czwartek, 18 lipca 2019

Od Spero CD. Lysandra

Rano, ledwo otworzyłam oczy, powitał mnie ciepły uśmiech Lysa.
- Witam śpiącą królewnę. Jak się spało? - zapytał.
W ramach odpowiedzi jęknęłam w proteście i, zwinąwszy się w kłębek, wtuliłam się w skrzydlatego basiora. Słońce ledwie przebijało się znad horyzontu, prawie nie rozświetlało w tym momencie pokoju. Było zdecydowanie za wcześnie, by w ogóle myśleć o wstawaniu.
- A kto mówił, że już nie śpię? - mruknęłam. - Musiało ci się wydawać... - ziewnęłam, zamykając oczy z zamiarem ponownego zaśnięcia. Przez chwilę przez głowę przeszło mi pytanie, gdzie tak w zasadzie się znajduję, ale ostatecznie nie zadałam go, uznawszy, że jestem na to zbyt zmęczona, a skoro Lysander był obok, to nie mogło mi nic grozić.
- Czyli zakładam, że dobrze - nie tylko usłyszałam, ale i poczułam śmiech Lysa. Położył na mnie głowę i mruknął do ucha - W takim razie śpij dalej. Nigdzie nam się nie spieszy...

~•~

Gdy obudziłam się po raz drugi tego dnia, było już znacznie później. Słońce stało wysoko na widnokręgu, a z zewnątrz dobiegał znajomy harmider zatłoczonych w środku dnia ulic Centrum. Poruszyłam się nieznacznie, gdy nie poczułam koło siebie Lysandra, i rozejrzałam się po pokoju.
Ze zmarszczonymi brwiami wygrzebałam się spod skór, którymi byłam przykryta.
- Wyspana? - usłyszałam wtedy znajomy głos. Na mój pysk wkradł się uśmiech, gdy odwracałam się, by spojrzeć na basiora. Stał przy jednym z okien w pokoju. Pewnie wyglądał na zewnątrz, nim się obudziłam.
- Teraz tak - odpowiedziałam z uśmiechem.
Lys zaproponował, byśmy zeszli na dół coś zjeść. Poinformował mnie też przy okazji, że znajdujemy się w zajeździe Pod Maciągowym Okiem.
- Mogliśmy iść do mnie - zauważyłam, gdy zchodziliśmy schodami na parter, do wspólnej jadalnii.
- Dystrykt I jest nieco daleko - Lys spojrzał na mnie spod zmrużonych brwi.
- Chodziło mi o moje mieszkanie w Centrum - zaśmiałam się. - Jest niedaleko sierocińca.
Teraz basior zatrzymał się ja wryty i popatrzył na mnie, jakby mnie widział po raz pierwszy, na co ponownie się zaśmiałam.
- Nie mówiłam ci o tym? Przepraszam - szturchnęłam go lekko pyskiem, żeby się uśmiechnął, co zaraz zrobił. - Musiało nie być okazji.
We wspólnej jadalni znaleźliśmy dla siebie miejsce w rogu sali i zamówiliśmy jedzenie. Czekając na nie, Lys zagadnął:
- Wiesz... Zastanawiałem się nad czymś ostatnio - zaczął, wbijając wzrok w łyżeczkę, która mieszała moją herbatę. Tak, jestem leniwa i używam magii też do takich przyziemnych rzeczy. Gdy podniosłam wzrok na basiora, kontynuował. - Pamiętasz Feana, o którym ci mówiłem? - zapytał, a ja skinęłam głową. Słodki maluch z sierocińca, nie dało się go nie pamiętać. - Zastanawiam się... z resztą, sama to sugerowałaś... - plątał się. Co było w pewien sposób urocze.
- Lys - przerwałam mu z uśmiechem. - Spokojnie. Nie denerwuj się, to tylko ja - mrugnęłam do niego porozumiewawczo, na co uśmiechnął się, nieco spięty, ale w końcu udało mu się skończyć zdanie.
- Chciałbym go adoptować - wyrzucił z siebie. I nim zdążyłam przyswoić tę informację, zaczął wyrzucać z siebie z prędkością karabinu maszynowego - Ale... jestem żołnierzem. W każdej chwili mogę zginąć. Albo, co gorsza, doprowadzić do śmierci bliskiej mi osoby, a tego bym po raz kolejny nie przeżył...
- Lysander - ucięłam jego słowotok, przybierając poważny wyraz pyska. - Nie mów tak. Nie zginiesz. A nawet... - zacięłam się, ale przełknąwszy ciężko ślinę, uciekłam wzrokiem gdzieś w bok i kontynuowałam. - Nawet gdybyś jakimś chorym zrządzeniem losu zginął... Dasz mu dom. Miłość rodzica, której nigdy w swoim, jak na razie krótkim, życiu nie zaznał - spojrzałam ostrożnie na Lysa. Wbijał wzrok w stół. Uśmiechnęłam się lekko i dodałam pokrzepiającym tonem - On też tego chce, Lys. Pytał o ciebie, gdy ostatni raz odwiedzałam sierociniec. Jestem pewna, że gdybyś zdecydował się go adoptować, byłby w siódmym niebie.

<Lys? ^^ >


Słowa: 581

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics