piątek, 26 lipca 2019

Od Spero CD. Pandory

- Chyba sobie żartujesz - zdążyłam jedynie warknąć, nim cienisty stwór uderzył we mnie z zapierającą dech w piersiach siłą. Sapnęłam, zarówno z zaskoczenia, jak i z bólu, nim wylądowałam na kamiennej posadzce.
Przeskoczyłam, zanim miałam okazję się przekonać, czy szpony i kły bestii są tak ostre, na jakie wygladają. Ułamek sekundy później znajdowałam się już za plecami stwora, biegnąc ile sił w łapach w stronę szczeniaków i dziwnego zjawiska, podejrzanie przypominającego jakiś rodzaj portalu...
- Ash! - wrzasnęłam, chcąc przyciągnąć jakoś uwagę dzieci. Nic. Szły powoli w kierunku fioletowego światła. - James! Do cholery, stójcie...
Wielka łapa uderzyła mnie w bok, odrzucając spory kawałek. Pazury rozorały skórę, zatrzymując się na żebrach. Wrzasnęłam z bólu, przetaczając się bezwładnie po brudnej posadzce.
Gdy otworzyłam, odruchowo zamknięte wcześniej, oczy, bestia stała nade mną, sapiąc groźnie. Ślina kapała z półotwartego, wykrzywionego w nienawistnym wyrazie pyska, tuż pod moje łapy.
Za potworem stojącym mi na drodze do szczeniaków dostrzegłam Pandorę, wyraźnie szykującego się do wsparcia mnie w walce. Nim zdążyłam go powstrzymać, rzucił się bestii na plecy, wbijając zęby w gruby kark. Rozległ się głośny, przerażający ryk bólu.
A gdzieś tam, za toczącą się przede mną szamotaniną, Ash i James szli na ślepo, prosto w nieznane.
To nie mogło się tak skończyć.
- Pandora! - krzyknęłam. - Zostaw go mnie, biegnij za dziećmi!
Łypnął na mnie jednym okiem. Nie trzeba było jasnowidza, by stwierdzić, że ten pomysł mu się nie podoba.
- Dam sobie radę, biegnij!
W końcu puścił stwora i, odbiwszy się od jego pleców, wystrzelił w stronę szczeniaków. Bestia chciała go jeszcze capnąć, ale byłam szybsza.
Skoncentrowana wiązka magii, niczym lasso, zaciągnęła się na czarnej łapie i pociągnęła w drugą stronę. Wytrącając przy okazji istotę z równowagi, przez co ta runęła na ziemię, porządnie zaskoczona. Nie czakając, aż się otrząśnie, posłałam w jej kierunku falę lodu.
Potwór odturlał się i chciał ponownie ruszyć na Pandorę, tym razem przeszkodziła mu jednak niewidzialna ściana. Ryknął, porządnie rozeźlony i, z żądzą mordu w oczach, odwrócił się w moją stronę. Warknął cicho, powoli ruszając w moim kierunku.
Dźwignęłam się z jękiem na łapy. Czułam, jak z rannego boku kapie krew. Zaczęłam mruczeć pod nosem zaklęcie uzdrawiające, nie spuszczając wzroku z potwora. Uzdrawianie to nie moja działka, nie było mowy, żebym zdołała całkiem zaleczyć ranę. Ale mogłam chociaż powstrzymać krwotok. Później przyjdzie czas na zamartwianie się kolejną blizną w kolekcji.
Gdy potwór skoczył na mnie, byłam gotowa.
Przeskoczyłam, gdy przerażająco wyglądające kły znajdowały się kilka milimetrów od mojego gardła. Pojawiłam się tuż za nią, wyczarowując z posadzki, na którą spadała, gruby i osto zakończony lodowy kolec. W zamyśle miała się na niego nadziać, jak kiedyś niedźwiedź...
Zamysł nie wypalił. Potwór w ostatniej chwili wykręcił się w powietrzu, jedynie ocierając o śmiercionośny kawał lodu.
Gdy podobne manewry raz za razem nie dawały rady pokonać bestii, a nie było widać, by Pandora ze szczeniakami miał zaraz pojawić się z odsieczą, trzeba było wytoczyć cięższe działa.
Zdołałam omamić szybkimi przesmokami wilka na tyle, że przywalił z rozpędu w niewidzialny mur, który stworzyłam, by oddzielił nas od reszty. Wykorzystałam chwilę zamroczenia przeciwnika, by na szybko naszkicować runę spętania. Zazwyczaj wykorzystywałam ją przy odsyłaniu duchów w zaświaty, ale tym razem też powinna zadziałać.
Szepnęłam jeszcze kilka słów zaklęcia, uważnie śledząc wzrokiem bestię. Widziałam ją jakby w zwolnionym tempie - jak powoli potrząsa głową, by przywrócić świadomość, odwraca się i rzuca mi spojrzenie, pod którym miałam ochotę się skulić i poddać. Ale nie zrobiłam tego. Dla Ash i Jamesa. Dla Pandory.
Gdy bestia rzuciła się na mnie z rykiem wściekłości, zamknęłam oczy, zastanawiając się, co by było, gdybym teraz zginęła. Gdzie trafiłaby Ashaya? Co z Lysandrem? Czy w ogóle by się dowiedział, co się stało...
Ryk się urwał. A ja otworzyłam ostrożnie oczy.
Bestia trwała zawieszona w skoku, idealnie nad wyrysowaną przeze mnie runą.
Gdyby nie to, że byłam skrajnie wyczerpana i do tego dość poważnie ranna, odtańczyłabym w tamtym momencie taniec zwycięstwa.
A tak to tylko opadłam bez sił na posadzkę, szeptem dokańczając zaklęcie pieczętujące. A dla pewności zamknęłam jeszcze potwora w wielkiej bryle lodu. Na razie, bez wsparcia, tylko tyle byłam w stanie zrobić.
Wbiłam półprzytomny wzrok w miejsce, gdzie ostatni raz widziałam Pandorę i czekałam, resztki sił wkładajac w to, by nie zasnąć. Krew kapała z ponownie otwartej rany na boku, ale już tego nie zauważałam. Byłam taka śpiąca...

<Pandora? Nie, Spero nie umarła, nie martwcie się, tylko tak trochę odpłynęła xD >


Słowa: 709

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics