyhamować, a Teneriska obróciła się na pięcie i stanęła przed nimi. Przełknęły głośno ślinę, gdy wadera przysunęła się tak blisko, że niemalże stykały się nosami.
- Lysitin - zaczęła odkrywczyni konspiracyjnym tonem. Jej oczy błyszczały dziko, a jej głos drżał, gdy szepnęła lekko ochrypłym, cichym tonem: - Jesteście tego pewne?
Wilczyce położyły po sobie uszy.
- T... Tak? - pisnęły niepewnie. 
- Wspaniałe to! Lisitin, najlepsze jesteście! - krzyknęła piegowata. Podskoczyła, zamiotła śnieg kitą i jak gdyby nigdy nic powróciła do swojego marszu.
- Tak więc... Od czego zacząć, hm, hm, hm... Kamienie, kości, pióra i reszta, co was najbardziej interesuje? Alfabetycznie może? O, alfabetycznie, to dobry pomysł. W każdym bądź razie... 
Myśliwie jeszcze stały tak przez chwilę, próbując zrozumieć, co się przed chwilą stało, ale w końcu otrząsnęły się, zamrugały i ruszyły biegiem za waderą i jej cichnącym monologiem. 
- ...i w środku takie fioletowe kryształki są. I to na ,,g" się nazywa, nie kryształki, a to wszystko, cały kamień ten. Tylko ja nie pamiętam... ,,G", ,,g", ,,g"...
- Geoda? - sapnęły wilczyce, dopadając do boku partnerki.
- GEODA! - wykrzyknęła różowooka, wyraźnie uradowana. - Lisitin, wy takie mądre jesteście. Geoda... A oprócz geody to jeszcze taki zielony kamień mam, z takich zielonych wypustek jest. Ja musiała bym ci go pokazać, bardzo ładnie w świetle błyszczy. I obok różowa kuleczka stoi, na targu ją kupiłam. Trochę droga była, ale się nie mogłam oprzeć. Potem nieco żałowałam, jak do końca miesiąca korzonki jadłam. Ale to jeszcze nic, kiedyś...
Lys i Tin starały się podążać za potokiem słów, jednak nikt nie mógł ich obwiniać za to, że gubiły się w zmasowanym ostrzale wyrazów, problemów składniowych, obcojęzycznych wtrąceń oraz twardego akcentu. Xeva była... chaotyczna. Oczywiście nie było to jej winą, aczkolwiek trzeba było czasu, aby się do tego przyzwyczaić.
Zaczęło się ściemniać. Teneriska, zbyt zajęta swoją opowieścią, zdawała się tego w ogóle nie zauważać. 
- I jeszcze prawie gotowy szkielet sowy mam, ale mu tam czegoś brakuje, no i składać mi się nie chce...
- Xeva?
- ...ale kiedyś ją złożę, chociaż najpierw tę półkę naprawić powinnam...
- Xeva...
- ...no bo jak ją tam postawię, a na pewno tam postawię, bo tam postawić chcę...
- Xeva!
Piegowata odwróciła się z uśmiechem.
- Tak, Lisitin?
- Ściemnia się. Nie powinniśmy poszukać schronienia?
Długoucha zatrzymała się i zadarła głowę.
- Och, rzeczywiście ciemno się zrobiło. Musimy szybko kominek rozpalić. Ja drewno znajdę, a ty polanę znajdź. Albo ja polanę, a ty drewno? Albo...
- Poszukam drewna - zaoferowały się wadery. Xeva otarła się łbem o szyję rogatych, a te uszczypnęły ją delikatnie w szpiczaste ucho.
Rozeszły się. Odkrywczyni zaczęła rozglądać się po okolicy, obserwując ułożenie lasu. Jej zmysły się wyostrzyły - podobnie jak skupienie. Próbowała wychwycić to, co puszcza próbowała jej przekazać. Zapachy, widoki, nawet ułożenie gałęzi w koronach drzew sprawiały, że czytała ze swojego otoczenia jak z otwartej księgi. 
Teneris była znana z trzech rzeczy - swoich niewielkich rozmiarów, zamieszkujących jej watah oraz wyjątkowej niegościnności przyrody. Potężna magia, która przepływała przez jej ziemie, sprawiała, że większość gatunków znacząco przerastała rozmiarami swoich kuzynów na kontynencie - dotyczyło to zarówno roślin, jak i zwierząt. Wiele miejsc było dostępnych tylko dla stworzeń umiejących latać lub wspinać się po drzewach, albowiem zarośla potrafiły sięgać kilku metrów wysokości; nie mówiąc o tym, że prawdopodobnie po kilku krokach nadepnęłoby się na jadowitego pająka wyglądającego jak kawałek kory, wpadłoby się na grupę mrówek, z których każda była wielkości łapy lub odetchnęłoby się toksycznymi oparami z odchodów krookli. Jedynymi wilkami, które potrafiły poruszać się po tej wyspie, byli członkowie wędrownych watah, od pokoleń wiernie strzegących swoich sekretów.
Rzecz w tym, że nawigowanie lasów Królestwa było niczym dziecinna zabawa dla Xevy. Czasami ją wręcz nudziło - w puszczach Teneris ciągle się coś działo. Północ była niczym pustynia.
Nauczyła się to jednak lubić. Doceniła ciszę i zdradziecki spokój śniegu Królestwa i uświadomiła sobie, że jego bezpieczeństwo jest tylko pozorne, a wszelkie tajemnice i ciekawe miejsca - ukryte. Sprawiło to, że Kraina Wiecznie Skuta Lodem stała się dla niej niezwykle atrakcyjna, jeśli chodzi o szukanie sekretów. 
Mimo że nie mieszkała długo w Królestwie, jego lasy znała jak swoje własne mieszkanie. Wiedziała, gdzie płyną strumienie, gdzie jelenie chodzą odkopywać korzonki i gdzie szukać króliczych nor. To wszystko mówiła jej puszcza. Wystarczyło słuchać. Nie gubiła się... Przynajmniej nie w lasach. Miasta ją przerażały.
Drzewa zaczęły się przerzedzać, a grunt pokrywały nagie zarośla. Wadera podążała za zmieniającym się ułożeniem warstw roślinności, aż w końcu wyszła na niewielką polankę. Jej większość zajmował pień powalonego, starego i pustego w środku drzewa. Niski pniak był widoczny na skraju łąki. Wilczyca rozejrzała się po okolicy, aż w końcu podeszła do pniaka, nachyliła się i zajrzała do środka. ,,Idealny", pomyślała.  Jeśli pogoda się pogorszy, będą miały, gdzie się schować. Zaczęła przygotowywać miejsce na palenisko, oczekując powrotu swoich towarzyszek. 
Przytaczała nosem ostatni kamień do okręgu, gdy z krzaków wyłoniła się rogata głowa, obok której lewitował pokaźny pęk chrustu. 
Odkrywczyni poderwała się do góry, rozrzucając wokół siebie śnieg i ziemię.

<Lys i Tin?>

Słowa: 814= 46 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics